Searching...
poniedziałek, 30 maja 2011

hulajnogi

Jeżdżę tak sobie po tej Anglii i jeżdżę i na różne widoczki natrafiają moje oczka. 
Na przykład na takie:



Ot, hulajnogi zostawione przed szkołą przez dzieci. Przez dzieci, dodam, z niewielkiego miasteczka, gdzieśtam w Anglii. Tkwią sobie grzecznie w tym płotku przez cały dzień, czekając na właścicieli, którzy odjadą nimi gromadnie o 15:30.

Hulajnogi są majątkiem ruchomym o niewielkiej wartości (taką bylejaką można kupić za £10, czyli ekwiwalent 6 bochenków chleba), co nie zmienia faktu, że jest na świecie wiele miejsc, gdzie te '6 bochenków' natychmiast by się komuś przydało.

Ale nie w miejscach takich jak te, nieskażonych zasiłkami socjalnymi,  'kulturą' bierności i postawą roszczeniową.
Bo - tak sobie to tłumaczę - jak ktoś ciężko haruje na wszysto, co ma i czym chce się cieszyć, to po prostu 'nie pożąda żadnej rzeczy bliźniego swego' niezależnie od tego, czy i jaką religię wyznaje, i tego też uczy dzieci i dzieci dzieci i dzieci dzieci dzieci. 
Tak myślę.
No ale wchodzę tu już na grząski grunt polityki i ryzykuję posądzenie mnie o demagogię, a ma być lekko, łatwo i przyjemnie.

Zostawiam więc hulajnogi i marzenia o idealnym świecie i ruszam dalej ...

0 comments:

Prześlij komentarz

Niepisanym prawem tego bloga jest lista komentarzy dłuższa od samego wpisu - uprasza się o podtrzymywanie tradycji:)

 
Back to top!