I co?
I to, że się boję!
Jest to strach irracjonalny, ale jest.
Silny i do bólu brzucha, który się wcale nie zamierza słuchać głowy. Zresztą głowa też jakby w amnezję jakąś popadła. Przynajmniej prawa półkula. Lewa jej tłumaczy, że przecież ten wirus na nią nie skoczy i nie rozprzestrzeni się w tempie natychmiastowym, ale prawa jest oporna i do tego podjudzana przez brzuch.
A i fakt, że spotykam się na gruncie przeciwnika, nie pomaga.
Zajmę się lekturą porannych plotek, żeby zająć łeb...
Ps. 1 Dowiedziałam się, kim jest Cheryl Cole :)
Ps.
2. Wizytę przeżyłam. Na początku byłam zbyt zszokowana innymi rzeczami,
by myśleć o wirusie. Ale po chwili złapałam się na tym, że wciąż
obsesyjnie myślę, iż jak dotknę czegoś, a potem tę rękę wsadzę do ust
lub oka, to koniec.
I rzucajcie sobie we mnie kamieniami!
wtorek, 31 maja 2011
2011/05/31 09:26:39
Hej, fajne, ty to w podróży pisujesz? Jak to robisz? Przez laptopa czy komórkę?
hmm
OdpowiedzUsuńotóż ja wiele lat temu nawet w jakimś konkursie wiedzy o HIV brałam udział i wiedziałam wiele, nawet szczegóły o proteinowej otoczce tegoż wirusa i... mimo wszystko rozumiem Twój strach.
Jest tu u nas w mieście taka jadłodajnia, miejsce spotkań, integracji i pracy osób seropozytywnych. Zawsze są tam ludzie - tak na sali jak w kuchni. Lokal przeszklony, wszystko widać. Nawet witrynkę z konfiturami domowej roboty.
"I rzucajcie sobie we mnie kamieniami!", ale nigdy tam nie weszłam i nigdy nic nie kupiłam.
Ależ odgrzebała! Jeden z moich pierwszych wpisów :))))
UsuńA co do tematu, to ... no właśie gdzieś tam głęboko (wciąż) zakodowany jest we mnie strach.
Może irracjonalny, ale jednak realny.
I żadne kursy czy konkursy nie są w stanie tego przełamać.
Choć spotykałam się z tym człowiekiem później jeszcze parę razy, zawsze czułam się niepewnie.