Searching...
piątek, 8 czerwca 2012

Pracujesz - płacisz!!!

Nie chodzę do angielskich dentystów.
Leczę się od zawsze u mojej pani Małgosi w Polsce, która owszem, drenuje mój portfel bez skrupułów, ale i tak wynosi to taniej niż leczenie na Wyspach.


U dentysty byłam tu pięć razy w życiu, z czego trzy to było rejestrowanie się w nowej przychodni.
Czwarty raz udałam się z niemiłosiernym bólem zęba. Tak mi się przynajmniej wydawało.


Okazało się, że to zapalnie zatok szczękowych i antybiotyk rozwiązał sprawę.
Mimo ulgi byłam strasznie zła na siebie, bo zdarzyło się to parę miesięcy po przeprowadzce i nie zdążyłam się przerejestrować, przez co musiałam jechać do kliniki do pobliskiego miasteczka, gdzie jako niezarejestrowany pacjent zapłaciłam za sam ten fakt 55 funtów, plus koszty wizyty.


Po kolejnej przeprowadzce (niestety, trochę ich w moim życiu było, a i niedługo czeka mnie kolejna, grrrrr) postanowiłam nie popełnić tego samego błędu i od razu pobrykałam zapisać całą rodzinę.
Zapisy to zapisy - założenie karty, 'przegląd techniczny', parę minut i wiuuuuu do domu - myślałam.
Było zaraz po wakacjach, wiedziałam więc, że pani Małgosia zostawiła mą szczękę w nienagannym stanie.


Musicie wiedzieć - uwaga dygresja - że właściwie nigdzie nie ruszam się bez torebki, co jest odwiecznym przedmiotem kpin mojego męża (bezpodstawnie, albowiem np. do sklepu za rogiem zdarza mi się torebki nie wziąć ;) a poza tym to kto zgubił noszonego w kieszeni iphona, hę?)
Bez torebki czuję się jak bez ręki - w końcu nie będę upychać po kieszeniach komórek, kluczy, portfeli, chusteczek, szminek, długopisów, notesu, gumy do żucia, pudru i wielu niezbędnych do życia przedmiotów pierwszej potrzeby.


A tamtego dnia AKURAT torebki nie wzięłam.
Zupełnie nie wiem dlaczego, ale utwierdziło mnie to tylko w przekonaniu, że NIE WARTO NIE BRAĆ torebki, albowiem pani dentystka zadecydowała za nas (pozbawiwszy nas uprzednio prawa głosu, poprzez arbitralny nakaz rozwarcia szczęki do oporu), że nam wyczyści kamień.
Nie wiem, gdzie ona się tego kamienia dopatrzyła, bo ja, osoba po dentystycznych traumach z okresu dziecięcego, o zęby dbam wyjątkowo przykładnie.
Nawet urodzenie pierwszego potomka, po którym to strach przed dentystą zniknął bezpowrotnie (czymże jest bowiem parę minut w gabinecie z wiertarką szybkoobrotową w porównaniu z agonią porodówki :)) nie zabiło we mnie przewrażliwienia na punkcie jamy ustnej.
Zresztą pani Małgosia POWIEDZIAŁA, że jestem grzeczną dziewczynką i nie ma mi nic do zarzucenia.


Może angielscy dentyści mają inne standardy?



Faktem jednak jest, że bez pardonu skasowano nas po £17,50 od łebka.
Majątek to nie jest, ale chodzi o zasadę.

Szczególnie, że nie miałam tej cholernej, zakichanej torebki!!!

A mój mąż (który się wyrwał z pracy) też nie miał portfela.
Naraziło nas to na fukanie pani recepcjonistki tudzież oglądanie białek ocznych tejże.

Ja, klasycznie już, poczułam wstyd za całą emigrację polską, której (oprócz paru pozytywnych aspektów) udało się również zasłynąć tzw. turystyką zdrowotną.
Turystyka zdrowotna w wydaniu polskim była niewątpliwie mocno przereklamowana, jako że - co potwierdzi lektura każdego forum poloninego - mieszkańcy nadwiślańskiego kraju krytykują NHS (National Health Service) na potęgę, uważając że pozwala on przetrwać tylko najsilniejszym, serwując im wodę i paracetamol, jako antidotum na prawie wszystkie dolegliwości.
Poza tym zarejestrowanie się w przychodni obwarowane jest licznymi procedurami (włączając w to potwierdzenie adresu).

Daily Mail, bulwarówka o nacjonalistycznych ciągotach, zdołała jednak ten temat rozdmuchać na tyle, by fama poszła w świat, że tłumy Polaków rejestrują się w angielskich przychodniach, rodzą tabuny dzieci, usuwają ciąże i operują się za pieniądze rodowitych potomków Tudorów.


Nie wiem, czy to moje chorobliwe przewrażliwienie czy faktycznie wyczułam lekką pretensję w głosie i niedowierzanie w to, że za chwilę przyniosę pieniądze (co oczywiście zrobiłam).
Ale mniejsza o większość. I tak nie zamierzałam pojawiać się tam często.
Niestety złośliwość rzeczy martwych (a czasami całkiem jeszcze żywych) jest znana wszem i wobec.

Trzy dni temu jeden z moich wymuskanych ząbków postanowił się zbuntować. Na początku nie zwracałam na niego uwagi, gdyż ząb był zdrowy i mimo że miewał wcześniejsze 'wyskoki', zawsze się w porę opanowywał.
Zarówno pani Małgosia, jak i pani Mahatha zapewniały mnie, że to tylko nadwrażliwe dziąsło.
Gdy jednak to "nadwrażliwe dziąsło" nie dało mi spać przez 2 noce stwierdziłam, że udam się po pomoc.


Z torebką.

Niestety 'emergency' po angielsku wygląda tak jak klasyczna scenka z sitcomu Little Britain:


Computer says 'No' i nie ma przeproś.

Na 'szczęście' po pomoc musiałam czekać tylko jedną dobę.
Ząb mnie wkurzał na równi z moim dziećmi, które akurat mają przerwę w szkole, a tu jak na złość leje jak z cebra od poniedziałku, więc poziom frustracji i znudzenia daje się nam wszystkim we znaki.

Jakoś (chciałoby się rzec, zaciskając zęby - ale sami rozumiecie - starałam się jednak tego unikać :)) przetrwałam kolejną noc i udałam się z rana do gabinetu, licząc na sensowną pomoc.


Pani Mahatha się męczyła strasznie nad wypracowaniem diagnozy, aż w końcu wezwała na pomoc pana Abdula, który mnie obejrzał, obmacał (dziąsła me, znaczy się) i powalił w zęby metalową końcówką lusterka stomatologicznego.
Jak walnął w górną czwórkę, to zobaczyłam świeczki, gwiazdy i opóźnione zaćmienie Wenus na raz.

Diagnoza brzmiała: pęknięty ząb.

Przyznam szczerze, że zabrzmiało to bardzo logicznie, jako że prześwietlenie nic nie wykazało, pasty na nadwrażliwe dziąsła stosowane regularnie nie pomagały, a ząb bolał.

Przeraziła mnie jednak propozycja leczenia: najpierw antybiotyk (a nuż znowu zapalenie zatok, w co wątpię), potem leczenie kanałowe, a jak to nie pomoże to ... wyrwanie zęba.


Cudownie!


Trochę trudno mi zwizualizować się bez górnej czwórki.
(Choć niektórym, jak widać, nawet i brak trójki nie przeszkadzał w zrobieniu kariery.)





Mam jednak nadzieję, że nie dojdzie do ostecznej wersji.
W razie czego zaczynam już odkładać na implant :)
A raczej zacznę odkładać na implant, jak podreperuję budżet po leczeniu kanałowym i (ewentualnym) wyrywaniu, co będzie mnie również słono kosztować.


A będę musiała za to zapłacić z własnej kieszeni.
Tak samo, jak za dzisiejszą diagnozę.
5 minut siedzenia na fotelu = £17,50.


Przy wyjściu pani z recepcji zapytała się mnie czy płacę.
Aaaa, yyyyy, eeeee. Tego, no nieeee wiem. - wydukałam naiwnie, jako rzadki bywalec lokalnych gabinetów dentystycznych.
Świtało mi gdzieś po głowie, że usługi podstawowe są jednak pokrywane z ubezpieczenia, które regularnie opuszcza moje konto.


- Pracuje pani? - spytała usłużnie recepcjonistka.
- Tak - odparłam z dumą.
- To pani płaci! - rzekła kategorycznie, utwierdząjąc mnie w przekonaniu, że w tym kraju po prostu nie opłaca się pracować.
Lepiej jest siedzieć w domu, dostawać zasiłek, nie zrywać się rano do pracy, nie pędzić w szalonym widzie od świetlicy do opiekunki, nie wydawać majątku na dojazdy, mieć mieszkanie komunalne opłacane przez innych podatników-frajerów i leczyć sobie zęby za darmo.
Ale ponieważ ząb nawala mnie wściekle (matko, jak mnie gościu walnął tym lusterkiem, wciąż widzę gwiazdy!), to nie będę sobie jeszcze psuć nastroju bolącą wątrobą.

Nie odmówię sobie jednak - w swoim czasie - opisania jednego z nawiększych absurdów tego kraju jakim jest utrzymywanie całej rzeszy rozleniwionych i zdegenerowanych zasiłkowiczów i sponsorowanie rozwoju tzw. benefit culture.





piątek, 8 czerwca 2012


2012/06/08 18:05:58
Bez torebki czuję sie goła. Tam mam wszystko. Tak samo jak czuje sie naga jesli nie podkreślę oczu kreską. A z tymi zasiłkowiczami to faktycznie, jest dosyć dziwne. Lepiej nie pracować i mieć zasiłek, zapłacony tax, prąd i gaz. W dodatku przywileje w przychodniach. Nic dziwnego, że nie chcą/ nie opłaca im się pracować. Dziewczyny wolą sobie sprawic od razu dziecko, aby mieć ichniejszy zasiłek, później mieszkanie itd.

2012/06/08 18:27:24
Widziałam jakiś czas temu dokument o bezrobotnych Brytyjczykach, co to plują pianą, że im eimigranci pracę odbierają. Założenie filmu było takie żeby po kilku bezrobotnych zaprosić na miejsca 'zajęte' przez Polaków, Ukraińców i Hindusów - w fabryce, przy zbieraniu szparagów, na 'budowlance' i w restauracji. I zaczyna się dramat: po pierwsze angielscy bezrobotni nie są w stanie rano wstać ( i rezygnują) albo wkładają do paczki w fabryce nie po 12, tylko po 10 sztuk (bo im się pomyliło, więc trzeba wszystko od początku przeliczać, obraza jest, więc rezygnują), przy szparagach trzeba się schylać (to nie dla nich), w restauracji goście muszą czekać z powodu ciągłych przerw na papierosa, a to jak rodowity Anglik wbijał gwoździe na budowie...to nie wiedziałam śmiać się czy płakać (zwrócenie uwagi, że Polak lepiej wbija = obraza i rezygnacja). Wniosek: przedsiębiorcy przyznają że często zatrudnianie Brytyjczyków jest nieco...ee...nierentowne, eufemistycznie rzecz ujmując.
Więc sugestie Daily Maila wpieniają mnie tak, że potrzebuję takiej odśliniarki, jak u dentysty właśnie ;)
To tyle w kwestii mojej opinii co powinnaś czuć jako pracująca emigrantka, mimo że oczywiście kasta wyższa ;)

2012/06/08 19:59:29
@ Dana, widzę że mnie rozumiesz :)
Co do zasiłków, to ... dlugi temat.

@IK - Dalily Mail pisze często tak stronniczo, że faktycznie odśliniarki trzeba. Niestety wyraża on opinie sporej części społeczeństwa i umacnia stereotypy (w których trochę prawdy zawsze jest).
Polacy są dobrym 'chłopcem do bicia', bo zarzuty pod ich adresem nie zahaczają o religię czy rasizm. Wiadomo, że jest grupa mająca sporo za uszami, ale nie sądzę, by była tak liczna, jak grupa rozleniwionych Anglików, którym się (tak jak piszesz) nie opłaca palcem w bucie kiwnąć za 7f/h. A poza tym jaki to dyshonor wykonywać prace 'niższej kasty'.
Nie sądzę, że wielu Anglików pracuje dla polskiego rządu/gminy, na stanowisku konsultanta, władając biegle językiem polskim - i w tym kontekście oczywiście jestem z siebie niezmiernie dumna. Cieszę się, że pracuję, choć czasami ... mam ochotę rzucić to wszystko w cholerę i żyć na koszt innych. To takie proste! (choć wiem, że na pewno tak nie zrobię).
Wielu Polaków osiągnęło na Wyspach sporo i właśnie w tym kontekście bolą mnie stereotypy i celowo lub nieświadomie podsycanie negatywnego obrazu.

2012/06/08 20:32:22
Proszę Cię tylko - nie daj sobie wyrwać tego zęba! U nas stomatolodzy twierdzą, że KAŻDY ZĄB da się uratować, choćby w części. I mają rację, bo ja mam taki ząb, który ma tylko część moją tą pod dziąsłem, wyleczoną i wycementowaną z osadzonym bolcem, na którym nadbudowano mi część górną z koroną. Oczywiście - nie było to tanie (chyba 2 tys. 3 lata temu), ale warto, bo co swój, to swój (a 2x taniej niż implant).
Gdyby u Ciebie tego nie chcieli zrobić, warto przylecieć tanimi liniami np. do Szczecina (po uprzednim umówieniu się) na weekend i to zrobić. Koleżanka córki tak lata z Oslo i sobie chwali!

2012/06/08 21:19:24
Rest, obiecuję, że tak łatwo się nie dam oszpecić ;)
W razie czego są jeszcze polskie kliniki w Londynie.
Też mi się nie chce wierzyć, że niewidoczne na prześwietleniu pęknięcie od razu kwalifikuje do zagłady.

2012/06/08 23:30:08
nawet pękniętego zęba tak od razu się nie wyrywa !
bo też często można i takiego pęknietego uratować
sztyft z włókien sztucznych itd.
przylatuj do Polski
to tańsze niż implant
impanty rzecz wygodna, ale w moim wieku, nie twoim
ja przeżyłam stomatologię PRL więc nie miałam wyjścia

2012/06/09 04:43:22
Ninga, też mnie ta, jakże beztrosko rzucona, diagnoza mocno zdziwiła.
Nie dam się tak łatwo zwieść.
Nikt mi nic nie wyrwie bez wiedzy pani Małgosi :))
Mam tylko nadzieję, że czwórka będzie współpracować :)

2012/06/09 07:12:13
Ha, masz slawetna torbe jak Mama Muminka!

2012/06/09 11:11:33
@Duo.na, nie przepadałam (delikatnie mówiąc) za Muminkami. Jakieś mroczne dla mnie były. Musiałam więc wygooglować tę torebkę.
Ale faktycznie!!! Przypominam sobie! Tak! Tak! Jestem dokładnie jak Mama Muminka z niedołączną torebką :)))
Tylko noszę ją bez fartucha w paski ;-D

1 comments:

  1. Mnie w peknietego zeba wkrecili jakies cwieki ze spoiwem. To nawet przed rozwazeniem korony (ktora oczywiscie jest przed implantem). A wiec zdecydowanie da sie!

    OdpowiedzUsuń

Niepisanym prawem tego bloga jest lista komentarzy dłuższa od samego wpisu - uprasza się o podtrzymywanie tradycji:)

 
Back to top!