Za zupełnie zwariowane i zapierające dech sceny otwierające film.
Pogoń po żurawiu, walka na dachu pędzącego pociągu czy przepychanka w wirującym tuż na spanikowanym tłumem helikopterze są po prostu genialne i pod względem pomysłu i wykonania.
Za ich realizm.
Tak wiem, że grafika komputerowa, kaskaderzy i inne filmowe tricki, ale nakręcone są tak, że ja wierzę, iż zdarzyły się naprawdę :)
Casino Royale (ta jest genialna!)
Quantum of Solace (ta jest 'najcieńsza' :))
Skyfall - na motorze
Skyfall - na dachu pociągu
Spectre - fragmenty
Za to, że to jedyny film, o którym wiem, że nie zapamiętam fabuły i w ogóle mnie to nie martwi.
Za to, że Daniel Craig jest jedynym facetem, który dobrze wygląda w za małym garniturze.
Zresztą dobrze wygląda też bez garnituru.
Za to, że wstaje jak kobieta podchodzi do stołu (i w ogóle jest angielskim dżentelmenem through and through). Bo ma klasę nawet w BIAŁYM garniturze z czarną muszką (ostatecznie mogę mu wybaczyć tę małą nieznośność modową). Pewnie nawet nie musi korzystać z toalety, no bo kto to widział, żeby super agent robił TAKIE rzeczy!
Bo jest patriotą. Zawsze w służbie Jej Królewskiej Mości.
I ratuje świat od poważnych katastrof (nuklearnych, energetycznych, ekologicznych, inwigilacyjnych i innych, o których istnieniu bym nie wiedziała, gdyby nie ON).
Za to, że umie się elegancko lać.
Żadne cięte rany, żadne flaki na ścianach, żadne tryskanie potem zmieszanym z krwią po kamerze. A nawet, jak się parę zadraśnięć trafi, to już w następnej scenie Daniel jest znów urzekająco piękny (Tak, znam argument, że pana Craiga da się oglądać od szyi w dół, ale z frustratami nie rozmawiam :))
Za to, że James Bond nie tylko umie przeskakiwać między dachami bloków oddzielonych od siebie uliczką czy wskakiwać przez okno akurat do tych mieszkań, z których wyjście ulokowane jest w miejscu totalnie zmylającym przeciwnika, to jeszcze bezbłędnie zna topografię każdego miasta.
Nieeeee, w ślepy zaułek to pan Bond się nie zaplącze!
Zawsze wie, gdzie skręcić, gdzie zawrócić i jakimi schodami wjechać (w górę, lub w dół - to bez znaczenia), by zmylić pościg.
Za to, że James Bond nigdy nie stoi w korkach.
Nie wiem, jak on to robi, ale ulice Londynu, Rzymu, Paryża i innych metropolii zawsze stoją przed nim otworem.
I zawsze umie sobie załatwić jakiś fajny środek transportu. Ja nie będzie to Aston Martin DB10 (Phi, nie żebym przed powstaniem tego wpisu wiedziała, że taka marka w ogóle istnieje), to jakiś motor, zwinięty przypadkowemu przechodniowi.
Zresztą, pal licho samochody!
On umie latać nawet samolotem bez skrzydeł!
Bo nigdy się nie denerwuje, niczego się nie boi i niczego nie żałuje.
Zazdroszczę.
Bo jego relacje z kobietami są takie bezproblemowe:
- Nienawidzę cię!
- Przyszedłem, żeby ci pomóc.
- Idź do diabła!
- Mrrrrr. Zawsze jesteś taka ostra?
(tu następuje wymowne milczenie tudzież przewrócenie oczami w wykonaniu głównej bohaterki)
- Musisz mi zaufać? (tu jest scena spadania parunastu metrów w dół, staczania się z góry, nurkowania, wydostawania się z tonącego pojazdu, zatrzymywania tykającej bomby, uciekania przed wybuchem - You name it! zakończona bezpiecznym lądowaniem, otrzepaniem kurzu, poprawieniem makijażu i pocałunkiem).
- Kocham Cię!
(
No i te kobiety też piękne i eleganckie. Nawet po parominutowym pościgu w szpilkach i wąskiej spódnicy!
A wiadomo, że człowiekowi się zawsze jakoś tak cieplej na sercu robi, jak sobie popatrzy na parę idealną.
A właśnie! Wybuch!
Żaden mu nie straszny, bo przed każdym zdoła uciec.
Strzela nie będąc trafianym. ZAWSZE zdoła się złapać za ostatni stabilny fragment czegoś akurat się rozsypującego. Zna się na wszystkich systemach zabezpieczeń, zna hasła do każdego komputera. Gadżeciarz i tech-savvy, skurczybyk!
Zabija, sam przeżywając nawet wiercenie w czaszce.
Bo ma fajnych współpracowników. Q. i M. (której uśmiercenie mnie wkurzyło - odsłaniając rysę niemocy na nienagannym profilu agenta 007).
I dobrze ucharakteryzowanych wrogów.
Wyjaśnią (zupełnie nie rozumiejąc faktu, że 'Bond' to Bond - kategoria sama w sobie, nie mieszcząca się w schematach) czy to pastisz czy nie pastisz, przeanalizują sposób prowadzenia narracji, skomentują spójność cech bohatera z flemingowskim pierwowzorem, zjadą naiwność poszczególnych ujęć i wyszukają wpadki scenograficzne, po to by na koniec, pierdząc w fotel, wydać swój wiekopomny wyrok: SŁABY!
Ha, ha, ha. To mnie rozśmiesza najbardziej :)
A Wy za co lubicie Jamesa Bonda?
niedziela, (już) 14-ty grudnia 2015
Ps. Refleksje na świeżo po 'randce z najnowszym Bondem'.
Lubię Jamesa Bonda za to, że jest od zawsze i zawsze jest przewidywalny. On jest jak królowa angielska. W tym sensie, że posłusznie gra swoją rolę od dziesięcioleci. Wszyscy wiedzą, co powie (My name i Bond, James Bond a także wstrząśnięty nie zmieszany)i co zrobi (zbawi świat). Fabuła nieodmiennie jest debilna, ale to nie szkodzi, bo wszyscy wiedzą, że taka będzie i na to czekają. Lubię Bonda także za to, że mnie nie stresuje. Przy jego wybuchach beztrosko zasypiam przed telewizorem. Trochę mam mu za złe, że jest tak sprawny fizycznie, ale cóż, nikt nie jest doskonały.
OdpowiedzUsuńNajbardziej podobał mi się film "Świat to za mało". Uwielbiam Sophie Marceau albowiem.
Ha! No właśnie! Ja traktuję filmy o Bondzie jako przyjemną przewidywalną bajkę z fajnymi efektami, choć w przeciwieństwie do Ciebie czasami mi serce staje.
UsuńWymienionego przez Ciebie filmu nie oglądałam, ale postaram się nadrobić :)
Bonda, czy Craiga w roli Bonda? ;) Dokładnie za to samo, co Ty :) Oraz za to, że dzięki niezbyt wyróżniającej się fizjonomii sprawia, że każdy "przeciętniak" może przez chwilę poczuć się szpiegiem :)
OdpowiedzUsuńJako, że z innych wcieleń Bonda znam tylko Pierce'a Brosnana (zamierzam kiedyś nadrobić te niepowetowane straty :)) to skupiam się raczej na Craigu.
UsuńDla mnie on ma coś w sobie.
Bonda muszę oglądać na bardzo dużym ekranie, inaczej zaczynam się zajmować czymś innym - a to wezmę książkę w rękę, a to sprawdzę co w internetach, a to sobie zacznę coś pisać na kawałku kartki itp. W kinie zostaje mi tylko żarcie, ale to mogę robić bez odrywania oczu od ekranu. Filmy z Jamesem Bondem przypominają mi książki Browna, początek fajny, środek interesujący, ale końcówki zdzierżyć nie mogę, łubu-dubu-łup i tak dalej. Za dużo tego jak dla mnie:-)
OdpowiedzUsuńKobiety Bonda - ach...to takie podrywki na moment, ale mu wybaczam, bo to przecież superbohater, a ci nie mają w swoim planie odwożenia dzieci do przedszkola albo zmywania podłogi w kuchni. Czyli na mężów się słabo nadają.
Sam Daniel jest ok, przyzwyczaiłam się już do jego fizys (chociaż bardzo w typie Chyry), a do muskularnej sylwetki zastrzeżeń nie mam:-)
Ja też tylko na dużym ekranie. Obowiązkowa randka z Bondem (dobrze, że są te premiery, bo tak to bym chyba wcale na randki nie chodziła, he, he :)))
UsuńNo fakt, że jest dużo łubu-dubu, ale ja mogę to od czasu do czasu znieść - w przeciwieństwie do np. łomotu, huku i w ogóle całej stylistyki ... (pewnie się narażę wielu :))) Gwiezdnych Wojen.
A co do fizys (rozumiem, że mówimy o twarzy :))), to przyznaję, że na zdjęciach mnie nie porywa, ale ma coś takiego w mimice, spojrzeniu, uśmiechu, że mi się najzwyczajniej w świecie podoba.
A Chyra ma w mojej głowie trudną do starcia (siła stereotypu) łatkę komornika i ogólnie padalca.
Pieprzu, jak tak mam na każdym filmie - nie wysiedzę bez robienia czegoś, Bond i wybuchy są tu bez znaczenia.
UsuńFidi, wodniste oczy ewidentnie 'robią' Craigowi twarz, inaczej byłaby tylko trudna, a tak...
Kompletnie zwisa mi i powiewa:))
OdpowiedzUsuńAha, gdy tak na niego sobie teraz patrzę, przychodzi mi na myśl, że wygląda jak ..."typowy Andrzej".:)
UsuńNie miałabym nic przeciwko temu, żeby w moim otoczeniu 'Andrzeje' byli w takim stylu (znaczy się mam na myśli poświęceni pracy, eleganccy i wysportowani ... :)))
UsuńNie znam się na Bondzie, ale przyznaję, że ta wersja prezentuje się bardzo przystojnie;-)
OdpowiedzUsuńRenya, musisz się poznać! Oglądanie Bonda to tak jak ubieranie choinki! Tradycja! :)
UsuńOh, ale choinki też nie ubieram...
UsuńJestem za to fanką Transportera, to chyba podobna tematyka, a i główny bohater również mega przystojny;-)
Bonda oglądałam tylko jednego i to zupełnym przypadkiem. To był Skyfall i przyznaję, że fajnie się oglądało:-)
Bond jak to Bond - jak słusznie zauważyłaś kategoria sama w sobie. I też nie pamiętam nigdy fabuły, ale na każdy nowy film z Bondem i tak pójdę do kina.
OdpowiedzUsuńZa to najlepszą sceną jest dla mnie pewna scena z Q (zabij mnie, nie pamiętam z którego filmu). Jakiś super ważniak zarzuca jej, że się pomyliła czy podjęła złą decyzję i mówi, że "z całym szacunkiem, ale brakuje pani jaj". A ona na to:
"Dlatego do myślenia używam mózgu"".
Nie jestem 'bondolożką', żeby zlokalizować cytat, ale jest świetny :))
UsuńZ jednej strony rozumiem, że ludzie mają oczekiwania (zresztą nałogowi recenzo-pisacze muszą się do czegoś przyczepić), ale rozmachu tym filmom nie można odmówić. I swoistego uroku.
Ale do smokingu tropikalnego mucha powinna być właśnie czarna! Zresztą ten smoking nawiązuje do smokingów noszonych często przez starszych Bondów - Connery'ego i Moore'a. Nawet to, że po solidnej bijatyce w pociągu jasny smoking nadal jest bez skazy, jest żartem ze starych "bondowskich" konwencji.
OdpowiedzUsuńAch! Nie zamierzam w najmniejszym stopniu kwestionować modowych kanonów, bo wiem, że nie lada specjaliści zajmują się ubiorem Bonda (z tym 'za małym' garniturem to też żarcik).
UsuńJa po prostu nie lubię białego koloru i biała marynarka wygląda tak jakoś ... 'kelnersko'.
A to nawiązywanie do konwencji właśnie mi się podoba - to ciągłe wyzwanie: co zachować, co unowocześnić.
Dlatego muszę nadrobić poprzednie 'wydania' Bonda.
Za wyglad! Mimo swojej blisko dziewiecdziesiatki(!) zawsze wyprostowany i TAKI WYSOKI! Zawsze w towarzystwie zony. Mijam go czasami w Monako. Usmiecham sie i mowie dzien dobry. Czasem jest to pasaz przy promenadzie a czasem radiologia w szpitalu... Roger Moore. Choc filmu z Bondem nigdy nie obejrzalam w calosci - nie dalam rady. (Ale sie staralam:)
OdpowiedzUsuńSpotykach legendę. Może nie warto jej zdejmować z piedestału. Pozostań przy uśmiechach i pozdrowieniach.
UsuńStarych Bondów bym pewnie też nie zdzierżyła.
Te nowe mnie bawią.
Po prostu bawią swoją naiwnością i bajkowością.
A że czasami stanie mi serce - to też element rozrywki :))
Wlasnie dzisiaj zmarl.................
Usuń89 lat
My name is Błąd. Wiel Błąd. A na poważnie, niczego odkrywczego nie napiszę. Nie pamiętam fabuły żadnego odcinka, ale wszystkie obejrzałem (ale żeby nie było za dobrze, żadnego więcej, niż raz). Od czasu do czasu człowiek musi sobie pooglądać trochę niczym nie uzasadnionej przemocy i Bond się w zaspokajaniu tej potrzeby sprawdza świetnie. A ludzi, którzy się czepiają strzeg... szczyg... czpiają detali, że jakaś scena nierealistyczna jest, czy coś, odsyłam na najbliższe drzewo. Bajka MUSI być taka, bo o to właśnie w bajkach chodzi. O!
OdpowiedzUsuńOtóż to! Otóż to! O to właśnie chodzi w bajkach. Nic dodać, nic ująć.
UsuńFabułę niektórych odcinków pamiętam, ale to tylko dlatego, że moja najstarsza latorośl postanowiła przejrzeć stare filmy rodziców. No to trochę sobie poodkurzałam niektóre wątki :)
Jeśli Bond... Wróć. Jeśli James Bond to tylko Sean Connery.
OdpowiedzUsuńCofnąłem komentarz, bo w Australi jeśli Bond to raczej Alan, Alan Bond - http://www.abc.net.au/news/2015-06-05/alan-bond-10-things-you-need-to-know/6520736
Jeśli natomiast chodzi o Daniela Craig to.. wolę Putina. Ten sam typ urody, ale bardziej na luzie.
Ten Alan to też niezły gagatek :)
UsuńNie mam zamiaru odbierać klasy panu Connery, choć ja się raczej kochałam w jego synu - Robin Hoodzie :)
http://imagehost.vendio.com/a/35104116/aview/SCAN0055_067.JPG
Jak widzisz, ma coś wspólnego z Craigiem.
Bo na podobieństwo tego drugiego do Putina zgody nie ma!
No Pharlapie, miejże litość! Ten lisi ryjek Putina nie ma w sobie żadej zagadki.
Mam stosunek mocno ambiwalentny, ale nie wiem, dlaczego właśnie taki. Może to przesycenie WielBłądem w młodosci? Może strzelaniny i inne takie. Chociaż lubię Craiga, to chyba jestem tego zdania co Pharlap, Sean Connery jakoś mi się utrwalił
OdpowiedzUsuńZa strzelaninami nie przepadam, ale one są w Bondzie dość, ekhm, eleganckie :)
UsuńJa z kolei lubię tylko Craiga jako Bonda. I to najprawdopodobniej pod wpływem innych filmów z tym aktorem, z moim ukochanym 'Flashbacks of a fool' (o idiotycznym polskim tytule 'Zakochany Głupiec') w roli głównej.
Pierce Brosnan mnie w ogóle nie ruszał.
Innych nie widziałam.
Jestem chyba jedyną istotą na świecie, która nie oglądała żadnego Bonda i to z wyboru.
OdpowiedzUsuńNiech mnie ktoś przytuli.
Nie będę Cię specjalnie namawiać. W końcu są dużo lepsze sposoby spędzania wolnego czasu.
UsuńNa przykład pisanie książki :)
Też uwielbiam Craiga w roli Bonda, najbardziej jak się rozbiera, alb jak skacze po dachach, mimo, że podobno jego postać jest wzorowana na Putinie. To pierwszy Bond blondyn, z niebieskimi oczyma, no i jak tu się nie zapatrzyć w takie oczy. Też nie słucham malkontenckich krytykantów, po co sobie mam psuć film
OdpowiedzUsuńWitaj w klubie :)
UsuńNajśmieszniejsze jest to, że ja raczej gustuję w brunetach :)
Suma sumarum, raz na parę lat, z mężem u boku, Bond dobrze mi robi.