Searching...
piątek, 24 stycznia 2014

Lepszy model?

 [1]
Idziemy do Frydrychów*.
Wiem, jaki będzie scenariusz.
Jeszcze w drzwiach pan Frydrych powie: Elusiu, pokaż jakie ci ostatnio kupiłem kolczyki.
Zanim zdążymy się 'rozebrzeć', Elusia przybiegnie z sypialni w złotych kolczykach.
Do jej krótkiej fryzurki pasują świetnie, choć są zupełnie nie w moim guście. Pan Frydrych będzie jednak zachwycony. Objemie ukochaną z czułością oznajmiając wieszakowi na ubrania, przedsionkowi, domowi, wsi i całemu wszechświatowi, że ma piękną żonę.

Potem, w kolejności przypadkowej, Elusia usłyszy jeszcze, że nie odgrzała bigosu na czas, że gdzieś tu były takie płyty (Elusiu, weź poszukaj!), że mały rozlewa zupę (Elusiu, no weź mu coś powiedz!), że Elusia robi świetne zdjęcia (Elusiu, przynieś no ten album!), że Elusia znalazła szokujący program o szkodliwości szczepień (Gdzie zapisałaś ten link, skarbie?).
Gdy już wszystkie zachwyty i rozkazy zostaną sformułowane, pan Frydrych zacznie opowiadać o swojej pracy, albo o nowym hobby, którym się ostatnio zafascynował. Albo każe nam oglądać film (No patrz, patrz, teraz, no zobacz, co się będzie działo! Nie gadaj!)
A Elusia, biegając między szafką z albumami, piekarnikiem, pokojem dla dzieci i ogródkiem zdoła pogdać ze mną na wszystkie możliwe tematy i jeszcze wyciągnąc to i owo z mojego małomównego męża.


Lubię ich. Są fajną parą. Już od prawie dwudziestu lat.
Ona jest bezproblemowa, pogodna, bezpretensjonalna. Zawsze się przy niej relaksuję. Umie wysłuchać i doradzić.
On jest stanowczy, zaradny, łatwo się nie poddaje, szuka nowych rozwiązań. Imponuje mi.

Gdyby był moim mężem wygryzłabym mu tętnicę szyjną po dwóch tygodniach.
Szczególnie za te kolczyki.



[2]

Przychodzą do nas Martensowie.
Wiem, jaki będzie scenariusz.
Michael wejdzie z impetem, uściska mojego męża, aż usłyszę chrzęst kości.
Przemówi wierszem.
Nie, to nie wiersz. To jego najnowsza piosenka. Przeróbka szlagieru U2. Za chwilę ją zaśpiewa głosem donośnym tak, że pół ulicy będzie miało darmową rozrywkę przez najbliższą godzinę (dawno się nie widzieliśmy; nowych piosenek ma Mike w zanadrzu z dziesięć).
Nie na darmo przywiózł swoją gitarę.
Nucąc pod nosem pierwsze wersy rzuci mi przelotne 'dzieńdobry', po czym przypomni sobie, że za progiem została żona z przychówkiem.
"Basiu, no chodź kochana, bo zimno leci! Weź dzieciaki i chodź! A wiesz ... - tu zwróci się do mojego męża, zapominając o Basi - że szczepienie dzieci jest szkodliwe? My dlatego przyjechaliśmy do Anglii, żeby nas NFZ nie ścigał".

Mike jest wizjonerem.
Szalonym facebookowym wojownikiem, który nie spoczywa w ciągłym drążeniu, szukaniu spisków, wyłapywaniu nieścisłości, odkrywaniu nowych teorii.
Potrafi o nich dyskutować godzinami.
Można by pomyśleć - ktoś dla mnie!
Też sobie lubię podywagować, choć szczerze powiedziawszy wolę Basię, bo ona przynajmniej dopuszcza 'przeciwnika' do głosu, a właściwie bardzo hojnie mu go udziela, obierając rolę słuchacza.


Po trzech godzinach wykładania przeróżnych teorii (które, jak pokazało życie, nie raz zmieniał), po odśpiewaniu paru hitów, ledwie dłubnąwszy widelcem w sałatce, da Basi znak do odwrotu.
Basia pokornie zbierze dzieci i wyjdzie do samochodu.



Lubię ich. Wygląda na to, że są fajną parą. Już prawie dwadzieścia lat.
Od niej bije ciepło, zaradność i poukładanie (którego mi zdecydowanie brak).
On jest pasjonatem, zapaleńcem, zwariowanym poszukiwaczem, Don Kichotem, kreatywnym, nietuzinkowym, nienudnym osobnikiem, który imponuje mi tym, że wypowiada swoją prawdę jasno i dostojnie oraz tym, że ma w sobie siłę napędową, której mu zazdroszczę.


Gdyby był moim mężem wygryzłabym mu tętnicę szyjną po tygodniu.
Szczególnie za notoryczne przegrywanie z Ideą.


[3]

Siedzimy w domu/Idziemy do znajomych/Odwiedzamy teściową (niepotrzebne skreślić)
Wiem, jaki będzie scenariusz.
Nie dziękuję, on postoi. Tak, nałoży sobie sałatki, ale czy wszyscy już mają? Bo jakby co, to on może nie jeść.
Sałatka może być albo pyszna (w gościach), albo 'w porządku' (w domu - co będzie żonę chwalił, jeszcze się w pychę wzbije).
Na objęcie czy choćby potrzymanie za rękę nie ma co liczyć.
Nie będzie się uzewnętrzniał publicznie.
W dyskusji zajmie stanowisko ... słuchacza.
W przepychanki słowne się nie da wciągnąć.
Zapytany o pracę powie, że ma. (Po co mówić, że ostatnio szef zwołał cały zespół, żeby przedstawić wszystkim jego pomysł?)
O pożyczone pieniądze się nie upomni, za to nie spocznie, dopóki nie dowie się, czy jego przyjaciel poradził sobie z przeprowadzką. Bo jak nie, to on zaraz może pojechać pomóc.
Z irytującymi sąsiadami nie będzie zadzierał (Z koniem się ma kopać?).
Zamiast tracić czas na głupoty (te beztrosko zostawi żonie) weźmie dzieci na basen albo do lasu.
Albo pójdzie przerabiać coś w ogródku lub łazience.
 

Jest mistrzem w wykręcaniu się od tańczenia i prawienia komplementów.
Miłość wyraża kubkami zaparzanej herbaty.
 

Podnosi mi czasami ciśnienie.
Kilka razy chciałam mu wygryźć tętnicę szyjną, ale nigdy nie zrealizowałam tego zamiaru.
Jesteśmy razem od prawie dwudziestu lat**



*****

Tak, mam w głowie listę pożądanych cech. Cech faceta idealnego.
Co roku wykreślam z niej parę kolejnych punktów.
Pogodziłam się już, że zamiast wojownika mam rozjemcę, a zamiast wizjonera - rzemieślnika.

Nauczyłam się lubić go takim, jakim jest, a nie oczekiwać, że stanie się kimś, kim chciałabym, aby był. Bo nigdy nim nie będzie.

Wolę ten jego kubek herbaty od szalonej randki z zaskoczenia (choć i takie się zdarzały).
Bez żalu poświęcę parę zapomnianych rocznic na rzecz spokojnych weekendów ("Kochanie, idź z dziećmi do lasu, tylko proszę, nie informuj mnie, kto się po drodze zgubił i do jakiego rowu wpadł.")
Cenię luz i przestrzeń, którą mi daje.

Nauczyłam się ... dopisywać nowe pozycje na mojej liście marzeń.

Róże?
Wyhoduję sobie w ogródku.
I z chęcią sama je podleję.
Ciętymi nie ma co sobie zawracać głowy.
Komu by się chciało zmieniać im wodę?




'Finka z kominka', wprawka nr 2 - "Niektórym ko­bietom nie wys­tar­cza bu­kiet róż, chcą, żeby mężczyz­ni tym różom zmieniali jeszcze wodę.

 
___________________________________________________________________________

* Nazwiska i imiona zmyślone. Podobieństwo do pewnych osób zamierzone i tak ewidentne, że gdyby zainteresowani jakimś niewiarygodnym zrządzeniem losu tu trafili, na pewno by się rozpoznali wśród bohaterów tej opowiastki.

** Wszyscy braliśmy ślub w tym samym roku.
I zgadnijcie, kto pomagał nam zorganizować parę ważnych spraw, a kto śpiewał na naszym ślubie ...




piątek, 24 stycznia 2014

32 comments:

  1. Oj powiem Ci, że po pierwsze się wzruszyłam (nie wiem czy to normalne, ale tak już mam), a po drugie po raz kolejny czytając Twoją finkę doszłam do wniosku, że chyba sobie daruję pisanie własnej, bo nic tak ciekawego nie mam do powiedzenia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! Koleżanko od prezentów! Nie szukać mi tu wymówek!
      Nie musisz mieć w zanadrzu żadnej konkretnej historii, ale na pewno masz przemyślenia na temat dawania komuś kwiatów. A to wystarczy. I ładnie się wpisuje w tematykę Twojego bloga.
      To nie musi być wpis z tezą czy przesłaniem. Zobacz, jak różne są dotychczasowe wpisy.
      Mnie to zachwyca.
      Napisz, napisz. Chociażby poradnik - jak wręczać i pielęgnować róże :)))
      Delikatnie przypominam, że to zabawa (mająca na celu utrzeć nosa różnym zadufanym blogerom, którzy piszą bzdety, a mają się za opiniotwórczych guru), a nie konkurs literacki.
      No, to w takim razie czekam ... :)
      Ps. A to że się wzruszyłaś, to chyba normalne. To ludzkie uczucie :)))
      Buziaki

      Usuń
  2. Niee.. lepszego ze świecą trzeba by szukać:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne powiem Ci! Bardzo mi się podoba!

    OdpowiedzUsuń
  4. Moja wena udala sie na emigracje, cos ostatnio jestem fizyczna, zamiast intelektualistka, wyzywam sie na silowni, bo w glowie pustki, co najmniej jak u tych miesniakow, ktorych tam spotykam.
    Tym bardziej zachwycilo mnie Twoje opowiadanie. Swietne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W brak weny absolutnie nie wierzę, ani tym bardziej pustkę w głowie.
      Choć w chęć posiadania pustki już tak. Czasami też tak mam. Nie myśleć, nie myśleć, nie myśleć ... Tylko, że to niełatwe :)
      Dzięki. Cieszę się, że Ci się podobało i liczę, że powrócisz na łono finki, jak nie w tej edycji, to w następnej :0)

      Usuń
  5. Fidrygauko, odkrywasz się tu bardzo, nie wiedzieliśmy (ja), że masz takie wampirze skłonności ;) Świetna ta Twoja galeria typów ludzkich (znaczy męskich, bo nie wiem czy to to samo;), a miłość mierzona na kubki herbaty... Ech. Gdzie tu przycisk do zagłosowania??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czaro, mam jeszcze szpony do wydrapywania oczu - to już jak mi ktoś naprawdę zajdzie za skórę :)))
      Typy męskie to nie typy ludzkie - tak mi się przynajmniej wydaje :)))
      Przycisk będzie jutro po północy ...
      Dzięki.

      Usuń
  6. Nigdy nie czytałam tak niezmiernie konstruktywnej krytyki! Bohaterowie opowieści powinni zasadzić Ci w ogródku grządkę róż. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy którykolwiek z opisanych typów by się wybrał do ogródka. Może już prędzej ich żony :-P
      Czy krytyka? Hmmmm ... może trochę przejaskrawiony opis :)
      Grunt, że są ze sobą szczęśliwi (bo są).

      Usuń
  7. Cos mi sie zdaje, ze mam juz swojego faworyta w drugiej czesci Finki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :)
      Poczekaj do jutra do północy - mam nadzieję, że pojawi się jeszcze kilka wpisów.
      A konkurencja lubi wypalić z grubej rury w ostatniej chwili :)))
      Zresztą i te dotychczasowe stanowią niemałe zagrożenie :)))

      Usuń
  8. Na rzecz spokojnych weekendow... otoz to! do domu wracaja z pudelkiem z Donaldsa (... i prosze, wstapcie gdzies na jakies pozywne danie...), ale nie wnikam.
    Zas tego, ze pojdzie przerabiac w lazience... zazdroszcze!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kaczko, niewnikanie jest tu kluczowe! Zbawienne dla zdrowia, bym wręcz powiedziała :)
      Natomiast co do przerabiania łazience, to zauważ, że niestety jest to aspekt niedokonany ...
      Nie pytaj, ile rzeczy jest rozpoczętych i pozostawionych do skończenia na jutro, na za tydzień, jak będzie cieplej, itd.

      Usuń
  9. Nie wnikanie i kompromis w kwestii stanu czystości lodówki:)
    A cudzy mężowie rzeczywiście bywają strasznie denerwujący, dobrze że są cudzy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, to nawet nie jest tak, że mnie denerwują. Mają wiele cech, które mi się podobają, i które przez długi czas życzyłam sobie widzieć w moim mężu, aż zrozumiałam, że w połączeniu z niektórymi moimi cechami byłyby mieszanką wybuchową :)
      A co do zawartości i stanu lodówki, to faktycznie nie wnika. Ale nie musi - tę dziedzinę mam wyjątkowo pod kontrolą (I jak to o mnie świadczy? :)))

      Usuń
  10. Wszystkie trzy modele dobre, ale mnie teraz najbardziej dręczy pytanie - jak smakuje krew z tętnicy szyjnej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Suma sumarum nigdy jej nie spróbowałam - zdecydowałam nie pożądać cech męża bliźniego swego - więc Ci nie powiem :)))

      Usuń
  11. Miłe... To musi być fajne być z kimś prawie 20 lat...

    OdpowiedzUsuń
  12. He, he, znam takich, którzy uważają, że to zdecydowanie za długo. Ja nie narzekam. Aczkolwiek ... nie wiem, kiedy to minęło :/

    OdpowiedzUsuń
  13. Prawie 20 lat razem, nieźle, a zapewne tak już będzie dalej, i super. Rozejrzałam się pośród moich zaprzyjaźnionych par i wyszło, że znam tylko 3, które są wciąż ze sobą i to jeszcze dłużej niż 20 lat. Tylko trzy (plus MY). Nie wiem czy się martwić, że ludzie już nie chcą się trudzić ze sobą, gdy coś tam skrzypnie, czy cieszyć, że ludzie jakby bardziej autonomiczni i żaden mus ich nie zmusi :-)
    Niech żyją róże!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z jednej strony, to dobrze, że ludzie nie duszą się w imię jakiejś odgórnie narzuconej racji, ale czy zbyt często przyczyną rozstań nie jest przypadkiem 'ja, mnie, moje'?
      Aczkolwiek doskonale rozumiem stan: 'już dłużej tego nie wytrzymam!' (bo też mi się zdarzały takie momenty :)))))
      A róże to przepiękne kwiaty!

      Usuń
  14. świetnie się czyta :) Proszę więcej tych finek ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mikasia, czekamy, aż do nas dołączysz :)
      A co tam w Irlandii myślą na temat zmieniania różom wody? :-P

      Usuń
  15. Znakomity tekst :) Przekonałaś mnie to tych róży w ogródku ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :)
      Te w ogródku również bywają kapryśne, a i mszyce się na nie łakomią.
      Ale chyba też jestem do nich bardziej przekonana :)

      Usuń
  16. hihi :^) .. ale fajnie się czytało .. chyba bym się rzucił z dachu jeślibym miał być tak jak ten pierwszy mężuś :^)) . boszzzz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :))))
      Ale uwierz Piotrze, że jego żonie on odpowiada i naprawdę są świetną parą. On ma taki zarządzająco-dominujący styl, a ona się w tym odnalazła (tak samo, jak ja się przyzwyczaiłam do oszczędnego stylu mojego męża, choć wiem, że dla niektórych kobiet to 'dobijanie się do niego' byłoby równie nie do zniesienia :)))

      Usuń
  17. Fidrygauko, przyznaję (zresztą wystarczyło czytać komentarze pod postami zwyciężczyni poprzedniej "finki"), że ostatnio tekst naszego Pieprza drogiego podobał mi się naj (miarą czego był zapryskany kawą ekran). Ale tą razą ;-) - zdecydowanie ze wszystkich najbardziej podobał mi się Twój (choć niczego nie zaparskałam kawą) toteż z radością głos swój złożyłam :-).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki kochana. Cieszę się, że dołączyłaś tym razem do grona moich wiernych fanów. Tym razem Kaczka przejęła dominację nad peletonem, więc każdy 'zabrany' jej głos cieszy, bo wiem, że zabrać go Kaczce nie jest łatwo (napisała zazdrośnie, z nieustającym podziwem dla stylu Kaczki)

      Usuń

Niepisanym prawem tego bloga jest lista komentarzy dłuższa od samego wpisu - uprasza się o podtrzymywanie tradycji:)

 
Back to top!