Searching...
środa, 21 września 2011

Southall

Mówią, że spośród ludów nadciągających na Wyspy Szczęśliwe, Polacy są drugą pod względem szybkości przyrostu (nie tyle naturalnego, co przyjazdowego) narodowością po Hindusach.

Ale ... szybko to my ich nie pokonamy (jeśli w ogóle :))

Dzielą nas lata świetlne i intensywność ekspansywności.

Welcome to Southall - takiej części Londynu, przy której nawet China Town wymięka.

Tu się możesz poczuć jak w Mumbaju, choć brak świętych krów, żebraków i riksz.

Te zdjęcia, zrobione w naprędce komórką, podczas pędzenia przez główną arterię Southall Broadway oddają tylko w znikomej części atmosferę tego miejca.

Nie oddają zapachów serwowanego wszędzie indyjskiego fast foodu, kadzidełek, muzyki świdrującej w uszach i jękliwej (sorry, ale dla nienawykłego ucha tak to właśnie brzmi).

Nie pokazują tłumów, które snują się - i to jest zdecydowanie najlepsze określenie - całymi rodzinami. Tatusiowie dzierżą dzieci na rękach, mamy pchają wózki z niemowlętami, strasze dzieci pałętają się koło rączki wózka, trzymając się kurczowo, a babcie i dziadkowie kuśtykają miarowo z tyłu. Wszyscy zatrzymują się przy co drugim straganie by pogmerać w niezmierzonych zasobach saari, butów, złotych ozdóbek i innych niezbędnych do życia dupereli.

Nie pokazują wylewającego się z koranicznej szkoły tłumu zawoalowanych nastoletnich muzułmanek w burkach-uniformach.

Nie pokazują niezliczonych grupek bezczynnie podpierających ściany facetów w sile wieku, zdrowych jak rydze, silnych i ... do pracy niechętnych.

Ani tłumów ciągnących do lokalnej gurdwary lub mandiru.
Czy pokrzykiwań sprzedawców.
Ani brzęczenia klaksonów.
Kino z bollywoodzkimi plakatami akurat było w remoncie, a bazar z tonami egzotycznych (czyt. z czym to się je) owoców i warzyw był za daleko od przystanku, bym mogła zrobić zdjęcie moją komórczyną - a szkoda, bo posowałyby ładnie do mozaiki.

Miejsce, gdzie mimo tego, żem w Londynie, w Wielkiej Brytanii, w Europie jestem białym ewenementem, za którym mniej lub bardziej dyskretnie oglądają autochtoni (już chyba autochtoni :)) kręcąć głowami na boki i szemrając te swoje charakterystyczne 'Aczia'.




***
A tu mała pomoc, by wczuć się w atmosferę Southall - jeśli chodzi o feerię kolorów, muzykę i liczbę ludzi na m2 to naprawdę jest podobnie :)






środa, 21 września 2011

0 comments:

Prześlij komentarz

Niepisanym prawem tego bloga jest lista komentarzy dłuższa od samego wpisu - uprasza się o podtrzymywanie tradycji:)

 
Back to top!