Searching...
czwartek, 8 marca 2012

Aneks czyli polski wątek i tsunami

Nie chciałabym przedobrzyć i przeciągać tego tematu, ale ... no muszę.
Chcę. Jeszcze ten jeden raz.
Dla porządku, dla ułożenia ostatniej części układanki, dla samej siebie.
Zresztą wygląda na to, że mam tendencję do tryptyków :)
Także z góry przepraszam, za przynudzanie, ale - słowo harcerza - to już ostatni wpis z tej serii.
Dokument "Death Unexplained" miał, jak się okazało, tylko trzy odcinki.
Ten ostatni, udostępniony już po moim wpisie, był jednak równie wciągający.
Po pierwsze dlatego, że pojawił się polski wątek.
Polak wpadł pod pociąg metra i zginął na skutek uduszenia się. Jego klatka piersiowa ugrzęzła między zatrzymującym się na stacji wagonem, a przegiem peronu. Był pijany (choć podobno rzadko mu się to zdarzało).
Najpierw długo siedział na peronie, zaczepiany przez paru podróżnych, którzy zainteresowali się jego losem.
Później w pijanym widzie (lub samobójczej desperacji - to było przedmiotem dochodzenia) ruszył na koniec peronu, wszedł za bramkę z napisem Staff Only i ze znaczniem sygnalizującym wysokie napięcie (ach, ta polska fantazja!) i porażony prądem, lub powalony podmuchem ze strony nadjeżdżającego pociągu wpadł pod wagon. Na stacji Hanger Lane, którą mijam codziennie ...
Miał niebywałego pecha, bo mimo iż w londyńskim metrze wszędzie są napisy 'Mind the gap", to szczelina między podwoziem a peronem rzadko kiedy jest na tyle duża, by zmieścił się w nią potężny mężczyzna...
Miała pecha, cholernego pecha, jego żona, którą zostawił z dwuletnim synkiem w Polsce, która nie dość, że musiała przejść przez koszmar śmierci męża, gdzieś na obczyźnie, to jeszcze musiała się borykać z nieznanymi jej zawiłościami angielskiej kultury.
Bo co to, do jasnej cholery, jest jakiś koroner? Dlaczego nie chce wydać ciała męża? Bo nie wiadomo, kiedy pogrzeb, bo niezliczone telefony do Konsulatu, bo rozpacz, bo nieznajomość angielskiego, bo niemoc, bo milion niewyjaśnionych pytań ...
Bo dlaczego akrurat się upił, skoro generalnie stronił od alkoholu?
Dlaczego wysiadł stację wcześniej i przekimał 35 minut na peronie?
Co go pchnęło w zakazane rewiry?
Czy stracił pracę, czy przeżywał jakąś tragedię, czy stał się częścią 'polskiej fali samobójstw'?
Fala ta przetoczyła się przez Anglię jakieś 4-5 lat po dzikiej "emigracji unijnej '2004".
Wtedy to koroner Alison Thompson miała ręce pełne roboty, rozpatrując liczne samobójstwa Polaków, głównie przez powieszenie.
Na skutek rozczarowania angielską rzeczywistością?
Na skutek bankructwa? Rozpadu rodziny? Niemożności powrotu? Spalenia mostów? Poczucia klęski? Alkoholizmu?
Wyrok w sprawie Marcina zapadł po ... 9 miesiącach.
***
Czasami dochodzenie w sprawie śmierci indywidualnych osób ma przełomowe znaczenie nie tylko dla rodziny zmarłego.
Wyniki badań patologów mogą rzucić światło na zjawiska w szerszej skali, jak np. śmierć w wyniku pylicy płucnej (azbestozy), na którą zaczęło umierać co raz więcej tynkarzy i robotników budowlanych. Nawet jeśli ten konkretny pacjent nie umarł z powodu azbestu, to jego przypadek pozwolił wyodrębnić oddzielną kategorię tzw. śmierci industrialnych z bardzo szerokiej pojęciowo grupy chronicznych chorób układu oddechowego.
Samobójcza śmierć w wyniku przedawkowania nielegalnych w Zjednoczonym Królestwie leków obnaża łatwość, z jaką można nabyć te leki przez internet.
Koroner zamierza zgłosić tę kwestię do odpowiednich organów ścigania.
Jeśli da się dzięki temu ochronić, choć jedną osobę, to gra jest warta świeczki.
Czy jednak się da?
Sue, siostra zmarłego Michaela wie, że po prostu nadszedł taki dzień, kiedy jej brat uznał, że dłużej już sobie nie da rady z demonami z przeszłości. Że molestowanie seksualne i będące jego skutkiem depresja i alkoholizm nie dały się oswoić. I mimo leków i terapii, mimo akceptacji rodziny, mimo dobrych relacji z siostrą, wspólnie spędzanego czasu Michael podjął decyzję o przecięciu linii życia.
Sue wie, że nikt nie mógł go zatrzymać.
***
Kolejny aspekt pracy koronera, to rozpoznawanie zwłok ofiar masowych wypadków.
Tak było w przypadku Word Trade Centre, zamachów bomowych na Bali, bożonarodzeniowego tsunami i ostatnio, rok temu w przypadku trzęsienia ziemi w Christchurch w Nowej Zelandii, która jest miesjcem zamieszkania wielu Brytyjczyków.
I przyznam, że ta część zaskoczyła mnie najbardziej.
Struktura polskiej emigracji jest zupełnie inna niż angielskiej. My wyjeżdżamy 'za chlebem', zamykamy się w swoich małych społecznościach, na Jackowie, na Ealingu, na Hammersmith, gdzie bliskość polskiego sklepu, darmowy Goniec, zapach swojskiej kiełbasy i ogłoszenia w sprawie pracy przywieszane na małych, wyrwanych z notesu karteczkach dają nam poczucie przynależności (grubo upraszczam, ale nie wnikajmy - napiszę kiedyś więcej, to podyskutujemy sobie :))
Anglicy wyjeżdżają głownie w celach turystycznych lub 'matrymonialnych' - czyli przeprowadzają się do kraju partnera. O takie związki, przy tabunach goszczących tu obywateli Wspólnoty Narodów, nie trudno.
W związku z tym dużo częściej padają ofiarami wymienionych wyżej klęsk i katastrof.
A rodziny nie tylko chcą pochować zwłoki.
W pierwszej kolejności, chcą potwierdzenia, czy aby na pewno, czy może gdzieś pod gruzami, czy pomylone imię, czy jest jeszcze iskierka nadziei.
Zadaniem koronera jest zatem zorganizować - z logistycznego punktu widzenia niesamowicie trudne - przedsięwzięcie, jakim jest identyfikacja dziesiątek zwłok, masowo przywożonych do kraju.
Alison jest jednym z koronerów mających doświadczenie w organizowaniu zbiorowych repatriacji. W końcu największe w kraju lotnisko Heathrow leży w jej jurysdykcji.
Po tsunami, przy 5-6 ciałach dziennie trzeba było wybudować polową kostnicę, na ulicy, na tyłach lotniska.
Tego typu operacja niesie za sobą największe ryzyko pomyłek. Pani Thompson przyznaje, że zdarzały się ciała włożone do trumien z innym imieniem, a jeden błąd w identyfikacji pociągał za sobą lawinę problemów.
W przypadku klęsk żywiołowych 'oczy i uszy koronera' lecą na miejsce wypadku. Metropolitan Police zakłada tymczasowe bazy na terenie jednostek wojskowych i zaczyna poszukiwania obywateli brytyjskich, wpółpracując ściśle z lokalnymi służbami.
Wyjątkowo poruszyły mnie wypowiedzi policjantów, którzy z niebywałym wyczuciem wypowiadali się o swojej misji i wczuwali się w sytuację rodzin oczekujących na jakikolwiek znak od swoich najlbiższych.
Tak jak państwo Barbara & Barry z Suffolk, którzy natychmiast po usłyszeniu wiadomości o trzęsieniu ziemi w Christchurch próbowali skontaktować się z synem Philem.
Ich jedynym synem. Lojalnym, opiekuńczym chłopakiem ze wschodniej Anglii.
Nie był materialistą, nie gonił za pieniędzmi. Do Nowej Zelandii wyprowadził się wraz z żoną, w jej rodzinne strony.

Po ślubie w Anglii natychmiast wyjechali na Antypody, zamieszkać w nowo kupionym domu. Odpowiadał im spokojny, mniej zwariowany, prosty styl życia na prowincji świata. Po sześciu miesiącach od przeprowadzki 41-letni Phil, zmęczony karierą w londyńskim City, rozpoczął studia.
Tego pamiętnego poranka wsiadł do autobusu wiozącego go na uczelnię, na drugi dzień zajęć. Chciał złapać wcześniejszy autobus, by się nie spóźnić. Zdążył jeszcze zadzwonić do rodziców i opowiedzieć im, jak przebiegł jego inauguracyjny dzień na uczelni.
Autobus 704, którym jechał został zmiażdżony przez zwalający się pod wpływem trzęsienia ziemi budynek.
Wtedy jeszcze jego rodzice wciąż próbowali się z nim skontaktować. Jego żona udzieliła wywiadu lokalnemu radiu i poprosiła Phila, by dał jakiś znak życia i się odnalazł ...
Czasami po katastrofach zostają tylko zwęglone szczątki.
Najpierw trzeba ... odróżnić spalone fragmenty: ludzkie od np. części budynków.
Wtedy do akcji wkraczają antropolodzy, którzy np. po długości kości czy budowie szczęki potrafią ocenić wiek, płeć i pochodzenie etniczne ofiar.
Tutaj, z czterech pytań Kto, Gdzie, Jak, Kiedy, "Kto?" - zwykle najbardziej oczywiste - staje się najważniejsze.
Potężny sztab ludzi pracuje nad zebraniem materiałów, z któch można wyodrębnić materiał genetyczny lub odciski palców, potrzebne do identyfikacji zwłok.
O ile to możliwe, identyfikacji dokonuje się na miejscu wypadku w polowym biurze lokalnego sędziego śledczego. Świadkami są policjanci. Dowodami materiał przed- i pośmiertny: porównanie odcisków palców, porównanie znalezionych przy zmarłym przedmiotów i tzw. dowody sytuacyjne, potwierdzające np. prawdopodobieństwo przebywania danej osoby w danym miejscu.
Jeśli dowody są wystarczające, to ciało z numerem 'dostaje' imię.
Wzruszający i podniosły moment dla wszystkich zaangażowanych w sprawę.
***
Moje początkowe ździwienie odnośnie tego, ile ludzki jest zaangażowanych w wyjaśnianie zagadek śmierci i jak ogromne są tego koszty, przerodziło się w pewnego rodzaju podziw.
Podziw nad ciężką pracą i szacunkiem dla ludzkich istnień. Nad tym, jak w codziennej pogoni ważne jest zatrzymanie się, refleksja na czyimś życiem, dostrzeżenie w zmarłym człowieka, a nie tylko przedmiotu autopsji.
I nad postawą, że wyjaśnienie przyczyny śmierci jest oczywistym prawem każdej rodziny zmarłej osoby.
Nawet, jeśli końcowy wyrok brzmi: Accidental Death (śmierć w wyniku nieszczęśliwego wypadku).
By mogli uczcić śmierć najbliższych. By mogli uczcić ich życie.
***
A teraz - jak jeszcze nie macie dość - możecie sobie zobaczyć, czy mówiłam prawdę, całą prawdę i tylko prawdę :)
(mam nadzieję, że nie będzie ograniczeń, ze względu na kraj i że filmy nie znikną ze względu na łapamie praw autorskich BBC :))

0 comments:

Prześlij komentarz

Niepisanym prawem tego bloga jest lista komentarzy dłuższa od samego wpisu - uprasza się o podtrzymywanie tradycji:)

 
Back to top!