Searching...
niedziela, 23 września 2012

Nemeczek

Ernest Nemeczek, bohater szkolnej lektury. Drobny, płowowłosy, żujący kit chłopczyk, który tak dzielnie walczył o Plac Broni, że przypłacił to życiem.

Jego choroba i nieoczekiwana śmierć dotknęły mnie swoją niesprawiedliwością.
Moje dziecięce pojmowanie świata nie ogarniało jednak samego zjawiska śmierci. Nawet czytany swojego czasu namiętnie Hans Christian Andersen nie zdołał mnie przestraszyć jej nieuchronnością i okrutnością.


Kończąc lekturę 'Chłopców z Placu Broni' żałowałam małego, cherlawego chłopczyka, który chciał być honorowy do samego końca.
Nie myślałam o rozpaczy rodziców, którzy stracili jedynego syna.
Nie zastanawiałam się, co przeżywają, jak sobie radzą, co myślą.
Ich perspektywa była daleko poza moimi możliwościami ogarnięcia otaczającego mnie świata.


Dotarło to do mnie dużo mocniej parę lat później, kiedy jeden z moich kolegów zginął w wypadku motocyklowym.
Jego pogrzeb - pierwszy na którym kiedykolwiek w życiu byłam - wywarł na mnie niesamowite i niezapomniane do dziś wrażenie.


Może dlatego, że nigdy nie lubiłam P.
Irytował mnie, złościł, wkurzał. Obgadywałam go nie raz swoim złośliwym jęzorem dorastającej siksy.
Palił papierosy, robił sobie trwałą, chodził na wagary.
W czasie jednej z nielegalnych pozaszkolnych eskapad, wyjechał na motorze, tyłem, na drogę. Wprost pod rozpędzony samochód.


Dwa tygodnie w śpiączce.

W poniedziałek rano dowiedziałam się w szatni (pamiętam dobrze, pierwsza lekcja to był w-f), że P. umarł.
Jak to umarł?
Że tak po prostu?! Że go nie ma?! I już nigdy nie będzie?!

Ale przecież ja mu tę trwałą wybaczę, ja słowa nie powiem na śmierdzący papierosami oddech, polubię jego dowcipy i dziwne stroje, tylko żeby to była nieprawda ...

A potem widziałam mamę.

Starszą panią rzucającą te idiotyczne grudki ziemi na drewnianą trumnę, gdzie leżał jej jedyny syn.


Rozrechotany P.


Z baranimi lokami, z zółtymi zębami, z chochlikowatym błyskiem w oku.

To znaczy takim był na zrobionym parę tygodni wcześniej zdjęciu klasowym.

Często oglądam to zdjęcie.

Na zdjęciach grupowych zawsze najpierw szukamy siebie.

Ja zawsze najpierw patrzę na P. ...


*****
A naszło mnie tak na te smutne rozważania w deszczowe, jesienne popołudnie, bo natrafiłam w necie na coś, co mnie totalnie zszokowało:
WIKTORIAŃSKIE FOTOGRAFIE POŚMIERTNE
Szukałam jakichś zdjęć na Pinterest (portal, gdzie można gromadzić setki zdjęć: wgrywać je samemu lub 'przepinać' na swoją tablicę) i natknęłam się na dość ponure zdjęcie dziecka w trumnie.
Przejrzałam więc profil użytkownika. I po nitce do kłębka ... wertując wirtualne zbiory kolejnych użytkowników, dotarłam do imponującej kolekcji fotografii pośmiertnych.

Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że jest całkiem spora grupa ludzi gromadzących zdjęcia ni mniej ni więcej tylko nieboszczyków.
Pomysł tworzenia galerii ze zmarłymi wydał mi się chory (choć wielość materiałów dostępnych w sieci świadczy o tym, że temat poruszył nie tylko mnie), nie bardziej jednak niż sam fakt robienia takich fotografii.

Okazuje się jednak, że w dziewiętnastowiecznej Anglii (a także we Francji i Prusach) była to bardzo popularna tradycja.

Wydawać by się mogło, że w czasach, kiedy śmierterność niemowląt była wysoka, a średnia długość życia o wiele krótsza niż obecnie, odejście najbliższych nie powinno aż tak zaskakiwać.

Śmierć jednak zaskakuje zawsze.

Od wieki wieków zmarli pozostawali byli jedynie w pamięci rodziny i znajomych. Nielicznych stać było na malowane portrety.
Wynalezienie fotografii (a najpierw dagerotypu) otworzyło przed ludźmi nowe możliwości.

Robienie zdjęć było tańsze i mniej czasochłonne niż pozowanie godzinami przed sztalugami mistrza. Jednakże i wtedy nie wszystkich było stać na sesję w atelier.
Finansowo i czasowo.

Dlatego często jedyną pamiątką pozostającą po ukochanym dziecku, po zmarłej za młodu córce, po mężu, który odszedł do lepszego świata zostawiając na ziemskim padole żonę z gromadką dzieci, stawało się zdjęcie.
Zdjęcie robione w naprędce już po śmierci.

Pierwotnie robiono fotografie zmarłych osób w trumnach, ubranych odświętnie i spowitych w całuny, kwiaty, różańce i atłasy. Wyglądało to mrocznie i przygnębiająco.
Wątpię, czy chciałabym mieć taką pamiątkę:



Nie ja jedna.

Nikt nie chciał pamiętać już czuwania przy zwłokach, nawet pięknie i romantycznie 'ułożonych do snu'

Fotografia pośmiertna zaczęła ewoluować w kierunku pamiątki bardziej pogodnej.
Niemalże sielankowej :)

 
Nie wiem, kto pierwszy na to wpadł. Czy było to na życzenie jakiejś zrozpaczonej rodziny, którą nagle dotknęła śmierć ukochanego dziecka, czy idea narodziła się w głowie obrotnego, węszącego dobry interes fotografa.
Dość powiedzieć, że pomysł chwycił.

Najpierw trumny zastąpiono łóżeczkami, sofami, ozdobionymi kwiatami szezlongami, gdzie umieszczano zmarłych w wymyślnych często pozach.
Starano się, by upamiętniane osoby wyglądały naturalnie, jakby pogrążone w błogim (ale nie koszmarnym) śnie.
Ot, słodko śpiący dzieciaczek, rozmarzona dziewoja czy drzemiący w ulubionym fotelu pan domu. Żadnych pogrzebowych precjozów!
Starano się też zmarłym otworzyć oczy. Niektórzy fotografowie wyspecjalizowali się nawet w ... domalowywaniu żrenic na zamkniętych powiekach.

 


To jednak wciąż było nie to.
Zdjęcia nadal wyglądały ponuro.
Sielankę trzeba było podrasowić.
A cóż może być lepszą pamiątką niź ... zdjęcie rodzinne. Wszak jest to podobno jedyna sytuacja, z której (w kwestii układów i relacji) wychodzi się obronną ręką :))

Fotografia funerlana zaczęła więc ewoluować dalej. Nie była już de facto fotografią pogrzebową, ale przerodziła się w fotografię pośmiertną lub wręcz sztukę żałobną.

I w tym momencie przyszedł mi na myśl tytułowy Nemeczek.
Pomyślałam sobie o jego zrozpaczonych rodzicach.
O matce umęczonej walką o zdrowie gasnącego w oczach chłopca, o ojcu szyjącym w zacięciu kolejny płaszcz dla jakiegoś bogatego jegomościa i tłumiącemu w sobie emocje nieprzystające mężczyźnie (tamtych czasów).
Spróbowałam wyobrazić sobie ich rozpacz po śmierci jedynego dziecka.

I spróbowałam też wyobrazić ich sobie w wiktoriańskiej Anglii, jak zgodnie z obowiązującą modą (a z modą, szczególnie z podtekstem religijnym - wiadomo - mało kto dyskutuje), zalani łzami, posiekani bólem, nieprzytomi i niedowierzający w nieodwracalność, pędzą do lokalnego fotografa by zamówić ... pośmiertną sesję zdjęciową.

Jak pani Nemeczkowa, wystrojona i zapięta na ostatni guzik siada w fotelu, przytulając syna w geście matczynej miłości.
Albo może nie ... może posadzimy chłopca samego. O tu, tu na krzesłku. Oj główka trochę opada. No cóż ...
Albo właściwie dlaczego by nie pójść na całość i nie sfotografować całej rodzinki?
Matka, ojciec, a w środku dziecko. Stojące pomiędzy ukochanymi rodzicami.
Tylko najpierw trzebaby małego Ernesta trochę usztywić. Tu podeprzeć, tam naprostować, tu rękę ułożyć w eleganckim geście.

Co tam śmierć! Co tam rozpacz! Co tam zimne ciałko ukochanego dziecka!
Ważne, że będziemy mieli pamiątkę!







Całe szczęście, że biedny Nemeczek był jedynakiem, bo w przeciwnym razie mógłby się doczekać zdjęcia z pozostałym wciąż przy życiu rodzeństwem.


Układanie zmarłych w wymyślnych pozach na leżankach czy fotelach przestało wkrótce wystarczać niektórym artystom. Nawet 'unaturalnianie' zdjęć poprzez pozorowanie sielankowej, piknikowej atmosfery czy dodawanie ozdobników w postaci ulubionych zabawek, żywych członków rodziny lub zwierząt nie nadawało zdjęciom oczekiwanego 'efektu życia'.



Postawienie trupa na nogi! To było dopiero coś!
A do tego trzeba było specjalnych konstrukcji.
Dla żyjących w erze wynalazków i rewolucji przemysłowej Wiktorian nie stanowiło to jednak zbyt dużego wyzwania:




Niektórzy doszli do wielkiej wprawy.
O tym, że fotografowany obiekt duszą przebywał już zgoła gdzieś indziej, świadczył często jedynie spód osobliwej konstrukcji, wystający zza nóg portretowanego.
 

Sztuką było ukrycie jak największej ilości elementów pionizujących i nadających odpowiednie pozy jak: podstawki, w które wkładało się buty (co czasami dawało efekt unoszenia się nad ziemią), druty do układania rąk w pożądanych gestach, czy stelarze podtrzymujące talię.



Pozowane fotografie w atelier były jednak lekko snobistyczne i przez to kosztowne.
Nie przeszkadzało to jednak mniej zamożnym również upamiętniać swoich zmarłych.
Z mniejszym wyrafinowaniem, siermiężnie, bez finezji, co przyberało często formy groteskowe.


 
  
 
Niektóre fotografie były zaś wręcz pretensjonalne, wydumane i kiczowate w swym 'artyźmie'.



W przypadku bardzo małych dzieci, które - jak podejrzewam - trudno było 'usadzić' w naturalnej pozie, robiono też często zdjęcia z ... ukrytymi matkami w tle.
Matki, choć schowane, miały dyskretnie czuwać nad swoimi maleństwami, oswajać przejście do innego wymiaru, aż wreszcie symbolizować wieczną nić miłości.

 
 
 
 
I o ile rozumiem potrzebę zatrzymania czasu, zapamiętania ukochanej osoby, gromadzenia wspomnień, o tyle nie wyobrażam sobie jak można było zajmować się sesjami zdjęciowymi (i to dość logistycznie zaawansowanymi) tuż po śmierci dziecka.

Po raz kolejny okazuje się, że emocjonalność, sposób reakcji na śmierć, oswajanie nieznanego nie są - jak by się mogło wydawać - uniwersalne, typowe dla całego gatunku ludzkiego, ale (co pewnie potwierdzi każdy antropolog) bardzo mocno związane z daną kulturą i kształtowanymi w niej przez lata normami społecznymi.

W erze wiktoriańskiej śmierć była wbrew pozorom bardziej naturalna.
Nie oglądano jej w telewizji, nie bawiono się nią w filmach, nie epatowano nią w mass mediach.
Ludzie umierali w domach (a nie w szpitalach czy domach starców), wśród bliskich, często nie dożywając sędziwych lat.
Zmarli byli myci, ubierani i szykowani w ostatnią podróż przez rodzinę, a nie przez panie z kostnicy.

Coś, co nam wydaje się makabryczne i upiorne, dla innych było po prostu zwyczajem.
Takim samym jak upamiętnianie narodzin, ślubów i innych uroczystości rodzinnych.

Teraz mali chłopcy nieczęsto umierają od zwykłego przeziębienia.
Teraz mamy chłopców ginących na motorach mają w domu niejeden album ze zdjęciami.

Teraz oswajamy śmierć inaczej ...


niedziela, 23 września 2012




2012/09/23 19:15:40
Te zdjęcia mają w sobie coś potwornego, jaką grozę, coś sztucznego, jakby na siłę starano się cofnąć czas. Teraz odpowiednikiem tego są chyba filmy, na których jest uwieczniona śmierć.
Fidrygauko, czy nie myślałaś, żeby napisać na ten temat do jakiejś gazety? Temat jest bardzo ciekawy, a Ty masz dobre pióro.

2012/09/23 19:20:55
Odpadłam i muszę dojść do siebie...

2012/09/23 19:30:34
Resko, ja tylko opisałam własnymi słowami (oraz ubrałam we własne emocje i zilustrowałam swoimi wspomnieniami) informacje znalezione w necie. Okazuje się, że temat nie jest nowy i zafascynował już wielu (choć myślę, że nie mogę tego słowa odnieść do siebie - mnie raczej zszokował i próbowałam po swojemu go sobie oswoić).
Także pod tym względem nie byłby to jakiś autorski wpis (a szkoda :)).
Miło mi, że podobało ci się moje pióro :))

A zdjęcia ... cóż, dla mnie wciąż są makabryczyne. Staram się to zrozumieć, wytłumaczyć sobie.
Bardzo mnie poruszyły.
Wciąż jeszcze dochodzę do siebie (tak jak Ty, Rest :))

2012/09/23 19:37:51
W polskiej prasie nigdy się z tym tematem nie spotkałam. Na zajęcia w szkole fotograficznej też mnie nie uczyli o tym etapie rozwoju fotografii. Czy możesz podać linki, gdzie znalazłaś informacje na ten temat? Bo przyznam, że zaszokowało mnie to, ale równocześnie zafascynowało

2012/09/23 19:45:59
Podaję linki do blogów, z których korzystałam:
- nieco mroczny (eufemistycznie mówiąc :)) Trumieniec
- niestety wygląda na to, że ten wpis został usunięty przez autorkę bloga :( (blog Margaret Gunning)
a zdjęcia z Pinterest (wpisałam 'victorian post mortem photography albo mourning art photography).

reska
2012/09/23 20:08:08
Serdecznie dziękuję. Chyba szykuje mi się wieczór z fascynującą lekturą:)
A Nemeczka było mi tak żal, że z jego powodu bardzo nie lubiłam "Chłopców z Placu Broni", absurdalność tej śmierci dla mojego dziecięco umysłu była porażająca.

2012/09/23 21:14:38
A my się dziwimy, skąd tak wiele pomysłów na horrory z dziećmi? Te zdjęcia są tak upiorne, że aż przeszedł mnie dreszcz. Rozumiem, jednak, że to uwarunkowanie mody i czasów. Mimo wszystko dziękuję Bogu, że ta tradycja nie przetrwała.

2012/09/23 21:36:43
I ja odpadam, aż ochłonę i powrócę do dalszego czytania Twoich wpisów.
Póki co, pozdrawiam serdecznie
Iw_ona

2012/09/23 21:49:05
naprawdę nie chcesz pisać?
masz niesamowity dar wynajdywania ciekawych tematów

2012/09/23 22:10:58
Dziękuję Ci, kochana, dzięki Tobie mam spokojnie przespaną noc z głowy. ;)

2012/09/23 22:37:18
@ Avo_lusion, tradycja trwała podobno do lat czterdziestych dwudziestego wieku i zanikła głównie dzięki rozwojowi taniej fotografii, która pozwoliła ludziom zachowywać dużo milsze, naturalne i nie wymagające takich operacji wspomnienia.
Co ciekawe, z tego co wyczytałam w sieci - dla ludzi epoki wiktoriańskiej wcale nie była to jakaś wybitnie odrażająca czy upiorna tradycja.
Ja na to patrzę jednak z pozycji matki i ... po prostu w głowie mi się to nie mieści.

Ale podobno to był ich sposób przeżywania śmierci i radzenie sobie z żałobą. To dawało matkom ukojenie. Często ta jedna, jedyna pamiątka ...

Jeśli przeczytasz mój wpis o angielskich pogrzebach - jeden z linków w tekście - to przekonasz się, że co prawda angielskie zwyczaje pogrzebowe nie są już ani trochę mroczne (a wręcz przeciwnie, powiedziałambym :)), to są miejscami równie szokująco różne od, powiedzmy, tradycji słowiańskich.

@ Treemagnolia, witam, choć przykro mi, że poznajemy się w tak mrocznych okolicznościach :))
Jak ochłoniesz trochę, to przekonasz się, że niektóre moje wpisy są dość pogodne :))

@ Ninga. Mogę pisać.
Mam dać ogłoszenie na facebooku: początkująca felietonistka-amatorka szuka pracy? :))
A tak na serio to ... nie za bardzo się czuję na siłach.
Może jeszcze trochę nabiorę wprawy na blogu.
Choć ... im więcej blogów czytam, tym bardziej mnie poraża ten ocean piszących, a mnie takie bezkresne przestrzenie napawają lękiem :)
(zresztą i o tym mam zamiar napisać - Ty, Ningo, masz za to wybitny dar czytania w moich myślach i prowokowania mnie do nowych wpisów :))

@ Fluorscent, widziałam na jakimś blogu klauzulę: wchodzisz na własne ryzyko.
Może powinnam coś takiego wpisać sobie we wstępie? :))
Napij się ciepłego mleka i śpij słodko!

2012/09/23 22:54:11
Zdjęcia przerażające. Kadry z horrorów naprawdę przy tym wymiękają, zwłaszcza, iż ma się świadomość, że są one prawdziwe. W pewnym momencie miałam już rezygnować z czytania, ale jakoś się zebrałam w sobie :)
Nie rozumiem, jak można było tak postępować z ciałem zmarłego. Tak naprawdę jeszcze ja pamiętam śmierć pradziadka i jego zdjęcia w trumnie. Przerażające, że ludzie chcieli zdjęcia z takich chwil. Przecież zdjęć pradziadka, żyjącego, jest kilka. Może nawet kilkanaście. Ludzi powinno się pamiętać żywych.

2012/09/23 23:10:47
Ja tak na to nie patrzę. Dla mnie te zdjęcia są wstrząsającym dokumentem historii. Były robione w czasach, gdy zrobienie fotografii było skomplikowane, a poziom wielu z nich jest bardzo dobry, do tego na paru zdjęciach nie widać, że fotografowany jest nieboszczyk. Nam trudno jest to sobie wyobrazić, ale gdy nie ma się żadnej fotografii żywego bliskiego, to może tego rodzaju zdjęcie jest dla rodziny ważne? Zresztą zobaczcie, na ilu zdjęciach widać ból matki czy ojca, ukrywany pod pozą, w której musieli wytrzymać kilka minut. Ja się nie mogę oderwać od tych zdjęć, one niosą niesamowity ładunek emocji.

2012/09/23 23:26:37
@ Resko i Racjonalistko - mimo, że te fotografie są dla mnie przerażające (właśnie ze względu na ich prawdziwość) są jednocześnie świadectwem historii i patrząc na nie próbuję zrozumieć mentalność tamtych ludzi. Przychodzi mi to z trudem, to fakt.
Absolutnie nie neguję ich smutku, żałoby, rozpaczy, a wręcz podziwiam (choć to złe słowo) ich umiejętność opanowania emocji, przynajmniej na potrzeby zdjęcia.

Poza tym, moim zdaniem, klucz jest w tym, że oni nie traktowali tego jak CIAŁA ZMARŁEGO. Dla nich to wciąż był człowiek.
Po prostu człowiek, z duszą czy bez duszy, ale ktoś przez nich ukochany.
A zdjęcia miały taką a nie inną formę, bo właśnie chciano ich zapamiętać JAK żywych.
Bo wcześniej nie (u)dało się tego zrobić.

Można sobie zadawać oczywiście pytanie, po co to w ogóle robili. Przecież przed wynalezieniem fotografii też ludzie umierali.
Takie pytania niesie ze soba każda epoka.
Może nasze wnuki będą się dziwować wykupowaniu miejsc na cmentarzu i czyszczeniu grobów za życia (czemu ja się już dziwuję), bo wszyscy bez wyjątku będą kremowani lub upłynniani???

2012/09/24 00:18:38
Przeczytałam o upłynnieniu. Brr. Mam nadzieję, że za mojego życia postęp nie pójdzie tak daleko, bym skończyła w kanalizacji... Choć wieczór w tej tematyce odpowiada mojemu dzisiejszemu nastrojowi;)
Ciało człowieka po śmierci sprawia wrażenie powłoki, maski, ma coś z lalki. Próbuję sobie wyobrazić, jak ludzie te sto z kawałkiem lat temu nadawali nieboszczykom żywą formę. Może chcieli w ten sposób zatrzymać czas? Może uznali, że dobrodziejstw takiego wynalazku, jakim jest fotografii, pozwoli im na to? Na zdjęciach widzę ich emocje. Owszem, widać też, że starali się je opanować, ale oczy mówią wszystko.
Tak sobie przy tym myślę, że to nie powinno nas dziwić. Rytuały postępowania ze zmarłymi dziwą tych, którzy żyją w innym czasie czy innej kulturze. Sama z pewną zgrozą wspominam, gdy zaledwie 21 lat temu umarł mój nauczyciel fizyki i zwłoki zostały wystawione w holu głównym w szkole w otwartej trumnie, tak pochylonej, żeby było widać nieboszczyka, któremu ręce już się nieco rozpływały, jako że szkoła była dobrze ogrzewana... I odprawiono akademię ku czci. A przecież to było tak niedawno temu i wtedy jakoś mnie nie dziwiło.

2012/09/24 07:06:14
Tak, zapewne w ich tradycji to nie było nic strasznego, chociaż sam pomysł układania dzieci w różnych pozach, ubierania i czesania... To nie na nasze czasy;)) Jednak dobrze wiedzieć, że coś takiego kiedyś robiono, rzeczywiście - to kolejna z metod oswajania śmierci.

2012/09/24 08:31:32
Nie przeszło mi. Nadal (nie)patrzę na te zdjęcia jak na horror i to najbardziej straszliwy.
Dla mnie życie jest formą istnienia białka. Kończy się i jest koniec. Wszystko się kiedyś kończy i nie ma co marudzić. Zmarłych wspominam żywych (jeśli warto) i to w ich najlepszej formie. Spotkałam się - oczywiście - ze zdjęciami z pogrzebu (dawniej), nawet tych umarłych w trumnach, ale zawsze uważałam to za pewne wynaturzenie.
Może to tradycja (to robienie zdjęć po, układanie ciał itp.), ale nie nie nie!

Może teraz coś pogodnego?

2012/09/24 08:33:14
Jeszcze pytanie: dlaczego w tym kwadracie obok mojego nicka (w komentarzach) jest pusto? O co chodzi?

2012/09/24 11:57:35
Myślałam, że te zdjęcia nigdy się nie skończą. Mimo to oglądałam. Ja pierwszy pogrzeb "zaliczyłam" w VII klasie Szk. Podst. Umarła wtedy nasza koleżanka z klasy, po latach walki z rakiem mózgu. Obraz dziewczyny w trumnie ubranej w białą sukienkę i jej rodziców nieprzytomych z rozpaczy. To zostaje na zawsze, do tej pory pamiętam, gdzie jest pochowana.
Zdjęcia makabrycznie smutne, przypominają, że nic nie jest dane na zawsze.
Ja ostatnio natrafiłam na arytykuł o trojaczkach w "Daily Mail", jest o tym jak rodzice po śmierci trójki dzieci, zdecydowali, że spróbują jeszcze raz i teraz mają trojaczki.
www.dailymail.co.uk/news/article-2206900/Britains-bravest-parents-A-son-died-16--baby-twins-lost-NHS-blunders-Couple-tell-triplets-born-surrogate-brought-joy-lives.html

Pozdrawiam

2012/09/24 12:36:46
Dla mnie fotografia zawsze była zapisem zdarzeń i/lub emocji, które im towarzyszyły. Pewnie dlatego nie szokują mnie zdjęcia "trumienne" i z pogrzebów. Sama mam w swoich zbiorach takie zdjęcia dziadka i babci - zrobiła je ciotka, rodzinna kronikarka.

(Ja w takiej sytuacji chyba nie byłabym zdolna do robienia zdjęć, a jeśli nawet, to czułabym się bardzo nieswojo w roli fotografa w takich okolicznościach. Dlatego trochę się dziwię, ale głównie to jestem wdzięczna, że ciotka pomimo wszystko je zrobiła).

Nie zawiesiłabym ich na ścianie, ani nie postawiłabym ich sobie na stoliku - są za bardzo osobiste. Ale gdy je oglądam w albumie, to wracam myślami do tamtych dni; te zdjęcia wyzwalają emocje, wspomnienia tamtych chwil, refleksje - ile się zmieniło od tamtego czasu... To jak podróż w czasie.

Z Twojego reportażu szokujące jest jednak dla mnie, to wspólne udawanie, że zmarły wcale nie jest zmarłym. Cały biznes na tym zbiorowym udawaniu zbudowany... Wiem, że inna kultura, inna moda, ale mimo wszystko... Wszelkie takie zafałszowania rzeczywistości obce są mojej naturze i zupełnie niezrozumiałe.

Ale sam temat do badań niezwykle ciekawy.

2012/09/24 17:56:50
Przerazające te zdjecia...

2012/09/24 21:49:05
Jestem w szoku, gdyż nigdy nie słyszałam o tego typu fotografii. Niemniej to niezwykle ciekawe i słusznie zauważyłaś iż jedynie różnica w obyczajach sprawia że robi to koszmarne wrażenie. W końcu nasza epoka też ma niezłe "wynalazki" typu śmierć na wizji co zdażyło mi się widzieć w TV. Ale te zdjęcia robią wstrząsające wrażenie niezależnie od intencji.

2012/09/24 21:54:58
Niezwykly temat.
Co ciekawe, pamietam zdjecia z pogrzebow (otwarte trumny, zblizenia na nieboszczykow, zalobnicy na tle) w albumach mojej babci i kumy wyrywajace sobie te zdjecia z rak z komentarzami w stylu: ach jaki piekny pogrzeb! ach jak nieboszczyk dobrze ubrany! ach jak zywy prawie!
Cos jest/bylo na rzeczy :-)

2012/09/24 22:38:12
@ Reska, upłynnienie to dla mnie też coś (irracjonalnie) odrażającego.
Przyznam szczerze, że praktyka wystawienia ciała zmarłego nauczyciela na widok uczniów wydaje mi się makabryczna. Byłam w szkole mniej więcej w tym czasie i chyba bym doznała szoku na całe życie, jakby mi kazali mojego fizyka oglądać.
Co innego, jak jest to ktoś z rodziny, z kim się było związanym, ale oglądanie ciała (zgadzam się, że ciało wygląda lalkowato i obco - choć ... w życiu nie widziałam na własne oczy żadnego zmarłego 'na żywo' :))

@ Avo_lusion, teraz metody oswajania śmierci są inne. Ostatnio czytałam artykuł o matce, która zgodziła się, by BBC nadało film, na którym - niezamierzenie - uchwycono śmierć jej syna. Inni się godzą umierać na wizji - jak napisała Sukienka w Kropki.
Jak dla mnie obie rzeczy makabryczne. Chyba bardziej niż fotografie pośmiertne, z którymi (przez parokrotne ich przeglądanie przed przeczytaniem komentarzy zdążyłam się trochę 'oswoić' :))

@ Viki, celowo umieściłam tu tyle tych zdjęć. Zresztą już po opublikowaniu tekstu dodałam parę, gdzyż:
1.) chciałam wywołać wrażenie, jakie sama odczułam odkrywając te galerie na Pinterest,
2.) obrazy są mocne i wydały mi się konieczne do przekazania emocji, które mi w środku buzowały,
3.) na linki mało kto wchodzi - a wklejone zdjęcia komponowały mi się z całością (i były, przynajmniej w moim zamierzeniu, ilustracją do tekstu, który - mam nadzieję - przynajmniej część osób też przeczytała :))) (KLIK - ktoś dał link do mojego bloga :)))

A śmierć dzieci ... to w ogóle jest temat trudny.
Jeśli chodzi o decydowanie się na kolejne dzieci, to kiedyś (pewnie przez dużą śmiertelność) krążyło takie powiedzenie, że lepiej mieć więcej dzieci, to zawsze jakieś w domu zostaną.
Teraz, jak ludzie mają po 1-2 dzieci i kiedy świat jest bardzo dzieciocentryczny, wiktoriańskie podejście do zmarłych może naprawdę dziwić.

2012/09/24 23:02:20
@ Ren-ya, w kontekście pamiętania, upamiętniania, kronikarskich zapisków mogę w sumie zrozumieć robienie zdjęć pośmiertnych, ale ... mnie w ogóle temat śmierci przeraża i jak tylko mogę, to nie chodzę na pogrzeby, a oglądanie nieboszczyków mi nie w głowie (jeszcze żadnego nie widziałam). Mam to szczęście, że na razie nie zmarł mi nikt bliski z rodziny.
Nie wiem, jak dam sobie radę z oglądaniem takiego wyzutego z życia ciała ...
I w tym kontekście jestem w stanie zrozumieć to akurat udawanie (choć generalnie też nie cierpię wszelkiej fikcji i obłudy) - bo jednak 'portret rodzinny' wygląda lepiej niż 'portret trumienny'.
Z drugiej zaś strony ... przecież oni WIEDZIELI, że to zdjęcia pośmiertne, więc co im to dawało??? Chyba nie stawiali sobie na komodzie, właśnie

@ Rest (umknęłaś mi w kolejce do odpowiedzi :)), ale jeśli dla Ciebie "życie jest formą istnienia białka", to te zdjęcia tym bardziej powinny być Ci obojętne. Bo to jakby opadłe liście. Białko, które już więcej nie tętni życiem, chromosomy, które się nie pomnażają, krew która nie krąży, itd.
Rozumiem, że nie same ciała są dla Ciebie makabryczne, a fakt ich fotografowania? Tak?

Mnie jednak w śmierci najbardziej uderza do zestawienie życia, bytu, osoby, osobowości, duszy (nazwij to, jak chcesz) - czegoś, co odróżnia tę powłokę od człowieka, który chodził, czuł, mówił, myślał ... z martwym, niemym, zimnym ciałem.
Ustawianie takiego zimnego, sztywnego i bezwładnego ciała, przytulanie się do niego, pozowanie z nim ... jest dla mnie NIE DO POJĘCIA!!!

Jeśli zaś chodzi o pusty kwadracik - to miejsce na awatar. Uruchomiłam sobie awatary na moim blogu i wszyscy ci, którzy też sobie to uruchomili, mają swoje własne awatarki (zachęcam do zrobienia :)). Część szablonów ma już gotową opcję - żółte pudełeczko Bloxa w szablonach. W innych trzeba zmienić.
Instrukcja, jak to zrobić na blogu Najlepsze Dodatki Na Bloga.

@ Milexica - zdjęcia nie należą do lekkich, łatwych i przyjemnych, to fakt :)

@ Sukienko, jest właśnie tak jak napisałaś: każda epoka ma swoje wynalazki.
Oglądałam kiedyś program o dzikim plemieniu gdzieś w Amazonii, które po latach ... wykopuje zwłoki, a właściwie same kości, myje je i gdzieś składuje. Widok mytych czaszek do dziś mam w pamięci. Dla nich to wyraz szacunku dla zmarłych przodków. Dla nas byłoby to bezczeszczenie zwłok.

@ Kaczko, ja takich wspomnień w ogóle nie mam (jakoś omijały mnie pogrzeby rodzinne).

Kiedyś jednak podejście do śmierci i w Polsce było inne.
Poza tym w Polsce do dziś dzień kwitnie nekrobiznes, więc nie wiadomo, czy te zachwyty to nad pięknie wystrojoną babcią czy jej drogą, wyłożona atłasem trumną :)
A wiesz, człowiek to istota próżna. I po śmierci chce się podobać :))
Myślę, że wielu obcokrajowców byłoby mocno zdziwionych przepychem naszych pogrzebów (tak jak i są zdumieni tradycją Zaduszek)

2012/09/25 16:01:56
Wow! Temat taki, że nie mogę doczytać tekstu, bo hipnotyzują mnie te obrazki. Wiktoriańska Anglia to był bogaty świat, mam czasem wrażenie, że nawet z innej planety.

2012/09/25 18:32:13
Dzięki - zrobiłam. Bo wkurzało mnie, że taka pusta jestem ;)))

2012/09/25 20:55:46
patrzę, czy mi się avatar zrobił

2012/09/25 20:58:11
a teraz?

2012/09/25 21:06:12
Rest, Ty skorpionku :))

Ninga, może robisz ten sam błąd, który ja robiłam (męczyłam się przez trzy dni zanim doszłam - trzeba wpisać przy swoim nicku (po prawej stronie), przy wpisywani komentarza, adres do swojego bloga.

PS Wiele osób zwróciło mi uwagę, że o jednej rzeczy tu nie napisałam. Ważne, żeby pamiętać i podczas dodawania komentarza podać adres swojego blogu.

Jak klikniecie "dodaj komentarz" na jakimkolwiek blogu na bloxie, to na następnej stronie, u góry, po prawej od Waszego nicku będzie napis "Strona www (opcjonalnie)". Wpiszcie tam adres swojego bloga, a pojawi się awatar. Wystarczy wpisać raz, a komputer zapamięta.

2012/09/25 21:07:24
Bebe, do niektórych obrazy przemawiają mocniej niż słowa :)
Hipnotyzujące - to jest to słowo!
Na początku były dla mnie przerażające. Teraz ewoluję w kierunku hipnozy :)

2012/09/26 00:56:06
no to z blogiem

2012/09/26 12:47:50
Yeah!

2012/09/26 18:01:18
Hipnoza. Nie przeraża mnie to, sama bowiem do takowych pozowałam. Jako denatka rzecz jasna.

2012/09/26 19:04:39
Niesamowite, chociaz zdjecia zmarlych nie sda mi obce- ale te wymyslne pozy i "dodatki" jednak mnie nieco zadziwily.

Od jakiegos czasu, nie wiem jednak, z czyjej misji, pokazywane sa u nas (RFN) zdjecia osób przed smiercia, ciezko chorych, i po smierci; zdjecia rpbione najczesciej w hospicjum, osoby sa róznego wieku, i zgadzaja sie na taka sesje. Nie powiem, sa to zdjecia w pewien sposób pioekne, a po smierci nie straszne- wiele ludzi wyglada po smierci lepiej, niz za zycia.

2012/09/26 21:01:47
@ Bebe, hę? Brzmi bardzo tajemniczo. Przybliżysz nieco?

@ Spirit, chyba generalnie jest jakieś dążenie by człowieka 'upiększać' po śmierci (zobacz na starożytny Egipt :)) - i to jest pewnie też jakiś sposób oswajania śmierci, chęci zapamiętania ludzi takimi, jakimi byli za życia.
Oglądałam kiedyś niesamowity dokument o ludziach, którzy oddali swoje ciała do prosektorium dla studentów medycyny. Ci ludzie byli nagrywani jeszcze przed śmiercią, a potem (podejrzewam, że byli śmiertelnie chorzy) kręcono sekcję zwłok (nie ze szczegółami, bo nie to było tematem; reportaż był bardzo wyważony) i reakcje studentów.
Wielu płakało, byli wdzięczni tym ludziom za ofiarowanie swoich ciał, niektórzy rezygnowali, bo nie mogli właśnie traktować ciała osoby z którą nie tak dawno rozmawiali jako pewnego rodzaju przedmiotu.
A po zakończonych zajęciach te zwłoki zaszywali, 'uładzali' i 'upiękniali' na pogrzeb.
Z jednej strony było w tym coś makabrycznego (jakiś lęk egzystencjalny, jakaś totalnie niezrozumiała metafizyka, abstrakcja, że tu nagle ten mózg, który produkował słowa starszego pana jest rozcinany na kawałki i badany na wszelkie możliwe sposoby), a z drugiej to było w pewnym sensie piękne.
Szkoda, że nie pamiętam tytułu :(

2012/09/29 13:17:04
Dopiero dotarłam na bloga. Dla mnie te zdjęcia są niesamowicie smutne i chce mi się płakać. Patrzymy na to, mając w na dysku pewnie 1000 zdjęć swojego malucha. Podejrzewam, że będąc wiktoriańską matką zrobiłabym dokładnie to samo.
Pamiętam z dzieciństwa, przeglądałam album rodzinny u koleżanki i nagle natrafiłam na zdjęcie trumienki z niemowlęciem. Do dziś jest we mnie ten wstrząs, bo maluch miał usta otworzone jak do krzyku. Nie wiedziałam jeszcze wtedy, że to naturalne dla zmarłego. Wydawało mi się, że dziecko umarło w męczarniach. A na polskiej wsi, jeszcze do niedawna popularne było fotografowanie trumny ze zmarłym - wielu z nas ma w archiwach z jedno takie zdjęcie :)
I polecam "Człowiek i śmierć" Philippe Ariesa :) O tym jak przez stulecia świat żywych i martwych przenikały się, egzystowały obok siebie, gdy dziś wszystko jest sterylne i zamknięte, a umiera się w samotności. Z cholernego strachu przed śmiercią.

2012/09/30 11:37:36
Bezcielesna, we mnie ten temat ewoluuje. Od pierwotnego szoku, bo powolne oswajanie i próbę zrozumienia motywów.
Czy bym zrobiła podbnie? Nie wiem, ale faktem jest, że teraz mamy miliony zdjęć i filmików (do których ja osobiście uwielbiam wracać; to jedna z naszych ulubionych 'świątecznych' rozrywek - oglądanie filmików, jak dzieci były małe), więc trudniej nam zrozumieć postawę ludzi tamtych czasów.
Ja nie mam w albumach zdjęć w trumnach, ale pamiętam, jak - gdy będąc dzieckiem przeglądałam album wynaleziony na strychu) - zobaczyłam zdjęcia na cmentarzu.
I jak mnie one zszokowały, choć nie pokazywały za dużo (jakieś niesienie trumny, osoby stojące nad otwartym grobem itp.)
Zresztą to była też 'niesamowita', historia, bo brat mojej babci wyemigrował do Anglii z armią Andersa. Nie widzieli się latami, aż wreszcie, gdy reżim komunistyczny nieco zelżał i gdy babci udało się uciułać pieniądze na prom do Anglii, pojechła tam, by po latach zobaczyć się z ukochanym bratem. Jednakże - podejrzewam, że silne emocje się do tego przyczyniły - brat umarł dzień przed przyjazdem babci i wizyta z radosnego spotkania po latach przemieniła się w tragicznie smutny ciąg wydarzeń. Zdjęć w trumnie nie zrobiono, ale właśnie te zdjęcia z cmentarza stały się jakby ostatnią pamiątką po zmarłym.

A książkę ... już zamówiłam na Amazonie :)
Dzięki
Gość: kslawka, user-31-175-250-215.play-internet.pl
2012/10/08 21:29:29
Już raz spotkałam się z tym tematem - w filmie "Inni" z Nicole Kidman pojawiała się wzmianka o tym, już wtedy wprawiło mnie to w osłupienie. Makabryczne, ale... podobnie jak niektórzy z przedmówców, musiałam doczytać i dooglądać Twój wpis do końca. Śmierć mnie przeraża, ale i dziwnie fascynuje.
Bardzo dobrze napisany tekst, gratuluję pióra!

2012/10/09 10:08:12
kslawka, jak natknęłam się na te zdjęcia po raz pierwszy, to też się patrzyłam i patrzyłam. Dłuuugo ...
Dopiero potem zaczęłam czytać.
Nie wiem, czy 'oswoiłam' dzięki temu śmierć.
Raczej nie.
Ale na pewno poszerzyłam nieco wiedzę o ludzkiej naturze.
Miło mi, że temat i tekst Ci się spodobały.
Dzięki

Ps. filmu "Inni" nie oglądałam, ale na będę miała na uwadze :)

2013/04/10 13:44:42
Nie wiem czy się prędko otrząsnę. Jako matka... nie wyobrażam sobie, ale to inne czasy, inni ludzie, inna kultura, inne normy spoleczne.

Zastanawiam się, czy Kochanowski mając do dyspozycji wyznalazek fotografii skorzystałby z niego w przypadku śmierci Urszuli... Ale tego się nie dowiemy.

2013/04/11 15:07:51
hanmak09 - teraz, po wielokrotnym wracaniu do tego tekstu i do tych zdjęć podchodzę do nich mniej emocjonalnie. Ale też się nie mogłam długo otrząsnąć.
Co do Kochanowskiego ... myślę, że mógłby z tego skorzystać. Myślę, że pewnie i my sami, nie mając żadnej pamiątki po naszym ukochanym dziecku, żadnego zdjęcia też byśmy się na to zdecydowali.
Jednak ja wolałabym pozostać w fazie pierwszej. Absolutnie żadnego stawiania czy udawania 'szczęśliwej' rodzinki.
Gość: fifipipi, dab-ell2-h-82-7.dab.02.net
2013/05/18 23:35:05
fajnie piszesz


2013/05/19 16:13:23
Fifipipi, dzięki :)
Pozdrawiam.

Ps.
Widzę, że ktoś gdzieś chyba zlinkował mój tekst o Nemeczku na facebooku, bo przeżywa on nową młodość (sądząc po statystykach, wejściach z ryjoksiążki i liczbie skopiowanych zdjęć zmarłych dzieci).

Gość: Zbigniew Zawadzki, gdu50.internetdsl.tpnet.pl
2013/05/20 10:19:11
Szanowna Autorko, tak, jak Pani pisze, ludzie na różne sposoby próbowali i próbują oswoić śmierć - od zawsze w końcu centralny problem egzystencjalny, przed którym stają. Nie wspominając już o obyczaju mumifikacji zmarłych, wspaniała tradycja portretu trumiennego w Polsce albo starszy niż czasy wiktoriańskie zwyczaj sporządzania masek pośmiertnych to przecież coś wypływającego z podobnego źródła jak te fotografie. Niektórzy chodzą na groby bliskich z wódką, kiełbasą i harmonią, inni trzymają urny z prochami zmarłych na stole podczas rodzinnych biesiad, jeszcze inni dla uczczenia zmarłych jedzą czaszki z czekolady albo rzeźbią duchy w dyni.

Jakkolwiek egzotyczne mogą mi się wydawać niektóre z tych obyczajów, jakkolwiek dalekie od mojej własnej wrażliwości - nie ośmieliłbym się ich wartościować, mówić że tak trzeba, a tak nie można. Pani zresztą tego nie robi i dlatego Pani refleksje tak bardzo mi się podobają. Choć wzdragam się na widok niektórych spośród tych zdjęć, myślę sobie, że to nie ma żadnego znaczenia, co o nich sądzę. Wszyscy jesteśmy w dużej mierze wytworami kultur, w których przyszło nam żyć i (nie) radzimy sobie z bólem tak, jak nas tego nauczono.
Dziękuję za interesujący i z wielkim taktem napisany tekst.


2013/05/21 09:46:50
Szanowny Panie Zbigniewie, dziękuje za komentarz i miło mi, że tekst się Panu podobał. Bardzo dobrze Pan to ujął: centralny problem egzystencjalny, przed którym wszyscy stajemy :)
Trudno nie wartościować. Myślę, że nie udało mi się tego całkowicie uniknąć, ale w miarę pisania tekstu starałam się sama sobie wyperswadować, że owe fotografie pośmiertne, to była specyfika, estetyka i 'moralistyka' ery wiktorianskiej, i że - poprzez kontrast z naszymi obecnymi tradycjami chowania zmarłych - dużo nam mówi o nas współczesnych.
Pozdrawiam serdecznie.

Gość: KaraliKarele, v33-15.opera-mini.net
2013/05/27 21:51:25
Witaj, jeśli interesuje Cię temat, to współcześnie wraca się do tej fotografii. Zapoznaj się z działalnością fundacji Now I Lay Me Down To Sleep. / Temat godny uwagi. Pisałam o nim kiedyś pracę, do której mam zamiar wrócić ;-) Pozdrawiam!


2013/05/27 22:20:21
KaraliKarale, powiem Ci, że gdybym obejrzała te zdjęcia na stronie Now I Lay Me Down To Sleep zanim zagłębiłam się trochę w ten temat, to pomyślałabym, że są one co najmniej dziwaczne, przerażające. Teraz wydają mi się piękne. Nie wyobrażam sobie, jak trudne musi być noszenie dziecka w łonie przez 9 miesięcy, po to, by musieć się z nim pożegnać tuż po porodzie. Teraz rozumiem to trochę lepiej, jak ważne jest dla rodziców takie pożegnanie, taka pamiątka (choć moim zdaniem fotografia wiktoriańska przeniosła to o jeden poziom za daleko, szczególnie jeśli chodzi o pinizowanie zwłok).
Swoją drogą, ciekawe są świadectwa fotografów robiących te sesje.

Dzięki za namiary :)



7 comments:

  1. Co zabawne - na wpis trafilam przez Pinterest (kolko sie zamknelo).
    Na zdjecia post mortem trafilam przypadkiem przez jakis odprysk internetu i mnie zaintrygowaly. Zwyczaj zegnania sie ze zmarlym, uwieczniania jego ostatniej drogi na pewno byly popularne takze na wschodzie, zarowno w Rosji jak i pozniej w Polsce. Na pogrzebie dziadka fotki robil wynajety przez jego druga zone fotograf, a zdjecia zmarlych w trumnach zajmowaly poczesne miejsce w rodzinnych albumach tej galezi rodziny.
    Co do zdjec pozowanych na zywe - w ktorejs Ani (bodaj z Szumiacych Topoli) Ania z jakims chlopakiem zbiera jakies skladki i trafia przypadkiem do mezczyzny mieszkajacego z kilkuletnim synem. Ojciec przegania nasza dwojke, ale syn myslac, ze to glodni zebracy, dzieli sie z nimi ciastem. Towarzysz Ani robi dziecku zdjecie, ktore jakis czas pozniej wywoluje i zanosza je ojcu. Okazuje sie, ze dziecko zmarlo, a ojciec placze, ze nie ma ani jednego zdjecia swojego dziecka.
    Wtedy nasi bohaterowie wreczaja mu fotke. Pewnie ojcu - samotnikowi nie wpadlo do glowy robienie zdjecia post mortem, ale moze gdyby wiedzial, ze to jedyna szansa na zachowanie podobizny Malego Czlowieka, to moglby go upozowac obok ukochanego psa.

    Wrajacac do naszych baranow - musimy pamietac, ze dla rodzicow Nemeczka fotografia byla zbyt kosztowna, a zawsze byly pilniejsze wydatki. Pewnie mieli swoje zdjecie slubne i nic wiecej.
    A teraz wyobrazmy sobie smierc jedynego dziecka, wszystkich nadziei, a rodzice uswiadamiaja sobie, ze nie maja zadnej podobizny ukochanego dziecka.
    Ulozenie go na kanapie, w szkolnym mundurku pozwoliloby udawac, ze on tylko spi, ustawienie przy stojaku - ze wlasnie idzie do szkoly.
    Mozna by go obejrzec, przypomniec sobie ukochane rysy twarzy.
    Dla nas ze swiata komorek, aparatow, zdjec instant ceremonia pozowania ciala (czesto lekko cuchnacego po tych paru dniach) ukochanego dziecka wydaje sie horrorem - dla ludzi tamtych czasow to byla jedyna szansa na zachowanie pamieci o dziecku (tym istotniejsza, ze np. w Stanach czesto sie przenoszono i grob zostawal porzucony.
    Smierc na pewno byla tragedia, ale jednoczesnie byla wszechobecna, w statystykach z bodaj ze Stargardu Szczecinskiego znalazlam informacje, ze ok. 50% dzieci nie dozywalo piatego roku zycia, a i starsi zyli krocej. Umieralo sie w domu, cialo myto, ubierano i trzymano do pogrzebu w domu, wiec ludzie byli tez bardziej oswojeni ze smiercia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Shigello, dziękuję za komentarz i przepraszam, że dopiero teraz na niego odpisuję, ale ostatnio było mi trochę nie po drodze z internetem.
      Tak, zgadzam się ze wszytkim, co napisałaś.
      Żyjemy w świecie komórek i milionów zdjęć i filmików zapisanych na twardym dysku naszych laptopów.
      Po wielokrotnym przeczytaniu tego tekstu (tak, tak, wiem, że to trochę megalomańskie, ale czytam swoje teksty po kilka razy, szczególnie przy okazji odpowiadania na komentarze :))) mam już teraz zupełnie inne podejście do tych fotografii.
      Ani mnie nie przerażają, ani nie dziwią ...
      Aczkolwiek śmierć to dla mnie wciąż temat tabu, temat nieoswojony.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  2. Ja ich rozumiem. Chciałaby poznać historie ludzi z tych zdjęć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też :)
      Choć myślę, że bym to długo, długo 'odchorowywała'.

      Usuń
  3. http://trumieniec.blogspot.co.uk/2014/01/post-mortem-czy-nie.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Emilly, tak wiem, czytałam też ten wpis (dotarłam do niego po linkach z Wykopu), ale o ile z pewnymi rzeczami się zgadzam np. że rzeczywiście może te stojące fotografie nie wszystkie przedstawiają zmarłych, ale większkość innych już tak i w sumie to nie zmienia wymowy całego mojego wpisu.

      Usuń
    2. http://www.shadesofthedeparted.com/2008/06/i-still-think-shes-dead-and-heres-why.html
      (zobacz ogłoszenie pracowni fotograficznej, gdzie wyraźnie jest napisane, że robią zdjęcia zmarłym)

      Usuń

Niepisanym prawem tego bloga jest lista komentarzy dłuższa od samego wpisu - uprasza się o podtrzymywanie tradycji:)

 
Back to top!