Na wagarach od macierzyństwa.
Jem chipsy i wycieram ręce w spodnie.
Popijam żurawinowym Reddsem.
Na obiad już czwarty dzień jem kiełbasę z cebulą (a mężowi wypominałam zupki chińskie :)).
Nie zmywam.
Nie ścielę łóżka.
Plan spotkań z przyjaciółmi mam nabity.
Wracam po północy do wielkiego, pustego domu moich rodziców, gdzie echo hula po korytrzach, i nasłuchuję, czy mordercy jacy na me życie nie czyhają; a to tylko kaczki nurkują w kanałku, albo przeciąg drzwiami trzaśnie.
Zasypiam obłożona świeżo zakupioną lekturą, nie mogąc się zdecydować, za którą książkę złapać się najpierw (a złość mnie bierze na blogerki książkowe, oj bierze - bo kuszą!).
Zaprawdę błogie ogarnia mnie uczucie, gdy mogę przeczytać więcej niż parę stron bez przerywania. Pięćdziesiąt, siedemdziesiąt, sto trzydzieści, cała książka!
Nie pamiętam, kiedy ostatni raz przeczytałam całą książkę jednym tchem.
Chyba było to za czasów 'Ani z Zielonego Wzgórza'.
Pofarbowałam włosy na 'niemój' kolor. Dzieci (wyekspediowane na Polesie z dziadkami) mnie nie poznają.
Emigranckie dylematy, rozkraczenia i inne analizy porównawcze mnie w tym roku ominęły, albo raczej ... świadomie zepchnęłam je w najdalszy zakamarek świadomości.
Snuję się po Wawie.
Pomysły na nowe wpisy przegrywają z pomysłami na nowe przedsięwzięcia.
Mówią, że im więcej się dzieje w życiu, tym mniej na blogu.
A zatem jestem na wagarach od pisania bloga (i od czytania innych blogów).
Ale nie martwcie się, wakacje nie trwają wiecznie :)
czwartek, 22 sierpnia 2013
Od połowy września będę podążać Twoim śladem! Tylko bez elementu potomstwa. To co mówią, to prawda. Człowiek jednak nie może być jak monopolowy całodobowy. Musi się czasem wyłączyć, żeby dokonać właściwych remanentów. Niech żyją wagary!
OdpowiedzUsuńBebeluszku, ja naprawdę rozumiem ludzi, którzy wierzą w reinkarnację - jedno życie, to zdecydowanie za mało!
UsuńJeszcze nikt nigdy nie podążał moim śladem. Jestem zaszzycona ;)
Tylko, że mi zamiast kiełbasy z cebulą grozi rozkraczenie....mam wrażenie, że dla emigranta "wakacje w Polsce" to oksymoron. Chyba poczytam Twoje archiwum dla poukładania myśli. Czuwaj!
UsuńBebeluszku, to zdecydowanie oksymoron! Ja już sobie większość rzeczy przetrawiłam, przerobiłam na piśmie, poczytałam komentarze i jakoś mi w tym roku było lepiej. A teraz już z powrotem w albiońskiej rzeczywistości. Niezależnie od kiełbas i oksymoronów - wypoczywaj owocnie!
UsuńHeheh, no taka prawda, że blogerskie życie zamiera w obliczu realnego :)
OdpowiedzUsuńOdpoczywaj w pokoju i baw sie tak doskonale, jak teraz :)
P.S. Jakiż to "nieTwój" kolor?
Veni, mi się wciąż kotłuje w głowie wiele wpisów, ale grubo po północy to najzwyczajniej w świecie usypiam nad klawiaturą.
UsuńKolor ... nie różowy, nie fioletowy, nie zielony. Duuużo ciemniejszy niż zawsze :0)
Czytając Cię od czasów niepamiętnych nie jestem sobie w stanie wyobrazić, że robisz sobie zieloną czuprynę :) Może się mylę, ale jakoś gówniarskie pomysły mi do Ciebie nie pasują :)
UsuńJesteś Uważną Czytelniczką - jam kobieta stateczna i niewyskokowa :)
UsuńJak ja Cię rozumiem. Jak ja Ci zazdroszczę. Mieć to poczucie, że kto inny przejął ster i można pójść na blałkę, czytać książkę bez wykręcania ucha, czy bractwo się nie zarżnęło nożem w kuchni, bo jak cicho, to człowiek jeszcze bardziej znerwiony. Co tu gadać... Zazdroszczę Ci! I idę do garów :/
OdpowiedzUsuńOoooo tak, cisza bywa jeszcze bardziej podejrzana. Co do zazdroszczenia, to ... drżę cała, bo moi rodzice co raz mniej chętnie chcą brać całe (rozkłócone, rozentuzjamowane, buchające energią) towarzystwo. Coś przebąkują, że od przyszłego roku będzie pojedyńczo, bo okiełznać tego tałatajstwa nie idzie.
UsuńWięc kto wie, może to już ostatnie takie wakacje przed emeryturą? ;)
Pa. Gary też mają swój urok ;)
O to z takich wróciłam właśnie. Bezdzieciowych. Leż!:))
OdpowiedzUsuńKarolino, więc sama wiesz ...
UsuńLeżę, łażę, snuję się. Bez zobowiązań. Niestety już tylko małą chwilkę.
Ale co się naleniłam, to moje!
To przyjemnego wagarowania! Wypocznij i naciesz się!
OdpowiedzUsuńPozdrowienia.
Dzięki. Wypoczywam i myślami czasami też czasami uciekam do Szwecji.. Byłam tam (dawno, dawno temu) na wagarach przez ponad dwa lata. To dopiero była rozpusta! ;)
UsuńAno właśnie, może czas się zdecydować, czy żyć w blogosferze czy w realu. Idealnie trafiłaś moje ostatnio-czasowe rozterki. Mierzę się właśnie z bezsensem takiej aktywności. I w ogóle z bezsensem wszystkiego....
OdpowiedzUsuńRenya, no aż tak to nie! Nie myślę, że wirtualna działalność zalatuje bezsensem (No co Cię naszło?!)
UsuńJa już bez blogosfery nie mogę (jak widać :)) funkcjonować - bo gdzieżbym dawała upust swoim emocjom? Mój Walenty tego wszystkiego nie przerobi.
Ale już na opisywanei tego wszystkiego chwilowo czasu brak.
Ej, dziewczyno! To jeszcze nie jesień! Skąd te ponure nastroje?
Ściskam!
No i bardzo dobrze, należy Ci się choć trochę oddechu ;) L
OdpowiedzUsuńDzięki. Też tak to sobie tłumaczę :)
UsuńPysznie! Baw się dobrze. We mnie nie słabnie nadzieja, że też "doczekam tego dnia":-)
OdpowiedzUsuńWiedźmo, nadzieja umiera ostatnia :))))
UsuńAni się obejrzysz, a już będziesz pakować słoiki dla swoich studentów :)
słoneczne pozdrowienia dla Warszawy .. ja tam będe za 10 dni ale niestety nie na wagarach :^) ..
OdpowiedzUsuńPiotrze, Wawkę pozdrawiam. To fajne miasto, nawet dla ciężko pracujących :)
UsuńNależą Ci się te wagary! Znam ich urok, bo sama je miałam kiedy mój małżonek wyjeżdżał do pracy na kolonie i zabierał nasze pociechy a ja nie sprzątałam, za to cały miesiąc jadłam placki ziemniaczane i ziemniaki z patelni, które uwielbiam. Serdecznie pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńAch Sukienko, o plackach nie pomyślałam! Nasmażyć placków dla jednej osoby jest trochę łatwiej, niż dla całego pułku :)
UsuńA zatem rozpieszczam się jeszcze przez parę krótkich chwil. Buziaki.
Ja przez dziesięć dni w "pięknych okolicznościach przyrody" wagarowałem od internetu. Niestety nie zdołałem przeczytać żadnej z trzech zapakowanych do walizki książek, bo przy moim Potomku, który energii ma więcej niż wszyscy członkowie rodziny razem wzięci, okazało się to "mission impossible" ;-)
OdpowiedzUsuńprzyjemnego wagarowania ;-)
Jonasz, dzięki.
UsuńJa nie wiem, skąd te dzieci mają tyle energii. Moje wstają o 6:30 i po całym dniu grzania na wysokich obrotach (pływanie, wspinanie, bieganie, rowery itp.) o 22 jeszcze mają siłę się kłócić i walczyć między sobą. Moi rodzice chyba za bardzo nie wypoczywają 'w tych poleskich lasach' :)))
Ale Ci fajnie! Jak ja mam wagary od różnych rzeczy, to również często uświetniam je chipsami i żurawinowym Reddsem :)
OdpowiedzUsuńŻono, no ale powiedz sama. Czyż nie jest to zestaw idealny? :)
UsuńPozdrawiam.
No marzenie...
OdpowiedzUsuńEla, marzenia się spełniają! :)
UsuńTez bylem w PL, wagarowac od tacierzynstwa niestety sie nie udalo, choc mialem CALY jeden dzien na terapie ksiazkami:) No i przytargalem ponad 20 do Uk-eja:)
OdpowiedzUsuńNiestety "emigranckie dylematy, rozkraczenia i inne analizy porównawcze" tym razem mnie dopadly:(
Read more: http://szeptywmetrze.blogspot.com/2013/08/wagary.html#ixzz2cjGIA8b2
Pietia, ja też już od paru lat wolę wozić książki niż kiełbasy (tzn. kiełbas nigdy nie lubiłam wozić, ale mój tatuś mi wciskał zapasy - teraz już pierwszego dnia pobytu idę od empiku i ... Ojej, jak to się stało? Walizka pełna. Nawet jednej suchej krakowskiej nie wciśniesz :)))
UsuńOd porównań chyba nigdy nie uciekniemy, ale ja się wyżyłam na blogu w zeszłym roku (niezły cykl mi z tego wyszedł :))) i to pomogło mi poukładać sobie w główce pewne kwestie, czego i Tobie życzę :)
Mnie w tym roku mile zaskoczyła sieć tanich księgarni Dedalus, tak że na empik już czasu ani pieniędzy ani miejsca w walizkach nie starczyło:)
UsuńW poszukiwaniu porównań poszperam w archiwum, bom bardzo ciekaw:)
Ja byłam najpierw w Matrasie. Zniżki, zniżki, zniżki. Co z tego, jak nie było nic z tego, co chciałam :(
UsuńMoje zeszłoroczne rozterki opisuję tu i w paru następnych wpisach:
http://szeptywmetrze.blogspot.co.uk/2012/08/rozkraczona.html
Wypoczywaj, blog poczeka, hiszpanscy konkwistadorzy tez:). PS. ja czytam w pociagu(chodzi o rozkoszowanie sie lektura) okolo 0.5 godziny dziennie, 15 min w jedna, 15 minut w druga, nikt niczego nie chce, nikt nie przerywa, pewnie dlatego moje stare, acz swiezo kupione auto, czesciej stoi pod domem, niz jest w uzyciu.:)Wszystkiego dobrego!
OdpowiedzUsuńMoniko, cała drżę, że Konkwiwstadorzy czekają z wielkim przyjęciem powitalnym na mój przyjazd (bo mąż mi donosi, że jak na razie cisza, jak makiem zasiał - czyż nie jest to podłość? :)))
UsuńCo do czytania w metrze czy pociągu, to ... trochę nie chce mi się tachać dodatkowego balastu (bo i tak mam torbę wypchaną po brzegi), a też trudno mi się skupić. Choć ostatnio co raz częściej jednak zabieram ze sobą jakieś cienkie książki, bo szkoda czasu :)
Dzięki za życzenia. Odwzajemniam :)
Się rozebrałaś jak cebula z okoliczności rodzinno-powinno-pracowo-emigranckich.
OdpowiedzUsuńTak trzymać (póki możesz ;))
Aż się boję, jak ja te wszystkie warstwy z powrotem na siebie wdzieję :(
UsuńPóki co się rozkoszuję. I naprawdę nie tęsknię (aż się zastanawiam, co ze mną nie tak i po ilu dniach zaczyna się tęsknota :)))
Miłego odpoczynku!
OdpowiedzUsuńJako blogerka książkowa nieśmiało proszę o rozważenie umieszczenia wpisu o letnich lekturach i książkowych przygodach :) Z chęcią dam się na cos skusić!
Pozdrawiam!
Dzięki Aga,
UsuńJeśli chodzi o wpis o lekturach, to coś mi tam po głowie chodzi, ale nie będą to żadne ciekawe rekomendacje, jako że ... będzie to wtórne, albowiem przyznam się szczerze, że poluję głównie na książki polecane już przez blogerów książkowych i pewnie wiele z nich (książek lub recenzji) już przeczytałaś :)
Z powodu wagarów i tam nie piszę, ale za jakiś czas wrzucę pewnie parę recenzji na 'lubimyczytać.pl' (link jest w bocznej szpalcie).
Pozdrawiam :)
Milych wagarów zycze, zasluzylas na nie :)
OdpowiedzUsuńDzięki Spirit. Też sobie przyznałam to prawo. Pozdrawiam :)
UsuńZazdroszczę :)
OdpowiedzUsuńSynergiczna, nie musisz :)
UsuńJuż z powrotem w kieraciku (a po drodze była wizyta kuzyna, któremu trzeba był zorganizwać program artystyczno-kulturalny).
Urlop to już historia (aczkolwiek nie powiem, trochę podładowałam baterie. No i co przeczytałam, to moje :))
Pozdrawiam.