Searching...
wtorek, 7 stycznia 2014

To se ne vrati, pane Havranek

Za pierwszym razem, gdy zapytał się, czy 'szepty w metrze' to mój blog, zastosowałam znany zabieg odporu pytania pytaniem.
Wkurzałam się, jak mi zerkał przez ramię, gdy pisałam kolejnego posta.
Uciekałam na sofę prostopadłą.


Za drugim razem bezczelnie zaprzeczyłam (kłamstwo jednak całkiem gładko przychodzi przez gardło w sytuacji zagrożenia :))), a on nie napierał.

Za trzecim razem podszedł do mnie w kuchni, objął czule i wyszeptał do ucha:
"No i co powiesz, Fidrygałeczko?"


Grrrrr, wrrrrr, no żesz @!¥ǽ⅞∫≠™Ω№₸₺#%&"!!!
Podszedł mnie!
Nie cierpię zdrobnień!
Miałam ochotę (przez chwilę) wyszarpać mu tętnicę szyjną.

Nie mogłam się już dłużej wypierać.
Co prawda powiedział, że wierszyk mu się spodobał (i nawet wyraził, ździwienie, że sama go napisałam - a w jego przypadku zdziwienie, to już dość skrajna emocja, tak samo jak w jego ustach 'może być' oznacza 'świetne!').

Potem zrobił jeszcze parę aluzji do paru poprzednich wpisów, więc wiedziałam już, że mój tajemny matecznik został brutalnie splądrowany.

Krótko mówiąc ... nastąpił koniec pewnej ery.
Po dwóch i pół roku skrzętnie skrywanej tajemnicy mój mąż, zajrzawszy do pozostawionej na łóżku komórki odkrył mój blog i zabrał się za czytanie.*


I żeby jeszcze porządnie się wczytał, żeby rzucił jakąś konstruktywną krytykę, to przyjęłabym to z wielką radością, ale jedynym zarzutem, który usłyszałam było: "Jeśli o mnie chodzi, to możesz sobie pisać, byle byś tylko nie poświęcała temu tyle czasu".


I żeby przynajmniej powiedział: "Ooooo, jak tu u ciebie ładnie! Jak sobie ładnie urządziłaś gniazdko. Kolory dobrane znakomicie. A jaka dbałość o szczegóły!", to bym łatwiej przełknęła tę gorzką pigułkę.
Gdyby pochwalił, pogłaskał, zastygł w zachwycie, padł na kolana w podziwie i oddał pokłon mojemu geniuszowi, to by moje blogerskie serce nie krwawiło tak koszmarnie.


Ale nie!
Fidrygałeczka-Pierdółeczka.
Ironia i chichot tym głośniejszy im bardziej narastało moje święte oburzenie, że dotarł, że wtargnął, że splądrował bez zaproszenia.
I choć 'usta śpiewały', że "Nieeeee, no faaaaajnie", to wiem, że 'dusza milczała'.
A to już jest cios poniżej pasa.
Ego blogera zostało boleśnie zszargane.



Mimo iż wiem, że nie przeczytał zbyt wielu wpisów ("Przecież ja to wszystko mam na co dzień" :))), dałam mu kategoryczny zakaz dalszego czytania.
I szczerze powiedziawszy, wierzę, że się posłucha!


Co nie zmienia faktu, że 'to se ne vrati, pane Havranek'.
Poziom autocenzury wzrósł drastycznie!




****

O ile lektura mojego bloga go nie wciągnęła, to 'finką' się zainteresował i nie dość, że chodzi teraz i jakąkolwiek rozmowę o pieniądzach (np. "Mamo, poproszę pieniądze na miesięczny') komentuje - wzdychając filozoficznie - zdaniem  "Mam w domu Moneta ...", to jeszcze kazał sobie czytać pozakonkursowe (genialne, skądinąnd) zapiski prenatalne Kaczki.
Tak, dobrze przeczytaliście: ZAPISKI PRE-NA-TAL-NE!!!
(Kaczko, nie martw się, rozwód nie był jak na razie omawiany :)))
 

I przez cały czas trwania głosowania pytał się mnie: "No a jak tam ten twoj facet?" (mając na myśli Pharlapa, choć zaczęłam się już zastanawiać, czy jest coś, o czym nie wiem :)))

A mój wpis skomentował w następujący sposób: za długie i ... nie lubię czytać o tym, jak cię całują inni faceci ;)

No i powiedzcie sami, jak ja mam się nie denerwować?!






wtorek, 7 stycznia 2014


______________________________________________________________

* Żeby wszystko było jasne: mój mąż ma nieograniczony i swobodny dostęp do moich komórek, maili, haseł i kont bankowych, no ale sami rozumiecie, blog to zupełnie inna kategoria ;)
 







47 comments:

  1. Jak to dobrze, ze moj nie zna sie na technice i nie dotyka lapka, bo jeszcze by cos popsul! :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój niby też się nie interesuje, a tu patrz, jaka historia!

      Usuń
  2. hahah, Fidrygauko, myslę, że 90% mężów tak reaguje na "fanaberie" swoich kobiet. ;) Zdziwiłabym się gdyby któryś popadł z tego powodu w uwielbienie połowicy i rozścielając dywan z płatków róż bił jej co rano brawo zanim wstanie z łóżka ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na Blogowigili spotkałam pewną blogerkę, której mąż miał ją i jej blogerstwo w niejakim poważaniu, dopóki mu znajomy nie powiedział, że po wpisaniu w google hasła 'dziecięce' jej blog pojawia się na drugiej pozycji i że może należałoby jej blogerstwo zacząć szanować, tak? Więc so.

      Usuń
    2. Bo to Ty powinnaś Być moim Żonem, mon cher*** Fatalna pomyłka natury ;)

      Usuń
    3. @ PandeMonia, taki nasz kobiecy los. Wiecznie niedocenione :)
      Z tymi różami rzeczywiście mogłoby nie zadziałać, szczególnie, jak by mu niepodlewane róże zwiędły :)

      @ Inwentaryzacja - po pierwsze, to ho, ho, ho ... byłaś na blogowigilii?!
      Nie wiem, jak ja to zrobiłam, że przegapiłam ten wpis (ale oczywiście już nadrobiłam w te pędy - i twoje naprowadzanie na trop przyniosło w moim przypadku oczekiwane skutki. A już chciałam pisać, że 'przygadał kocioł garnkowi' z tym nieujawnianiem facjaty, a tak ... pozostało mi tylko pogratulować odważnego coming out'u i ... piknego obsmarowania braci blogerskiej, z tak charakterystycznym 'pazurkiem :)))

      A co do wzbudzaniu w moim mężu podziwu moją pozycją w google, to on na razie jest na etapie przetrawiania faktu, że w ogóle ktoś mój blog czyta i komentuje.
      A i kategorię dla 'szeptów' trudno by było znaleźć (Emigrancki? Sama nie wiem?)

      Usuń
  3. I tak długo udało C się zachować pisanie dla siebie....Jedno jst pewne, przy anonimowym blogu gdy zaczyna Cie czytać ktos tak bliski, autokorektA przypomina gęste sito niestety....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najdziwniejsze, że on od dawna wiedział, że piszę tego bloga, ale nigdy się nie interesował. Nawet mnie nie pytał o nazwę. Zupełnie go to nie obchodziło.
      A tu nagle taki zwrot akcji.
      Co prawda nie piszę tu nic, co byłoby dla niego jakąkolwiek niespodzianką (nawet moje zdanie o teściowej zna :))), ale jednak świadomość, że przegląda to tak bez emocji jest trochę irytujacy ...

      Usuń
  4. Oj, jak dobrze rozumiem co teraz czujesz... Fidrygaueczko ;) Ale z drugiej strony pomyśl, jaki komfort, już nie musisz się ukrywać, zastanawiać się, czy na pewno użyłaś trybu prywatności logując się na wspólnym sprzęcie itp ;) Że nie popadł w zachwyty? Jak wiemy, trudno jest być prorokiem w swoim własnym... domu, a może po prostu jest zazdrosny o Twój blogowy geniusz? :)

    U mnie po wielu latach bezpiecznego i anonimowego pisania, blog nagle zaczęli odkrywać bliscy podczas sieciowych wędrówek, mój brat, moje dwie przyjaciółki, niezależnie od siebie, moja matka, nawet sąsiadka z dzieciństwa. Okazało się, że mój kamuflaż był równy zeru, wszyscy rozpoznawali mnie bez trudu. I nagle tak jakbym z bezpiecznej, intymnej kozetki przeszła na scenę sali amfiteatralnej. Mój D., któremu sama wszystko wyznałam, najbardziej ubawił się moim zażenowaniem, a potem zawsze gorąco zachęcał do pisania. Ale on sam z siebie odmówił czytania, nawet w ramach ćwiczenia językowego Pod różnymi pretekstami - "to tylko Twoja przestrzeń, chcę Ci zostawić prywatność" do "ale ja nie rozumiem nawet połowy z tych słów, których używasz". Co ciekawe, woli współtworzyć ;)

    Mam nadzieję, że autocenzura nie zdusi Twojej weny i szkody zostaną w ten sposób ograniczone!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O zazdrości mowy być nie może, bo on jeszcze tego geniuszu nie odkrył ;)

      Moi znajomi i rodzina też na razie nic nie wiedzą o blogu (choć chyba jedna z moich koleżanek odkryła coś przez przypadek, korzystając z mojego laptopa i to już mnie odpowiednio zmroziło, więc właściwie powinnam być przyzwyczajona, ale wiesz ... kubeł zimnej wody wylany na głowę znienacka, to jednak zawsze kubeł zimnej wody :)))

      Mój kamuflaż jest co raz bliższy zeru, bo z wpisu na wpis ujawniam się co raz bardziej. Myślę, że jakby ktoś ze znajomych trafił na mój blog, to na 100% rozpoznałby mnie w mojej pisaninie.

      Ja na współautorstwo nie mam co liczyć, bo ostatni tekst literacki, jaki mój mąż popełnił, to były listy miłosne (bo ja jeszcze z czasów przedesemesowych i przedemailowych), a tych publikować nie zamierzam :)
      Współtworzenia Ci zazdroszczę, ale czy nie jest Ci jednak trochę szkoda, że nie czyta?

      Autocenzura chyba nie zdusi mojej weny twórczej. To mój odwieczny, konformistyczny towarzysz w drodze przez życie :)

      Usuń
  5. W 2008 roku byłem na Zlocie blogerów bloxa. Na zakończenie poproszono do mikrofonu kilka autorek blogów o bardzo dużej popularności (żaden z mężczyzn bogerów dużej popularności nie uzyskał). Niektóre z tych blogów wydawały mi się dość intymne. Tymczasem one wszystkie wyznały, że oprócz tego, znanego i popularnego, prowadzą jeszcze jeden blog, o którym nie wie NIKT!.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, coś jest na rzeczy!
      Ja i tak - wydaje mi się - nie zdradzam za dużo z własnego życia, a czasami czuję się jakbym robiła stiptiz na własne życzenie (no dobrze, może tylko do bielizny, ale jak dla mnie to i tak o jeden krok za daleko :))
      W moim przypadku główną przyczyną 'tajemniczości' jest to, że generalnie nie umiem tak komuś walnąć między oczy, co o nim myślę, a na blogu mam większą swobodę, aczkolwiek ... czytając co raz więcej blogów i pozanając wirtualnie co raz więcej ludzi, nie wiem, czy mogę wciąż jeszcze mówić, że 'nikt z moich znajomych go nie czyta', gdyż wiem, że czasami łapię się na tym, że pisząc, myślę, jak ta czy ta osoba to odbierze/skomentuje.
      W każdym razie kolejnego bloga zaczynać nie zamierzam.
      Co to, to nie! :)

      Usuń
  6. Haha...mój małż był poniekąd wtajemniczony...czasem nawet zerknąl i czytnął jakiegoś posta.
    Obecnie nie interesuje się prawie w ogóle. Za to Ja mam stały tekst jak mnie wkurwi..." Uważaj, bo opisze to na blogu.."..Howk....:-))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na mojego by taki argument nie zadziałał. Nawet się nie przejął za bardzo, jak się dowiedział, że opisuję czasami jego teksty na facebooku :)

      Usuń
  7. I tak jestem zdziwiona, że tak długo udało Ci się utrzymać tajemnicę! Mój mąż należy raczej do tych ciekawskich (ale nie wścibskich! po prostu interesuje się;)) więc pewnie zorientowałby się już po paru pierwszych wpisach... Ale mi to akurat nie przeszkadza - na poziom autocenzury nie wpływa, za to regularne wzmocnia moje blogowe ego:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A czy twój mąż, przed rozpoczęciem przez Ciebie kursu, rzecz jasna, nie był przypadkiem Twoim naczelnym fotografem? To by wyjaśniało jego zaangażowanie.
      Mój mąż niestety nie przyczynia się zupełnie do wzrostu mojego blogerskiego ego - wręcz przeciwnie: dba, żebym nie wpadała w pychę.
      Czasami tylko chce mi się śmiać, jak zdarza mu się mnie (ewidentnie) mnie cytować poprzedzając cytat słowami "Wiesz, ktoś mi powiedział ...".
      Dotyczy to jednak 'mowy mówionej'. W przypadkową, acz dość namiętną, lekturę bloga aż tak się nie zgłebił, choć przy wpisie o koledze, który miał wypadek rowerowy powiedział, że wpis jest bardzo rozpoznawalny i co by było, gdyby A. się na niego natknął.
      No właśnie, co by było?
      ???
      (pamiętasz chyba ten wpis?
      http://szeptywmetrze.blogspot.co.uk/2011/10/zaginiony-w-wielkim-miescie.html )

      Usuń
    2. Nie mam pojęcia, jakim cudem umknął mi ten wpis, ale nie czytałam go wcześniej. A czytając teraz, obgryzłam sobie z nerw wszystkie skórki przy paznokciach (wiem, paskudny zwyczaj, ale, gdy się zdenerwuję.... dlatego dziergam, to zaleta podwójna - jak dziergam, to się nie denerwuję, zresztą ręce i tak mam zajęte;)) - straszna historia! Pociecha, że z dobrym zakończeniem:)
      A co do mojego bloga, to fakt - tematyka wymagała fotografa więc musiałam dobrać sobie wspólnika, a on był najbliżej i na dodatek zawsze dostępny:) Ale i tak czyta, komentarze również, czasem mi dokucza, ale w żartach i wiem, że mój blog, to dla niego też powód do dumy:)

      Usuń
    3. Renya, nie wiem, czy Ty nie trafiłaś do mnie już jakiś czas po pojawieniu się wpisu :)
      Ja też te nieszczęsne skórki skubię, a że nie dziergam, to jedynym rozwiązaniem są ... paznokcie akrylowe. W nich już nic nie uskubiesz. Nawet się podrapać porządnie nie da :)))

      A mój mąż mówi mi teraz ... "Nie wiem, co ty tam piszesz, bo NIE POZWALASZ MI CZYTAĆ, ale powinnaś się zgłosić na konkurs Blog Roku". He, he, a mówi się, że to kobiety są zmienne :))))

      Usuń
  8. Norweski sie odgraza, ze kiedys przeczyta, ale spie spokojnie, bo przerobil wylacznie pierwsza lekcje z 'polskiego w weekend' ('to jest album' 'a to jest autobus').
    Fidrygauko, czynisz mi taki ruch w statystykach, ze hej! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, ha, Kaczko, a zatem możesz spać spokojnie! Masz pełną wolność!
      W takim tempie Norweski raczej nie dojdzie nawet do poziomu czytania ze zrozumieniem przeciętnego użytkownika języka polskiego, nie mówiąc o Twojej ekwilibrystyce słownej i uroczym gierkom lingwistycznym :)

      Po raz pierwszy w życiu szczerze mi go żal - nie wie, co traci!

      Usuń
  9. No tak, hmmm, i gdzie teraz zlokalizować ten pozostały kawałek przysłowiowej babcinej ... do ukrycia???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Izabelko, przyznam szczerze, że nie znam tego przysłowia, więc nie mam zielonego pojęcia, gdzie zlokalizować ten kawałek :)))

      Usuń
  10. Mój mąż nie czyta, to znaczy..jak mu każę, przykuję do krzesła, założę żelazne buciki żeby się nie oddalił lub ewentualnie zagrożę rozwodem to moooooże przeczyta:) Twierdzi, że ma to na co dzień i tyle mu wystarczy. Mój blog jest słabo intymny:)
    Właśnie zajrzałam w statystyki, jesteś u mnie na trzecim miejscu - najwięcej w tym tygodniu napędzała Kaczka:) Pewnie wszyscy fani Kaczki musieli zobaczyć, kto śmiał ptaszysko z najwyższego miejsca na podium zepchnąć:)))) ..a tu Wieprz:)!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To mój tak właśnie czytał mój wpis o szklankach (bo już wiedziałam, że wie o blogu, więc chciałam go wykorzystać jako przedpremierowego recenzenta). Najpierw się wił jak piskorz, a potem tylko szukał końca.
      I weź tu zrozum faceta! Niby chce i w kąciku przegląda, a jak oficjalnie człowiek prosi, to że po co, na co i dlaczego...

      Usuń
    2. Ale nikt ci Pieprzu nie podpalil na blogu wycieraczki? :-)

      Usuń
  11. Znudzi mu się. Mojemu znudziło się niezwykle szybko. Czasem nawet wypływa w domu jakaś kwestia, którą szczegółowo analizowałam na blogu i mówię mu, żeby sobie przeczytał, co będę dwa razy klepać, ale macha ręką. Nie chce mu się. (Argument identyczny: mam to na co dzień).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jemu się chyba już znudziło, ale co posiekał moje ego swoimi kpiarskimi komentarzami, to jego.
      Ale cóż, gorzką pigułkę połknęłam, idę pisać dalej :)

      Usuń
  12. No to pozdrawiamy też męża! :D

    Ale ty Fidrygauko i tak samocenzurę masz na poziomach olimpijskich.
    Nawet koloru włosów nie zdradzisz!

    U mnie odwrotnie: pisać każą.
    Czytać nie będą, Wiewiór przeca na etapie "źiaba" - very difficult word.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No fakt, krygujesz się z tą tajemniczością, ani dziecka ani facjaty, łe.
      A tu jeszcze zwiększanie osiągów?

      I pamiętaj, jak mówił Kurt V.:
      'Jesteśmy tym, kogo udajemy, i dlatego musimy bardzo uważać, kogo udajemy.'

      Usuń
    2. Oj jakie piękne, odpisałam sobie pana Von...

      Usuń
    3. @ Bebe, no fakt, pod względem wizerunkowym jestem bardzo tajemnicza (nawet na filmiku pokazuję lewą rękę, żeby po pierścionku zaręczynowym nie rozpoznać), choć to oczywiście jest trochę śmieszne, bo jakby jakiś znajomy chciał, rozpoznałby mnie po głosie i po wielu innych szczegółach.
      No, ale na razie (mam nadzieję) nikt ze znajomych nie wie, choć - jak pisałam odpowiadając Czarze - pewności mieć nie mogę :)
      Ps. mam oczywiście pewne podejrzenia w kwestii psychoanalitycznego podłoża mojej autocenzury, ale ... nie powiem :)

      @ Inwentaryzacjo, miałam koleżankę, która konfabulowała straszliwie (z pogranicza mitomanii) i rzeczywiście gubiła się straszliwie w zeznaniach.
      Ja co prawda piszę prawdę, ale już i tak balansuję na granicy: jak by tu napisać tak, by nie napisać.
      No cóż, taki już ze mnie dzikus.
      Ale kto wie, może kiedyś przyjdzie taki moment, że sobie powiem: Raz kozie śmierć! Idę na blogowigilię! ;)

      Usuń
  13. Okienko mojego bloga jest zawsze otwarte na moim laptopie, ale nic mu nie grozi, bo Wspanialy nie mowi, nie rozumie, nie czyta po polsku. Jego znajomosc polskiego zaczela i zakonczyla sie na slowie "czapka", ktore to radosnie wypowiedzial calkiem glosno w polskiej restauracji, ale "czapka" w wydaniu Wspanialego brzmiala "cipka". Oczywiscie wywolalismy lekkie poruszenie i pewnie politowanie wsrod pozostalych konsumentow.
    Na tym ku obustronnej radosci zakonczylismy lekcje polskiego:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, polska fonetyka bywa zgubna (choć nie zawsze tak dosadna :))
      Głównie kończy się na tym, że dla Anglików Edyta jest Edytorem, a Kasia Kaszą.
      No, to w kwestii bloga masz luz! Tak jak byś nie miała w innych kwestiach, he, he, he :)

      Usuń
  14. Ja też za bardzo nie mam wsparcia w domu :) Bardzo Mądry Mężczyzna nie czyta... nie zmuszam. Czytają znajomi :) czasem mi przykro, bo dla mnie pisanie jest ważne, ale cóż. Widać tak już mają ci Mężczyźni blogerek ;)

    Musimy być dzielne! I nie porzucać pasji :)

    Udanego wtorku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie dlatego zaczęłam pisać tego bloga - dla reakcji zwrotnej (za którą zawsze jestem niezmiernie wdzięczna, tym bardziej, że odzew przerasta czesto moje oczekiwania, więc jestem skłonna wybaczyć 'nierozpoznanie proroka we własnym domu', że zacytuję Czarę :)
      Bo mój poprzedni blog z kluczykiem, tylko dla najbliższych znajomych, też niestety świecił pustkami w dziale 'komentarze'.

      Miłego piątku (sorry, ale miałam mały poślizg w odpowiadaniu na komentarze :)))

      Usuń
  15. moja tajemnice utrzymuje juz 9 lat, slubny domysla sie, ale nie wypytuje, czasami tylko wchodzi do pokoju i pyta: co ty tak tyle stukasz w te klawisze? Jesli zmienisz adres mam nadzieje, ze podasz namiary, pozdrawiam goraco :) artdeco

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To naprawdę jesteś niezła!
      A co do zmiany namiarów, to ... oooooooo, nie! Jeszcze się do końca nie uporałam z moją czerwcową przeprowadzką z Bloxa (skopiowałam już wszystkie wpisy, ale jeszcze ich 'nie obrobiłam').
      Poza tym nie zamierzam opisywać tu niczego, o czym by mój ślubny nie wiedział.
      Przynajmniej od strony faktualnej.
      Tylko ta świadomość, że czyta bez emocji, podśmiewając się pod nosem ... eh! ;)

      Usuń
  16. Hmm... bardzo ciekawa jest ta Twoja historia. Mój mąż od początku był wtajemniczony i czyta wszystkie wpisy jeszcze przed publikacją. Nawet sam się dopomina. Kiedyś mi wyrzucił, że nie otrzymał wpisu do przeczytania wcześniej (!) Jego zainteresowanie nie jest jakieś ogromne, ale jest. Czytam sobie więc Wasze komentarze i uzmysławiam sobie, że muszę go uściskać :)
    A znajomi? Mówisz / mówicie znajomym o swoim blogu? Dla mnie to nawet o wiele trudniejsza kwestia niż mąż.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niektórzy znajomi wiedzą (z jakichś tam wtrętów między słowami), że piszę jakiegoś 'tajemnego' bloga i nawet się dopytywali, ale odmówiłam kategorycznie.
      I póki co, niech tak zostanie, szczególnie że ... czasami bywają bardzo wdzięczną inspiracją, he, he, he.
      A męża uściskaj - zdecydowanie mu się należy!

      Usuń
  17. Fidrygauko: ''Jeśli o mnie chodzi, to możesz sobie pisać, byle byś tylko nie poświęcała temu tyle czasu" zabrzmialo jak wyjete z meksykanskiej telenoweli, i jak widac za duzo swobody dla kobiety to niezdrowo, fanaberie jej w glowie:))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nic, tylko fanaberie! Ale tak naprawdę, to on się bardzo cieszy - oszczędzam mu wysłuchiwania tych moich wszystkich wywodów :)
      A jak na meksykańską telenowelę (w życiu żadnej nie widziałam, ale domyślam się, że są w stylu brazylijskich, tak?), to on jest za mało emocjonalny :)

      Usuń
  18. się porobiło....zawsze możesz sprawdzić czy czyta przemycając co nieco między wierszami i czekać na ewentualną reakcję ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już sama nie wiem, co lepsze: brak reakcji (i nieczytanie bloga) czy czytanie z pobłażliwością.
      Zgdzam się z tezą, która już wcześniej padła: prędzej czy później mu się znudzi :)))

      Usuń
  19. O jaki wesoły wpis. Mężowi przekaż ukłony.

    Natomiast co do szlabanu na blog, to popełniasz błąd. Powinien czytać wszystko, także komentarze. Szybko się wciągnie i będzie Cię wyręczał w czym się da, żebyś tylko miała czas dla bloga (i dla nas, chłe, chłe). Czego życzę w Nowym Roku. Plus reszty przyjemnych rzecz :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Almetyno, szlaban jest, ale łatwo go ominąć ("No dobra, dobra, nie będę czytał ... zbyt często." :)))
      W końcu nie piszę tu jakichś tajemnic i nie obsmarowuje go poza jego plecami, więc sumienie mam czyste. Natomiast co do jego zaangażowania, to na to bym zdecydowanie nie liczyła :)))
      Już sam fakt, że toleruje (bo wbrew pozorom toleruje) moje godziny spędzane nad klawiaturą), to już połowa sukcesu. A że okupiona 'Fidrygałeczką', to już inna para kaloszy :)

      Usuń
  20. Pan Aniukowy sam zaproponował kiedyś żebym pisała blog...Ale nie dlatego, że mnie tak kocha, ale jak będę pisać, to przestanę gadać a on będzie miał odebrany mu 18 lat temu spokój...I nie czyta prawie wcale bo "piszesz tak pięknie po polsku, że nic nie rozumiem"...i nie wiem co myśleć...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, twój ma przynajmniej pretekst, że nie zrozumie wszystkiego.
      Choć sama nie wiem, czy mój nie miałby podobnych problemów (i to nie ze względu na poziom znajomości języka, ale na moją pokrętną filozofię, którą próbuje pojąć już od prawie dwóch dekad. Z marnym skutkiem :))
      Natomiast niewątpliwie aspekt 'żoninego wygadania się gdzie indziej' jest im na rękę. Bez dwóch zdań!

      Usuń

Niepisanym prawem tego bloga jest lista komentarzy dłuższa od samego wpisu - uprasza się o podtrzymywanie tradycji:)

 
Back to top!