Kocham Was!
Normalnie Was kocham, za to, że trzymacie rękę na pulsie.
Otóż ... przysięgam, że opublikowanie pustej strony opatrzonej niedokończonym tytułem, NIE BYŁO zamierzonym zabiegiem, mającym na celu zwiększenie liczby wejść na blog.
(Naprawdę nie spodziewałam się ponad 600 kliknięć jednego tylko wieczora - co jest liczbą większą niż w przypadku większości moich wpisów, kiedy to ... faktycznie coś napisałam :))).
Aczkolwiek nie ukrywam, że moja nieśmiała próba napisania CZEGOKOLWIEK (padło na pewien cuchnący temacik) była zainspirowana kolejnymi poradami guru blogosfery.
"Zły blogger! Niedobry blogger! Be bloger! A masz! A masz!" - biczowałam się intelektualnie, czytając kolejny poradnik zostania wpływowym, a poczytnym władcą umysłów.
No bo jak ja mam być dobrym blogerem, skoro nie spełniam podstawowego warunku ... pisania CODZIENNIE! (do szuflady - żeby nie było - aby wyrobić sobie nawyk, a publikować co któryś wpis, po odpowiedniej szlifierce)?
Nie będę już nawet wspominać, że nie buduję PERSONY za pomocą specjalnych narzędzi internetowych (to już podwójny wyrok), a więc mój autorytet jest zerowy.
Nie jestem influencerem, buuuu.
I błądzę, bo nie mam celu i nie wiem, jak ZASPOKAJAĆ POTRZEBY ODBIORCY (to o Was, rzecz jasna).
Nie stosuję metody MIKROMOMENTÓW, piszę o dupie Maryny (czyli serwuję Wam moje własne przemyślenia), choć być może mam swój własny styl ...
Gdy dobrnęłam do punktu szóstego, czyli STRATEGICZNEGO miejsca artykułu, jakim jest tytuł (który być skonstruowany wg jednego z kluczy fascynacji jak np. pożądanie, tajemnica, alarm czy występek), pomyślałam sobie:
Kurczę pieczone! Najwyższy czas się zmobilizować i przerwać to milczenie (tematów wszak - jak zwykle - mi nie brakuje; śmiem twierdzić nawet, że ich mnogość tak mnie przygniotła, że aż unieruchomiła :)))
W końcu co jak co, ale chyba tytuł jestem w stanie sklecić.
No i napisałam.
Jednakże zgodnie z zaleceniami guru zaczęłam go ulepszać, aż ... najzwyczajniej w świecie usnęłam ze zmęczenia (No, nie, nie pomyśleliście chyba, że samo tworzenie chwytliwego tytułu tak mnie wykończyło?!), co jest ostatnio jednym z najmocniej wyrytych w moim centralnym systemie nerwowym nawykiem.
I tak oto pierwotny tytuł (co odnotowuję na wieczystą pamiątkę oraz co by się już istniejące komentarze wydały bardziej zrozumiałe) - "Jak się traci przyjaciół na emigracji, czyli z impetem ..." zasłużył (tak uważam) sobie na na dyplom:
Pamiętam przemykającą mi w malignie myśl, że zostawiam otwarty na stronie Bloggera laptop, i że to może się skończyć źle, mając jednak raczej na myśli zdemaskowanie niż nieautoryzowane publikowanie wpisów nieskończonych. Ba! Nawet nie zaczętych!
Opublikowanie mego wiekopomnego 'dzieła' odkryłam dziś dzięki wzmożonej aktywności na mojej skrzynce pocztowej :)
Ot, i cała historia.
A o przepisie na stracenie przyjaciela na emigracji napiszę wkrótce (Bom prawdziwie wkurzona!)
czwartek, 26 stycznia 2016
Woooo, czemu mam pusta strone??? Chlip.
OdpowiedzUsuńBłąd naprawiony. Czego się nie robi dla Fanów! :)
UsuńJa też
OdpowiedzUsuńPoprawione!
UsuńI ja.
OdpowiedzUsuńNadrobiłam. A co do wielokrotnego wchodzenia, to wiem, wiem.
UsuńNie łudzę się, że to nagły napływ nowych czytelników :)
Przepraszam za nieeleganckie zwabianie :)
Komentarz ma byc dluzszy od notki. Tym razem to naprawde latwe zadanie, bo notki to, ze tak powiem "nima":)))
OdpowiedzUsuńTy mi tu, Stardust, nie idź na łatwiznę! ;)
UsuńImpet zezarl notke!
OdpowiedzUsuńA chcialam porownac doswiadczenia! :-))))
No ja tez w kolejce po te porownania:))
UsuńKaczko, Star - postaram się wkrótce podrzucić Wam trochę 'food for thought' :)
UsuńWidze kratki z undefined?!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że teraz już literki :)
UsuńW ten sposób z impetem się z nami żegnasz? Powiedz że to nie prawda.
OdpowiedzUsuńWiem, że częstotliwość moich wpisów (żeby nie powiedzieć nie-wpisów) może to sugerować, ale ... w razie czego obiecuję wybrać bardziej elegancką formę :)
UsuńA ja cierpliwa jestem więc gdy zobaczałym pustą stronę, to od razu wiedziałam, że lada moment się zapełni i proszę, jest!
OdpowiedzUsuńMy też Cię kochamy:-) Nawet pomimo tego, że nie jesteś jak guru radzi (nie skorzystałam z linka, jeszcze też wpadłabym w nastrój blogowego samobiczowania a po co mi to, zadowolona jestem;-)). A może właśnie dlatego...
Dzięki, Renya <3
UsuńMyślę, że samobiczowanie Ci nie grozi; Ty zawsze miałaś zdrowy poziom blogowego rozsądku :)))
A tekst możesz potraktować jako satyryczny :)
Ja mam wszystko z pisaniem tak, jak Ty - z jednym wyjątkiem. W miejscu chwytliwego tytułu widnieje numer. Więc wiesz... jestem skazana na siedzenie w niszy ;)
OdpowiedzUsuńAle ile Ty masz już tych numerków?!
UsuńJak ja bym numerowała swoje wpisy, to przy tym widniałby jedynie #366 :)
Bardzo zacna notka o nienapisaniu notki.
OdpowiedzUsuńBożena widziała wspomniany przez Ciebie poradnik, przeczytała, pomyślała sobie "oh, well ..." i poszła dalej.
Pisze bowiem dokładnie o dupie Maryny i bardzo jej z tym dobrze. Toteż zupełnie ma w nosie wszelkie mądre wytyczne, ale tez podziwia TYCH blogerów za umiejętność nawijania makaronu na uszy.
W ramach buntu Bożena pozostanie w niszy, chociażby ją za buty wyciągali. O.
Uwielbiam blogowe nisze. Mainstream mnie nie pociąga :)
UsuńA dupie Maryny w końcu też się coś od życia należy, c'nie?
Influencjo! (nie mylic z Influenza)
OdpowiedzUsuńZ powyzszego wynika, ze musze miec, niechybnie nature sprochnialej ksiegowej oraz jakies zaburzenia kompulsywno-obsesywne, bo zamiast tytulu wpisuje numery :-))))
A teraz dawaj pikantne szczegoly, nim rozjedzie sie po kosciach!
Sama nie wiem, czy się nie rozeszło po kościach, bo jakoś tak mi zachowawczo-ostrożnie wyszło. Może gdybym była nie usnęła, to by więcej pieprzu (i pierza) posypało.
UsuńOceń sama. Wpis już czeka.
A co do numerków, to nawet nie chcę komentować częstotliwości, z jaką się pojawiają.
A treść nadrabia za każdy niewymyślony tytuł :)
Oraz biorac pod uwage, ze wlasnie napisalam tekst o wyrzucaniu choinki na smietnik, a teraz przeczytalam to...
OdpowiedzUsuń'Pomyśl: wpadł Ci do głowy tekst o wyrzucaniu choinki na śmietnik. Jeśli napiszesz go „z palca”, będą to Twoje osobiste przemyślenia o wyrzucaniu choinki – każdy mógłby z równą łatwością popełnić taki sam artykuł. Blogi pisane w ten sposób nazywam (może trochę wulgarnie) „o dupie Maryny” i omijam szerokim łukiem – bo sam mógłbym taki tekst o choince popełnić. Ale jeśli wykonasz pracę: znajdziesz dane na temat średniego czasu wyrzucania choinki w Polsce, zapytasz czytelników, czy już wyrzucili choinkę, zrobisz wywiad z kobietą, która rozwiodła się z mężem z powodu choinki (wcześniej oczywiście musisz ją – kobietę, nie choinkę – znaleźć) – to jest tekst wart mojej uwagi'
... jak zyc?! Jak zyc?!
Ha, ha, Kaczko! Śmiem podejrzewać, że może nawet i byłaś inspiracją :)))))
UsuńDla takich tekstów o wyrzucaniu choinki jak Twój warto czytać blogi.
Niech się choinkowa statystyka schowa.
Niech nam żyje Kaczka!
A tu komentarz od Ani z Aniukowego Pisadła (która się nie mogła dobić z komentarzem na blog):
UsuńI chciałam ci zostawić komentarz na blogu i nic się nie udaje...Chciałam do Kaczki komentarza napisać tak: Usiadłszy do zupy z małż jadalnych (zakupionej w sklepie spożywczym, bo sama nie potrafię), po ciężkim pół-dniu pracy z pozbawioną większości szarych komórek młodzieżą z kraju ropą płynącego, o czym spiesznie doniosę na moim dupomarynowanym blogu, wzięłam się za szeptany blog. I żeś mnie Kaczko komentarzem prawie zadławiła...Mój o wyrzucaniu amerykańskich choinek był już gotowy kiedy zobaczyłam twój i się powstrzymałam... A tu dupa i do tego Maryny... A Szepty niech piszą o tej przyjaźni, bo czekam!
Ja tez na to zerknelam a potem stwierdzilam ze za duzo z tym zachodu, gryzmole z nadzieja ze komus to sie spodoba. Ostatnio znow naskrobalam za duzo i musze wpis dzielic ....
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
A, bo ten blox tak ogranicza (wierszówkowo, zdjęciowo, a czasami to - jak widać - nawet i mentalnie).
UsuńNie namawiam Cię na przenosiny na bloggera, bo to kupę roboty.
Lepiej wykorzystaj czas na kolejne wpisy, które zawsze z chęcią czytam :)
Rekordowa liczba wejść podyktowana jest chęcią ponownego sprawdzenia, czy jakowaś treść w późniejszym czasie zaistniała. Potem jeszcze raz i kolejny...
OdpowiedzUsuńPrzepraszam. Te niedopisania i opóźnienia nie są wyrachowane :)
UsuńTo trzeba PERSONĘ budować? Matko, czego to ja się jeszcze dowiem..! A myślałam, że to się tak siada i pisze dla przyjemności:-)
OdpowiedzUsuńPieprzu, bez persony ani rusz! Na szczęście Ty masz już zbudowaną od dawna. Cudną personę masz zbudowaną, powiadam Ci. Dlatego właśnie, że siadasz i piszesz dla przyjemności.
UsuńWłaśnie przy tej budowie persony wymiękłam. A ten wpis o traceniu przyjacół to będzie poradnik? Bo bym takiego jednego "przyjaciela" chętnie straciła, bo co prawda to on przyjaciel mojej drugiej połowy ale tak nam potrafi życie uprzykrzyć że jak się przez pół roku do nas nie odzywał bo nam świnię podłożył to bardzo fajnie nam się żyło, a teraz chce znów się przyjaźnić. Ta perspektywa mnie przeraża !!! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPoradnik to raczej nie. Raczej nieporadnik. Ale jeśli chcesz się pozbyć, to znaczy, że to nie-przyjaciel.
UsuńMoże porozmawiaj z nim o religii? :)
O, jakie ładne wyjaśnienie. Dziękuję, jestem jednym z tych klikaczy w pustkę :P
OdpowiedzUsuńMoże stąd tyle wejść, że wszyscy stęsknieni :)
Co do podlinkowanego tekstu, to ja się zgodzę ... z punktem siódmym. Zawsze czytam, co napisałam nim opublikuję, a co do reszty... z jednego przepisu na ciasto może wyjść setka wariacji, zależn kto piecze :)
Emilio! Kobieto wielu blogów!
UsuńZ punktem siódmym też się zgodzę w zupełności. I na tym poprzestanę.
Myślę, że - choć nie jest to powiedziane wprost - podtytułem owego wpisu jest "... jeśli chcesz przyciągnąć reklamodawców i żyć z publikowania na blogu".
A to - co już dawno zostało ustalone - mało obchodzi drugi obieg blogosfery, do którego zaliczam się ja, tudzież i większość (jeśli nie 'całość') obecnych tu komentatorów.
Może w tym poradniku pisania blogów nalezy dodać punkt - opublikuj czasem pusty wpis?
OdpowiedzUsuńSam guru na to nie wpadł! Może jest jeszcze dla mnie szansa na odkrycie jakichś blogowych zagrywek? :)
Usuń