Searching...
środa, 30 listopada 2011

pracowite pszczółki

Siedzę i piszę, piszę i sapię, sapię i wzdycham, wzdycham i fukam, fukam i się wnerwiam, wnerwiam się i dostaję szału.
Szału, bo mam przygotować na jutro szkolenie, a nie mam materiałów (albo coś jest za długie i nie zdążę tego przerobić, albo nie mogę znaleźć tego co chcę).
Nie mam pomysłów, nie mam weny i nie mam ochoty organizować żadnego szkolenia, ale niestety w dobie kryzysu gmina wymyśliła sobie, że ... my pracownicy mamy generować przychód.
A ze mnie biznesmen jak z koziej dupy trąba.
Tzn. może nie do końca, ale jakoś nie umiem się sprzedawać :))
A moja szefowa każe mi wykazać się zdolnościam menedżerskimi, znajomością technik sprzedaży tudzież promocji i chodzić z broszurkami pod pachą i zapraszać wszystkich klientów na cudowne warsztaty. A mi entuzjazmu do autopromocji brak :(
Jak ja bym była dobra w sprzedaży bezpośredniej, to bym została komiwojażerem.
A przychód to bym już wolała generować dla swojej firmy, ale się trochę boję w dobie kryzysu rezygnować z pracy w budżetówce :))
Potem muszę patrzeć na szefowe kręcenie nosem, że mało osób przyszło (sorry, innych też dotknął kryzys i pod koniec roku budżety wyprute do ostatniej nitki, a poza tym dywersancko nie rozdaję tych ulotek wszędzie - tylko tam, gdzie mi 'wyczucie' podpowiada).
I żeby jeszcze było fajnie, to cała logistyka jak rezerwowanie sali, podłączanie sprzętu (o matko, odwieczny problem, która końcówka kabla do laptopa, a która do rzutnika), drukowanie handoutów, kupowanie ciasteczek i mleka na przerwę i inne administracyjne bzety spadają na mnie.
A żeby tego jeszcze było mało, to cena, którą pani szefowa ustaliła za szkolenia (wyssana z palca - bo ona to dopiero pojęcia o biznesie nie ma) jest tak beznadziejnie niska, że mnie to po prostu demotywuje setnie. Jest to co prawda tylko program pilotażowy (to całe income generation), ale jak przyjdzie co do czego, to dużo trudniej jest podnieść ceny, jak się przyzwyczai klientów do tego, że jest tanio jak barszcz.
Cena bowiem, za 3 godzinne szkolenie z całym pakietem dobrych materiałów szkoleniowych (moja krwawica, moje siedzenie po nocach, a muszę 'bez nikakich' i bez roszczenia sobie żadnych praw oddać w posiadanie gminy) wynosi £45 czyli 15 funtów za godzinę od osoby (dla porównania - minimalna stawka godzinowa to £6,08 za godzinę; średnio wykwalifikowany robotnik zarabia ok. £12, a nauczyciel ok. £20; o 'wyższych' sferach tu nie mówimy :)). 
Ja oczywiście nic z tego nie będę miała, żadnych dodatkowych pieniędzy (tylko może punkty do awansu zawodowego), bo jest to niby przychód wygerowany przez nasz serwis.
Przez serwis nie przez serwis, ale każdy ma rocznie wprodukować łącznie £3500 (!!!!). I nie jest tu mowa o nielegalnym dodruku.
O ile ja umiem liczyć, to abym była w stanie tyle wyciągnąć musiałabym w ciągu roku przeprowadzić co najmniej 13 szkoleń, zakładając, że przyszło by na nie co najmniej po 6 osób (przychodzi zwykle 4-5).
Toż to ludziska nie pracowaliby chyba tylko chodzili raz w miesiącu na szkolenia. Dodatkowo nie znam aż tylu osób, które byłyby zainteresowane szkoleniem na tak wiele tematów.
Pomijam fakt, że ja bym też się musiała nieźle nagimnastykować, żeby wymyślić tyle różniących się od siebie szkoleń.
No więc się wpieniam i spieniam i pretekstu szukam, by tego szkolenia nie przygotowywać, choć wiem, że od tematu nie ucieknę.
Uciekam jednak co chwila do kuchni.
Głodna jestem, nie? Trzeba przerwę zrobić, by coś zjeść :))
Jak już nie głodna, to przynajmniej spragniona.
Więc popijam sobie wodę z cytrynką i miodem.
A że akurat jeden się skończył, to wygrzebałam następny słoik, i znalazłam na nim taką piękną nalepkę: Mieszanka miodów z całego świata
He, he, he - a to ci się pszczółki nalatały :))
Niezła ściema.
Czy to nowy sposób określania miodu sztucznego???
Ps. A miałam tylko wkleić zdjęcie i dodać do niego komentarz - a wyszło jak zwykle: długo i nie na temat :)

0 comments:

Prześlij komentarz

Niepisanym prawem tego bloga jest lista komentarzy dłuższa od samego wpisu - uprasza się o podtrzymywanie tradycji:)

 
Back to top!