Searching...
czwartek, 6 marca 2014

Głupawka, za krótka kołdra i amatorskie losowanie

Na pewno każdego z Was chociaż raz w życiu ogarnęła głupawka.
Internet jest pełen filmików o ludziach ryjących jak głupi do sera w czasie spotkań towarzystkich, w sytuacjach nieformalnych i podczas poważnych uroczystości, nawet w czasie składania przysięgi małżeńskiej.

Dopadło i mnie ostatnio.
 

Pobrykałam na koncert ...
Koncert arcyważny, przygotowywany od wielu miesięcy w znoju i trudzie.
W wielkiej sali, z przyjęciem i pompą.
Z biletami i rezerwowanymi miejscami.
Koncert szkolnych grajków.
Towarzystwo dumne i blade przytachało te swoje gitarzynki, fleciki, puzonki, klarneciki, saksofony i skrzypeczki.
Ten nerwowo przygryzał wargę, tamta wykrzywiała nóżkę, a jeszcze inna nadmiernie często poprawiała grzywkę.
 

W końcu pani od muzyki dała znak.
Na pierwszy rzut poszedł ośmioletni perkusista, który rąbał w bębenki i talerze przez całe trzy minuty.
- On już gra, czy tylko się rozgrzewa? - zapytał mój mąż, wprowadzając mnie w dobry humor już na początku koncertu.
Niedostrojone skrzypce i nieco pokiereszowane melodyjki wywoływały uśmiech na ustach, ale wciąż próbowałam zachować powagę.
- Melomanem nie zostanę! Nie ma szans! - mój mąż nie dawał za wygraną, doprowadzając mnie do granicy wytrzymałości.
Gdy jednak na scenę wyszły dwie małe dziewczynki i zaczęły fiukać na flecikach skoczną meksykańską melodyjkę zatytułowaną 'Little donkeys in sombreros', nie wytrzymałam.
Absurdalna wizja osiołków w kolorowych kapeluszach, okraszona fałszywymi nutkami, przebrała miarkę.
 

Próbowałam, naprawdę próbowałam się powstrzymać.
Niemalże schowałam głowę pod krzesło i odgryzłam sobie język.
Kątem oka widziałam, jak pani wice-dyrektor rzuca mi z lekka oburzone spojrzenia, ale ogarniająca mnie głupawka trząsła mną już na dobre.
Robiłam jednak wszystko, żeby przynajmniej robić to bezgłośnie, by nie przerwać występu przejętych flecistek.
Zacisnęłam więc szczęki i nos tak mocno, że z oczu zaczęły mi cieknąć łzy, a cały makijaż spłynął na odświętną bluzkę.
Mąż zrobił tak zdziwioną minę (nie wiedząc, czy się śmieję, czy jednak płaczę, i nie mogąc znaleźć odpowiedniego powodu dla żadnej z tych czynności), że na jej widok ogarnęła mnie kolejna fala histerycznego śmiechu (zaprawionego, a jakże, rzęsistymi łzami).
Czułam, że jeszcze chwila i para mi pójdzie uszami. 

Już nie pamiętam, jakie straszne smutne historie starałam się sobie przypomnieć, żeby się w końcu uspokoić.

W przerwie podeszła do mnie starsza pani i powiedziała:
- Pani musi być mamą tej dziewczynki z flecikiem.
Widziałam, jak się pani wzruszyła, gdy mała grała.


Postanowiłam nie wyprowadzać jej z błędu ...


Jak widać ktoś przede mną musiał chyba też się natknąć na tę piosenkę :)
(ilustracja z internetu)


*****

- Jakżesz to można spać pod dwoma kołdrami?! - obruszyła się kiedyś moja mocno zniesmaczona teściowa, której zaoferowałam nasze ukochane łoże małżeńskie, jako dowód najwyższego poświęcenia się, chcąc ją ugościć hojnie (a wierzcie lub nie, ale nawet moi rodzice nie dostąpili tego zaszczytu).
- My z ojcem całe życie pod jedną kołdrą! - nie przestawała mnie strofować, jakbym co najmniej dopuściła się zdrady małżeńskiej, a nie jedynie drobnej rozdzielności majątkowej, ostentacyjnie odkładając jedną z przygotowanych pierzyn na bok.

Nie uznałam za stosowne informować jej, iż dwie kołdry pojawiły się w naszym pożyciu w rzeczy samej na skutek jakiejś małżeńskiej kłótni (aczkolwiek nie podszytej zdradą :))), w pierwszym roku wspólnego docierania się.
W wyniku braku dodatkowego łóżka/ materaca/ możliwości ucieczki do mamy/ szans na szybki rozwód (niepotrzebne skreślić), udałam się w dzikiej furii do Ikei (którą wtedy miałam w odległości dwudziestominutowego spaceru on naszego domu) i nabyłam drogą kupna dodatkową kołdrę.
Powód kłótni wczesno-małżeńskiej okazał się na tyle błahy, że do pogodzenia doszło w ciągu następnych 24 godzin od zakupu.
Jednakże jedna noc w objęciach
MYSA STRÅ czy innej MYSA RÖNN uświadomiła mi, że:
- nie marznie mi kark i szyja,
- nie muszę staczać przez sen walk o kołdrę,
- mogę spać w wybranej pozycji bez konieczności negocjacji i przekręcania się na drugi bok na komendę,
- nie muszę spać z piecem, co czyni proces termoregulacji dużo łatwiejszym.

Jak widać na powyższym przykładzie, nawet i kłótnia małżeńska może mieć swoje zalety :)

A co mnie tak na tę kołdrę naszło?

Tęsknota ...
Albowiem ostatnio jedna z naszych kołder tudzież dwa śpiowory umarły śmiercią naturalną i przeniosły się w inny wymiar (czyt. do lokalnego Recycling Center) i nie zdążyły znaleźć sobie następców przed wizytą moich rodziców, w wyniku czego musieliśmy tymczasowo wrócić pod jedną kołdrę...
Matko jedyna! Co za koszmar!
Nie śpię od dwóch dni ... (nocy, dokładniej rzecz ujmując).
 
Kołdra co prawda nie nadaje sensu mojemu życiu, ale są tacy, dla których stała się ważną częścią egzystencji. A precyzyjniej mówiąc jej puchowe 'nadzienie', .

Polecam Wam ten urokliwy filmik (lojalnie uprzedzam: scen łóżkowych nie będzie :)))



*****


5-go miało się rozstrzygnąć, do kogo polecą mydełka kąpielowe.
Nie było na nie zbyt wielu amatorów - dużo mniej, niż na magnetyczne zakładki, choć zapewniam Was - mydełka są równie słodkie.
Czyżby pytanie konkursowe tak Was zbiło z tropu? :)
W związku z powyższym, chcąc-nie chcąc losowanie przeprowadziłam wśród garstki zgłoszonych.
Od poważnych propozycji zmian na moim blogu się wykręciliście, a więc i ja się wykręciłam od poważnego głosowania ;-P
Na wydartych w naprędce skrawkach papieru napisałam inicjały i (padając na nos i podtrzymując jedną ręką opadające powieki) wyciągnęłam los z ... Panią M. (której serdecznie gratuluję - myślę, że chwila dla siebie w wannie będzie jej w najbliższym czasie bardzo, bardzo potrzebna :)))


Musicie mi uwierzyć na słowo.
Wiem, że losowanie odbyło się bardzo nieprofesjonalnie, nie zostało udokumentowane, a na dodatek miało miejsce 6 marca czasu angielskiego.
Czyli zupełna amatorszczyzna.

Wszystkim dotkniętym takim stanem rzeczy proponuję natychmiastowe zaakceptowanie owego werdyktu.
Obrażanie się stanowczo odradzam :)

Jeśli jednak żal z powodu niezdobytych różyczek okaże się trudny do zniesienie, zawsze możecie - w ramach autoterapii - obsmarować mnie i mój brak profesjonalizmu u siebie na blogu ...




bladym (przed)świtem, już w czwartek, 6-go marca 2014





35 comments:

  1. Nie wyobrazam sobie spania pod jedna koldra, a w ogole najchetniej mialabym swoje wlasne osobne lozko, ba, osobny pokoj. Na figle mozna sie przeciez odwiedzac, a nie ma jak komfort spania, bez chrapiacego meza obok.
    I dlaczego ja nic nie wiedzialam o mydelkach? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mydełka się rozmyły w finkowych zawirowaniach :)
      Mam takich znajomych, którzy mają oddzielne sypialnie, między innymi dlatego, że jedno z nich nie potrafi zasnąć bez całkowitej ciszy (stopery) i całkowitych ciemności (zasłonki i maska na oczy).
      Chrapanie to odzdzielny, dobijający temat :)

      Usuń
    2. Oo, to o mnie - stopery i maski. Nawet roztocza wypraszam z pościeli, bo nie mogę zasnąć, jak mi się tak wiercą, france jedne ;) A co dopiero jedna kołdra!

      Usuń
  2. O kurczę, zapomniałam się zgłosić po mydełka!

    A moja babcia mówiła, że kołdra w łóżku małżeńskim powinna być za krótka. Wiadoma sprawa. Natomiast nie dziwię się tym co mają po 2. Tylko dlaczego nie kupić większej ? U nas na łóżku 160 x200 jest "kordła" 200 x 220 i nikomu nie brakuje otuliny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze może kiedyś coś wymyślę, jak nie mydełka, to może szampon ;-P
      A co do 'kordły', to nawet taka duża pozostawia dziurę przy szyi, szczególnie jak obie osoby śpią na przeciwnych bokach, odwrócone do siebie plecami.
      Nie, zdecydowanie dwie duże kołderki są lepsze :)))

      Usuń
  3. Dwie kołdry to dobre rozwiązanie :) czasem myślę o nabyciu drugiej... ale jak tu się potem przytulać? Jakoś tak chyba nie czuć tego drugiego człowieka... A ja jednak lubię... może po prostu większą kołdrę sobie kupimy? :)

    Mam nadzieję, że masz dziś szansę na drzemkę ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przytulać się można bardzo łatwo.
      Ja drugiego człowieka lubię czuć przy usypianiu. Potem to mi rybka :)
      A potem, jak druga osoba uśnie, można się spokojnie wślizgnąć pod swoją kołderkę i ciepło otulić. Ja mam ten problem, że jak mnie ktoś wybudzi w środku nocy, to trudno mi potem usnąć. Więc przepychanki z kołdrą wolałam ograniczyć do minimum.
      Dwie kołdry to droga w jedną stronę. Nie ma powrotu do jednej :)

      Usuń
  4. Też preferują 2 kołdry z tych samych powodów co Ty...
    Lubię być najzwyczajniej w świecie wyspana :-)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Nic o mydelkach nie wiedzialam, musialam czytac wybiorczo bardzo. Ach, gdzie te czasy glupawek i wycia ze smiechu w kosciele? Dlaczego to zawsze dopada, tam gdzie nie powinno?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, ostatnio z głupawkami coraz gorzej. Poważnieje człowiek :)
      Doprawdy, nie wiem, co mnie napadło :)
      A mydełka ... pewnie się zatraciły w szumie informacyjnym (bez przesady, nie da się wszystkiego dokładnie czytać, nawet na znajomych blogach :)))

      Usuń
  6. Uwielbiam takie głupawki:) Są krepujące i bywają bardzo nietaktowne, ale za to jakie ożywcze i odprężające:) Aż żałuję, że mnie nie dopadają... Nie pamiętam, kiedy mi się coś takiego ostatnio przytrafiło...
    Miłość miłością, ale kołdrę każdy powinien mieć swoją:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktem jest, że dostarczają rekaksu, choć potem mięśnie twarzy bolą, oj bolą.
      Mi się też nie zdarzają często.
      Aż się sama zdziwiłam :)

      Dla mnie spanie z kimś w jednym łóżku było wystarczającym wyzwaniem. A tu jeszcze ta kołdra! :)

      Usuń
  7. A propos melomanów:

    - Hrabio, czy grywa hrabia na fortepianie?
    - Grywam, ale nie lubię.
    - Dlaczegóż to?
    - Bo mi się karty ześlizgują.

    My mamy jedną, wielką kołdrę i... używamy jej na zmianę. Wieczorem mi jest zimno, a mężowi gorąco, wiec opatulam się po szyję, a on zabiera sobie tylko "rożek". Rano jest mi gorąco, a ukochanemu zimno - przerzucam więc na niego całą kołdrę, zostawiając sobie tylko "rożek".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, ha, ha, kawał dobry :)
      A co do kołdry, to faktycznie macie dość ciekawą krzwą termiczną.
      No i jaka oszczędność!

      Usuń
  8. My też dwie kołdry mamy, nie po kłótni, a po dziecku - emocje podobne...No i ja mam żal, bo o konkursie z mydełkami nie doczytałam, co oczywiście jest winą organizatora i bezsprzecznie obsmaruję cię, mydełkiem ma się rozumieć!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja droga, dobrze że nie doczytałaś, bo to dopiero by była draka, jak byś wygrała coś po raz któryś z kolei :)
      A dziecko ... dziecko w łóżku, to już zupełnie nie wiem jak bym to przeżyła. Nie wiem, jak niektórzy dają radę spać w trójkę :)

      Usuń
    2. A ja wiedziałam o mydełkowym konkursie! Alem nie startowała, bo... Może dla zobrazowania przemyśleń posłużę się cytatem z filmu.

      "Ankieter: Co by pan zmienił?
      Lokator: W kraju?
      A: Nieee. W mieszkaniu.
      L: W mieszkaniu też nic".

      Usuń
    3. Moe, te pytania o zmiany są zawsze ryzykowne, ale nie chciało mi się wymyślać nic bardziej konstruktywnego, a chciałam Was jakoś zaktywizować (choć ja jak widać efekt był przeciwny :)))

      Usuń
  9. Dwie koldry, dwie poduszki i linia demarkacyjna na srodku lozka. Inaczej juz dawno bylibysmy rozwiedzeni :-)
    Fakt, ze nie wygralam mydelek bardzo mnie przygnebil. Z czym niby zrealizuje swoja doroczna, wielkanocna kapiel, he?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyraziłaś moje uczucia w pięknych słowach. Znaczy o tym przygnębieniu

      :-)

      Usuń
    2. Kaczko, nie wiem czy by Wam udzielono rozwodu tylko na tej podstawie :)
      http://www.cartoonstock.com/newscartoons/cartoonists/rro/lowres/marriage-relationships-argue-rowing-steals-duvet-crimes-rron1034l.jpg

      Wykupię dla Ciebie pół drogerii :)
      Aczkolwiek z tego co widzę, to Tyś i tak zasypywana prezentami.
      Masz gdzieś na blogu publicznie dostępny adres do korespondencji, czy co?

      Almetyno, Ty musisz zainwestować w zaczarowany ołówek, to sobie wszystko sama narysujesz :)

      Usuń
    3. Ja tam nie brałam udziału w grze o mydło, bo nie wiedziałabym jak go użyć. Mnie frustracja zabiła.

      Usuń
    4. Monia, rozumiem, że w domu tylko prysznic? ;)

      Usuń
  10. Chapeau bas, Pani F.

    I buzi :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szcunek za nieodgryzienie sobie języka czy chęć godnego ugoszczenia teściowej? ;)

      Również ślę buziaki i życzenia miłych kąpieli wielkanocnych (taka nawa świecka tradycja się nam rodzi :)))

      Usuń
  11. Oooo, mydło dawali? Widać stałam w innej kolejce.
    Gdybyś kiedyś rozdawała Weetabix'a to zabiję za wygraną ;)
    Pzdr.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. IK, weetabix to u mnie może się pojawić co najwyżej we wpisie o ... angielskich dziwactwach.
      Sorry :)
      No ale jak byś bardzo cierpiała na niedobór, to daj znać. Poratuję koleżankę blogerkę, choćby i kosztem (dietetycznego) kaca :)

      Usuń
    2. Ja potrzebuję slipki chłopięce GAPa, więc jedną paczką prosz. ;)

      Usuń
    3. He, he, Monia, dawaj adres i wymiary.
      Albo nie, umówmy się, że tego komentarza tu nie było. Napiszę Ci to samo na maila :)

      Usuń
  12. Ha, zdarzyło mi się to samo na pewnym konkursie amatorskich wokalistek (dorosłych!). To była chyba godzina grozy, żeby nie zakłócać kontemplacji rozkochanym rodzinom i przyjaciołom, tak jak Ty, nie pozwoliłam sobie na żaden dźwięk więc z nosa i z oczu leciało ciurkiem! Chyba pierwszy i ostatni raz w życiu coś takiego przeżyłam. Tylko nie dało mi się powstrzymać drgawek pleców, a że siedziałam dość blisko estrady, chyba wielu osobom to nie mogło umknąć. Najlepsze były pełne wyrzutu spojrzenia mojej przyjaciółki, której na początku również chciało się śmiać, ale później doszła do wniosku (byłyśmy tam przypadkowo, czekając na występ chóru, w którym śpiewał znajomy), że to jest koncert osób upośledzonych umysłowo. Pudło, to był tylko koncert wieńczący warsztaty wokalne dostępne, niestety, dla wszystkich... A ja do tej pory jak słyszę takie przeboje jak Memories czy Jabłuszko pełne snów, to wybucham niekontrolowanym śmiechem.

    Dwie kołdry? Ja używam mojego towarzysza zarówno jako dodatkowej poduszki i poniekąd kołdry, czy wpisuję się w trend? Ostatnio zmieniłam jednak kołdrę na mniejszą, nasze łóżko to zdecydowanie nie jest Kingsajz, a ja stwierdziłam, że pod za dużą kołdrą (i ciepłą) częściej się nam przydarza nieznośna nocna separacja ;) Za to gdy czuję, że potrzeba rozwodu jest gwałtowna, to wtedy kategorycznie rozkładam kanapę w salonie. Ale nigdy w tej sytuacji nie posłużyła dużej niż godzinkę, brak mi w życiu konsekwencji ;)

    Mydełka? Ja widziałam, że "rzucili", ale nie stałam w ogonku, bo czekam nie na "kąpielowe", ale na "prysznicowe" ;) Poza tym na mnie działa (albo nie działa raczej) jedynie biały jeleń czy mydło marsylskie, z innymi mam niestety na pieńku.

    Pozdrawiam ciepło i czekam na inne historie głupawek i prawie-rozwodów ;) I nawet na mydełka ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czaro, z tymi głupawkami to tak już bywa, że często w dostojnych momentach, okolicznościach lub utworach się nam przytrafiają :)

      Co do używania partnera w celach poduszkowych, to u mnie zdecydowanie odpada, bo on tak grzeje, że mnie to rozbudza :)
      A co do spania na sofie, to niestety coraz częściej mi się to zdarza, choc nie w wyniku kłótni małżeńskich, ale z braku sił na dotarcie na pięterko, na dużo wygodniejsze łóżko. Eh, było się kiedyś młodym ...

      Mydełkami się nie przejmuj. Następnym razem będę rozdawać kosmetyki dziecięce :)

      Usuń
  13. Tez tego posta przegapilam. Na fejsie mi sie nie wyswietlil czy ja cos nieuwazna bylam. Koldre mamy jedna i jakos obydwoje jestesmy zakryci jak trzeba.Choc bywalo ze mielismy dwie zanim znalezlismy te idealna.
    a ja jestem mistrzem glupawek i wybuchania smiechem bez sensu co a) nie raz przysporzylo mi klopotow b) znalazlo przyjaciol
    Niestety tak samo latwo wybucham placzem. Z tych powodow na szkolnych imprezach chichocze jak wystepuja inni a szlocham jsk moje

    OdpowiedzUsuń
  14. Jedna kołdra???? U mnie to nawet nie jest jedna i ta sama sypialnia! Podziwiam, podziwiam:)))
    No i mydła mi przemknęły koło nosa, żesz! Ja zawsze jestem opóźniona. U mnie by zostały na "wieczną rzeczy pamiątkę", bo ostatnie mydło kupiłam ileś tam lat temu. Nie znaczy to jednak, że higiena osobista mi szwankuje. A cheddara rozdawać nie będziesz? Bo się piszę!

    OdpowiedzUsuń
  15. Taa... Głupawki... Najlepsze są te w najmniej odpowiednich momentach/miejscach/sytuacjach. Jak ja sobie przypomnę te wszystkie karcące spojrzenia przyjaciół i sykanie: "nie śmiej się", to mi się... śmiać chce. Nie wiem, czy też tak masz, ale ja (w przypadku próby tłumienia śmiechu lub śmiania się stłumionego) zaczynam się trząść. Skulona, wyglądam jakby rzucały mną jakieś konwulsje. A przy zatykaniu nosa (sposób stary jak świat) zazwyczaj kończy się posmarkaniem :P

    OdpowiedzUsuń

Niepisanym prawem tego bloga jest lista komentarzy dłuższa od samego wpisu - uprasza się o podtrzymywanie tradycji:)

 
Back to top!