Szczególnie, że to się teraz Galą Twórców zwie.
Odkąd zaczęłam z zaangażowaniem bawić się w ogólnodostępne blogowanie przeszłam przez kolejne etapy:
- 2011 - pierwszy rok blogowania: Eeeee, no przecież nie będę się pchać na piedestał, skoro bloguję dopiero od maja. (He, he, he. Jak bardzo się w swojej 'prawości' myliłam zobaczyłam dopiero po pobieżnej lekturze
ROKU!!!
- 2012 - uznałam, że zapracowałam sobie już na miano kandydatki na jeśli nie najlepszego (No, bądźmy skromni!), to przynajmniej przodującego zapisu swobodnych myśli w polskiej blogosferze. Mimo, że szłam jak burza, nie udało mi się wyperswadować moim Czytelnikom, że warto poświęcić te parędziesiąt groszy na połechtanie mojego ego.
Eeeee tam. Zwalam to na karb hipsterskiego podejścia do życia większości z nich ("Sorry, Fi, bardzo Cię kocham, czytam cię od deski do deski, ale nie biorę udział w takich akcjach" - tak, tak, to o Tobie, Renya; Z tymi deskami to mogłam trochę podkoloryzować :))).
Tudzież na nieposiadanie dostępu do polskiej komórki ani polskiego dentysty posiadającego polską komórkę (Aaaa, taki alternatywny plan Bebe. Kto czyta Kaczkę, ten wie :))
Siedem, nie, nie, to nie pomyłka - SIEDEM wejść na mój blog ze strony Blog Roku (i dziesięć - tak, naprawdę, DZIESIĘĆ głosów oddanych na 'Szepty') pozwoliło wywindować mój blog na wyżyny przekraczające nawet moje skromne granice frustracji.
Jednak nie samym Blogiem Roku bloger żyje.
W końcu są też konkursy alternatywne (patrz na szpaltę boczną, choć i tekst godny uwagi :)).
Wytarłam więc zasmarkany nos w poduchę i pisałam dalej.
- 2013 - zastanawiałam się tak długo, czy się przyłączyć do akcji, że ... przegapiłam termin.
- 2014 - siedziałam w czarnej dziurze, a blog (mimo udanego startu z 'finką') ze mną.
- 2015 - otrzymany Tytuł Człowieka Roku Magazynu Time tak mi uderzył do głowy, że zupełnie przestałam myśleć o jakichś tam pomniejszych konkursach.
No i przegapiłam.
I kurczę, szkoda!
Bo właśnie teraz mi się jakoś odmieniło, jakieś powietrze z blogerskiego ego zeszło, bo dotarło do mnie, że te dyskusje o kupowanych sms'ach są w ogóle nieistotne.
I że tu nie ma żadnej ideologii (choć wiadomo, że ci z Instagramem i własną domeną mają większe szanse :)))
Trochę się ku temu przyczyniła niejaka Durska, Agnieszka zresztą.
Bo napisała rozprawkę o 28 powodach, by głosować na zgłoszone blogi.
Jak człowiek napisała.
Jak bloger napisała.
I nie użyła ani razu słowa żebro-lajki!
Postaw się w sytuacji blogera. Piszesz, tworzysz, uczysz się, starasz. Szukasz pomysłów na wpisy i każdego dnia zabiegasz o uwagę milionów ludzi w Internecie. To praca, całkiem ciężka. Wymaga systematyczności i nierzadko bardzo twardego tyłka, bo czytelnicy potrafią dopiec, czasem zupełnie niesłusznie. Pewnie, możesz to rzucić w cholerę, nikt nie zmusza do blogowania. Ale gdyby nie blogi, to w Internecie byłoby dość nudno! Poza tym uczysz się pisać, argumentować, a to przydaje się w innych dziedzinach życia. Raz do roku, gdy zgłaszasz się do konkursu Blog Roku, oczekujesz czegoś więcej niż lajk albo komentarz pod wpisem. Chciałbyś realnego wsparcia za swoje pisanie. Za te wszystkie miłe chwile, które ludzie spędzili u Ciebie na blogu. To niewiele, a Tobie doda skrzydeł, nawet jeśli okaże się, że głosów będzie za mało, by wejść do finału.Bo uświadomiłam sobie, że w Anglii co chwila prosi się o wsparcie (tak, tak finansowe; i nikomu nie przyjdzie do głowy nazwać tego żebraniem.), by przekazać je na milion dwieście sto trzydzieści fundacji i organizacji charytatywnych, oferując w zamian a to marszobieg wokół lokalnego parku, a to ledwie zjadliwe nalukrowane babeczki, a to obcięcie włosów (które i tak już się znudziły i rozdwajały na końcach :))
Próbujesz ludzi zachęcić do tego drobnego gestu, wielu się za to obraża. A przecież nie ma za co. Jeśli coś jest dla Ciebie ważne, to dlaczego nie poprosić o wsparcie?
Nie psiocz więc, gdy przeczytasz kolejną prośbę, gdy nagle wśród Twoich znajomych kilkunastu okaże się blogerami, którzy zaczepią Cię o głos. Konkurs się skończy, dzieciaki z Fundacji będą miały więcej radości, a blogerzy – cóż, im dodasz skrzydeł. Odwdzięczą się w kolejnych wpisach, szukając dla Ciebie jeszcze więcej ciekawych tematów. Bądź hojny!
Oferuje się coś, co jest często dużo mniej cenne, niż te pisane w pocie czoła wpisy na blogu, które rozśmieszają, informują, wzruszają, dotykają czułych punktów.
*****
Mignęła mi gdzieś tam akcja otagowana #odkrywamTwórców, polegająca na tym, żeby na własnym blogu polecić trzy blogi z własnej kategorii, które nie dostały się do pierwszej dziesiątki.
Taka niewymuszona, spontaniczna, bezinteresowna akcja.
I bardzo mi się spodobała.
A ponieważ nie byłam w żadnej kategorii, mam przywilej wybrania blogów, które wpadły mi w oko w różnych kategoriach.
Oto moje typy:
Warszawawa - Ach! Aż mi (trochę) szkoda, że nie mieszkam w Wawce ...
Papuga z Ameryki - do Ameryki to pewnie się nie przeniosę, ale blogi emigranckie są mi bliskie :)
Szałowy Żurek u Artura - bo lubię różne takie smaczki językowe
No dobra, niech będzie cztery ...
Ojciec M. - bo mnie rozśmieszył kilkoma wpisami :)
Przyłączycie się do akcji?
#odkrywamTwórców
niedziela, 6 marca 2016
Przyznaje, ciagle zagladalam do skrzynki czekajac az ktos mi wreszcie zlozy oferte sprzedazy miliona kart SIM po promocyjnej cenie. I nic! Moze dlatego, ze kategoria Tekst Roku jest taka troche od macoszki? Nie mozna tam wygrac zamku, polowy krolestwa, ani reki ksiezniczki.
OdpowiedzUsuńZal mi tych odleglych czasow, gdy blogi nie musialy miec kanalow, instagramow,kontaktow i wspolprac. Gdy pisalo sie dla przyjemnosci, a nie po to, aby wplywac na blogosfere i oddzialywac na czytelnika. Ide zerknac w swoja kategorie :-)
Kaczko, Ty już jesteś w innej kategorii. Książki, sztuki teatralne, scenariusze filmowe. Nie Tobie karty SIM sprzedawać.
UsuńW sumie to mogłaś w kategoriach blogowych startować (Phew! Jeden tekst! Toż to trudno się było zdecydować :))
Mój dentysta, niestety, nie zachował się :/
Blogosfera będzie się polaryzować. Na to rady nie ma.
Pismo obrazkowe wraca do łask.
Ale są też amatorzy SŁOWA.
I dla takich pisz!
Ps. Co do współpracy, to też mi się zdanie lekko zmienia :)
Uściski.
Ps2. A ja się na Tobie poznałam zanim jeszcze te wszystkie znane pisma o Tobie pisały. Więc widzisz, że nie trzeba mieć Insta i Twit (ha, ha, ha :))
U Kaczki to jest jeden długi tekst roku. Tylko Kaczka nie mieści się w żadnych kategoriach. A ilość kulek niezbędnych do przedarcia się przez tłumy - zastraszająca.
UsuńDentysta buuuuu!
Uff! Bo moja Nokia 3310 (czy slyszy mnie ewentualny sponsor? helou?) to insta nie uciagnie! Dobrze, zes mnie odkryla Fidry!
UsuńGdy ogladam (sic!) najpopularniejsze blogi (nie mowie tu o konkursowych, bo nie mialam czasu zajrzec w kategorie, ale o takich, ktore poodlug wyswietlanych statystyk 'maja duzo wejsc') to wydaje mi sie, ze sa po prostu alternatywa dla kolorowej prasy. Takiej, co to sie ja przerzuca u fryzjera lub w poczekalni u ... dentysty ;-) Pytanie, czy przy takiej ilosci ogladajacych (no dobra, czytajacych) te piecset kulek, zeby dotrzec do finalu to naprawde duzo? Nie wydaje mi sie. A formule konkursu rozumiem. Musi wygrac ktos, kto juz jest widoczny, bo wtedy sponsor otrzymuje to czego chce. Wieczna chwale w rozlicznych kanalach :-)
Zajrzalam za twoja namowa w swoja kategorie i co znalazlam: Tekst mówi o tym jak stać się profesjonalnym Blogerem. O tym, jak przekształcić swojego bloga w pasję i zacząć zarabiać, a także praktyczne porady dla początkujących Blogerów.
UsuńNo, ale dlaczego autor na samym koncu peletonu? :-))))
Bebe, no właśnie! Kaczka się nie mieści, ale na szczęści poznało się na niej paru mądrych ludzi :)
UsuńZmieniam dentystę. Definitywnie!
Przez Kaczkę. No dobrze, trochę też przez to, że ostatnio policzyła sobie za usuwanie kamienia tyle, że w Anglii bym chyba za to miała całą buzię tytanowych implantów :)
Kaczko! A tak mi dobrze szło. Już zaczynałam wierzyć w jak najlepsze intencje wszystkich uczestników i organizatorów ...
UsuńA Ty mi tu sugerujesz kolejną teorię spiskową, że być może to tajni agenci sponsorów głosują na najbardziej kolorowe blogi. Na te, na których chcą się później reklamować. Cholera!
Moja babcia kupuje (i wymienia się z sąsiadką) kilka 'tytułów', w których jest niemalże to samo. Większość tych blogów, to mam wrażenie takie właśnie zbiory chodliwych tematów z ładnymi zdjęciami. Na to rady nie ma.
Bo przecież temat przekłuwania uszu małym dziewczynkom czy gender zawsze porwie kogoś w tan komentowania.
A u Ciebie to nawet pokomentować nie można porządnie: ani się nie posprzeczasz z autorką, ani nie zakwestionujesz metod wychowawczych (bo nigdy nie wiadomo, czy te milion pączków na przebłaganie Biskwita to na serio czy na żarty :)).
A poza tym trudno pisać komentarze, jak się człowiek trzęsie ze śmiechu :)
A co do gościa piszącego Tekst Roku (!) o tym, jak zostać profesjonalnym blogerem - to może miał być to żart.
Bardzo kiepski.
O, fajnie jak coś polecasz. Kiedyś chyba poleciłaś mnie, stąd wiem, że będzie dobre ;)
OdpowiedzUsuńJa też zapomniałam o Lali-Gali-się-starali-ale-głosów-nie-dostali ;)
Się wyrasta.
He, he, no widzisz, jak ja się znam na ludziach i jakiego mam nosa do blogerów :)
UsuńJa sobie zawsze powtarzam, że prześledzę, gdzie są byli zwycięzcy.
Kiedyś nawet zaczęłam wchodzić na te najstarsze blogi, a tu ani widu, ani słychu.
Musi, przerzucili się na pisarstwo pełnoetatowe :)
Uściski.
A toś sobie przypomniała! Nie chciałam się wówczas wdawać w szczegóły, ale teraz poczułam się wywołana więc spróbuję jakoś to swoje niezaangażowanie wyjaśnić, zwłaszcza, że od tamtego czasu zupełnie nic się w tym względzie nie zmieniło i nawet argumenty pani Durskiej mnie nie przekonują (choć im wcale racji nie odmawiam).
OdpowiedzUsuńO imprezach typu Blog Roku mam dość niskie mniemanie - to targi popularności, a nie jakości. Najpopularniejsze blogi wcale nie muszą być szczególnie wyjątkowe, ani coś wnoszące. Wszystko to marketing, a dziś wszystko jest towarem. Blogi też. Ale ja takie miejsca omijam szerokim łukiem. Nie są dla mnie interesujące, bo nie znajduję w nich niczego bardziej wartego uwagi od pierwszego lepszego artykułu na pierwszym lepszym portalu internetowym, które czasem dla zabicia czasu czytuję.
Jakiś blog staje się dla mnie ważny, gdy poprzez niego poczuję więź z autorką (bo zazwyczaj to jednak są autorki;-)), która okaże się wzajemna. Do takich blogów wracam i czytam od deski do deski (bez koloryzowania!), nawet jeśli czasem wcale nie na najbardziej interesujący mnie temat, ale staje się on interesujący właśnie z powodu tej osobistej relacji z autorką (no i nie bez znaczenia są zdolności narracyjne - te cenię zawsze bez względu na temat:-)).
Zaprzyjaźnione blogi to moje wirtualne towarzystwo, moje wirtualne przyjaźnie (chciałam uniknąć tego słowa, bo wydaje się zbyt wielkie ale w gruncie rzeczy to dobre słowo, bo nie raz mnie blogerska społeczność wyciągała z melancholii, wspierała podczas zwątpienia i mobilizowała do zrobienia kolejnego kroku pod górkę...). I te wartości w blogosferze właśnie cenię. Nimi chciałabym się dzielić i myślę, że się dzielę, bo jestem obecna na co dzień. Nie jestem anonimowym, znikającym punktem w statystykach. Jestem stałym obserwatorem, świadkiem blogowej codzienności dającym temu wyraz w regularnych komentarzach. I dla mnie jest to jak najbardziej realny wyraz wsparcia i poparcia:-).
Nie biorę udziału w takich akcjach, bo nie uznaję kryterium popularności jako głównej wartości bloga, choć bezsprzecznie jest ona miła i wiem, że może mieć bezpośrednie przełożenie na korzyści finansowe, ale to jest ten aspekt blogosfery, którym ja się kompletnie nie zajmuję. Nie kręcą mnie lajki i inne marketingowe chwyty w zdobywaniu popularności. Nie stosuję ich na swoim blogu i nie biorę udziału w sieci. Taka już moja uroda;-). Ale unikam też takich akcji dlatego, że nie dzielę się swoim numerem telefonu z nieznanymi odbiorcami więc po prostu NIGDY nie wysyłam SMS-ów, w żadnych konkursach. Nie chcę zaistnieć w jakiejś nieznanej bazie danych, żeby mnie potem ktoś zamęczał wiadomościami (które bywają zawirusowane - słyszałam o takich przypadkach).
No to jak, Fi? Jestem usprawiedliwiona?
Obiecuję, że jeśli kiedyś wydasz książkę ze swoimi anegdotkami o oswajaniu angielskiej rzeczywistości, to w mgnieniu oka pognam do księgarni, by ją nabyć:-) A potem zrecenzuję na swoim blogu:-).
Renya, usprawiedliwiona to Ty już byłaś w 2012, bo przecież wiesz, że ja mam do tego stosunek ironiczny.
UsuńAczkolwiek ... zmieniłam nieco zdanie na temat uczestnictwa w tym (lub jakimkolwiek innym) konkursie.
I owszem, zgadzam się z tym, że jest tam dużo chłamu, spamu i jeszcze więcej marketingu, ale jednocześnie jest to jakaś tam platforma, by zaistnieć lub pokazać się w szerszym świecie. Rozumiem, że nie każdy ma taką potrzebę, ale jednak większość ludzi, skoro zdecydowała się na publiczne pisanie w internecie oczekuje zainteresowania innych.
I jeśli tylko takie obrazkowe blogi będą się pokazywać, to właśnie one będą wyznaczać standard.
Z jednej strony narzekamy na brak jakości w blogosferze, a jak coś jest naszym zdaniem godne polecenia, to nie chcemy tego polecać. Rozumiem, że jest to specyfika blogów niszowych. Generalnie 'nie bawią się' w konkursy - ale to jest efekt błędnego koła. Oczywiście argument z nieujawnianiem danych osobowych i numeru telefonu jak najbardziej rozumiem (choć z drugiej strony wydaje mi się to utopią; przynajmniej tu, w Anglii właściwie już mało co można załatwić, bez podania miliona danych. Ostatnio nawet chciałam zamówić bilet roczny, bo był w promocyjnej cenie, ale trzeba było oprócz wszystkich danych ... przesłać zdjęcie!!!)
Poza tym ja naprawdę znalazłam fajne blogi wśród tych uczestniczących i kilka razy mój faworyt wygrał, jak chociażby (niestety zamknięty już na dziesięć spustów 'Tylko spokojnie").
Co do wirtualnych przyjaźni i wsparcia innych blogerów komentować nie będę, bo zgadzam się ze wszystkim :)
A korzyści finansowe ... tu (O, Kominku!) też mi się nieco zmieniło zdanie. Widzę, że w różnych dziedzinach - wbrew pozorom nie tylko modowych, sprzętowych, parentingowych i lifestylowych (to jest moim zdaniem super głupi termin) internet zaczyna być/jest sposobem na pracę. Nie darmowe gadżety, ale właśnie pracę. I jeśli ktoś jest w czymś dobry (bez ubierania tego w 'blogolangłydź' o budowaniu marki, używaniu person i innej nowomowy), to nie widzę problemu, żeby na tym zarabiał.
Choć ... to są dwa światy: blogi profesjonalne i blogi 'guliwerskie' (pewnie pamiętasz, ale w razie czego zlinkuję dla innych :)))
http://szeptywmetrze.blogspot.co.uk/2012/10/niezdecydowana-alicja.html
I te dwa światy się raczej nie spotkają.
A co do książki, to (pisałam o tym na facebooku, więc się powtórzę, bo - jak mi się wydaje - tam też nie bywasz :)) Ostatnio moja koleżanka dorwała się do mojego bloga (Eh, anonimowość mi parcieje) i napisała mi tak: twoje wpisy są za długie i trudno jest dotrzeć do końca ... he, he, he.
I nawet jeśli szczerze wierzę, że Czytelnicy mojego bloga z chęcią by przeczytali moje anegdoty drukiem, to naprawdę nie wyobrażam sobie, żeby to mogło zainteresować szerszą publiczność.
Co oczywiście nie przeszkadza mi mieć już wymyślonego tytułu i ... pseudonimu.
Nie wiem dlaczego, ale jakoś mnie odrzuca od całej tej imprezy. Kojarzy mi się ze staniem na ściance i szczerzeniem zębów. Wierzę za to w blogi polecane przez tych, których czytam. I już:-)
OdpowiedzUsuńWiesz co, Pieprzu, ja też tak myślałam, szczególnie jak sobie przypomniałam te wszystkie obśmiewane przeze mnie 'blogforumy' gdańskie i inne napuszone akcje pełne 'bloglengłyżu', budowania marki i innych bzdetów, te panienki co to napisały trochę wspomnień i już myślą, że się na nie wydawnictwa rzucą wydawać 'najlepsze selery' ;)
UsuńAle - o tym miał być ten post, ale widać nieprzekonujący jakoś mi wyszedł, albowiem nieprzekonani pozostali nieprzekonanymi :))) - zdanie zmieniłam, bo widzę, że dla wielu ludzi pisanie bloga, to prawdziwa pasja, której poświęcają dużo czasu i rozumiem, że chcą ją pokazać innym.
I wydaje mi się, że dobrze jest tę pasję promować, wspierać choćby miseczką wirtualnych wisienek ;), a czasami to nawet i smsem.
Wiem, że można polemizować nad tym, co właściwie jest promowane przez ten konkurs, nad jakością wielu blogów, nad wyłudzaniem bądź niewyłudzaniem pieniędzy, ale ...
Czy - uwaga, próbuję jeszcze raz - naprawdę uważasz, że np. taki blog (który jest wśród finalistów, więc nie pisałam o nim wcześniej) jest 'szczerzeniem zębów'? Bo dla mnie to po prostu perełka! I rozumiem chęć autorki zaprezentowania go światu.
http://candycompany.pl/
A poza tym, abstrahując od samego konkursu, to akcja #odkrywamTwórców spodobała mi się dlatego, że wyszła od innych, 'przegranych' (czyt. nieodpowiednio rozreklamowanych :))) blogerów, którzy zamiast fukać i krytykować np. system głosowania na blogi, zdobyli się na miły gest, by polecić inne osoby ze swojej kategorii.
I tyle.
Ja się na tym konkursie zupełnie nie widzę, natomiast myślę, że warto jest odkrywać twórców :)))
Lepiej późno, niż później...
OdpowiedzUsuńNie jestem pewna, której dokładnie części wpisu dotyczy Twój komentarz (może samego tytułu?) - ale zgadzam się co do meritum :)
Usuń