I fakt, jest nas tu sporo.
Poprawni politycznie Brytyjczycy słowa oficjalnie nie pisną, ale w metrze takie szepty można podsłuchać: "Soooo, do you want to buy a house in Ealing? Are you mad? Ealing is f*cking Polish!".
I nie wyglądali mi oni na czytających Daily Mail (brukowca o mocnych sympatiach nacjonalistycznych) przedstawicieli klasy pracującej, święcie wierzących, że Polacy w UK nic innego nie robią, tylko jedzą królewskie łabędzie i żyją z zasiłków.
Jednakże rzeczywiście jest, że jest nas tu dużo.
Wszędzie, na każdym stanowisku, w każdej niemalże miejscowości, w wielu szkołach, w środkach transportu to już norma.
Codziennie mimowolnie wsłuchuję się w "dialogi na cztery nogi", najczęściej niestety ostro zakrapiane łaciną. W wykonaniu męskim dominuje tematyka roboty / braku roboty / braku kasy za robotę / nieopłacalności roboty.
W żeńskim - głownie dzieci i kasa.
Aczolwiek ostatnio słyszałam jak jeden osobnik doradzał drugiemu jak budować głębokie relacje z dziewczyną ("A wy jakieś uczucia macie? Bo wiesz, ona musi za tobą tęsknić") - więc jakaś miła odmiana była ;).
Oglądałam kiedyś program o mieście Crewe, w którym w jednej szkole (a szkoły w UK mają góra 3 klasy równoległe, najczęściej jednak tylko 2, wiec szkoły są małe) było aż pięćdziesięciu polskich uczniów, wielu z nich z zerowym angielskim.
I tak się zastanawiam, czy jakby do jakiejś polskiej szkoły dokoptowało np. 50 Chińczyków, jaka byłaby reakcja.
A teraz muszę kończyć, bo ... zabieram się za szycie. O czym będzie po południu ;)
Ps. Tego filmu o Crewe nie mogę namierzyć, ale ten też jest pokazuje sporo problemów z nagłym napływem Polaków i innych emirantów ze wschodniej Europy.
piątek, 10 czerwca 2011
0 comments:
Prześlij komentarz
Niepisanym prawem tego bloga jest lista komentarzy dłuższa od samego wpisu - uprasza się o podtrzymywanie tradycji:)