Na pewno nie!
Dlatego, że to ja ją wymyśliłam.
I jesteście pierwszymi, z którymi się dzielę tym odkryciem.
Otóż T-position, to pozycja do spania.
Nikt wcześniej jej nie zbadał, nie opisał i nie włączył do kanonu figur nocnych.
Choć nie wykluczam, że była ona stosowana już wcześniej, przez osoby równie zdeterminowane, co ja.
A Wy w jakiej pozycji najchętniej śpicie?
W świecie idealnym wybrałabym pozycję trzecią od lewej, w górnym rzędzie.
Nie ma nic przyjemniejszego, niż zwinięcie się w gąsieniczkę i ulecenie w ramionach Morfeusza do Krainy Łagodności (a przynajmniej Chwilowego Wytchnienia).
Niestety, te przyjemności ostatnio nie są moim udziałem, albowiem moje dziecię zadecydowało, że po czternastu miesiącach spania niemalże idealnego, nastał czas na nocne wędrówki po łóżeczku z elementami nagłego wstawania i jeszcze bardziej raptownego padania - niekoniecznie na poduszkę i nawet nie na osłonkę. Szczebelki po nieosłoniętej części wydają się dużo większą siłę przyciągania*.
Oczywiście wędrówki te rzadko mają miejsce w weekend czy inne wolne od pracy ... noce.
Zgodnie z prawem Murphy'ego, nasilają się w noce poprzedzające ważne spotkania, okresy intensywnego pisania planów i raportów czy spędzające sen z powiek projekty.
Wydawałoby się, że jako doświadczona matka jestem w stanie zidentyfikować przyczyny i skutecznie im zapobiec.
Nic bardziej mylnego!
Lista ewentualnych powodów niestandardowego zachowania dzieci niestety nie skraca się z każdym kolejnym potomkiem.
Za zimno?
Za gorąco?
Może za dużo zjadła?
Pewnie nienajedzona!
Za ciężko strawne (To na pewno te pół plasterka żółtego sera!)
Z mało pożywne (Od obiadu zjadła tylko kawałek jabłka).
Pierwszy dzień przedszkola po przerwie albo zmęczona po całym tygodniu.
Męczy ją katar.
Ząbkuje.
Gorączkuje.
Skotłowała się poduszka.
Przekręciła kołdra.
Przeżywa emocjonalną burzę z niedopieszczenia (tak, ja jestem tym jedynym z saaków, który wygania dzieci ze swego legowiska :))
Odreagowuje nadmiar emocji.
Ktoś poszedł do łazienki i za głośno walną drzwiami.
U sąsiada w ogródku zapaliło się światło.
W oddali zagwizdał pociąg lub przejechała karetka.
Albo ... budzi ją chrapanie taty.
O! To, to! To musi być przyczyna.
I mnie bowiem budzi i doprowadza do jasnej cholery, gdyż nawet zmęczona jak pies, nie mogę przez wiele minut ponownie zasnąć, walona po uszach donośnym chrrrrrrr.
Opracowałam więc pozycję, która będąc koszmarnie niewygodną i niesprzyjającą wyspaniu się, paradoksalnie daje mi pewne szanse na zmrużenie oka.
To T-position, czyli pozycja na literę T.
Genialne w swej prostocie rozwiązanie pozwala mi jednocześnie na głaskanie dziecięcia przez szczebelki w łóżeczku (co może, choć nie musi(!), zaowocować względnie spokojnym przespaniem nocy w jednej pozycji) oraz na trącanie Walentego ręką drugą.
Trącanie przybiera różne formy: od pełnego czułości głaskania (przed zaśnięciem, moim rzecz jasna), przez zniecierpliwione poszturchiwanie w środku nocy, aż po okładanie pięścią w okolicach piątej rano, kiedy to byle chrapnięcie może spowodować trwałe przebudzenie się dziecięcia o porze zupełnie nieprzyzwoitej i nieprzystającej do planu dnia.
Dziecięcia, rzecz jasna, bo w moim przypadku jest to normalna pora wstawania.
Trącanie może, choć nie musi (!) spowodować zatrzymanie, lub chociażby wyciszenia chrapania na 30-60 sekund, czas - przy odrobinie determinacji i stosowaniu metod wspomagających rodem z Suworowa (wywracanie źrenic do góry, leżenie bez ruchu, szczelnie zasłonięte okna i rozluźnienie ciała - ekhm, z tym jest najgorzej) - potrzebny na ponowne uśnięcie.
Niestety - na co wskazuje wynalezienie T-position - minuta to dla mnie za krótko :)
Uprzedzając ewentualne pytania: Nie, nie śpię w czapce, szaliku i okularach przeciwsłonecznych, mój mąż nie ma brody, a ja takiej figury (ale pomarzyć można), a moje dziecko śpi sypia pod kołderką :)
Skutki uboczne w postaci siniaków nad nadgarstkiem lewej ręki (tej spomiędzy szczebelków), zmiażdżonych palców (gdy dziecię postanawia kontynuować wbijanie się w ścianki łóżeczka), skurczów ramion, bólu w barkach, łupania kręgosłupa w odcinku szyjnym tudzież zadrapań zarostem i stłuczeń dłoni prawej są nieporównywalnie mniejsze od skutków niewyspania.
Albowiem awantura, jaką potrafię zrobić w wyniku okrutnego wyrwania mnie z błogiego snu nie przypomina w żaden sposób zachowania, które - przy odrobinie nawet dobrej woli - można by nazwać ludzkim.
O zdobyczach cywilizacji i kulturze osobistej nie wspominając.
Oszczędzając Wam opisów bardziej szczegółowych powiem tylko, że skoro Walenty, widząc mnie w dzikim szale nocnym nie raz i nie dwa. do tej pory nie spakował walizek i nie uciekł na drugi koniec świata, to chyba musi mnie kochać.
Innego uzasadnienia nie znajduję.
Mało tego! On za każdym razem, walony, poniewierany, tłuczony, pchany, okładany, maltretowany, wyzywany, szarpany, szturchany czy szczypany** mamrocze przez sen: Przepraszam.
*****
A tak poza tym, to do Anglii wreszcie zawitała wiosna. Ba! Dziś nawet lato.Trzeba więc się cieszyć każdym dniem bez deszczu i przeszywającego do szpiku kości zimna.
Nie, nie wróciłam do Polski.
Przysięgam.
Po prostu nie wiem, jak sprawiedliwie podzielić dobę między rodzinę, pracę, czytanie i pisanie.
I niestety to ostatnie kuleje.
Wpadłam tu na chwilę, powiedzieć, że żyję, że przeżyłam parę miażdżących tygodni w pracy (co może wkrótce opiszę), że niewiele czytam, mało śpię i jeszcze mniej piszę.
Za to dużo pracuję.
Z coraz bardziej wahającą się satysfakcją...
Do miłego!
Hach, mojej pozycji "na faraona" nie ma :P
OdpowiedzUsuńMasz na myśli coś takiego?
Usuńhttps://usercontent2.hubstatic.com/9350211_f520.jpg
To nie może być wygodna pozycja do spania :)
Nie :D pozycje martwego faraona ;)
UsuńSłuchanie chrapania to mordęga. Ja walę w plecy, wtedy Małż się zapowietrza. Marzy mi się własny pokój, ach, to byłby raj!
OdpowiedzUsuńDawno, dawno temu, gdy koleżanka wybudowała sobie dom z oddzielnymi sypialniami dla siebie i męża, uznałam to za niesamowite kuriozum (choć było to bardziej ze względu na męża, który nie umiał usnąć przy zbyt wielu bodźcach - w więc ciemne kotary, nakładka na oczy, wyciszone ściany i samotność :)).
UsuńAle - jak pisałam - to było dawno, dawno temu. Młoda i naiwna byłam :)
A co do słuchania chrapania, to ironią jest, że podświadomie czeka się na kolejny 'chrap' (w próżnej nadziei, że nie nastąpi, he, he) i chyba to najbardziej utrudnia zasypianie.
UsuńNajtaniej wychodzi mocny sen. :D :D
UsuńPODOBNO śpiący obok mnie małżonek chrapie. O czym mi donosiły dzieci śpiące dwie ściany dalej...
Taki atlas dziecięcych pozycji do spania, to dopiero byłby hit:-)
OdpowiedzUsuńMojemu mężowi też się zdarza pochrapywać, dlatego zawsze staram się usnąć przed nim, ale gdy mi się nie uda i gdy moja złość i zniecierpliwienie eksploduje soczystym kuksańcem, nieodmiennie słyszę: To nie ja, to kot... Też się da na niego złościć;-)
Znaczy miało być, że się NIE da na niego złościć;-)
UsuńHa, ha, ha, ja tego braku 'nie' nawet nie zauważyła. Czytając Twoje wpisy wiedziałam, że nie można się złościć na kogoś, o kim się z taką (dyskretnie przemycaną między słowami lub w zdjęciach*) czułością pisze.
UsuńA co do galerii pozycji dziecięcych, to miałam takową, albowiem głównie mój syn potrafił usnąć dosłownie wszędzie, w najdziwniejszych pozycjach, włączając w to zimną, kafelkową podłogę w łazience (między drzwiami, a koszem na brudną bieliznę) albo zwisanie połową ciała z łóżka (bez dotykania nogami ziemi), z elementami wbicia jednego boku w znajdującą się obok łóżka szafkę z zabawkami :)))
Niestety, większość zdjęć odeszła w wirtualny niebyt wraz z jednym z moich poprzednich laptopów :(
Ja nie za bardzo mogę usnąć przed nim (no, chyba że padam ze zmęczenia na sofie :))), bo wieczorem jest zawsze coś do zrobienia (wiesz, blog, facebook i takie tam :)))
Więc można by powiedzieć, że częściowo się męczę na własną prośbę :)
*pismem obrazkowym, znaczy się :)
O to, to, to samo u mnie! Tyle że ręką smyram najstarszą córkę, a najmłodszą zabawiam, machając lewą stopą. Czyli właściwie to T-position z jedną nóżką bardziej ;-)
OdpowiedzUsuńWy to w ogóle tam na niezłej kupie śpicie. Nie wiem, jak Ty wyrabiasz. Ja już się nie mogę doczekać eksmisji łóżeczka do pokoju (już nie)Najmłodszej.
UsuńOsobne sypialnie pozwoliły mojemu męzowi i mnie przetrwać ze sobą w szczęśliwym związku niemal 30 lat. Gdyby nie to, jedno z nas byłoby już martwe.
OdpowiedzUsuńMoja pozycja to ta w samym rogu po prawej. Zgniatam sobie piersi na miał, niestety.
Tjaaa, ja też kiedyś lubiłam spać na brzuchu ... ;)
UsuńJa jestem już u kresu wytrzymałości. Liczę na to, że jak starsi się wymiksują na jakieś studia, czy coś, to może mnie będzie stać na dwie sypialnie.
Eeeee... chyba nie w tym kraju :(
Więc nie wiem, jaka jest przyszłość naszego związku :)
Fidrygauko, Twój ostatni wpis nie istnieje, nie otwiera się, nie ma, choć w moich ulubionych blogach mam info, nawet z kawałkiem tekstu, ze jest. Jak to jest mozliwe???
OdpowiedzUsuńInternet nie zapomina :)
UsuńEh, to kolejny przykład, kiedy kliknęłam coś w pijanym (pardon, sennym) widzie, próbując coś napisać. Zaczęłam, stwierdziłam, że nie dam rady dalej i zamiast nacisnąć 'zapisz', wcisnęłam 'opublikuj'. Szybko się zorientowałam, tekst usunęłam (licząc na to, że wkrótce go skończę :))), ale jak widać niektórzy Czytelnicy są szybsi ode mnie :)))
Pozdrawiam i ... miłego czekania na kolejny tekst.
(Przysięgam, że nie był to specjalny zabieg. Ja już tak ostatnio mam)
Tak wlasnie spie w pozycji trzeciej :)
OdpowiedzUsuńWitaj Siostro Senna :)
UsuńO tak, tak, tak! Pozycja trzecia od lewej, rząd górny. Z tym, że zmuszona jestem odstawiać balans w tej pozycji na krawędzi materaca albowiem resztę przestrzeni zajmuje dziecko młodsze. Małż bezproblemowo i niepodzielnie zajmuje swoje 80 cm szerokości bez jakichkolwiek konfliktów terytorialnych ale za to "na waleta", bo chrapie. Miłościwie jest mu odpuszczone ale jedynie gdy nie chrapie mi do uszka stąd ten "walet".
UsuńPozycja T zacna jest, podziwiam, że wytrwałaś. Próbowałam przy pierworodnym ale poległam pierwszej nocy z powyłamywanymi rączkami.
Pole bitwy, plansza szachowa normalnie a nie sypialnia ;)
Ja chyba bardziej się męczyłam z dzieckiem w łóżku, katowana czarnymi wizjami przygniecenia potomka i w efekcie końcowym skurczami i drętwieniem wszystkich możliwych kończyn i mięśni w skutek nienaturalnie przyjmowanych pozycji sennych.
UsuńNatomiast nadmienić muszę - jako że od czasu wpisu minęły prawie trzy miesiące - iż dziecię mi się trochę uregulowało. Odkryłam bowiem (wiem, wiem, że to hardcore dla niektórych) - że jeśli przestanę reagować na nocne pojękiwania, to dziecię nauczy się usypiać samo nie tylko wieczorem, ale też wybudzone w środku nocy.
Czyli, że moja łapka w łóżeczku nie pomaga, a raczej przeszkadza.
I tak też się stało. Po dwóch-trzech tygodniach zaczęło się przesypiane całej nocy i tak zostało do dziś (i miejmy nadzieję, że już na zawsze :)))
Natomiast mąż to sprawa przegrana ...