Searching...
środa, 8 czerwca 2011

Moja mama widzi duchy

Zaczęło się niewinnie.
Od dowcipu rysunkowego, na którym pani stoi pod drzwiami jasnowidza i słyszy dochodzące zza drzwi mieszkania pytanie: "Kto tam?"
 

Ryli wszyscy jak norki.

Ja grzecznie wróciłam do pracy, ale po chwili kątem ucha (czy uszy mają kąty?) zaczęłam wyłapywać urywki konwersacji.

Ktoś miał jakiś sen (mój mózg przefiltrował tę informację).
Potem zahaczyło o wizytę u medium, do której po śmierci ojca wybrał się on (jako mały chłopiec, który nie mógł sobie z tym poradzić). Podobno usłyszał, że tatuś ma teraz inne zadania i jak się będzie smucił, to tatuś nie będzie mógł ich wykonywać i będzie mu bardzo źle.
Jemu, jako dobremu chłopcu podobno pomogło.
Mnie lekko zmroziło i, choć wyznawczynią Freuda nie jestem, pomyślałam sobie, że chyba cieżko by mi było żyć z takim poczuciem winy, iż przeszkadzam tatusiowi w zaświatach.


A potem to już poooooszło ...
Że on czasami ma wrażenie, iż coś mu w domu stuka, szafki otwiera, skrzypi podłogą. Zdarza mu się obejrzeć nerwowo, po odczuciu muśnięcia na policzku, wywołanego ... no właśnie, czym? Chyba tym, że ktoś niewidzialny przeszedł. A w ogóle to jak się tam wprowadził, to bardzo długo nie mógł normalnie w nocy spać i czuł się bardzo nieszczęśliwy.


Na co ona ruszyła na odsiecz z radami o różczkach, żyłach wodnych i innych akcesoriach spirystycznych
"Tak na marginesie, to byłam wychowywana jako spirytystka. Tak zadecydowała moja mama: dziewczynka na spirytystkę, chłopiec na anglikanina" - dodała ona. Osobliwy raczej rozdźwięk, moim zdaniem :)).
Na koniec zaś wysnuła teorię, że on w domu jest bardziej zrelaksowany, wiec pewnie łatwiej się otwiera na takie rzeczy.


W tym momencie miesięczne statystyki poszły całkowicie w odstawkę. Spojrzałam się na nią, łudząc się jeszcze, że żartuje.

Była, nomen omen, śmiertelnie poważna.

"Bo moja mama" - dodała na odchodne spirytualistka - "widzi duchy. Po prostu jakby się odsłaniała jakąś kotarę. 'O, własnie przeszła pani w długiej powłóczystej sukni'- tak mówi, jak siedzimy sobie czasami w salonie".
 

"How interesting! That's really amazing!" - wykrzyknął on z emfazą, szczerze zafascynowany.
"It's true, Fidrygauka." - dodała, widząc jak zbieram szczękę z podłogi.


I poszli.

Ona, podyplomowo wykształcona, on pierwotnie po literaturze angielskiej, potem jeszcze edukowany wielce w dziedzinach rożnych.
I zostawili mnie z tą szczęką opadniętą i z tym niedowierzaniem w oczach, że to było całkiem na serio.



środa,  8 czerwca 2011

0 comments:

Prześlij komentarz

Niepisanym prawem tego bloga jest lista komentarzy dłuższa od samego wpisu - uprasza się o podtrzymywanie tradycji:)

 
Back to top!