Jak dla osoby, która uznawała tylko czernie i brązy - jako jedyne reprezentowane w garderobie, to naprawdę duży postęp.
To zasługa angielskich sklepów, które potrafią nakręcić nawet tak opornego (a co ja będę jakieś szmaty na wieszakach przewalać) zakupowicza jak ja.
Zasługa, bo się już więcej nie wkurzam, że nie ma mojego rozmiaru, bo mogę sobie dopasować co chcę w pół godziny (rasowi styliści pewnie by mnie obśmiali, ale ja mam ogólnoświatowe trendy gdzieś), bo jak sobie kupię ze dwie szmatki na miesiąc to mój budżet nawet tego nie odczuje (i nie dlatego, że tyyyyyle zarabiam).
Angielskie sklepy potrafią też nieźle przegiąć - otwierając stoiska z kartami świątecznymi już w połowie września (to tkwi już co najmniej od 16-go). Na razie jeszcze skromnie, ale ekspansja się zaczęła.
W trosce o nas - byśmy nie zapomnieli wysłać życzeń na czas :)
piątek, 23 września 2011
0 comments:
Prześlij komentarz
Niepisanym prawem tego bloga jest lista komentarzy dłuższa od samego wpisu - uprasza się o podtrzymywanie tradycji:)