Searching...
poniedziałek, 14 listopada 2011

100 na 100

Blogosfera mnie fascynuje.

Fascynuje mnie samo zjawisko blogowania przez tak wiele osób, różnorodność tematyki, wieloletni zapał niektórych, a także to, jaki to biznes :)

Nie zamierzam jednak przeprowadzać dzisiaj dogłębnej analizy tego tematu.
W zamian (po kilometrowym - jak to u mnie - wstępie) będzie mini anegdotka...

Jednymi z blogów, które niezmiennie mnie zdumiewają, są blogi kuchenne kulinarne.

Nie tylko ich liczba i popularność. Ale też kto to wszystko potem zjada i ... ile to hobby kosztuje :)
Po obejrzeniu paru mini-wywiadów z blogerkami uczestniczącymi w Blog Forum Gdańsk, to już w ogóle uświadamiam sobie, żem ignorantka. Bo okazuje się, że blogi kulinarne to nie tam samo przyziemne gotowanie. To także odrobina filozofii, pierogi przeplatane recenzjami książek, kapusta w parze z analizą noży do jej szatkowania, jedzeniologia (czy antropologia żywienia - jak go zwał, tak go zwał), sztuka fotografii (efekt bokeh pożądany :)), aranżacji i cały szereg innych aspektów.




Nie dla mnie to hobby, nie dla mnie (no, może element filozofowania by mi odpowiadał :))
Nie ma szans, bym została Foodie i pasjonowała się kuchnią molekularną.

Jeśli jedzenie jest sztuką, to zecydowanie musi być to sztuka użytkowa :)

Klaudyna z bloga 'Ziołowy Zakątek'
Ale przyznaję, że na niektóre blogi zaglądam, bo nachodzi mnie ochota od czasu do czasu spróbować czegoś innego.
Tej jesieni śledziłam więcej blogów niż zwykle i w końcu po przeczytaniu milion pierwszego zachwytu nad zupą dyniową uległam indoktrynacji i postanowiłam takową zrobić.
Szczególnie, gdy znajoma poleciła mi ten przepis.



Poczułam tę poezję! "Kleks śmietany wieńczący dzieło niczym kropla perfum między piersiami" rozbawił mnie. Nie zrażałam się nawet faktem, że nie ma dokładnie podanych składników.
Robiłam więc wszystko 'na oko' dobrze się bawiąc. Zapach smażonej cebuli i czosnku podpowiadał mi, że to musi być pyszne.


I nie wiem, czy może te proporcje nawaliły, czy kupiłam złą dynię (Czy dynie na Halloween - jedyne dostępne wtedy w angielskich supermarketach - są jakieś inne? Bardziej jałowe? Mniej aromatyczne?).
Dość powiedzieć, że to, co uzyskałam było bleeeee. Bardzo bleeee. Nikomu nie smakowało. A jak to zwykle ze mną bywa, zupę eksperyment zaserwowałam też goszczącym się u nas przyjaciołom.


Przyjaciółka doradziła mi, bym następnym razem spróbowała z butternut squash & sweet potatoes (dynią piżmową i batatami), co też dla porządku zrobiłam.

I powiem jedno - 'baby food'. Nie dla mnie. Nie znoszę zmiksowanych zup.
Nawet mój wszystkożerny mąż poprosił mnie dyplomatycznie, żebym ... nie robiła jej za często :)

Szkoda, bo opis był naprawdę mistrzowski :)


Na szczęście miałam w odwodzie dwie inne potrawy z bloga, który już od dawna kusił mnie swoimi smakowitościami. Na fali fascynacji warzywami jesiennym zrobiłam więc smażone bakłażany z nadzieniem serowo-mięsnym.
 
Pycha, choć przyznaję, że mimo zużycia całej rolki ręczników kuchennych w celu pozbycia się nadmiaru oleju, plastry bakłażanowe wciąż ociekały tłuszczem. I potwierdzam - mimo pozornej prostoty jest to danie BARDZO czasochłonne (i w moim przypadku kuchnioświniące :)).

Z rozmachu zrobiłam też zapiekankę z bakłażanów i salami , której niestety nawet nie skosztowałam (no dobra, oblizałam łyżkę, po rozdystrybuowaniu zapiekanki), bo rozeszła się w tempie natychmiastowym. Ostatnią porcję, która miała być dla mnie sprzątnął z brytfanki gość żądny dokładki.
A gościowi przecież awantury robić nie będę :)
Nawet ich syn - notoryczny niejadek - wrąbał porcję, aż mu się uszy trzęsły (co prawda nieco sprofanował, twierdząc, że to smakuje jak ... pizza; ale mu przebaczam :))


Dla porządku dodam, że zrobiłam jeszcze risotto, choć na ośmiornicę się jednak nie pokusiłam :)

To było jednak w czasie half term - jesiennej przerwy międzytrymestralnej, więc miałam nieco więcej czasu na eksperymentowanie. Zresztą ile można serwować przyjaciołom swoje 3 pokazowe dania na krzyż. Musiałam, no musiałam zaproponować coś innego.

Na co dzień jednak wyrafinowania ci u mnie nie doświadczysz.
Ma być prosto i szybko.


Dlatego też gęby mieliśmy rozdziawione oglądając parę odcinków Come Dine With Me (w Polsce chyba występuje pod nazwą Ugotowani), który to program odkryłam dzięki Pani Padlinożernej, dziwując się co też ludziska uważają za godne spróbowania. Doprawdy, wbredność i snobizm niekórych uczestników umęczyły mnie mocno.
Idea programu jest taka, że pięcioro obcych ludzi spotyka się u siebie w domach, przygotowuje super obiad i ma za zadanie zapewnić wszystkim dobrą zabawę - głównie ucztę dla podniebienia, ale niektórzy idą dalej proponując inne (mniej lub bardziej wytrawne) rozrywki.
Na koniec programu uczestnicy oceniają gościa dając mu ileśtam punktów z dziesięciu możliwych.



W niedzielę mój obiad został zatem poddany ocenie - nie było tak źle, jako że moje dzieci jedzą dużo i wszystko i generalnie są fanami mojej mało filozoficznej, niemolekularnej, pozbawionej poezji kuchni.

Wieczorem natomiast - jako że nie lubię wyrzucać jedzenia - chciałam wykorzystać resztkę makaronu z obiadu. Odsmażyłam go na szczypcie masła i wbiłam parę jajek otrzymując taką mało apetycznie wyglądającą zbitkę białka i węglowodanów. Potomstwo się rzuciło, jakby jedzenia nie widziało od tygodnia (a nie od 4 godzin zaledwie).



Pod koniec wyjątkowo szybkiej konsumpcji moje dziecię podeszło do mnie i czule obejmując konfidencjonalnie wyszeptało mi do ucha:
DAJĘ CI STO NA STO!!!


I po cóż mi - ja się pytam - blogi kulinarne, książki kucharskie, programy o gotowaniu? ;-P


poniedziałek, 14 listopada 2011


2011/11/15 12:53:47
Oj tak kusisz i obiecujesz, a tu ciągle anegdotki brak! Człowiek się napalił, czeka... ;-)

2011/11/15 13:21:37
Żono, niestety mam w salonie bardzo wygodną sofę, na której wczoraj się tylko na chwilę położyłam. Na chwilkę malutką po ciężkim dniu pracy...
Ale notatka już prawie gotowa. Wklejam linki i już za chwileczkę, już za momencik :)

2011/11/15 18:59:45
Podzielam Twoje zdziwienie! Pozdrawiam

2011/11/15 19:50:39
Blogi kulinarne to istna studnia bez dnia,zawsze znajdę parę przepisów do wypróbowania "koniecznie" lub "być może".Upycham je w zakładkach.
A na kolację miałam zupę krem wielowarzywną acz z dynią,doprawioną papryczką i świeżym imbirem.
Nie wiem,czy znasz polską wersję "Come dine.."- "Ugotowanych"?

2011/11/15 20:11:08
Ja powoli przestaję korzystać z blogów i przepisów, bo i tak za każdym razem coś modyfikuję i zmieniam... Historia o zupie dyniowej skojarzyła mi się z niebieską zupą Bridget Jones :) Albo taką sceną z filmu "Nie lubię poniedziałku" - jak kobitka robi krem wg instrukcji płynących z telewizyjnego programu :)

Co do gościa, który śmiał zeżreć na dokładkę Twoją porcję - jak się mawia w mojej rodzinie, gość, choć świnia, swoje prawa ma :D
Gość: olaola, 31.36.181.4*
2011/11/15 21:57:51
Chyba mam tak samo. Albo gorzej. Bo uwazam, ze przygotowywanie posilku, ktorego konsumpcja trwa krocej, niz czas poswiecony na to przygotowanie, jest niesprawiedliwe i bez sensu! A jeszcze sie cos nie uda! I o ironio - mieszkam teraz we Francji (kuchnia na liscie dziedzictwa, dwa "obiady" w ciagu dnia...). Ale tym razem sie wycwanilam: "-Nie umiem-nie lubie". Maz gotuje swietnie:)

2011/11/16 10:28:11
@ Markowa Ewo witaj w klubie ;)

@ Ankhastyl, nie, nie znam polskiej wersji a ciekawie byłoby obejrzeć. Ale widzę, że ty lubisz 'kremowe' zupki ;-P

@ Żono, tekścik o gościu bombowy! Dodam tylko na usprawiedliwienie, że gość w sumie był bardzo grzeczny i nieśmiało poprosił. A mój mąż ... po prostu był gościnny. A żona? Kiedyś tam sobie taką zapiekankę zdobi nie? ;)

@Olaola czy ty w takim razie w ogóle coś jesz? Bo przygotowanie chyba wszystkiego (przynajmniej na ciepło) zajmuje wiecej czasu niż jedzenie ;)
Chyba, że u was w domu jest jasny podział obowiązków i mąż zawsze gotuje ;)
A może boisz się, że nie sprostasz wymaganiom sławetnej kuchni francuskiej?
W takim razie weź przykład z autorki linkowanego blogu Kuchnia pod Wulkanem. Wyglada na to, że ona 'zlapala' byka za rogi i całkiem niezłe sobie radzi ;)

2011/11/16 11:10:04
A co do niebieskiej zupy (ha, ha faktycznie to była niezła scenka), to tam wszyscy pokornie jedli, u mnie zaś otwarcie wybrzydzali, z moimi dziećmi na czele. Pewnie by dali 0/10 ;)

2011/11/16 14:42:06
:-)))
Milo mi, ze Cie "zainspirowalam" i ze nawet smakowalo. Dziekuje, za link na Twoja strone. Bardzo interesujacy i dowcipny blog. Bede zagladac regularnie.
Pozdrawiam.
Gość: olaola, 31.36.181.4*
2011/11/16 15:11:06
;) Oj-tam, oj-tam, gotuje, nawet niezle,( jak sie juz nie moge wymigac), ale jakos mnie to nie pasjonuje. I nic na to nie poradze.....

2011/11/16 21:37:17
Podałabym "swój" przepis na dyniową, bo zawsze wychodzi świetna (dorosłym smakuje bardzo, dzieciom nie gotuję), ale trochę mam obawy...

2011/11/17 09:06:48
@ anthonyb
Witaj u mnie i dzięki za miłe słowa. Ja też na pewno z niejednego twojego przepisu skorzystam, bo oposywane potrawy naprawdę są apetyczne :)

@Olaola, rozumiem ;) Moja mama tak ma. Uważa że gotowanie jest po prostu nudne i szkoda zachodu, ale gotuje świetnie!

@nemuri_neko
Z chęcią przeczytam twój przepis. Jak jest to zupa-krem, to sobie mocno przemyślę czy zrobić (nigdy nie mów nigdy ;)) Ale to chyba dopiero za rok, bo u nas po dyniach ani śladu.

2011/11/17 20:58:31
okej... przepis jest na dwie osoby:

dynia hokkaido (nie trzeba obierać, szybko się gotuje, wygląda tak: URL en.wikipedia.org/wiki/Red_kuri_squash)
3 ziemniaki
3 marchewki
1 cebula średniej wielkości, najlepiej biała
imbir świeży, 2 do 7 cm

Cebulę posiekać i zeszklić na oleju w garnku, w którym będzie gotowana zupa. Zalać gorącą wodą (1,5 - 2 litry), wrzucić dwie kostki rosołowe (kura albo warzywne).
Ziemniaki obrać i pokroić w kostkę, marchewki obrać i pokroić w plastry, imbir obrać i pokroić w cienkie plasterki. Warzywa i połowę imbiru wrzucić do bulionu z cebulą i gotować pomału aż wszystko zmięknie.
Dynię umyć, pół dyni (mnie się więcej do garnka nie mieści - drugie pół można zamrozić) wypatroszyć, pokroić w kostkę. Wrzucić z resztą imbiru do garnka, gdy warzywa będą miękkie. Gotować jakieś 10 - 15 minut, potem zupę ostudzić i zmiksować (niekoniecznie na krem). Doprawić solą, pieprzem i łagodną papryką. Podawać z pestkami dyni uprażonymi na patelni, "wzorkiem" z oleju z pestek dyni i/lub kleksem śmietany.

Opcja 1: Jeśli zupa ma być łagodna: imbir (odpowiednio mały kawałek) pokroić w grubsze kawałki i usunąć przed miksowaniem.
Opcja 2: Jeśli zupa ma być imbirowa i jednocześnie łagodna: imbir "zgasić" mlekiem kokosowym; wtedy na koniec bez śmietany.
Opcja 3: Jak ktoś nie lubi imbiru: wyraźny smak osiągnie się również papryczką chili, ale ostrożnie z ilością i koniecznie wyjąć przed miksowaniem.
Opcja 4: Przy awersji do zup kremowych: zmiksować 1/3 zupy, resztę zostawić tak, jak jest, po czym obie części połączyć.

Smacznego :-)

2011/11/23 08:50:20
Nemuri, dzięki za przepis, wygląda smacznie, ale ... no nie wiem, nie wiem :)
Pewnie i tak dopiero wypróbuję za rok, bo na razie już żadnych dyń w okolicznych sklepach nie widzę :)
Gość: olaola, 31.36.181.4*
2011/12/03 15:19:02
A ja wyprobowalam wczoraj przepis Nemuri, bo zostalam obdarowana(!) dynia z ogrodu sasiada. Ok, tylko duuuuzo pieprzu by przelamac slodki smak i rzeczywiscie nie miksowac zbytnio! Wersja bez smietany. Dzieki!

2012/05/06 01:36:46
Moja, bardzo polecana, ach, och i arystokratyczna z przepisu zupa dyniowa - w całości popłynęła do Wisły. Ale zdjęcia mi wyszły śliczne;)

2012/05/06 11:35:04
@Daria, no więc właśnie! Jakiś feler ma ta dynia. A taka fotogeniczna! :)





4 comments:

  1. Uśmiałam się jak zawsze:)) A na zupę marchwiową z imbirem to do mnie kiedyś przyjedź! Obiecuję że nie będzie jak ze słoiczka dla bobasów.

    OdpowiedzUsuń
  2. Karolino, moim marzeniem jest podróż sentymentalna do Szwecji. Jak się już zorganizuję, to dam znać, kiedy masz zacząć gotować zupę :)
    Nie wątpię, że będzie smakowita.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Od kilku dni poczytuję Twojego bloga, sięgając do archiwum, jak to mam w zwyczaju, a trafiłam tu pokrętnymi drogami, między innymi poprzez bloga Mamy Ammana :)
    Tyle tytułem wstępu. Z uśmiechem Cię czytam i z wieloma poglądami się zgadzam, ale nie o tym chciałam.Bardzo mnie dzisiaj zaskoczył tekst o zupie z dyni... Skądś znam ten tekst, no tak! Oczywiście! Li !!! to ona tak pięknie potrafi napisać jak gotuje. Muszę Ci powiedzieć, że dzięki naszym blogom przed laty poznałam Autorkę. Spotkałyśmy się kilka razy w Krakowie. Zanim zamieszkałam w UK (3 lata temu) A z ciekawostek dodam, że właśnie w polskiej edycji "Ugotowanych", Autorka brała udział. Czy to nie dziwny zbieg okoliczności?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, świat jest mały, a ścieżki blogosfery przecinają się w zaskakujący sposób :)
      Dzięki, że wpadłaś i miłej lektury. Sorry, że dopiero teraz odpowiadam, ale mam chwilowy przestój - choć jak widzę, Ty też miałaś pewne zawieszenie w pisaniu :)
      Pozdrawiam.

      Usuń

Niepisanym prawem tego bloga jest lista komentarzy dłuższa od samego wpisu - uprasza się o podtrzymywanie tradycji:)

 
Back to top!