Searching...
wtorek, 10 kwietnia 2012

świętowanie po angielsku

Moje wyobrażenia na temat świętowania po angielsku są uformowane na podstawie obserwacji własnych, dialogów zasłyszanych i paru artykułów z prasy mało ambitnej.

To, co napiszę, nie będzie zatem ani prawdą objawioną, ani dogłębną analizą antropologiczną.
Będą to - co podkreślam, uprzedzając ewentualne ataki i oskarżenia (które mnie jeszcze od czasu pisania tego bloga nie spotkały, ale kto wie, kto wie ... :)) - moje WRAŻENIA.

A wrażenie mam takie, że Anglicy do świętowania się nie rwą.
I nie mówię o uroczystościach typu ślub następcy tronu, urodziny królowej czy wyścigi konne w Ascot.



Bo tam blichtr, elegancja i przepych aż biją po oczach.
Wojskowe parady, kapelusze, jedzenie ozdobione brytyjskimi flagami - to im nawet wychodzi.
Im, czyli klasie wyższej.
Przez śmiertelników na ulicy rzadko spotykanej :)

I jeszcze upamiętniające wszystkie ważniejsze imprezy tony gadżetów zawalających sklepy dla turystów.
Kubeczki, talerzyki, pudełeczka, ciasteczka, duperelki.
Pocztówki z królową i papierowe maski z wydłubanymi oczami z twarzami celebrytów czy niekoronowanych członków dynastii Windsorów.




Owszem, na meczach Chelsea, w czasie witania Nowego Roku nad Tamizą, czy na koncertach w Arenie O2 można się napatrzeć na wiwatujące tłumy, poczuć się obywatelem świata, odlecieć.



 

Anglicy generalnie lubią dobrą zabawę. Fun musi być! Zawsze i wszędzie. To pierwsze i ostatnie przykazanie. Wszystko inne toczy się mniej lub bardziej spontanicznie.
Ale coś takiego jak uroczyste obchodzenie świąt należy tu raczej do rzadkości.

Zmyłkowym może się wydać sprzedawanie kartek z Mikołajem już w połowie września czy czekoladowych królików wielkanocnych tuż po styczniowych wyprzedażach.

Aranżacje świątecznych stołów, piękne przedmioty sztuki użytkowej prezentowane w kolorowych magazynach, przesłodkie sukieneczki i garniturki dla młodych dżentelmenów w katalogach wszystkich większych domów mody, wymyślne przepisy na pieczonego indyka, to tylko część gry zwanej polowanie na zawartość portfeli klientów.
Opanowani świątecznym szałem zakupów Anglicy dają upust swojemu zakupoholizmowi najczęściej w sklepach z markowymi ciuchami, ze sprzętem elektronicznym, alkoholem i zabawkami.
Ostatnio co raz bardziej popularne stają się vouchery. Już nawet wysilać się nie trzeba by dobrać prezent. Ładuje się pieniądze na kartę i problem rozwiązany.
Trochę świąteczną atmosferę podkręcają świeckie 'kolendy' w stylu 'Last Christmas'.
I na tym właściwie większość poprzestaje.
Większość znajomych pytanych o to, co zamierza robić w święta odpowiada, że ... spędzi je przed telewizorem, w łóżku z kubkiem 'cuppa' i kieliszkiem wina.

Dlaczego piszę o Christmas a nie o Easter?
Bo o Wielkanocy to juź chyba nic napisać się nie da.
Przez parę ładnych lat mieszkania w Albionie nie zaobserwowałam czegoś, co można by nazwać brytyjską tradycją wielkanocną.
Oprócz może bardzo popularnego Egg Hunt, kiedy to chowa się w ogrodzie dziesiątki czekoladowych jajek i wysyła się dzieci na polowanie.
I oprócz bezpłciowych czekoladowych królików, które nawet moich dzieci nie były w stanie skusić swoim złotkiem.

Wielka Niedziela to kolejny dzień wolny od pracy. Po ulicach snują się ludzie w dresach, wesołe miasteczka otwierają swoje progi, a w domach rządzi fish&chips albo spaghetti bolognese.
W poniedziałek otwarte są już wszystkie 'świątynie' nowoczesnego społeczeństwa: sklepy, sklepiki, baseny, restauracje, kina.
Dzień jak co dzień ...

A mi brakuje odświętności.
Mimo, że nie obchodzę świąt na taką skalę jak większość Polaków, mimo źe nie robię pisanek, nie wkładam bazi do wazonu, nie stawiam na stole święconki, lubię tak po prostu wystroić się 'jak stróź w Boże Ciało' :)) i poczuć się inaczej.

Nie tęsknię za przesadą, imprezami na pokaz, nadętą atmosferą czy żarciem do nieprzytomności.
Ale lubię usiąść do ładnie zastawionego stołu, posłuchać historii rodzinnych (już pal licho, że niektóre są z kategorii "Znacie? To posłuchajcie!") i cieszyć się, że choć przez chwilę mam w domu porządek i czysto i lśniąco.
I nie pędzić, nie jeść na stojąco licząc minuty do porannego pociągu, nie poganiać dzieci by spakowały teczki, poprawiły mundurki.
I zjeść potrawy zrobione wg przepisów przekazywanych z pokolenia na pokolenie*.
 

I powspominać, że takich grzybków jak dziadek W. to nikt już na świecie nie robi.
Ani pasztetu z jajkiem w środku.
O dyni marynowanej nie wspominając...


 

I zrobić sobie parę ładnych zdjęć.
Tak, pozowanych.
Nie, nie spontanicznych, z wyeksponowaną drugą brodą, z gorszego profilu, z czerwonymi oczami. Takie to sobie mogę nacykać w parku komórką.
A ja chcę mieć choć raz do roku zdjęcie męża w krawacie :), syna w koszuli i swetrze, a nie bluzie z kapturem, siebie z niezjedzoną szminką i nieświecącymi się policzkami.

Takich do rodzinnego albumu.
Tak lubię!
I co mi zrobicie?

***
I mam WRAŻENIE, że trochę ze względu na co raz szybciej postępującą laicyzację, przez galopujący konsumpcjonizm, przez brak podziału między sacrum a profanum, przez co raz większą dostępność dóbr wszelakich spora część angielskiego społeczeństwa stracilła umiejętność świętowania.

Nie balangowania, nie celebrowania, nie imprezowania, ale oddzielania dnia powszedniego od odświętnego ...
____________________________________________________________________________

*nawet ja, osoba niepiekąca i omijająca wszelkie książki kucharskie szerokim łukiem odważyłam się w tym roku upiec mazurki. Mazurki z przepisu cioci J., który zapisany gdzieś na karteluszku musiał odczekać swoje dwadzieścia parę lat, wyemigrować na Wyspy i dać się znaleźć w (także głęboko schowanym) pudle z recepturami wszelakimi na ... taką niepowtarzalną okazję :)

Mazurki na cześć mojej teściowej.

Teściowej nie smakowały.

Ale za to mi bardzo i jestem cała dumna i blada i ... tak jakby trochę cięższa :)

I bogatsza o nowe doświadczenie.
Nie jedno.
Nie jedno ....




 
 
 wtorek, 10 kwietnia 2012
 
 
 
 
2012/04/10 07:41:16
Mazurki cudne, aż chciałoby się spróbować, choć kawałeczek. A angielskie przebieranki zawsze mnie rozczulały.
Dzisiejsze święta w Europie Zachodniej to pewnie i nasze święta już niebawem. Wielkanoc ma coraz mniej świątecznej atmosfery. W radiu wciąż słyszałam o przedłużonym weekendzie... No cóż, wszystko się zmienia...
 
2012/04/10 10:21:39
Po tym, jak mnie zadziwiło, że w Sylwestra jedynymi ludźmi, którzy wyszli na rynek by puszczać fajerwerki, było dwóch innych polaków, i po tym, jak w naszym polskim, ale nie rodzinnym domu zderzyły się na Wielkanoc najróżniejsze tradycje, postanowiłam olać społeczeństwo do reszty i się przejmować tylko tym, co mam zupełnie pod nosem, a nie tym, co robią inni.
W związku z czym jest święconka, jest rzeżucha, sałatka, biała kiełbasa i odświętne ubrania. Do tego lenistwo, tumiwisizm i święty spokój. Potem tylko trza jeszcze odsiedzieć na karnym jeżyku z teściową, ale trudno ;)
Czyli generalnie, że jak się chce tradycję, to trzeba sobie ją na własną rękę produkować.
 
2012/04/10 10:29:35
Do tej pory brakuje mi celebracji Wielkanocy na Wyspach. To są moje ulubione święta.
Mazurki śliczne!
Pozdrawiam.
 
2012/04/10 12:25:34
@Ilenko, zapraszam. Ale musisz się pospieszyć, bo już niewiele zostało :)
Masz rację, to chyba znak czasów, a w Polsce zmiany przychodzące z Zachodu przyjmują się w zastraszającym tempie.

@Veni, czasami jednak fajnie jest poczuć tę świąteczną atmosferę też poza progiem swojego domu.
Masz rację, o tradycję trzeba dbać samemu. Szkoda tylko, że tak jakby co raz mniej osób, którym na tej tradycji zależy.
A może dramatyzuję?

@Viki, a więc jednak mam rację, że nie ma na Wyspach obchodzenia Świąt Wielkanocnych?
Ozdabianie mazurków w Anglii - o ironio - jest banalnie proste, bo obfitość bakalii (w każdej możliwej formie i konsystencji) i wszelkich innych ozdobników cukierniczych jest po prostu powalająca :)
 
2012/04/10 13:40:21
Obawiam się, że niestety masz rację.
 
2012/04/10 16:45:11
Mazurki śliczne :) Poczęstowałabym się chętnie, bo, mimo, że przez święta kilka kg na plusie to aż mi ślinka pociekła ;)

Wydaje mi się, że to "nieświętowanie" przychodzi też powoli do Polski. Coraz więcej moich znajomych świeta spędza w domu, przed telewizorem, ewentualnie wieczorem na imprezie ze znajomymi...
 
Gość: anthonyb, 151.70.36.13*
2012/04/12 01:30:31
O kurcze, ten z baziami to prawdziwe dzielo sztuki!!! Powaznie. Bardzo mi sie podoba. Poprosze przepis.
 
2012/04/19 03:04:21
@Fristerinne - moglibyśmy chłonąć więcej tych dobrych nawyków z zachodu :)
W Polsce z kolei zasada 'postaw się a zastaw się' jest przegięciem w drugą stronę.

@Anthony - przepis już prawie napisałam, postaram się opublikować wkrótce - dzięki za komplement, choć do dzieła sztuki to mu chyba jednak daleko :))
Oba robi się tak samo, tylko inna jest polewa i "oz-dupki".


0 comments:

Prześlij komentarz

Niepisanym prawem tego bloga jest lista komentarzy dłuższa od samego wpisu - uprasza się o podtrzymywanie tradycji:)

 
Back to top!