Searching...
piątek, 12 października 2012

złośliwa dziopa

Z każdym dniem, przy wyrywaniu kolejnej kartki z kalendarza, ubywa mi dziecięcej naiwości, skóra (i dupa) twardnieje, a ręce i inne anatomiczne części ciała opadają.
Proces ten nazywa się nabieraniem doświadczenia życiowego.


Od czasu do czasu staram się, w ramach liftingu i odnowy biologicznej, robić remanent na półeczkach obserwacji i w szafkach przeżyć.

Wyrzucam wtedy flaszki z egoistami, pudełeczka z chamami, puszki z idiotami i woreczki z dupowłazami.

Ach, ja mi się dobrze robi po takich porządkach!
Świat się jawi jako miejsce piękne, optymistyczne i kolorowe.


I "śnią mi się pogodni, zamożni Polacy (mogą nawet być Anglicy)
że luźnym zdążają tramwajem, wytworną konfekcją okryci
i darzą uśmiechem się wzajem, i wszyscy do czysta wymyci
i wszyscy uczciwi od rana, od morza po góry, aż hen ..." *


Niestety co i rusz jakiś złośliwy chochlik podrzuca mi do spiżarenki zbuka i smród ponownie zaczyna zakłócać me sielankowe postrzeganie świata.

Do najtrwalej śmierdzących jaj należą złośliwe dziopy.

Już coraz mniej rzeczy mnie dziwi, ale BEZINTERESOWNA ZŁOŚLIWOŚĆ wciąż jeszcze tak.


*****
Wracałam dziś z Londka autobusem.
Robię to niezmiennie rzadko, ale zdarza mi się, gdy muszę dotrzeć w pewne rejony, w które nie mam szans dotrzeć na czas przy pomocy metra (brzmi dziwnie, ale uwierzcie na słowo).
Bardzo rzadko też biorę ze sobą laptopa, bo nie chce mi się tych kilogramów tachać.
A dziś akurat musiałam wyszkolić pewnego osobnika, więc chcąc nie chcąc zabrałam dodatkowy balast.


Perspektywa dwugodzinnej podróży w podlondyńskich korkach wzbudziła we mnie nieopisane pragnienie konstruktywnego spędzenia czasu, szczególnie, że zmitrężyłam już czterdzieści minut w oczekiwaniu na spóźniony autobus.

Usadowiwszy się więc na samym końcu wyciągnęłam laptopa.
Niestety ... ja, mój brzuch i laptop to było zdecydowanie za dużo jak na przestrzeń między jednym fotelem a drugim.
Mogłam co prawda usiąść na miejscu środkowym, jednym z pięciu na samym końcu międzyfotelowego przejścia, ale wydało mi się to jakieś takie lanserskie, że wybrałam opcję rozłożenia się w poprzek na dwóch fotelach.





W planach miałam odkładany już od dawna wpis na bloga (a jakże!)


Nie zdążyłam ułożyć sobie w głowie pierwszego zdania, gdy autobus zatrzymał się już na następnym przystanku, by wchłonąć kolejną porcję zmokniętego tłumu.
Normalnie jest na wpół pusty, ale dziś ze względu na spóźnienie zgarniał podwójną pulę.
Ludziska powoli zapełniali miejsca z przodu.
Liczyłam, że do mojego kącika nikt się nie przyczłapie. Spuściłam główkę i stukałam w klawiaturę pragnąc odstraszyć ewentualnch intruzów.


Nagle poczułam jak czyjeś udo zamyka mi z impetem ekran, a w następnej fali uderzeniowej biust, w rozmiarze nie mniejszym niż spore E, spycha mi laptop z kolan (na szczęście te małe odstępy między fotelami ocaliły mój zaledwie czteromiesięczny nabytek).

Wkurzyłam się, bo właśnie zdanie otwierające ułożyło mi się w zgrabną całość i zamierzałam je zapisać. Jednak piersiaste coś zaburzyło mój proces twórczy.
Rozejrzałam się wokół.
Autobus, owszem, nie był pustawy (jak zwykle o tej porze bywa) ale też nie pękał w szwach.
Biuściasta wybrała jednak właśnie owo środkowe miejce na tyle autobusu.
Mimo, że obok był jeszcze jeden wolny fotel.
Tamten jednak przeznaczyła dla swojej zacnej torby.


Chciałam ponownie szerzej otworzyć laptop, ale spotkałam się z oporem ze strony tkanki tłuszczowej. W rozmiarze duże E.

Jeszcze przez chwilę łudziłam się, że pani się zreflektuje, że weszła, wtargnęła, zgwałciła moją przestrzeń osobistą i z przepraszającym wzrokiem przesunie się o co najmniej dziesięć centymetrów.
Pani jednak bezrefleksyjnie gapiła się w bliżej nieokreślony punkt, wkładając dość spory wysiłek w niezauważanie mojego świętego oburzenia.


W desperackiej chęci łagodnej perswazji spojrzałam się na nią wymownie, zatrzymując wzrok na dobre 30 sekund.

Natrafiłam na ścianę.

Pani równie namiętnie unikała mojego wzroku, co wbijała mi swoje kolano w udo, a prawą pierś w róg laptopa.
Przez myśl przeszła mi trudna do zaakceptowania i długo wypierana ze świadomości idea, że chyba jednak ... robi to złośliwie.
 

Mój mózg walczył z tym objawieniem, ale emocje, a przede wszystkim regularnie przymykany ekran laptopa (w rytm trzęsącego się autobusu, wspomagającego podrygi piersi w rozmiarze duże E) krzyczały: złośliwa dziopa!

Boże! Chyba niczego na świecie nie jestem w stanie zrozumieć mniej niż bezcelowej, bezinteresownej, niczym nieuzasadnionej złośliwości.

Złośliwość jednak bywa zaraźliwa.
Mogłam, no przecież mogłam, zamknąć laptop, położyć uszka po sobie i uciąć sobie drzemkę.


Mogłam też - co, wyznaję szczerze i ze wstydem, kusiło mnie najbardziej - zapytać panią, czy ... jest Polką :))))))
Bo słowo daję, spotkałam sarkastyczne i opryskliwe Angielki, ale bezinteresownie złośliwych nie; a tu dodatkowo te pasemka, kozaki wciśnięte na dżinsy, wystające kości policzkowe i ta butna postawa 'kto kogo' dawały mi sporo do myślenia.


Wybrałam jednak opcję trzecią.
Stwierdziłam, że będę udawać głupka.
W końcu to ja tu siedziałam pierwsza!
Skoro pani biuściasta zadecydowała, że lubi takie niewybredne pieszczoty jak kłucie rogiem laptopa, to trudno. Nie mogę jej zabraniać.
I skoro ona postanowiła niezauważać mnie, ja zignorowałam ją.


Było mi cholernie niewygodnie.
Ciśnienie mi skoczyło, poziom natchnienia niebezpiecznie obniżył, a żyłka na skroni wybrzuszyła się podejrzanie.
Ale waliłam w klawiaturę.
Na zakrętach, na rondach, w czasie hamowania na światłach.
Tłukłam namiętnie, wbrew biustom, udom, wąskim fotelom i szarpaninie kierowcy.
Jak gdyby nigdy nic.
Z chęci wskoczenia w buty bezinteresownie złośliwej dziopy.
Z chęci zrozumienia jaką satysfakcję może dawać takie zachowanie.

 

Małpa wysiadła parę przystanków przede mną.
Mogłam jeszcze spokojnie trzasnąć paragrafik.
Ale gdy tylko zamnknęły sie za nią drzwi autobusu, zamnęłam też laptopa.
Wena odeszła. Skrzydełka opadły.


Bilans podróży?
- ból w kręgosłupie,
- utwierdzenie się w przekonaniu, że bycie złośliwym jest psychicznie wysysające,
- zero postępu w kwestii zrozumienia motywacji ludzi złośliwych,
- prawie skończona ... recencja książki Kominka :)


O czym będzie następnym razem.
Stay tuned!
____________________________________________________
*gdyby jednak, przez jakiś niezrozumiałe zaniedbanie, ktoś nie wiedziałał, podaję: Jeremi Przybora "Już czas na sen"



piątek, 12 października 2012



2012/10/12 04:33:31
Ech, sa ludzie i ludziska!
Ten wpis podniosl mi cisnienie, ale chyba za malo bo przeczytalam poprzedni i juz ni musze pic drugiej kawy:)
Po chwili zadumy dodam, ze dopiero gdy w autobusie robi sie tloczno, znajduje sie odwazny by usiasc obok bialego czlowieka - ale to z mojego podworka:)

2012/10/12 07:26:52
Zna się takich ludzi:) I mnie również złośliwość zawsze zaskakuje i tak już pewnie pozostanie na wieki wieków, amen.

2012/10/12 09:14:52
Zdarzyło mi się kiedyś coś takiego: jechałam sobie kiedyś polskim pociągiem osobowym starego typu (niezbyt duże podwójne siedzonka obciągnięte skajem w kolorze czerwonym). Siedzę sama na skajowym siedzonku, nie jest ani tłoczno ani pusto.
Drzwi wagonu otwierają się i wchodzi szeroka, wysoka Wielka Pani ze swoją jakąś mniejszą krewną (jak się później okazało - ciocią). Wchodzi i kołysząc się majestatycznie na boki zmierza ku mnie, a ja po prostu wiem, że ona już wie gdzie usiądzie.
Nic nie mam do grubych ludzi, niech sobie będą jacy chcą, sama nie należę do chudzielców, ale w niektórych przypadkach przesłanki do wykupienia biletu na dwa miejsca są bardzo wyraźne. Tu były. Pani oczywiście siada obok mnie, pardą - siada na mnie. Z jednej strony mam ścianę pociągu z płyty imitującej prawdziwe drewno (widzę sztuczne słoje bardzo wyraźnie bo tulę do nich policzek), z drugiej spocony bok wielkiej pani, który mnie przytłacza, napiera na mnie, wyciska mi powietrze z płuc. Ciocia Wielkiej Pani siada na przeciwko, na oczywiście doskonale pustym podwójnym siedzeniu i zagaja nieśmiało do krewniaczki: "Kochana, a może siądziesz koło mnie...?". Wielka Pani patrzy na mnie z góry z figlarnym uśmiechem i mówi "Ależ ciociu, przecież my tu się doskonale mieścimy, prawda?." W tym momencie wystrzeliłam jak korek ze swojego miejsca (pardą - ze swojej szczeliny) i uciekłam.
Do tej pory nie wiem czy to była ze strony Wielkiej Pani złośliwość czy ignorancja:)
Pozdrawiam.

2012/10/12 11:12:00
@ Duo.na, no widzisz, jaka oszczędność! :))
Co do siadania koło białego człowieka to mnie mocno zaskoczyłaś!
Jak byłam w Indiach, to było wręcz odwrotnie. Najbardziej mnie śmieszyło, jak podczas robienia sobie zdjęć podlatywał do nas tłum wyrostków, pragnących się z nami uwiecznić (nie prosząc nawet o wysłanie im zdjęcia ani nic w podobie).
Częstowanie jedzeniem w pociągu i inne spotkania trzeciego stopnia były na porządku dziennym.
Coź, wiem, że Indie to nie Chiny, ale pewnie błednie zakładałam, ze w tamtej części świata reakcje są zbliżone :))

@ Avo_lusion, w sumie to tych złośliwców nie spotykam aż tak jak chociażby idiotów :)) - może dlatego tak mnie to dziwi ...

@ Red_adelka, myślę że to była autoperswazja i zaklinanie rzeczywistości ('jestem chuda, jestem chuda, jestem chuda' :))) pomieszane z ignorancją.
Brrr ... fizyczny, NIEPLANOWANY, kontakt z cudzym ciałem mnie obrzydza.
Klasyczni Wysparze są mistrzami niedotykania się :))
Gość: chillax, 199.127.179.20*
2012/10/12 16:39:07
Fidrygauko,
Podgladam Cie z zauroczeniem . " Lajkuje" namietnie , choc anonimowo :-)
Tematy Twoje sa , och, jakze bliskie (!!) expatowskiemu sercu mojemu .
Ciut sie jednak wstydze komentowac, gdyz moja polszczyzna lekko zasniedziala jest.
Dziopy mnie zdopingowaly :-)
Przez prawie dekade mieszkalam w okolicach stolicy US. Korzystalam czesto za srodkow transportu publicznego. Moja slowianska uroda (ha,ha) zawsze byla magnesem dla duuuzych, ciemnoskorych , nieprzyzwoicie glosno - piskliwych towarzyszek podrozy. Nawet w pustych wagonach miewalam bezposrednie towarzystwo pan wielkosci XXXL.
Zaznaczam, ze sama do chudzinek sie nie zaliczam.:-)
Poglady na zycie mam ogolnie liberalne, ale w w/w sytuacjach wyimaginowany scyzoryk w kieszeni mi sie otwieral i rasistka bylam.

2012/10/12 16:48:06
Fidrygauko, a może Ty po prostu wyglądasz tak sympatycznie i przyjaźnie, że ludzie odruchowo obok Ciebie siadają? Zauważyłam, że są ludzie, obok których nikt nie usiądzie, dopóki są jeszcze jakiekolwiek inne miejsca, i sa tacy, obok których siadają nawet wtedy, gdy cały autobus jest pusty. Sama zaliczam się do tego drugiego gatunku (pocieszam sie, że wyglądam na miła;)) i świetnie rozumiem Twoją złość. W skrajnych przypadkach nadmiernego zacieśniania kontaktów przez ekspansywne i dobrze zbudowane osobniczki (osobników) uciekam na inne siedzenie, choć nie sądzę, żeby to im dało do myślenia.


2012/10/12 17:03:56
O.. na recenzję czekam!
Też ją ostatnio przeczytałam i jestem ciekawa czy uważamy podobnie;)
Ja mam o tyle dobrze że dzieckiem się odgradzam i nikt koło mnie nie "usiędzie".


2012/10/12 19:01:46
@ Chillax, strasznie mi miło, że wpadasz (i lajkujesz). Może być anonimowo :))
Jeśli egzamin z polskiego miałby być testem uprawniającym do komentowania na moim blogu, to ... zdałabyś go celująco.
Po latach zmienia mi się zdanie co do nienaganności języka na emigracji (no chyba że ktoś zupełnie zapomina języka w gębie), bo widzę po moich dzieciach, jak trudno jest o pewne rzeczy walczyć.
Co do 'napadów rasizmu', to też mnie nachodzą często, choć próbuję sobie perswadować, że tak nie wolno, dawać sobie po łapkach i przywoływać się do porządku.
Ale nie jest łatwo.
Niektórzy ludzie po prostu zachowują się w tak drażniący sposób, że trudno jest to akceptować (z tym że właściwie to ja nie myślę, że to do końca jest związane z rasą, ale z pewnym typem funkcjonowania i wychowania - który, owszem, dominuje wśród ludzi pewnych ras, ale do jednego worka bym nie wrzucała).
Zbiera mi się, oj zbiera, by napisać coś i na ten temat.

Będzie mi bardzo miło, jak będziesz komentować, bo często ekspaci patrzą na rzeczy pod innym kątem, więc takie głosy ładnie wkomponowują się w układankę komentarzy :))

Ps. 'Dziopa' - jest to regionalne określenie dziwczyny , którego brzmienie mnie strasznie razi; usłyszałam je od kolegi, który nazywał swoją córkę 'dziopa tatusia', więc pewnie ma ono zabarwienie neutralne lub wręcz pieszczotliwe. W moich uszach brzmi jednak jak obelga :)))))

@ Reska, uwierz mi , pani nie wyglądała na przyjaźnie nastawioną do świata, ani też na taką, która by zapałała do mnie nagłą sympatią.
Są różne sytuacje i różne kalibry. Czasami, trudno, nie da się inaczej. Gnieciemy się, ściskamy, popychamy.
Ale tutaj sytuacja była komiczna, bo my siedziałyśmy do siebie pod kątem 90°.
Piersiasta, owszem miseczkę miała okazałą, ale poza tym była dość wymiarowa, tylko że w takiej kombinacji non stop się zderzałyśmy.
Myślę, że ją wkurzyło, że ja 'tak bezczelnie' zajęłam sobie dwa fotele i stwierdziła, że nauczy mnie moresu.
Gdyby nie było miejsc, bez namysłu złożyłabym laptop. Ale miejsce było, tuż obok!!!! Wystarczyło tylko odsunąć się trochę lub zamienić się z torbą.
Brak dobrej woli, ot, co.

@ Milexica, no ciekawam, co sądzisz o kominkowych wytworach literackich?
Postaram się do jutra tekst wyszlifować, to może się poudzielasz :))


2012/10/13 03:54:16
Chinczycy sie gapia, pokazuja palcami, ale niekoniecznie sie przysiada. Natomiast w tloku kazdemu po rowno rozdaja kuksance i kopniaki, gdy probuja sie przecisnac w zatloczonym autobusie:)


2012/10/13 12:51:17
Ech, dzien w dzien jade w kierunku stolicy. W mojej wsi pociag zwykle jest pusty, wiec rzucam torebeczke na siedzenie obok.
Im blizej stolicy tym sie zageszcza i jesli jest juz wielce zageszczone - torebeczke zabieram.
Ale jest grupa walczaca z torebeczkami dla zasady. Piecset wolnych miejsc wokol, a taki z imperatywem musi mnie nauczyc gdzie moje miejsce i mojej torebki, wiec, albo probuje na tej torebce usiasc, albo rzucic nia we mnie, albo co zdarza sie najrzadziej zazadac dostepu do siedzenia. I tu przychodzi pora na krwista zemste. Ten z impertywem rozlozy sobie stolik, pouklada na nim kubek z kawa, laptop, kindla, zdjecia rodziny, wazonik z kwiatami, pierwsze i drugie sniadanie, klucze do samochodu, bilet, okulary, puzdro na okulary i kapelusz, gdy juz skonczy ukladac, gdy juz sie umosci, wtedy ja mowie, ze wyjatkowo mi przykro, ale gdyby zapytal, lub dopuscil mnie do glosu, wiedzialby, ze wlasnie wysiadam, bo nie jade do stolicy... wiec imperatyw zbiera w poplochu wszystko co naukladal.
Bezcenne, powiadam, bezcenne.


2012/10/13 13:08:05
Złośliwe dziopy mogą być również, jak widać, niezwykle inspirujące. Dzięki złośliwym dziopom powstają przezabawne felietony, które poprawiają humor czytelnikom na całym świecie:). Tak więc - nie żyją złośliwe dziopy!
:D

Gość: pani M., apn-95-41-158-119.dynamic.gprs.plus.pl
2012/10/13 21:14:28
Sama mogę potwierdzić, że złośliwość to choroba poważna i niezwykle zaraźliwa.. Ale tak naprawdę nie mam dziś sił na poważne komentowanie. Znowu nacieszyłam oczy, uszy, umyał Twoim pisaniem a w notce poprzedniej opisywaniem brytyjskiej codzienności.. Dziękuję Ci za to... Kocham ten kraj od kilkunastu lat i zazdroszczę (pozytywnie) Twoim dzieciom że mają możliwość uczyć się właśnie tam.. że mają szanse na zasmakowanie prawdziwej brytyjskości.. Próżne? Wiem.... ale co ja zrobię skoro tak myślę...
Pozdrawiam


2012/10/13 22:04:51
@ Kacz-ko, przepięknie to namalowałaś :)))
Normalnie widzę tę scenkę przed oczami. Szczególnie ten popłoch przy zbieraniu a czas rzeczy ze stolika :)))

Ze mną jest podobnie. Ponieważ przesiadam się z pociągu na metro tuż na obrzeżach, a nie jadę do centrum jak większość, staram się zawsze siadać 'na drugiego' zamiast wciskać się pod okno.
Zachowanie me spotyka się jednak często ze świętym oburzeniem tych przy oknie, bo jakżem śmiała usiąść przy nich, skoro przed nami dwa puste miejsca.

Raz nawet pewna pani, po odpowiedniej dawce fukania i gromienia mnie wzrokiem (podejrzewam, że tak samo, jak ja gromiłam złośliwą dziopę :))) zdecydowała się ostentacyjnie przesiąść do przodu.

Minę miałam pewnie podobną do Twojej, gdy na następnej stacji (po pięciu minutach jazdy) dosiadł się do niej pan dwa razy większy ode mnie :)))

@ Ren-ya, może założymy ruch: Chrońmy złośliwe dziopy!
W końcu faktycznie, w ekosystemie jest miejsce na wszystko :))

@ Pani M. nie sądzę żeby kochanie się we wszystkim, co brytyjskie było próżne, ale ... wiesz, jak to jest z tą zieleńszą trawą. Ja też się kochałam w Anglii na umór, po mojej pierwszej wizycie. Jak tu zamieszkałam, to kubeł zimnej wody na łeb.
Choć oczywiście teraz, jak otrzeźwiałam, wylizałam rany po pierwszym starciu, widzę ponownie wiele zalet.
Co do szkoły, to akurat też uważam, że jest dużo lepsza od polskiej. W każdym razie moje dzieci niezmiennie uwielbiają szkołę (niektóre już od ładnych paru lat i nie zmieniła tego nawet zamiana podstawówki na średnią, gdzie jest dużo więcej roboty).
I z tego aspektu emigracji się cieszę :)))

Jeśli czytając moje wpisy nadal się kochasz w tym kraju, co cóż mogę powiedzieć ... jesteś beznadziejnym przypadkiem :))))


2012/10/14 11:14:35
Obok samicy Dziopy jest i samiec Dziop. I ten drugi przypadek jest gorszy. Bo o ile z dziopką jestem w stanie wejśc w bezpośrednie starcie, to z dziopem nie za bardzo.
Ach ta globalizacja. Nawet problem dziop komunikacyjnych nie zna granic.


2012/10/14 11:46:21
Bardzo rzadko jeżdżę środkami komunikacji miejskiej. Nie mam samochodu, ale w ogóle gdziekolwiek rzadko się udaję. A jak już muszę się przemieścić autobusem lub tramwajem, to siadam daleko od wszystkich. Gdy atmosfera się zagęszcza, przechodzę do wyjścia, że niby zaraz wysiadam (mam trochę luzu, który daje przestrzeń między mną i drzwiami). Ogólnie - gdyby się zdarzyła taka sytuacja jak u Ciebie, to uciekała bym daleko. Zdarzyło mi się wysiąść i jechać następnym pojazdem, bo nie mogłam wytrzymać towarzystwa współpasażerów. Chyba za wrażliwa jestem ;)))
Dziopa to piękna nazwa ;))) Coś w rodzaju dziewki - niby to nie brzydki wyraz, a nie wiadomo, czy nie obraża...

Gość: sukienka_w_kropki, host-46-186-54-63.dynamic.mm.pl
2012/10/14 12:31:15
Jak ja Cię rozumiem... jak to się mówi nóż się w kieszeni sam otwiera na takie "dziopy". Gdybym była na Twoim miejscu zrobiłabym tak samo!

Gość: pani M., apn-46-169-173-196.dynamic.gprs.plus.pl
2012/10/14 20:24:32
Masz rację jestem beznadziejnym przypadkiem w tej kwestii :0 Ale Twoje wpisy, nawet te negatywnie opisujące jakiś aspekt Wysp mają zawsze" lekkie" zabarwienie humorystyczne...i ja się łudzę, że przecież zawsze musi być mała rysa na szkle...a skoro humor Ci dopisuje to wiesz...
Cały dzień dzisiaj miałam w głowie Twoją kłótnię z nadgorliwą Hinduską... tym bardziej, że mieszkam na osiedlu pełnym tej narodowości (nie pytaj dlaczego wybrali sobie najbrzydsze polskie miasto... nie wiem...), wiele moich znajomych to Hinduski... Dodatkowo NIE wychowane wśród brytyjskiego akcentu więc ich angielski jest naprawdę bardzo ciekawy :0 (ale też gramatycznie poprawny.. często mam kompleksy..). Oj.. ale się rozpisałam, zanudziłam Cię itd.. Uciekam i czekam na nowe wpisy :)


2012/10/15 06:48:52
@ Duo.na, to mnie znowu zaskoczyłaś, bo moje doświadczenie z Chińczykami (choć pokornie i ze wstydem przyznaję, że do końca nie jestem pewna, czy nie byli to akurat Wietnamczycy bądź Tajowie) w angielskim metrze są odwrotne - nigdy nie doświadczyłam z nimi fizycznego kontaktu (w postaci kuksańca czy popychańca, rzecz jasna :))
Natomiast nie jeden Jamajczyk objął mnie czule przy autobusowej 'mijance'.

@ Ninga, ja może zbyt często nie natykam na odmianę męską, ale kto wie, może i jest to żrąca mieszanka :))

@ Dziopa ma swoją specyficzną wymowę, to prawda. Też myślę, że jednak obraża (przynajmniej w moich uszach :))))
Ja co raz częściej też wybieram ucieczkę, ale w tym przypadku złośliwość dziopy była tak nachalna, że ... obudziło się we mnie zwierze i NIE był to leniwiec, ale najprawdziwszy lew!

@ Sukienko, mi się otwierał i nóż i laptop :))

@ Pani M. humor mi dopisuje, bo co mam robić? Czasami humor jest tym, co mnie ratuje przed wyrwaniem sobie wszystkich włosów z głowy.
Królestwo Elżbiety ma swoje uroki, ale ma też i mroki.
Jak wysmaruję jeszcze parę tekstów, to może kropla dziegciu wpadnie do Twojego garnuszka z brytyjskim miodem :))

Akcent 'hinduski' jest naprawdę ciekawy i jest wdzięcznym tematem do żartów :))
Ha, nie wiedziałam, ze w Polsce zaczynaą się tworzyć (niewielkie być może, ale jednak) skupiska Hindusów.
Ps. Nie zanudzasz mnie!


2012/10/15 19:08:54
Hmm, dziopa może i z Polski, ale Ty zachowałaś się po... angielsku.

W sytuacji przez Ciebie opisanej na przywalenie tłuszczem warknęłabym: "Geht's noch?!" i gdyby toto nie zamierzało ruszyć swojej... dziopy, próbowałabym się wydostać z "obwarowania" - komentując słownie i używając łokci do obrony terytorium. Rzucanie spojrzeń nie działa a uroków nie umiem...
Są sytuacje, kiedy miejsca nie ma, ale są też wredne dziopy!

W kinie parę razy zmieniłam miejsce, bo przysiadł się ktoś ponadgabarytowy lub woniejący.
Problem - duży problem - jest w samolotach.


2012/10/16 01:43:38
Nemuri, po tylu latach w Anglii człowiek przesiąka :))
A tak naprawdę, to gdybym się przesiadła i uległa, nie miałabym takiej (głupiej, bo głupiej, przyznaję) satysfakcji.
Bo naprawdę mogłyśmy się spokojnie pomieścić tam we troje, ona, ja i laptop :)))
Wyczułam jednak głupią postawę w stylu 'ja ci pokażę, gdzie raki zimują', zupełnie bez powodu.
Więc stierdziłam, że nie popuszczę.
Może następnym razem dziopa stwierdzi, że nie warto poddawać swojego biustu takim zabiegom.


2013/04/13 17:02:19
jakbyś mieszkała w Szwecji to problem byłby chyba mniejszy (no chyba, że trafiłabyś w kominikacji miejsckiej na polską albo jugosłowiańską dziopę)
im dalej na północ tym wieksza ilość centymetrów między ludźmi w przestrzeni publicznej

Nawet nauczycielka szwedzkiego na kursie zwracała na to uwagę, opowiadając jak to jeden student tak do niej mówił, że aż właził na nią (co odczytałam jako sugestia wobec nas, zebyśmy tego nie próbowali)
A w ramach egzaminów była audycja radiowa, gdzie ludzie opowiadali co ich najbardziej denerwuje w podróżowaniu komunikacją miejską, na czele listy było soadanie koło nich jeśli gdziekolwiek jest wolne "samodzielne"miejsce... że to gwałt na ich prywatności

:)


2013/04/17 11:25:49
W Anglii co prawda jest gęsto (wyspa nie jest z gumy, a emigrantów przybywa :)), ale też jak usiadłam koło jednej pani mimo, że przed nami były 2 miejsca wolne (a zrobiłam tak, bo wysiadam wcześniej, nie dojeżdżam do centrum Londynu, jak większość podróżnych) i nie lubię się wygramalać z końca wagonu, który po paru stacjach jest już zapchany) to pani się oburzyła, wstała z wielkim fochem i przesiadła się na wolne miejsce. Po to tylko, by posiedzieć sobie na nim 6 minut. Tyle trwał dojazd do następnej stacji, na której dosiadły się tłumy i oba miejsca: to obok niej i to zwolnione obok mnie, zostały oczywiście zajęte. Ale co sobie pofukała kobita, to jej :))


0 comments:

Prześlij komentarz

Niepisanym prawem tego bloga jest lista komentarzy dłuższa od samego wpisu - uprasza się o podtrzymywanie tradycji:)

 
Back to top!