Searching...
sobota, 26 stycznia 2013

I'm for sale - 50% off

Pisałam już kiedyś o programie The Apprentice (pobieżny opis na samym dole tego wpisu).
W jednym z finałowych odcinków dwie kandydatki do wygranej musiały zaprojektować i wypromować nowy, oryginalny rodzaj pralinek.


Jedna z nich - piękna, złotowłosa i złotousta Kate, estetka i pedantka - większość czasu przeznaczonego na finalizację projektu spędziła w fabryce czekolady. Rozmawiała z projektantami smaków, testowała, smakowała, mieszała, kombinowała jakby wymyślić coś finezyjnego i oryginalnego. Przedtem zrobia też rekonesans rynku, rozmawiała z grupą docelową. W efekcie końcowym powstał produkt, który oceniający go później przedstawiciele największych sieci handlowych określilli jako zaskakujący paletą smaków, wykwintny, rozpływający się w ustach, wyrafinowany i będący w stanie zaskoczyć koneserów.

Opinie o czekoladkach, pudełku, reklamie i samej Kate były bardzo przychylne, określąc autorkę projektu jako osobe zintegrowaną, pełną taktu, elokwentną i elegancką.
Podobała się francuska nazwa - wszak francuski językiem miłości jest, a miłość od dawna kojarzy się z nutą czekolady. Podobał się pomysł podziału czekoladek na 3 warstwy smakowe: dla niej, dla niego i do częstowania innych.

Produkt zachwycał, choć miał jedną wadę: był dość drogi. Trzynaście funtów w wersji detalicznej uznano za cenę mocno wygórowaną. Nie wróżono mu kariery w sieciówkach, a co najwyżej w wyspecjalizowanych sklepach z czekoladą. To mogło być atutem - wszak nie od dziś wiadomo, że produkty luksusowe to potężny rynek, z wciąż rosnącą klientelą.
Mogło być też posunięciem ryzykownym, albowiem produkt był nowy, nikomu nieznany i nie zdążył 'zapracować' na swoją cenę.


Czarnowłosa, przebojowa i niekonwencjonalnie myśląca Yasmina postawiła na szokowanie.
Jej czekoladki miały porażać niczym piorun z jasnego nieba i to nie tylko różową błyskawicą na czarnym tle podłużnego, seksownego (jak go sama określiła w czasie prezentacji produktu) pudełka.


Szokujące miały być przede wszystkim smaki. Spreparowane 'na chybcika', wg dziwacznej konwencji mieszania produktów, które rzadko kiedy łączone są w pary nawet przez koneserów i smakoszy kuchni molekularnej, nie były ani przemyślane, ani odpowiednio skonsultowane z potencjalnymi odbiorcami. Ba, twórcy Cocoa Electric - bo taką dwuznacznie kojarzącą się (z szokiem elektrycznym, jeśli by czytać nieco z francuska :)) nazwę nadali pralinom członkowie yasminowego teamu - nie zadali sobie nawet trudu spróbowania produktu końcowego.

A szkoda, bo być może nie częstowaliby nim tak ochoczo jurorów, modelek występujących w reklamie i statystów, którzy po charakterystycznym dźwięku klapsa, bez ogródek wypluwali rozmemłane kawałki czekoladek, pożeranych uprzednio z udawaną, na potrzeby nakręcania reklamówki, rozkoszą.



Kuriozalne pomieszanie truskawki z bazylią, pistacji z chilli czy pomarańczy z kolendrą nie zachwyciło również przedstawicieli sieci największych angielskich supermarketów.

Zachwyciła ich jednak sama Yasmina i ... zaproponowana przez nią cena detaliczna - £6.

I tylko jeden z oceniających powiedział z charakterystyczną angielską rezerwą, że mimo atrakcyjnej ceny i przyciągającej uwagi marki ma wątpliwości, czy zachęcony pierwszym wrażeniem klient sięgnie po 'Szokujące Kakauka' po raz kolejny (w domyśle, po zapoznaniu się z ich smakiem :)).

Nadzorująca produkcję nowatorskich czekoladek Yasmina (utrzymując jednocześnie, że są one WYŚMIENITE!) odpierała zarzuty zasłaniając się brakiem czasu na dopieszczenie produktu. Najpierw okazało się, że wybrana grupa docelowa - czyli młodzi, seksowni faceci - okazała się niewypałem, gdyż jak sami twierdzili, czekoladki byłyby ostatnią rzeczą, którą kupiliby na elektryzujące randez vous ze swoją ukochaną.
Yasmina wzięła sobie do serca odzew klientów, zakasała rękawy, zmieniła koncepcję i nie bacząc na jakość samych pralinek, skoncentrowała się na zmieszczeniu się w przystępnej cenie, rozreklamowaniu produktu, stworzeniu opakowania i całej otoczki marketingowej w stylu nieco może tandetynym i banalnym, ale za to przykuwającym uwagę swą kontrowersyjnością.

I to właśnie ona - ku niemałemu zdumieniu wielu śledzących ten popularny reality show - wygrała i została 'praktykantką' (z roczną pensją -bagatela - 100 000 funtów na rok) u Sir Alana Sugar'a, jednego z najbogatszych i najbardziej wpływowych biznesmenów w Wielkiej Brytanii.

To właśnie Yasmina przekonała wszystkich, że nawet szokująco niesmaczne pralinki, zrobione z taniej czekolady, włożone w 'buduarowe' pudełeczko, mogą się dobrze sprzedać. Że podejmowanie odważnych decyzji, nieco nachalne reklamowanie się, porzucenie grzeczniutkiej, słodziutkiej poprawności na rzecz odrobiny szaleństwa popłaca.
Aż w końcu, że konsekwentne odpieranie zarzutów i uparte powtarzanie, że mój produkt jest najlepszy z najlepszych i ma potencjał zawojować cały świat, przynosi upragniony efekt.

Nie mówię, że nie cieszyłam się z wygranej Yasminy.
Kate była za bardzo wymuskana i poprawna. Jej produkt był jednak znacznie lepszy.
I przyznam, że najbardziej zszokował mnie jeden z komentarzy, bodajże samego Lorda Sugar'a, że ... najważniejsze, to dobrze produkt rozleklamować, że nie liczy się jakość, bo nad nią będzie zawsze można popracować w trakcie.
Najważniejsze jest dobrze coś sprzedać.
Dotrzeć do właściwych odbiorców, zyskać kontrahentów, przekonać ich, żeby zainwestowali w ciebie i to, co im oferujesz.
Chociażby był to produkt niższego sortu.

Takie podejście się zawsze kłóciło z moją mentalnością, z moją filozofią życiową.
Nigdy nie umiałam wciskać ludziom kitu.
Nigdy nie umiałam zareklamować czegoś, czego sama nie sprawdziłam i do czego nie miałabym stuprocentowego przekonania.
Nigdy nie potrafiłam powiedzieć: Jestem najlepsza. Bierzcie mnie!
Dlatego też na rozmowach o pracę najbardziej przytłaczało mnie zawsze pytanie: Dlaczego uważa się pani za odpowiednią osobę na to stanowisko?
Dlatego nie mogłabym być sprzedawcą, menedżerem czy dyrektorem kreatywnym.


*****
Ten wstęp (znacie mnie już chyba trochę i wiecie, że zagajanie zajmuje mi parę ładnych linijek :)) jak zwykle prowadzi do pozornie tylko niezwiązanych tematycznie dywagacji.
Zebrało mi się bowiem na te rozważania o reklamach, na to 'odgrzewanie' reality show z 2009 roku, na te refleksje nie bez przyczyny.
Wróciłam na chwilę na blogowe pielesze (Mówiłam, że długo nie wytrzymam? Mówiłam!), porzuciłam moją ciężką pracę, moje przygotowania do zmian drastycznych, mój pot i znój, bo zapomniałam o jednej rzeczy. Hmmm, to znaczy niezupełnie zapomniałam ale ...

Zgłosiłam się do konkursu na Blog Roku 2012.
Nie, że ja taka znowu naiwna jestem, że uważam mój blog za najlepszy na świecie.
I na galę też bym raczej nie pojechała :))
Ale zachciało mi się wyściubić trochę nos poza Blox.
Rok temu, z siedmiomiesięcznym stażem nie czułam się upoważniona.

Zgłosiłam się do kategorii 'Literackie i Kulturalne', naginając nieco opis, że ja tu niby wam serwuję felietony i eseje, he, he, bo wiadomo, pani Passent.
A zresztą jaki mi pozostawał wybór?

Ja i moje życie
?

Nie mam chorych dzieci, tragedia mi się wielka nie dzieje, a ta kategoria wydaje się być zarejestrowana dla tego typu osób. A nawet jak nie, to w końcu problemy królewskiego dworu to jeszcze nie moje życie :)

Lifestyle?
Wątpię, czy mój lifestyle jest warty promowania.

Pasje i zainteresowania?

Hmm, z zainteresowaniem przeglądam codziennie 'Metro' w metrze i pasjami czytam tabloid 'Evening Standard' w poszukiwaniu nowych standardów w massmediach ...

Polityka i społeczeństwo? Że niby tag 'społeczeństwo' dominuje w moich wpisach? Eeee, ale za to ledwie znam nazwisko angielskiego premiera.

Pozostałe kategorie tym bardziej nie dla mnie.

Tak więc blog zgłosiłam i czekałam na nieopanowany napływ nowych czytelników :)))

A tymczasem blog zniknął w morzu 547 blogów 'literackich' i tyle go widzieli.
Ale nic to. W czwartek zaczęło się głosowanie. Umieściłam baner w bocznej szpalcie, napisałam wpis, że znikam do przyszłego piątku (kiedy już dawno będzie po głosowaniu) i się zmyłam.
Kiepskie posunięcie marketingowe!
Biznesmenka ze mnie, jak z koziej dupy trąba!
Samozwańczy badacz polskiej blogosfery, który nie wyciąga wniosków z własnych badań!

Bo okazuje się, że nie tylko należy w czasie głosowania grzecznie poprosić wszystkich czytelników o smsy.
Należy też publikować wpisy i to najlepiej codziennie, przynajmniej do czasu zakończenia głosowania.
Należy się reklamować, krzyczeć głosem wołającego na pustyni:

Halo, to jaaa! To jest mój blog. Głosujcie!

Większość blogerów ma mniej lub bardziej oryginalne pomysły na zachęcanie swoich czytelników do pozbycia się 1,23 na sms'a z głosem na ich blog.
Istnieje też dość spora grupa manipulatorów, używających przeróżnych argumentów:

na kotka ze Szreka
- Oj, tu mój malutki blogasek, taki malutki, milutki, mniumniusi, głosujcie proszę, bo się zapłaczę, jak nikt nie odda na mnie głosu.

na szantaż emocjonalny
- Nie chcecie chyba, żebym przestała pisać, cooooo?!

na twardziela
- Pocałujcie mnie gdzieś. Chcecie to głosujcie. Nie chcecie? Mi to rybka!

na komunistę
- Bracia, zjednoczcie się i głosujcie na mojego bloga! Głosujcie na mojego bloga! Głosujcie na ...

na komiwojażera
- Nie, żebym chciał się narzucać, ale mam tu do zaferowania taki blogasek. Może rzucicie okiem? Nie dzisiaj? To wrócę jutro.

na oszusta
- Nie głosujcie na mnie. Zupełnie mi nie zależy na wygranej. Tak tylko się zgłosiłem dla sportu.

na skromnisię
- Przysiądę sobie tu tak cichutko w kąciku. Nie będę nikomu wadzić. Umieszczę tam taki mały banerek, jak ktoś zauważy to dobrze, a jak nie, to trudno, w końcu i tak wiem, że jestem cieniasem.

Jak już przetoczyła się pierwsza fala wpisów zatytułowanych 'Blog Roku 2012", jak już zliczono te pierwsze punkty, jak zobaczyłam, że jestem na zaszczytnej trzynastej pozycji ... od końca (dokładnie na 534 na 547 blogów), to pomyślałam sobie, że jednak Wam powiem, że w tym konkursie startuję :)))
Jestem co prawda kiepska w autopromocji, ale wolę jednak się przyznać, że tak, że właściwie to byłoby mi miło, niż spalić się ze wstydu (uwaga, szantaż emocjonalny) w przypadku nie otrzymania choć symbolicznego głosu.

A jako nieposiadaczka polskiej komórki nie mogę nawet sfingować, że dostałam tę jedną kropkę, wysyłając sms'a na samą siebie.
Nie mogę też nawoływać całej rodziny czy nagabywać rzeszy przyjaciół w Polsce, do głosowania na mnie, gdyż piszę ten blog w całkowitej tajemnicy przed światem realnym.

No więc w ramach przepływu informacji (nie, że jakieśtam znowu żebranie o głosy czy coś :))) wklejam banerek:



niestety tylko z telefonów w polskich sieciach komórkowych

No to sobie pokrzyczałam.

Koniec przerwy na reklamę.

A teraz już znikam na dobre do piątku :))))





sobota, 26 stycznia 2013


2013/01/26 19:58:25
I pasja i zainteresowanie to samo co u mnie, cud. I w ogóle pasuje mi ten... 63. To był dobry rok dla muzyki. No to cyk, siksti tri ;)

2013/01/26 21:37:48
:) Lovam cię! Lovam!
W zeszłym roku byłam zatem zdaje się komunistką ;) W tym roku odpuściłam sobie tę przyjemność, w końcu przygotowuję się do naukowego Tap Madel, wystarczy mi emocji.
Zagłosować nie mogę, jako że Blogosfera okazuje się też ma swoje granice państwowe i emigracja ma trochę przerąbane. Ale kciuki trzymam! A jakże!
No i lovam nieustannie, królowo ty moja dygresji!

2013/01/26 22:23:57
Kochana, ode mnie masz głos z każdej dostępnej mi komórki :) Ja mam gotowy u siebie pewien wpis na temat tego konkursu, ale trochę mi wstyd go zamieścić... :)

2013/01/27 14:24:08
mój głos masz :)
Gość: olaola, 31.36.181.4*
2013/01/27 16:22:11
Ha! Mam na obczyznie polska komorke:) Zadzialala jak trzeba; wyslalam i dostalam potwierdzenie. Cud, ze nie za pozno, bo nie spodziewalam sie teraz zadnych nowych wpisow (zgodnie z Twoja zapowiedzia), a banerek z boku jakos mi umknal.

2013/01/27 19:54:13
No przecież, że zagłosuję! Jakby inaczej, moja najulubieńsza Fidrygauko:)))
Gość: Chillax, 199.127.179.20*
2013/01/28 02:23:29
Rodzine w Polsce bede gnebic o SMS-y ! Tylko ta " zaufana" rodzine :-)
A swoja droga, to mnie wkurza ten regulamin !
Chcialabym na Ciebie zaglosowac i przy okazji charytatywnego zlocisza dorzucic - a tu mnie nie chca !!!

2013/01/28 10:17:39
Ach, jak mi niezręcznie... bo ja z zasady nie biorę udziału w takich akcjach. Ale jeślibym brała, to z pewnością ręcami, nogami i wszelkimi dostępnymi komórkami pisałabym i słała SMS-y na Twój blog. Zdecydowanie należy do moich ulubionych, czytam z niezmienną przyjemnością.

2013/01/28 10:58:02
Takie podejście się zawsze kłóciło z moją mentalnością, z moją filozofią życiową.
Nigdy nie umiałam wciskać ludziom kitu.


Kit co prawda umiem wciskać, ale bardzo rzadko to robię, bo to nieetyczne.
Sprzedać się to jedyne, co się dziś liczy. Ale nie dla mnie.
I też mi niezręcznie, bo widzę, że Tobie zależy, ale ranga całego tego zamieszania jest... no cóż, zresztą, nie mam polskiej komórki.

2013/01/28 15:57:03
O rety! Dziękuję! Już jestem w pełni usatysfakcjonowana. Wstydu nie będzie. Honorowe kulki zdobyte (bo nawet nie jedna; i nikt nie wie czy głosowało 6 osób, czy 49, hi, hi).
To ja już mogę schodzić z bieżni :)))

A teraz po kolei:
@Jazzwitaminku, w 63 nie było mnie jeszcze w planach. Muszę przestudiować muzykę z tego okresu :))). Też czytujesz 'Metro'? ;))

@ Bebe, no właśnie dzielą tę blogosferę tak niefortunnie, dyskryminując trochę blogi z zagranicy i ich emigranckie kółko wzajemnej adoracji. Well, well, well ...
Jeśli chodzi o dygresje, to faktycznie jestem w tym mistrzem. Może w przyszłym roku dodadzą nagrodę specjalną za w tej dziedzinie? :-D
Przejrzałam Twoje zesłoroczne wpisy. Fakt, trochę agitki tam było, ale tak uroczej, że maniupulacją bym jej nie nazwała.
Powodzenia w zdobywaniu tytułów pozablogowych :)))

@ Żono, dzęki za uruchomienie komórek. Wpis umieśc koniecznie jak najszybciej. Z chęcią przeczytam. Możesz jechać po bandzie, jakby co, bo wiesz, że ja się tak łatwo nie obrażam, he, he. Te konkurs ma swoje wady i niedociągnięcia (ba, może więcej nawet niż zalet). Ale z drugiej strony można naprawdę poznać wiele ciekawych blogów.
Ja właśnie w zeszłym roku natrafiłam tam na Książki Zbójeckie i Kombajn Zakurzonej (tak, tak, Zakurzona, to nie kadzenie :)), które były w ścisłej czołówce.
Najciekawsze jest to, że przejrzałam bodajże wszystkie zwycięskie blogi od początku konkursu (nie w każdej kategorii, ale te główne) i wiesz co ... prawie żaden już nie istnieje. Ciekawe, co?
Także czekam z niecierpliwością na Twój wpis!

@ Zakuurzona, dzięki serdeczne. A ja Ci życzę czterech, albo pięciu kulek (chociażby za wpis o Korczaku) i wiesz, że są to życzenia szczere, bo nie wchodziłabym na taki 'zkocurzony' blog bez przyczyny. Nie, że ja mam coś to Twoich osobistych kotów, ale wiesz jak jest ... omiatam je wzrokiem i skupiam się na tekście ;)))

2013/01/28 16:20:17
@ Ola, no widzisz, taka właśnie ze mnie trąba. Mistrz antyreklamy!
A kto tam patrzy na banerki po boku?
Dobrze, że wpadłaś przed czasem ;-D
Dzięki za głos.
Ja właściwie też mam kartę Orange.pl ale ... mam też simlocka i nie będę się szlajać po jakichś szemranych 'salonach', by mi go zdjęli, dla jednego sms'a (no, mogłabym też wysłać parę innych na blogi zaprzyjaźnione :))

@ Semiranno! Wszelki duch ... !!!
Już chociażby dlatego opłacało się zgłosić blog do konkursu, by znów Cię 'zobaczyć'.
Semiranno, moja pierwsza, najwierniejsza Czytelniczko i Komentatorko!
Semiranno, coś się tak nieładnie zwinęła, grzecznie się co prawda pożegnawszy!
To kiedy wracasz do blogowania? :)))
I dzięki za głos!

@ Chillax, dzięki za chęć głosowania. Tak myślę, że nie można głosować z zagranicy, bo po pierwsze, jak oni by 'pościągali' te pieniądze na cele charytatywne z sieci komórkowych całego świata? A po drugie, wtedy to byłaby jednak bardzo niezdrowa konkrurencja dla uczestników z Polski :)))
Może już tej rodziny tak nie męcz. Możesz im za to podesłać linka do bloga, niech sobie poczytają :)))

@ Ren-ya, a tam 'niezręczna'. Ja też nie lubię robić czegoś wbrew sobie i swoim zasadom, więc Cię doskonale rozumiem :))
Zatem miłego czytania (ja będę nadrabiać zaległości w lekturach po piątku - teraz tylko daję znak życia w przerwie na herbatę :))

@ Nemuri, właśnie o to chodzi, że dzisiaj się trzeba umieć dobrze sprzedać i zareklamować. Mi to idzie kiepsko, ale jak widać, są pewne postępy.
Mam nadzieję, że nie czujesz się, że Ci wciskam kit :)))

Co do samego konkursu i jego prestiżu, to pisałam już trochę w poprzednim komentarzu. Prestiż to ten konkurs chyba jednak jakiś ma, ale zasady wyboru i klasyfikacji są beznadziejne (dlaczego np. nie można zrobić jakiegoś głosowania online - jeden klik z danego adresu IEP?).

Co do tego, że mi zależy, to ... no właśnie się przyznałam, że mi zależy. Chyba każdemu, kto poświęca swój czas na coś w mniejszym lub większym stopniu zależy, żeby to swoje 'wypieszczone dziecię' pokazać światu.
Ja jestem nieopanowaną, nieokiełznaną gadułą. Niestety mój mąż nie jest w stanie przerobić, ścierpieć, przeżyć takiego słowotoku, jaki jestem mu gotowa serwować na co dzień. Znajomi też już znają moje możliwości. A tu na blogu wyrzucę z siebie, co mnie dręczy-męczy i jeszcze ktoś na to reaguje! Jak dla mnie to pełnia szczęścia.
The more the merrier!
Więcej czytelników, więcej opinii, więcej 'kątów patrzenia' - ja lubię takie wyzwania (obym nie powiedziala tego w złą godzinę :))))

W zeszłym roku startowałam z moim 'profesjonalnym' blogiem. Nie dość, że znalazłam parę naprawdę świetnych blogów, to jeszcze sama poznałam 2 osoby 'z banży', tu w Anglii, z którymi się nawet spotkałam.
I w sumie to sobie najbardziej cenię z tego zamieszania :))
Pozdrawiam
Ps. I bardzo lubię te Twoje komentarze ... 'pod prąd'.

2013/01/28 19:02:05
Ach dziękuję. Pozwolę sobie nieskromnie zacytować:

Płynie się zawsze do źródeł, pod prąd. Z prądem płyną śmieci.
Zbigniew Herbert

2013/01/28 20:25:50
Nie mogę wysłać sms, bo nie posiadam polskiej komórki. Co do samego konkursu mam mieszane uczucia. Nie wiem jakimi zasadami się kierują. Wydaje się,że też sami organizatorzy promują swoje ulubione blogi.W tamtym roku mocno kibicowałam blogerce, którą czytać uwielbiam,jej posty zawsze zmuszają mnie do myślenia, refleksji. Była przez dłuzszy czas w czołówce głosowania, ale nie udało jej się, jak sama napisała, przegrała z naprawdę dobrym blogiem.Lecz jakiś żal, małe rozgoryczenie pozostało, że nie udało się.Straciła na jakiś czas wenę do pisania, sama póżniej napisała, że nie warto było. Niby każdy startuje dla zabawy ale gdzieś tam w zakamarkach jakiś malutki żal jest:)
Hmm, po co to piszę, bo czasami nieważna jest nagroda ale sama świadomość, że są ludzie, dla, których np.Twój blog jest ważny. Zaglądają, czytają, komentują, że można podzielić się myślami.
Fidrygauka, dla mnie to jesteś jedną ze zwyciężczyń, masz swoje własne grono wiernych"czytaczy", piszesz wciągająco, interesująco.
Rany jak się rozpisałam...

2013/01/28 20:39:32
Fidrygauko, ja nawet w tym wpisie nie za bardzo pomstuję na konkurs, bo różni mądrzejsi ode mnie robili to wcześniej. Ja się tam obnażam z moją potrzebą docenienia... ;)

2013/01/29 00:15:44
@ Nemuri, albo zdechłe ryby ;)

@ Lui, przyznam szczerze, że trochę nie rozumiem, jak można stracić zapał do pisania, przez to, że się nie wygrało w jakimś konkursie :))
No, chyba że się wyląduje na ... czwartym miejscu.
Mnie też czasami dziwi, że np. pod wpisem, który mi się wydaje fajny i z chęcią poznałabym Wasze zdanie na dany temat, jest mało komentarzy, a czasami pod wpisami, które 'tak mi się napisały' dyskusja się rozwija, co się zowie (bywa, że też trochę obok głównego wątku :)))
Ale żeby tracić wenę?
Na razie chyba mi to nie grozi. Mam co najmniej z pięćdziesiąt pomysłów na wpisy, tylko nie mam kiedy tego przelać na ekran.

Ja sobie zdaję sprawę, że samo głosowanie daje ludziom szansę na liczne przekręty. Podobno ludzie kupują startery, żeby wysłać więcej głosów na siebie (ten pomysł zaczerpnęłam stąd - nie wiem ile w tym prawdy, ale wiesz ... Polacy to kreatywny naród, więc brzmi to prawdopodobnie :))

Co do nagrody, czy wyróżnienia, to uwierz mi, nie jest to zupełnie moją motywacją, bo ja bym najzwyczajniej w świecie nie przyszła na żadną galę. Po pierwsze dlatego, że ... musiałabym powiedzieć mężowi, że piszę bloga :))
Po drugie dowiedziałoby się o tym sporo moich znajomych, a ja - o czym już pisałam nie raz - cenię sobie bardzo tę moją anonimowość, bo jako klasyczny oportunista i przewrażliwiony analizator wolę pisać coś z ukrycia, niż zastanawiać się, co ciocia Ziuta sobie pomyśli. Wiem, że mnie by to ograniczało. Poza tym piszę tu czasami o swoich wpadkach czy gafach, którymi niekoniecznie chcę się chwalić przed wszystkimi znajomymi, szczególnie tymi dalszymi.

Po trzecie nienawidzę żadnych publicznych wystąpień i chyba bym się prędzej zapadła pod ziemię, niż wyszła na jakąś scenę.

Po czwarte, nie daliby mi urlopu w pracy, a i za bilet na samolot nikt by mi nie zwrócił pieniędzy - dlatego nagrodom mówię stanowcze nie :))

Ale powiększać grono czytelników i komentatorów, a nie poszukiwaczy zdjęć maski wilka czy Zombie Boy (moje hity statystyczne :))) - jak najbardziej!!!

I dzięki za kolejny komplement (czerwienię się, ale mi miło :))

@ Żono, noooo to teraz tym bardziej musisz opublikować.
Nie widzę nic złego w potrzebie bycia docenianym. Jednym z powodów, dla których trzymam mój blog w tajemnicy przed mężem jest to, że on by nawet tego nie czytał, nie mówiąc już o komentowaniu, czy zachwytach, czym by mi łamał serce (obojętnością swą, znaczy się).
Mój mąż zdecydowanie wyraża miłość czynami, a nie słowami, a ja lubię słowa :))
A tak udzielam się w przestrzeni wirtualnej i sprawa rozwiązana :))

2013/01/29 12:24:11
Historyjka którą przytoczyłaś jest bardzo pouczająca, niestety morał zupełnie do mnie nie trafia, nie godzę się bowiem na robienie wody z mojego mózgu. Ale z pewnością głosowanie na Ciebie nie mieści się w tej kategorii więc zagłosuję z prawdziwą przyjemnością, adekwatną do tej jaką mam podczas czytania. I oczywiście, trzymam kciuki!

2013/01/29 20:42:54
Fidrygauko, mój wie o blogu i nie czyta, więc doskonale Cię rozumiem. Wyobraź sobie, że on w ogóle do mnie nie zagląda, choć wie, jaka jest nazwa bloga! To naprawdę jest frustrujące... ;)

2013/01/29 21:21:21
Fidrygauko, no dobrze, odważyłam się obnażyć u siebie :D

2013/01/29 22:52:12
Fidrygauko, z radością zagłosuję na Ciebie. Dwa, czy trzy razy startowałam w konkursie, ale w kategorii "Ja i moje życie", bo na litercką nie czułam się na siłach. Zginęłam w morzu nie 500, ale tysięcy innych blogów, nie było szans się przebić z moją niszową popularnością. Mnie cieszy ta, którą mam :) Pozdrawiam

2013/01/29 22:54:27
@ Sukienko Kochana, ja się zastanawiami ... na ile możemy się uchronić przed robieniem nam wody z mózgu. Na pewno do pewnego stopnia tak, ale ... siła marketingu jest przeogromna :)))
Z jednej strony mnie takie zjawiska i zachowania irytują, ale z drugiej strony ... świat idzie w takim kierunku: tego wszystkiego (nie tylko blogów, ale książek, wydarzeń, towarów wszelakich) jest tyle, że w sumie to nie dziwne, że jakoś się trzeba przebić, by zarobić - tu nawiązuję do tych niesmacznych czekoladek.
Nie mówię, że nie można się wybić bez nachalnego reklamowania, bo pewnie wybitni ludzie czy ich wytworzy mogą. Większość jednak wychodzi na prowadzenie stosując zasadę zaszokowania, zakrzyczenia, przyciągnięcia uwagi za wszelką cenę.

Gdzieś w zakamarkach mojej głowy leży sobie wpis o reklamie właśnie. O manipulacyjnej sile reklamy. Refleksje po obejrzeniu ciekawego dokumentu.
Może to będzie mój następny wpis?
Choć lista tych obiecanych i niedokończonych się wydłuża, więc już może nic nie będę ... reklamować, bo wychodzą z tego puste obietnice, he, he.

Za głos oczywiście dziękuję :)

@ Żono, ja już naprawdę nie wiem, co mam myśleć o Inspiratorze!
Z jednej strony czuję, że to moja bratnia dusza. Ale fakt, że nie czyta Twojego bloga bardzo obniża jego noty w moim prywatnym rankingu Wkurzających Mężów :))
Może on nie wierzy, że Cię wkurza? Może nie lubi fikcji literackiej :)))
Ja tam bym chciała wiedzieć, co wkurza mojego męża. Gdyby on tylko chciał mi powiedzieć ...
A może on też pisze w tajemnicy bloga?
Idę przeszukać historię ;-D
Do Twojego wpisu zaraz zajrzę.

2013/01/29 23:07:52
@ Ewo, właśnie kategoria 'Ja i moje życie' jest moim zdaniem najbardziej zwodnicza. W tym roku np. w czołówce jest blog pisany przez mamę, której ... córeczka zmarła. Przyznam, że (przy całym szacunku i współczuciu dla tej pani - zupełnie nie podważam jej bólu czy siły walki, gdy dziewczynka jeszcze żyła) jest to trochę tragikomiczne.
I dlatego wystartowałam w kategorii "Literackie i kulturalne', choć prawdę mówiąc to też tam średnio pasuję, a konkurencja jest też duża :)))
To głównie kategoria dla blogów recenzenckich, a ja nawet jeszcze nie opublikowałam recenzji książki Kominka :))
Aczkolwiek jest kilka naprawdę fajnych blogów nie tylko o książkach czy filmach, w tym parę, które już czytam od dawna (= od mniej więcej roku; taka wirtualna perspektywa :))

Ja Twój blog bardzo lubię czytać, bo po pierwsze mam wrażenie, że mamy wiele wspólnego (pisałam Ci kiedyś, że mam wrażenie, że nawet chodziłyśmy po tych samych ulicach), po drugie masz angielską perspektywę i opisujesz zjawiska, miejsca, które i ja widuję na co dzień (w wielu miejscach jeszcze nie byłam, ale notuję je skrzętnie w pamięci, tak samo zresztą jak z bloga Viki_on_line i mam nadzieję, że kiedyś tam dotrę :)), więc się dobrze odnajduję w Twojej rzeczywistości (np. wybór szkół dla dzieci itd. - też przez to przechodzę :))

I dzięki za głosy.

2013/02/01 10:17:49
Mój wie, że piszę bloga, ale co z tego jak przeczytać ze zrozumieniem nie może:)
Niby można włączyć opcję tłumacz, ale wychodzą same niezrozumiałe kwiatki, ale chyba bym nie chciała aby wiedział o czym piszę. Różne poglądy mamy:)
Czy można stracić wenę, że się konkursu nie wygrało ? Zależy od człowieka, Niektórzy ludzie porażki przeżywają bardzo mocno i właśnie wylądowała chyba na 4 lub 5 miejscu...Była tak blisko..
Tak masz rację. Mi też czasami się wydaje, ze napisałam taki wartościowy post, ciekawy według mnie oczywiście i przechodzi bez echa, innym razem post, który tak "mimochodem" powstał budzi wiele kontrowersji i zaczyna żyć swoim własnym biegiem.
Trzymam kciuki.

2013/02/02 15:50:01
Lui, google translator to zdecydowanie kiepski pomysł :))
Ja się akurat z moim mężem raczej zgadzam, ale on nigdy w życiu nie pojmie, jak można wyrzucać z siebie taki słowotok, chociażby w wirtualną przestrzeń.

I jeszcze co do zniechęcenia, to ... w sumie nie wiem. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji :))
A przyznam, że otrzymywanie komentarzy 'uzależnia', bo się człowiek przyzwyczaja do reakcji z drugiej strony.
Skądinąnd wiem, że im dłużej jestem w blogosferze, tym więcej mam na liście blogów na które chcę wpaść. Połączenie pisania, odpowiadania na komentarze, czytania innych blogów i wpisywania tam komentarzy bywa bardzo czasochłonne. Czasami więc trzeba sobie powiedzieć 'stop'. I tak samo pewnie mówią sobie 'stop' nasi czytelnicy :))

2013/02/02 17:20:57
Ciekawe, czy ktoś już zbadał, ile blogów maksymalnie można regularnie czytać i komentować :) Ja niestety mam ograniczone możliwości.

2013/02/02 20:18:21
Żono, myślę, że można czytać dużo, ale ... pozostaje jeszcze pozawirtualne życie :)))
Ja i tak mam wrażenie, że za dużo czasu spędzam na blogach. Muszę się pilnować.
A w badaniach wolę nie brać udziału, bo jeszcze wyjdzie na jaw, że jakaś uzależniona jestem, albo coś ;-P

2013/02/02 20:58:51
No właśnie, słusznie zauważasz, bo mnie chodziło o to, że ciekawe ile można czytać, bez uszczerbku na normalnym życiu, a jednocześnie efektywnie korzystać z treści czytanych blogów :)

2013/02/03 09:08:39
Moim zdaniem nie dużo :)
Ja zauważyłam, że właściwie to 'czytam seriami'. Wchodzę na jakiś ulubiony blog i nadrabiam zaległości. Czasami zaś na nadrabianie zaległości komentowaniu czasu nie ma :)

0 comments:

Prześlij komentarz

Niepisanym prawem tego bloga jest lista komentarzy dłuższa od samego wpisu - uprasza się o podtrzymywanie tradycji:)

 
Back to top!