Po pierwsze, jeszcze raz bardzo, bardzo dziękuję za sugestie i inspiracje, zarówno na blogu, jak i na facebooku.
Co prawda szkolenia mi nie obce, ale z dziesięciolatkami nie ma przelewek.
Jak ich coś znudzi, to pokażą od razu i bez ogródek.
A przecież musiałam godnie reprezentować i syna i Polskę :)
Zatem po kolei:
Prezentacja miała być w ramach programu 'Globetrotter', w ramach którego dzieci uczyły się o 3 kontynentach i wybranych krajach (można kwestionować, ale wobec zarzutów, że angielskie dzieci nie znają 'nawet stolic' to i tak postęp wielki :))).
Dlatego też postanowiłam skupić się bardziej na aspektach geograficzno-przyrodniczych.
Quiz
Teoretycznie pomysł był fajny, ale po pierwsze wprowadził sporo zamieszania (rozdawanie tabliczek), po drugie były chyba zbyt łatwy (zważywszy na to, że moja prezentacja była niejako ukoronowaniem przerabianego już tematu :)), po trzecie w tym bajzlu (42 dzieci - mieszanka z różnych klas; tak się złożyło, że Europę wybrało najwięcej osób, stąd taka masa) nie zauważyłam, że moje dziecię też podnosiło ręce, sugerując odpowiedzi :))
Zorientowałam się dopiero przy kotlecie.
Ale w sumie dzięki temu większość zdobyła po pięć punktów i z pozytywnym nastawieniem jęła się wsłuchiwać w mój wywód.
Trochę pojechałam stereotypami z tą kapustą i schabowym, ale ... to chyba wciąż nasze sztandarowe, narodowe danie :)
What?
Nie obyłoby się chyba bez klasycznego 'What?' przy pierwszym slajdzie, czyli nieco przesadonej reakcji na mój ciężkawy akcent :)
Była to jednak raczej zagrywka w stylu 'popopisujmy się trochę', którą łaskawie zignorowałam. Przynajmniej nie zapytali się mnie 'w jakim języku do nich mówię', co mi się drzewiej zdarzało :)
Upatrzyłam sobie jakąś rozanieloną prymuskę z pierwszego rzędu - która spijała słowa z mych ust i jeszcze zadawała pytania - postanawiając sobie w duszy, że będę w razie czego mówić tylko do niej.
Nie było jednak źle.
Ze strony dzieciaków.
Ze strony dorosłych ... przy dziesiątym slajdzie przestałam liczyć, ile asystentek, nauczycielek i wicedyrektorek przeszło przez tę klasę (która miała nieszczęście być w amfiladzie) - zbijając mnie nieco z pantałyku.
Nasza wódzia niebieski kolor ma ...
Pomysły Anonimowego nieźle mnie rozbawiły, postanowiłam jednak przemilczeć polskie rekordy w zakresie promili, nowatorskich metod spożywania denaturatu i płynu borygo tudzież strongmenów (jako, że nie chciałam utrwalać i tak już dość mocnego stereotypu Polaka-Osiłka-Opiłka).
Związki małżeńskie zawierane w młodym wieku na pewno nie okazałyby się żadną sensacją, biorąc pod uwagę liczbę dzieci pochodzenia muzułmańskiego (gdzie jest to normą) oraz liczbę Anglików (którzy dla odmiany co raz rzadziej w ogóle zawracają sobie głowę czymś takim, jak sformalizowanie związku; a nieformalnie, to wiadomo - co poniektórzy zaczną za jakieś dwa lata :)))
Z podobnych powodów nie wchodziłam również na tematy katolickie.
Poza tym prezentacja miała być dla dziesięciolatków - musiałam więc przeprowadzić jakąś selekcję moralno-merytoryczną :)
Legendy
To był bardzo kuszący trop, szczególnie, że mamy parę polskich legend po angielsku, więc nie musiałabym się zmagać z potrzebnym zwrotami, ale niestety, miałam tylko 40 minut (z czego i tak straciłam 10 na szkolną klasykę w stylu 'Are you B.'s mum? Hello B's mum. B's mum I was in Poland last summer. Miss, I'm kind of Russian and I know some Polish, Oh, so you'r B's mum! Hello! Hi! Hello! itp. itd. :))
Wstawiłam tylko po macoszemu legendę o Lechu, Czechu i Rusie, w nawiązaniu do orła i polany.
Rok 966 zrobił na nich mooocne wrażenie!
Zwierzęta
Zwierzęta i przyroda były moim głównym punktem programu.
Rozpływałam się nad pięknem polskich krajobrazów, pięknem polskich wiewiórek (osobiście nie przepadam, jako że jak wiecie dla mnie zwierzątka mogą istnieć tylko w programach przyrodniczych, ale są dużo przyjemniejsze, niż te angielskie szaro-bure zbóje :)) i pięknem polskich niedźwiedzi, które co prawda są na wymarciu, ale jednak czasami w górach piwo warzą :)
Dla tych, którzy nie znają tego powiedzenia - unoszące się nad górskimi lasami mgły żartobliwie uważane są za sprawkę niedźwiedzi warzących piwo :)
Białowieskie dzicze, szczególnie drzewa leżące tam od wielu lat wzbudziły pomruk podziwu.
Było o zbieraniu grzybów, jagód i poziomek.
Chciałam jeszcze dodać slajd o łowieniu ryb, ale nie zdążyłam. Chciałam, bo w Anglii, owszem, można ryby łowić za odpowiednią opłatą i w odpowiednich miejscach, ale ... trzeba je wypuścić!
I tak pozwoliłam sobie ma małą złośliwostkę mówiąc, że do polskich lasów można wchodzić właściwie bez żadnych ograniczeń, a nie tylko chodzić po wyznaczonych ścieżkach, uważając, by nie wleźć na czyjąś posesję.
A przy 'owocowym' slajdzie się o mało nie rozpłakałam z tęsknoty :)))
Być może przesadziłam z tymi tysiącami, ale w moich wyobrażeniach są to tysiące! Ba! Miliony!
I góry tanich truskawek sprzedawanych na ulicy w łubiankach, a nie w mikrusowych pojemniczkach (2 funty za 10 bezsmakowych, bezzapachowych plastikowych owoców, spełniających najściślejsze unijne normy).
I morza czereśni.
I kompot z wiśni.
I zupa owocowa.
I pierogi z jeżynami.
I placek z węgierkami.
O mamo!
Agrest i porzeczki były towarzystwu zupełnie nieznane, a i znalazł się osobnik dziwujący się malinom ...
Polska język, trudna język
Były propozycje, żeby nauczyć towarzystwo paru zwrotów po polsku.
Ten pomysł jednak zdecydowanie odrzuciłam z dwóch powodów.
Po pierwsze to byłoby jednak czasochłonne i zapewne powalajacych wyników bym nie osiągnęła.
Poza tym, znam paru Anglików, którzy na mój widok wydzierają się z drugiego końca ulicy "Cziesz! Jakszemasz?" i oczekują zachwytów nad ich niesamowitymi zdolnościami językowymi.
Ten pomysł jednak zdecydowanie odrzuciłam z dwóch powodów.
Po pierwsze to byłoby jednak czasochłonne i zapewne powalajacych wyników bym nie osiągnęła.
Poza tym, znam paru Anglików, którzy na mój widok wydzierają się z drugiego końca ulicy "Cziesz! Jakszemasz?" i oczekują zachwytów nad ich niesamowitymi zdolnościami językowymi.
Nieeeeee, dziękuję bardzo.
Uznałam 'łamacz języka' za bardziej wyrafinowaną rozrywkę i zaserwowałam im Szczebrzeszyn (któremu, tak między nami mówiąc, mój syn też nie daje rady :)))
śmiechu było co niemiara
Nie byłabym jednak sobą, gdybym nie wspomniała o odbudowanej z totalnej miazgi Warszawie.
Na co dzień się nad tym nie zastanawiam (i psioczyć mi się zdarzało na to i owo), ale jak sobie uświadomię, że przez niecałe 70 lat powstało całkiem sprawnie działające miasto, z odbudowanymi zabytkami :), to jestem dumna jak paw!
Sławni Polacy
Tu było ciekawie.
Co nie wymienię jakiegoś, to ma niepolskie nazwisko :)
Copernicus, Chopin, Marie Curie.
Ale oczywiście naprostowałam, wytłumaczyłam, zasługi wyłożyłam i przekonałam, że to najbardziej polscy z Polaków, he, he.
Miałam nawet ambitne plany puścić fragment poloneza, ale czas gonił nieubłaganie.
Do kompletu dowaliłam trzy polskie wynalazki oraz Wałęsę, bo co by o nim nie powiedzieć, to jednak jest rozpoznawany i ... współczesny.
Przy całym szacunku dla Wajd, Kieślowskich i innych Pągowskich, niewielu jest Polaków rozpoznawalnych na całym świecie, przez różne grupy społeczne (a nie tylko intelektualistów :)))
Degustacja ...
polskich produktów, to niestety było jedno wielkie NO-NO!
Oni tu mają obsesję na punkcie różnego rodzaju przepisów. Ma być bez czekolady, bez orzeszków, a na dodatek, odpowiednie dla muzułmanów i wegetarian. Więc sami rozumiecie, niewiele mogłam przynieść :)))
Ostatecznie miałam kupić słone paluszki, ale nie zdążyłam (zresztą nie wiadomo, czy by się nie przyczepili, że to niezdrowe; parę razy posłałam dziecię z cukierkami urodzinowymi, które ... wylądowały w pokoju nauczycielskim, więc stwierdziłam, że nie warto).
Zresztą naprawdę opracowanie konceptu, znalezienie odpowiednich zdjęć i ułożenie tego w logiczną całość zajęło mi ładnych parę godzin.
Wydaje mi się, że mój skromny występ się udał (na pewno w oczach mojego syna i córki, która podglądała z sąsiedniej klasy przez przeszklone drzwi :))
Pani nauczycielka zarzekała się, że się sama dowiedziała paru nowych rzeczy, chociażby o zróżnicowaniu polskiego krajobrazu.
Jeden uroczy młodzian powiedział nawet, że naprawdę by chciał pojechać na wakacje do Polski.
Bless!
Nie łudzę się, że 41 dzieci nagle zakocha się w Polsce, ale może gdzieś tam w tyle głowy zostanie przynajmniej pozytywne wrażenie, miłe skojarzenie, zaskoczenie.
Chociażby dla jednego poszerzonego horyzontu warto było zarwać nockę (to mówiłam ja, Bozowska Stasia :)))
Zresztą, żeby nie było, że się nie starałam do ostatniego slajdu ...
A całą prezentację możecie sobie ściągnąć stąd.
Macie moje błogosławieństwo, by kopiować i rozprzestrzeniać do woli (pamiętając jednakże, że zdjęcia NIE SĄ mojego autorstwa ;))
piątek, 14 czerwca 2013
Ciekawa jestem, jak potraktowałabyś ten sam temat, ale jako ambasadorka Anglii. Bo generalnie chyba nie ma większych różnic? No może tylko z odbudową Stolicy nie ma odpowiednika... Czy się mylę?
OdpowiedzUsuńTemat potraktowałabym tak samo - zaprezentowała bym najlepsze aspekty danego kraju. W przypadku Anglii na pewno byłoby to coś innego - jednak Londyn i królowa są jednak atrakcjami porównywalnymi z mało czym.
UsuńPoza tym angielskich 'dziwactw' i nietypowych rzeczy jest tyle, że na pewno ta prezentacja wypadłaby inaczej.
No i o kuchni angielskiej bym raczej nie pisała :))
Naprawdę myślisz, że Polska nie różni się niczym od Anglii?
Na pewno się różni. Chodzi mi tylko o to, że każdy kraj ma w danych dziedzinach swoje charakterystyczne: dania, owoce, krajobrazy, zawiłości językowe itp. Dlatego uśmiechałam się pod wąsem, bo już w myśli robiłam takie zestawienie: na osi poziomej państwa, na pionowej różne kategorie, typowe dla krajów. Lubiłam kiedyś takie zadania...
UsuńNa pewno każdy kraj ma, ale często ... nie mamy o tym pojęcia i z niczym się nam dany kraj nie kojarzy (lub kojarzy się bardzo stereotypowo) i chyba celem całego takiego programu jest to, by dowiedzieć się choć odrobinę więcej o różnych krajach :)
UsuńDziękuję za podpowiedź Bloglovin
OdpowiedzUsuńCzytnik gugla to wprawdzie nie jest, ale przynajmniej na razie go nie zamykaja
Kalina, witaj w nowym miejscu, pod nowym nickiem :)
UsuńCzytnika Google nie znałam, ale Bloglovin naprawdę nieźle się sprawdza.
Bardzo się cieszę, że się udało! Wygląda na to, że samolotu w tym roku będą przeładowane :-)!
OdpowiedzUsuńAniu, w to akurat jest mało prawdopodobne. Najbardziej popularne kierunki wakacyjne wsród połowy dzieci z klasy mojego syna to bardziej Kabul, Islamabad lub Mekka :)
Usuńfantastyczna pogadanka ! Jakżeś to kobito przygotowała w jeden wieczór ?!!
OdpowiedzUsuńDzięki za link .
Niewykluczone, ze skorzystam w najblizszej przyszłości.
Dziecię mi rośnie, a moja wiedza o Polsce ...lekko zakurzona jest :-) Sama sobie się dziwię, że tyle nie pamiętam...Białowieża ! O żesz ty ! Zapomniałam !
Chillax, wieczór, kawałek nocy i ranek (miałam akurat wolną środę)
UsuńTeż zapominam, ale od czego ma się blog i Facebook? :)
Super, że prezentacja się udała:) Też jestem z Ciebie dumna:)
OdpowiedzUsuńA truskawki w łubiankach rzeczywiście teraz na każdym rogu... Nie wiem po ile, bo ja raczej nie przepadam, ale gdy pomyślę, że inni tęsknią, a ja mam pod nosem i nie korzystam.... to chyba dziś sobie jednak kupię. Na Twoje zdrowie!
Renya, tak, tak, znamy to: "Zdrowie wasze w gardła nasze" :)
UsuńTo ja poproszę dużą michę ze śmietaną i z cukrem!
Zajelo mi troche znalezienie komentarzy...:)
OdpowiedzUsuńPodziwiam! Nie wiem, kto i za i za ile bylby w stanie zaciagnac mnie do angielskiej szkoly i tam przemawiac do angielskojezycznych lebasow. Dosc mam, co poniektorych doroslych -what did you say?- a jak wiadomo, dzieci bywaja bardziej szczere. brr. 'Sie ma' lub 'siema'(?) mnie dobija. Co to w ogole jest, czy ja jestem za stara czy za bardzo AE(dorzuc ogonki, prosze)? No i oczywiscie obowiazkowy usmiech i duma: 'jakiz to poliglota ze mnie, a i znajomoscia kultury sie wykazuje':)
Przypomnialas mi owoce i tej troche, takiej sielskosci za lebka, chociaz sielsko raczej wtedy nie bylo. Nie jestem bardzo owocowa, ale zrywane z rana truskawki i jedzone takie jeszcze z blotem sa najlepsze ze wszystkich znanych mi owocow, a nie, przepraszm, chyba poziomki z brzozowego lasu zbierane na nitke wygraja.
Moniko, cieszę się, że udało Ci się dotrzeć do komentarzy ;)
UsuńJa też nie poszłabym do pierwszej lepszej angielskiej szkoły, ale tu miałam 'przewagę', bo z większością dzieci w zeszłym roku regularnie czytałam książki co piątek, więc 'podskakiwali' tylko ci, którzy mnie nie znali :)))
Co do zdolności językowych Anglików, widzę, że mamy podobne zdanie ;)
'Siema' do mnie jeszcze nikt nie mówił. Widocznie nie jestem już z tego przedziału wiekowego. W sumie powinnaś potraktować to jako komplement ;)
A co do truskawek z błotem, to wybiorę się chyba na pick-your-own farm w najbliższy weekend. Takiego sobie narobilam smaku!
trafilam do Ciebie dopiero co i teraz czytam wstecz-moj Dziec mial w tym roku caly term o Polsce :) nawet mazurki na Wielkanoc piekli :)a wczesniej, w ramach zadania domowego o zamkach przygotowalismy poster o Malborku. I teraz dzieciaki w szkole mowia, ze beda nas odwiedzac w Polsce :)
OdpowiedzUsuńKudłata, to jakaś wyjątkowa szkoła musiała być! :)
UsuńA z tego, co widzę, to Ty właśnie wracasz.
Opisuj więc wrażenia - z wielką chęcią i zainteresowaniem będę je czytać.
Nie, że planuję powrót do Polski, ale naprawdę jestem ciekawa wrażeń z 'przesiedlenia' ;)
Pozdrawiam i czekam na dalszy ciąg początku końca :)
Zaznajamianie obcokrajowców z Polską - to by się przydało, w końcu jesteśmy w Anglii potęgą emigracyjną. Akcent akcentem, ale brytyjski jest dla mnie ciężki do wysłuchania. To nie jest w ogóle angielski :P
OdpowiedzUsuń