Searching...
sobota, 14 lutego 2015

Spotkanie z byłym kochankiem

Wysiadasz z pociągu, suniesz w gąsiennicy współpasażerów wysypujących się co rano ze stacji Marylebone, panicznie szukasz w przepaściach torebki 'oysterki' i zastanawiasz się, jaka linia metra zabierze cię w okolice sali konferencyjnej, która jest twoim dzisiejszym punktem przeznaczenia.

Wpadasz na niego tuż po wyjściu z dworca.
Stoicie metr od siebie i uśmiechając się nieśmiało ignorujecie fukania pędzącego tłumu, któremu ewidentnie utrudniacie swobodny przepływ.




Udajesz sama przed sobą, że to spotkanie nie zrobiło na tobie żadnego wrażenia.
Że podskórnie przeczuwałaś, że możesz się na niego natknąć.
Przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie planuje spotkania z byłym kochankiem.
Choć czasem może nieśmiało liczy, że wspólne trajektornie przetną się na jakimś ślubie znajomych, w ulubionym pubie, na branżowej konferencji.


On też nie wygląda na zbyt poruszonego, choć czujesz, że powitanie jest ciepłe.

Wymiana grzeczności.
"Ach! Na konferencję? Na Camden? Jedziesz autobusem, czy chcesz się przejść?"

Autobus jest jedyną opcją, jeśli nie planujesz spóźnienia i nie zamierzasz wydać majątku na taksówkę. Odprowadza cię na przystanek, usłużnie sprawdza rozkład jazdy i daje wskazówki, jak dojść do celu tylko jemu znanym skrótem.
Obiecuje, że przyjdzie po ciebie, aby wyciągnąć cię na jesienny spacer.
 

Zaczyna się szkolenie, na którym nijak nie będziesz mogła się skupić.
Czujesz nieśmiałe łaskotanie pod przeponą.
Mieszanka niedowierzania, ekscytacji i świeżego powiewu zauroczenia jest trudna do ukrycia i masz wrażenie, że wszyscy wokół widzą twoje pałające poliki.
Automatycznie robisz tony notatek, by później  (tradycyjnie już) nigdy do nich nie zajrzeć. Pakujesz się szybko i czekasz jak na szpilkach, aż skończą się wydumane pytania do prelegenta.
Wychodzisz pierwsza, ignorując możliwość networkingu i zdobycia dodatkowych materiałów szkoleniowych.


Jest. Stoi oparty o pięknie zdobioną bramę po przeciwnej stronie ulicy.

Omiatasz go wzrokiem i nie możesz nie zauważyć, że wygląda świetnie.
Nie umykają twej uwadze znajome zakamarki jego ciała (znane tylko nielicznym; fakt, że jesteś jedną z nich jest dziwnie podniecający).


- Spacer?
 

Wiesz, że w domu czekają dzieci, niewystarczająco naprzytulane w codziennym pędzie między pracą a lodówką.
A jednak nie możesz sobie odmówić tej przyjemności.
"Zadowolą się chipsami o smaku octu winnego" - myślisz sobie, uspokajając ćmiący wyrzut sumienia.


O choćby pokojowym zjednoczeniu ciał mowy być nie może, mimo że aż się prosi, by przynajmniej wziąć go pod rękę.
'Seks z byłym' to wymysł kolorowych pisemek dla podniesienia poczytności.

Nie wchodzi się do tej samej rzeki!

Idziecie przed siebie, trzymając między sobą poprawny dystans.


Plecak, wypchany po brzegi materiałami ze szkolenia zaczyna powoli ciążyć, a obijający się o ciebie co i rusz przechodnie wkurzają z lekka.
Bo przecież nie patrzysz już na świat przez różowe okulary.
Już nie ma między wami tej łagodzącej wszystko chemii.


A jednak z ukłuciem zazdrości stwierdzasz, że on nadal jest zabawny, szarmancki i uwodzicielski.
I dobrze ubrany.
Mieszanka wypróbowanej, nowoczesnej elegancji z wysmakowaną klasyką zawsze cię pociągała. Kątem oka wyłapujesz te wszystkie szczegóły, o których zdążyłaś już zapomnieć: kolorystycznie dobrane detale, oryginalne dodatki, wysublimowany wybór tkanin i swobodę, z jaką to wszystko razem jest skomponowane.

I po raz kolejny łapiesz się na tym, że ogarnia cię fala bliżej nieokreślonego żalu.
Bo gdyby on był podtatusiałym dziadygą z obwisłym brzuchem i workami pod oczami, dużo łatwiej byłoby ci się pozbyć irytującej tożsamości brzydkiego kaczątka.
W tyle głowy pulsuje ci ćmiącym bólem pytanie, czy dobrze się stało, że ... jednak nie jesteście razem. 


Właśnie przekraczacie jedną z najsławniejszych ulic. W oddali widać zarysy Sherlocka Holmes'a zbrązowiałego przed swoim własnym muzeum.
Sting nuci ci w głowie 'There's moon over Baker Street tonight ...'. (Tak wiesz, że to Bourbon Street, ale skoro może być 'beboso', to i 'baker' ujdzie).


Drogą skomplikowanych połączeń nerwowych zaczynasz w mózgu odtwarzać kolejny film.
Jak w kalejdoskopie przelatują ci przed oczami wspólnie przeżyte chwile, odwiedzone miejsca, poznani znajomi.

A Tuwim i jego 'wylękniony bluźnierca, unoszone gorące, unisono dyszące i tych dwoje nad dwiema'?
Z nikim innym wiersze nie przemawiały tak wyraziście do do wyobraźni.


Znów chłoniesz go całą sobą. Wciągasz dyskretnie jego zapach, po którym rozpoznałabyś go bez pudła, niczym matka pingwiniątka rozpoznaje jego pisk wśród dziesiątek tysięcy innych puchowych kulek.
 

Nie chcesz pamiętasz złego, ignorujesz niedoskonałości, a wszystkie wady wydają się blednąć.
Kłuje cię, że co i rusz ktoś inny spogląda na niego z zachwytem, z błyskiem w oku wielokrotnie gorętszym niż twój.
Onieśmiela jego niewymuszona swoboda i niczym niezachwiane poczucie własnej wartości.


Myślisz: To jednak kawał mojego życia!
Zastanawiasz się, czy można tak zupełnie przestać kogoś kochać, wymazać z pamięci i nie pragnąć.


Przywodzisz w myślach te wszystkie chwile, kiedy płakałaś przez niego w łazience w pracy, rozmazując i tak już wypłowiały zmęczeniem makijaż - bo potrafił ci solidnie dopiec.
Wiesz, że żaden związek nie pozostawia cię taką samą. Raz sklejonych kartek nie da się bezboleśnie rozłączyć. Poszarpane fragmenty zawsze pozostaną na obu oderwanych połówkach.


I chociaż to ty odeszłaś klnąc na czym świat stoi, choć mówiłaś sobie, że porzucenie go to najlepsza decyzja w twoim życiu, to czujesz, jak - wbrew zdrowemu rozsądkowi, wbrew twojej woli, wbrew prawom natury - rodzi się w tobie tęsknota za tym, co was kiedyś łączyło.
Bo choć to ty zadecydowałaś o rozstaniu, to jednak zranione ego daje o sobie znać.
Że nie walczył, że nie próbował rozkochać cię w sobie na nowo, że był uparty, kapryśny i momentami brutalny.
Bo przywodzisz na myśl ból, jaki towarzyszył budowaniu tego związku. Jak oswajałaś go powoli, jak pokonywałaś początkową niechęć, jak po raz pierwszy poczułaś wreszcie to przyjemne mrowienie i zrozumiałaś w końcu, że bycie w jego objęciach jest pięknym i unikalnym przeżyciem, które nie każdemu jest dane doświadczyć.


Mrok dawno już zapadł.
On odprowadza cię do samej stacji, całuje na pożegnanie w policzek.
Bez czułości.
Bez żadnych frazesów w stylu 'fajnie cię było znów zobaczyć'.
Bez obietnic 'zdzwonienia się'.
Bez słowa odchodzi w siną dal, nie oglądając się za siebie.


Zbierasz szybko do kupy pęk emocji, upychasz niesforne myśli do plecaka i chcąc nie chcąc wyciągasz z bocznej kieszeni bilet powrotny.
Zanim przyjedzie pociąg idziesz do dworcowej toalety i zauważasz, że zmoczone nagłym kapuśniaczkiem włosy prezentują się wyjątkowo marnie, a siwe odrosty na przedziałku sprowadzają cię na ziemię.
Obciągasz workowaty sweter i z dezaprobatą patrzysz na buty. Sfatygowane i mało seksowne.
Nie, zdecydowanie nie wyglądasz jak milion dolarów (czym tłumaczysz sobie jego obojętność).




W głębi serca wiesz, że czułaś się przy nim jak prowincjonalna gąska, że on i tak do ciebie nie pasował.

I z tą pocieszająco-racjonalizującą myślą wracasz do porzuconego w skromnym miasteczku męża i dzieci.





*****








Tych wszystkich, którzy wiedzą, że mój mąż czyta mojego bloga oraz tych którzy znają nas osobiście, gdyż zrobili to, czego zawsze się obawiałam, a mianowicie - w jakiś niewiarygodny, tylko sobie znany sposób - namierzyli mojego bloga i zidentyfikowali bez pudła (Tomku, pozdrawiam :)) pragnę uspokoić.
Nie, nie zdecydowaliśmy się z Walentym na związek
otwarty :), choć ... nie jest to także fikcja literacka.
 

W rolach głównych wystąpili: nie mogąca sobie odmówić małego szlajanka z aparatem Fidrygauka na gościnnych występach i jej były kapryśny kochanek ... Londyn :)


... współpasażerów wysypujących się co rano ze stacji Marylebone ...


... że wspólne trajektornie przetną się na jakimś ślubie znajomych, w ulubionym pubie, na branżowej konferencji...

 ... na  Camden? ...

... jeśli nie planujesz spóźnienia i nie zamierzasz wydać majątku na taksówkę ...

... i daje wskazówki, jak dojść do celu tylko jemu znanym skrótem ...

... o pięknie zdobioną bramę po przeciwnej stronie ulicy ...

... omiatasz go wzrokiem i nie możesz nie zauważyć, że wygląda świetnie,
nie umykają ci znajome zakamarki jego ciała ...



... z ukłuciem zazdrości stwierdzasz, że on nadal jest zabawny ...


... szarmancki ...

... i uwodzicielski ...






... mieszanka wypróbowanej, nowoczesnej elegancji z wysmakowaną klasyką zawsze cię pociągała ...

 

... kątem oka wyłapujesz te wszystkie szczegóły, o których zdążyłaś już zapomnieć: kolorystycznie dobrane detale ...

... oryginalne dodatki, wysublimowany wybór tkanin ...


... kłuje cię, że co i rusz ktoś inny spogląda na niego z zachwytem, z błyskiem w oku wielokrotnie gorętszym niż twój ...
 


... jak w kalejdoskopie przelatują ci przed oczami wspólnie przeżyte chwile, odwiedzone miejsca, poznani znajomi ...

... widać zarysy Sherlocka Holmes'a zbrązowiałego przed swoim własnym muzeum ...
(no dobra, informacja dla pedantów: muzeum jest trochę dalej, za rogiem :))

 ... a Tuwim i jego 'wylękniony bluźnierca, unoszone gorące, unison(o) dyszące i tych dwoje nad dwiema'? ...

... mrok dawno już zapadł ...

... wracasz do porzuconego w skromnym miasteczku męża i dzieci ...




Miłych Walentynek, sobota, 14 lutego 2015

26 comments:

  1. ŁAŁ.
    Szapo-ba, koleżanko, bo ten tekst to majstersztyk! Niezmierzone gratulacje składa Bożena

    OdpowiedzUsuń
  2. Też mi się bardzo ten tekst podobał......niestety ;))

    OdpowiedzUsuń
  3. Ha! Mamy wspolnego bylego kochanka:) Swietny tekst i piekne zdjecia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak wiem, on niejednej zawrócił w głowie. Taka już jego nieodparta (musisz to przyznać) uroda :)
      A zdjęcia trochę z dala od powszechnie uczęszczanych szlaków turystycznych (wiesz, te tylko niewielu znane zakamarki ciała :)))

      Usuń
  4. Swietny tekst !!!
    Pozdrawiam
    Beata

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo osobiste wyznanie, podoba mi się niezmiernie :-)

    L. kochanek wielu... ale ilu i jacy poza nim jeszcze byli u Ciebie. Powiedz, bo ciekawa jestem.
    Mnie ten może najdłużej czarował, ale było też kilku innych, którzy dali radę ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :)
      Z tych miastowych to chyba jeszcze tylko Warszawa. Ale to raczej kumpel z młodości niż kochanek, choć poziom zażyłości był dość duży - dorastaliśmy razem :)
      A ten opisany był z początku niedostępny, nierealny, z wysokiej półki, więc sama rozumiesz - jak już się znalazłam w jego ramionach, zawrócił mi w głowie, choć się ścieraliśmy (bo marzenia, jak zwykle, zweryfikowała szara codzienność :))

      Usuń
  6. Doskonałe.... czytając nie raz musiałem przerwać i zastanowić się - więc to byłoby tak. Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Starałam się uruchomić wyobraźnię, jak to by wyglądało gdyby ... :)
      Nie wiem skąd mi się wziął pomysł na taki wpis, ale była to pierwsza myśl, która pojawiła się w mojej głowie tamtego dnia. Była tak silna, że w drodze powrotnej spisałam te wszystkie myśli na kartce (czego raczej nie praktykuję :))

      Usuń
  7. Mój były kochanek, jeszcze bardziej prowincjonalny od mojego stałego, ale jednocześnie bardziej światowy i znany, bo turystyczny... Zawsze miałam słabość do takich popularnych szelm;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tacy wiedzą, jak uwieść. Prowincjonalność nie jest tu powodem do wykluczenia :)

      Usuń
  8. Takie wyznanie z okazji Walentynek? Cieszę się, bo to dla mnie znak że po pewnych "zawirowaniach" wracasz do formy i mam nadzieję, że wrócisz na dobre do pisania tu. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Takie wyznanie z okazji Walentynek?"
      No co?! W końcu coś niecoś o miłości było. ;)
      Co do zawirowań, to jeszcze się trochę kotłuje. Ale pomysłów mi nie brakuje. Z czasem trochę gorzej. Także będę się raczej pojawiać i znikać, niż pisać coś regularnie.
      Uściski!

      Usuń
  9. Cóż za literacki twist! Dałam się wyprowadzić w pole. Dzięki temu poczułam ten dreszczyk :)
    Dziękuję za wspaniały spacer :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze do usług. Co ciekawe, że mamy (chyba dość często) podobne pomysły na twisty. Jak przeczytałam Twój 'stwistowany' wpis o 'truskawkach', a zrobiłam to już po napisaniu tego, to pierwszą myślą było: cholera, Skorpion pomyśli, że ściągałam ;)

      Usuń
    2. :D
      No co Ty, Fidrygauko? Nawet podczas pisania postów o mnie myślisz? ♥
      Skorpion uwielbia twisty!

      Usuń
  10. czy to uczucie do miasta, czy do człowieka, smakuje tak samo znajomo i nostalgicznie. Nawet ekscytacja i 'the morning after' puentują takie spotkania szyldem 'wszystko się zmienia, sentyment pozostaje'. Pozdrowienia z miasta byłych i obecnych :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, sentymentu nie da się wymazać, mimo zawirowań. Człowiek ma jednak tendencję do wypierania złych wspomnień. Tym niemniej powiedzenie o niewchodzeniu do tej samej rzeki nie wzięło się znikąd ...
      Miłego wędrowania :)

      Usuń
  11. Bardzo dobry tekst! :) świetna symbolika i alegorie :) czytało mi się z prawdziwą przyjemnością :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Super, zaskakujące, ale aż nadto prawdziwe, niezależnie kogo czy co postawimy w głównej roli. No cóż, prawdziwa miłość nigdy nie przemija, tym bardziej że kochanek jak widać naprawdę w formie. Jak zwykle przeczytałam jednym tchem i pomyślałam o Mediolanie...Kiedy zaglądam na świetnego bloga "Włoski cafe" też mi przykro, że to już nie ja, choć w Polsce mi zawsze najlepiej czasem mam takie rozdwojenie jaźni. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, masz rację, właściwie można do tej roli dopasować każdego i każde :)
      Ja mam jeszcze podobne rozdwojenie jaźni w Warszawie, bo co by nie powiedzieć o tym mieście, to jest to moje rodzinne i ukochane.
      I zawsze się czuję w nim, jakby mnie coś omijało (choć to raczej taki brzydal Janusz Stokłosa niż powalająco przystojny George Clooney :)))

      Usuń

Niepisanym prawem tego bloga jest lista komentarzy dłuższa od samego wpisu - uprasza się o podtrzymywanie tradycji:)

 
Back to top!