Searching...
poniedziałek, 30 maja 2011

angielskie kontrasty

Zawsze szokowały mnie kontrasty w brytyjskim społeczeństwie.

Od totalnego chłodu i dystansu, izolowania się od innych (no bez przesady oczywiście - chodzi mi o sławetne 'My home is my castle' i 'socjalizowanie się' /he, he fajna kalka językowa nie?/ tylko w miejscach publicznych, pubami zwanych :)), po totalny ekshibicjonizm manifestujący się sikaniem nabuzowanych panienek w metrze, czyszczeniem sobie zębów nitką dentystyczną w autobusie, obcinaniem paznokci (oj, można oberwać w oko wirującym pazurkiem współpasażera z naprzeciwka, można), wykonywaniem makijażu od podstaw i omawianiem przez komórkę swojego życia seksualnego z poprzedniego tygodnia.

 


Od usztywnionej Jej Królewskiej Mości po kolorową kulturę punków.
Od celebrowania wszystkiego co angielskie/walijskie/szkockie/irlandzkie, po totalne otwarcie na inne kultury i zwyczaje.
Od 5 o'clock tea, Sunday roast i Friday beer pint w lokalnym Royal Oak lub innym Prince of Wales, po maksymalną zlewkę christmasową (bo większość jest tak zmęczona codzienną gonitwą, że spędza Boże Narodzenie w łóżku z pilotem (od telewizora, rzecz jasna :)) i herbatą z rumem. Mam na myśli tę bezdzietną część społeczeństwa (Czy już mogę używać w odniesieniu do nie słowa większość?)
Od coraz bardziej bezpruderyjnych i szokujących reality show po święte oburzenie.
 
O tym oburzeniu pisało dzisiejsze Metro. Że ktoś tam za dużo biustu pokazał - no faktycznie szokująca nowość dla przeciętnego 'coach potato'!

Ale o tym jutro, bo za sekundę kolejna przesiadka ;)

0 comments:

Prześlij komentarz

Niepisanym prawem tego bloga jest lista komentarzy dłuższa od samego wpisu - uprasza się o podtrzymywanie tradycji:)

 
Back to top!