A więc dziś na wieczór fidrygaśna notka o dylematach pewnej mamy.
Otóż pani Judy Murray, mama czwartego w rankingu tenisisty na świecie, z którego Brytyjczycy są dumni nie mniej niż my z Małysza, zaczęła na Twitterze flirtować z Feliciano Lopezem, ni mniej ni wiecej tylko przeciwnikiem swojego syna w jutrzejszych ćwierć finałach.
Syn żartobliwie wyraził zdegustowanie nieuczesanymi myślami mamusi, która ochrzcila Hiszpana "Deliciano" (czyli, że ciacho z niego niezłe) i wyraził nadzieję, że jednak jemu (synowi rodzonemu, znaczy) kibicować będzie :).
W sumie to nie był żaden flirt.
Pani Matka po prostu blognęła parę miłych słówek, jako "one of the lots of Feliciano's female fans"* (czyli jako cicha wielbicielka, No w końcu co? Ma się zapierać swojej kobiecej natury?).
Prasa to rozdmuchała, Ms. Murray spiekła raczka na wieść o nagłej popularności i to z TAKIEGO powodu, ale zastrzegła od razu, że nie ma mowy o dopingowaniu kogokolwiek innego, jak Andiego, jako że rodzinna lojalność musi być na pierszym miejscu!
Najwyżej jakieś małe 'fiu-fiu' się wyrwie z piersi w kierunku politycznie niepoprawnym.
Myślę, że jak jej synek przegra, to przynajmniej pani Murray łatwiej przełknie tę porażkę :-D
No czy ja wiem? Nie mój typ raczej :)
Choć może to kwestia zdjęcia? :-D
wtorek, 28 czerwca 2011
0 comments:
Prześlij komentarz
Niepisanym prawem tego bloga jest lista komentarzy dłuższa od samego wpisu - uprasza się o podtrzymywanie tradycji:)