Searching...
czwartek, 25 sierpnia 2011

Czarnuchowi zaliczam!

Siedzieli w hinduskiej restauracji maczając naan na przemian w aromatycznym sosie curry z soczewicą i w sosie szpinakowo-śmietanowym.

- Lubię tę restaurację, bo tu gotują prawdziwi Hindusi, a nie jakieś "podróby". - zachwycał się on.

- Fajnie, że w Polsce już jest co raz więcej takich miejsc. Uwielbiam kuchnię orientalną, a hinduską w szczególności. - dodała ona, wprawnym ruchem rozrywając podpłomyk na mniejsze części i zanurzając go w szpinakowej zawiesinie.


Gadali, dyskutowali, deliberowali, choć był to bardziej monolog, gdyż ona za bardzo nie mogła się przebić przez jego tyrady i wywody.
 

Od chwili, gdy odebrał ją z lotniska, nie przestawał nadawać.
O linii politycznej Camerona, o beznadziejnej pozycji emigrantów ("Ja ci powiem, ja nie wiem, czy nawet twoje dzieci się wybiją, bo wy to już zawsze dla Anglików będziecie nikim"), o tym, że ta cała Anglia, w której był zaledwie parę razy (a największym eventem, który zaliczył był mecz Liverpoolu) to mu się W OGÓLE nie podoba.

Myślał pewnie, że tytuł profesora zwyczajnego, uzyskany o własnych siłach, bez znajomości (co podkreślał odpowiednią modulacją), ciężką pracą (i tupetem - dodała w myślach ona), uprawniał go do posiadania jedynie słusznych poglądów na wszystko.


Polityczne dywagacje przeplatał napuszonymi opisami egzotycznych krajów, które zwiedził, krytyką własnych braci ("Ja ich nie rozumiem! Życie jest tylko jedno i trzeba się nim cieszyć tu i teraz, a nie całe życie tyrać. Dlaczego on sobie nie kupi domu w Portugalii?"), krytyką jej ("To, co mówisz, to tylko mrzonki. Chcieć to każdy może." - przerywał jej w pól słowa, krzywiąc się z politowaniem, o tyle nieuzasadnionym, że de facto nie pozwolił jej nawet tych 'mrzonek' porządnie wyartykułować).


Wygarniając resztki sosu z fikuśnego naczynka przyparł na nią bezpardonowy atak, oskarżajac ją o to, że niewystarczająco troszczy się o przyszłość swoich dzieci, nieodpowiednio je stymuluje, nie zapewnia odpowiednio rozwijających rozrywek i nie robi nic, by zapewnić im jedyny akceptowalny (=zapewniające szczęśliwe i zasobne życie) zawód lekarza lub prawnika.


Płacąc rachunek i zastanawiając się, gdzie by tu wypić espresso ("w Polsce drożej niż na Malediwach. Dasz wiarę?") przyparł ją do muru całkowicie (nadal nie dopuszczając do głosu i nie dając możliwości przedstawienia jakiejkolwiek argumentacji) i zapytał, dlaczego nie rozpatruje wysłania dziecka na studia do Polski.
Fakt, że uprzednio nawet nie zadał jej pytania "czy" (założył, że nie i koniec), ani, że dziecię ledwo co opuściło progi podstawówki, wezwał się tu być bez znaczenia.


Gdy ona marzyła już tylko o tym, by ją wsadził do 'pociągu byle jakiego', dał jej święty spokój i pozwolił w spokoju potęsknić za tymi jej biednymi, niedostymulowami dziećmi z mroczną przyszłością w kraju, w którym liczy się tylko przynależność do danej klasy społecznej (a wiadomo. że emigranci to są w ogóle poza systemem klasowym, więc there we go again), gdyż taki był jej cel przylotu do Polski (odebrać dzieci od dziadków, a nie jeść hinduskiej jedzenie, którego ma pod dostatkiem na każdym rogu; w końcu to ONA mieszka w Anglii już od dekady) on się rozkręcił w argumentacji.


- W Polsce, moja droga, jest przed wszystkim tanio. ("Więc jednak"- westchnęła w myślach ona. "A co z tą kawą na Malediwach, w takim razie?")

- W Anglii te uczelnie są beznadziejne. Humanistyczne studia, może, ale nauka? Wszyscy posylają dzieci do USA. USA, bracie ..
. zamarł na chwilę w błogim uwielbieniu.

- A Polska, rozumiesz, jest tania.
Dlaczego tu tak te 'Żółtki', ci Murzyni, ci Azjaci ciągną? Bo dyplom unijny dostaną i bedą tam u siebie kimś. Twoje dzieci na medycynę w Anglii nie pójdą, bo cię nie będzie stać (ona nie przypominała sobie, by pokazywała mu swoje wyciągi z konta, ale przecież on WIEDZIAŁ, mimo iż widywali się na ogół w przelocie, raz na rok, w drodze z lotniska, które pechowo nie było w jej rodzinnym mieście).


- Ja ci powiem, jak taki 'Czarnuch' (on chyba nawet nie mówił tego ' z dużej litery') przychodzi do mnie na egzamin, to ja mu zaliczam bez problemu. Mam to w dupie. On i tak stąd w cholerę wyjedzie. I bardzo dobrze.


Ona na tego "Czarnucha" skuliła się cała w przerażeniu, że ktoś obok usłyszy, ale nikt się nawet nie spojrzał w ich kierunku.

Pomyślała o swoich czarnoskórych przyjaciółkach, będących przy niej w najtrudniejszych momentach, o pakistańskim lekarzu, który niemalże uratował jej życie (ciekawe, swoją drogą, gdzie kończył studia), o irańskiej położnej. która zachęcała, pocieszała, przekonywała, że da radę, dzięki której poród w obcym kraju nie stał się koszmarem.
O hinduskim komputerowcu, który przyjechał do jej domu i naprawił na poczekaniu zepsuty laptop, o skośnookich, rozchichotanych panich z Chineese Takeaway czy Nails Parlour, zawsze gotowych do pomocy.
O Somalijskiej nauczycielce, która poświęcała swoje szkolne przerwy, by uczyć angielskiego jej syna, który przyjechał na Wyspy i od razu trafił do zerówki.
O tych wszystkich najzwyklejszych ludziach, wstających rano do pracy, kochających swoje żony, rozpieszczających swoje dzieci, tęskniących za swoimi rodzinami, marzących ...


Dla niego byli 'smieciami', nikim, 'Czarnuchami', 'Żółtkami', brudasami, podludźmi.
Bo on jest polskim profesorem, więc wie...
Bo jakaś tam zakichana porawność polityczna (a może zwykła kultura?) jest mocno przereklamowana i przejmować się nią nie warto.


Bo, że tak rasistowsko powiem, w kwestii tolerancji to my Polacy jesteśmy lata świetlne ZA MURZYNAMI ...






Ps1. Wystąpili: Fidrygauka na tygodnowych wakacjach w Polsce, Osobisty Wujek Fidrygauki

Ps2. Mam nadzieję, że daliście sobie jakoś radę z moimi zdaniami wielokrotnie złożonymi, dygresjami i nawiasami

Ps3. Szczerze polecam kurczaka w sosie szpinakowo-śmietanowym z kolendrą Murgh Hala Masala oraz soczewicę smażoną z cebulą i chilli o wdzięcznej nazwie Dal Tadka :)




czwartek, 25 sierpnia 2011


2011/08/25 12:50:02
rety.
Przebiłam się, ale błagam - rozbijaj takie teksty na akapity, bo taki dyslektyk jak ja to palcem po ekranie musi jechać, inaczej linijki gubi...
W kwestiach nietolerancji, to mnie tego nauczył własnie pobyt na wyspach. Pojechałam cała happy, peace&love brothers, a jak dostała po głowie, to mi się odmieniło nieco. Mudźin, to mudźin, ale tych od allacha (wszystkich bez wyjątku) to bym chętnie wsadziła na minę.
P.S. Wuj Profesor to taki osobny podgatunek. Niezależnie gdzie jest profesorem, jego mądrości są nieprzeniknione, wieczne i jedyne ;) Też takiego mam :)

2011/08/25 22:36:49
Veni, sorry, ale mi się komórka w Polsce totalnie zbuntowała i nie mogę wstawiać akapitów (html editor not supported czy jakoś tak), dostępu do kompa chwilowo nie mam, a musiałam napisać, bo emocje ...
A ty tak wszystkich równo nie tolerujesz z założenia, bo taki kolor skóry mają. Mnie też wiele grup narodowościowych zalazło za skórę, ale po pewnym czasie zobaczyłam, że pewne cechy czy zachowania wiążą się nie (nie tylko) z pochodzeniem, ale np. ze statusem społecznym, z wykształceniem, z tym co się osiągnęło w życiu. Sfrustrowany Polak czy sfrustrowany Afgańczyk potrafią tak samo zatruć życie.

2011/08/26 12:05:00
Kolor skóry kolorem skóry, łatwiej wyłapać tych do nielubienia co najwyżej. Ciapków niestety nie zniese. Mieszkałam w ciapkowej dzielnicy i na własnej skórze poczułam to i owo. Jak to jest dostać zimną pizzę w ciapkowej knajpie, jak się bez męża przychodzi, jak to jest być ignorowanym w konwersacji oficjalnie i bez mrugnięcia okiem, jak to jest mieć wielbiciela, któremu palma odbiła do tego stopnia, że mnie śledził, chociaż wędrowałam z dzieckiem pod pachą i drugim w brzuchu... takie atrakcje różne w każdym razie.
Nawet w polszcze, jak mi się zdarzyło być na dość międzynarodowej imprezie z językiem angielskim dominującym w konwersacji, to taki jakiś ciapek, po godzinie rozmowy i udawania, że wcale nie stoję tam i wcale nic nie mówię, spytał się mnie: duuuuu juuuuuu sppiikk inglisz? sylabizując jak do idioty.
No wybacz, ale trochę mam awersję.

2011/08/26 18:21:28
Ja rozumiem negatywne doświadczenia - sama mam ich setki i wiem, że gdzie jak gdzie, ale w Londynie nietolerancji właśnie nauczyć się jest łatwo.
Unikam pewnych środowisk (dlatego też uciekliśmy z Londynu - też miałam takiego sąsiada, który mi namolnie proponował 'cudowny związek' od zaraz i żadne tłumaczenia nic nie dały, aż do czasu postraszenia policją).
Ale staram się nie wrzucać wszystkich do jednego wora i zakładać z góry, że ktoś jest beznadziejny, bo jest np. Arabem, bo wtedy dopiero bym była sfrustrowana (i uboższa o wiele fajnych doświadczeń i przyjaźni), i nie miałabym prawa wkurzać się na Anglików, którzy myślą, że wszyscy Polacy to albo sprzątaczki albo budowlańcy :)

2011/08/27 00:52:14
Nie mam żadnych uprzedzeń do ludzi o innym kolorze skóry, z tego prostego powodu, że w moim powiatowym mieście rzadko mam okazję takich spotkać, a trudno nie lubić (albo lubić) kogoś kogo się nie zna ;-)
Pamiętam jednak jak dawno temu, kiedy jeszcze nikt nawet nie śnił, że będziemy w Unii, z wakacyjnych "saksów" na farmie w Anglii, powrócił mój szkolny kolega.
Jak opowiadał, wszyscy na tej farmie zapylali jak mróweczki, bo praca była na akord. Wszyscy oprócz murzynów, którzy opieprzali się cały dzień, aby później bezczelnie ukraść, to co zebrali inni i oddać do skupu jak swoje. Kolega nie mógł pojąć, że przeciwko takiemu zachowaniu protestowali wyłącznie Polacy.
Wszystkie pozostałe - "zachodnie" nacje, traktowały murzynów jak "święte krowy" i oburzały się zachowaniem Polaków, którzy nie chcąc dobrowolnie oddać swojego "urobku", wdawali się w regularne bijatyki z murzynami.
Pewien Holender tłumaczył to mniej więcej tak - "no przecież to są murzyni, a oni są tacy biedni, bo przez lata byli przez nas wyzyskiwani...".
Po powrocie kolega stwierdził, że po tych doświadczeniach jego poglądy na temat rasizmu nieco "ewoluowały" oraz, że za cholerę nie rozumie tej całej zachodniej "politycznej poprawności" :-)

2011/09/01 00:11:47
Jonasz, zgadzam się z tym, że poglądy mogą ewoluować pod wpływem nierzadko przykrych doświadczeń.
Polityczną poprawnością
można zabrnąć za daleko - też masz rację.
Ale ja naprawdę nie rozumiem głupiego założenia, bądź co bądź profesora, że wszystkie 'Czarnuchy' to dno (osoby studiujące, bądź co bądź medycynę, więc chyba coś tam w tych głowach mają, nie?).
Nie rozumiem pogardy a priori.
Poza tym, jeśli rozpatrzysz inną grupę społeczną - nie zbieraczy owoców (podejrzewam, że nie za bogatych, często bezrobotnych, żyjących w 'slumsach'), ale bankowców z City, dziennikarzy BBC, posłów brytyjskiego parlamentu, profesorów Cambridge - to czy będziesz mógł powiedzieć, że jedyni spośród nich, którzy się obijają, kombinują, kradną i są agresywni to Murzyni? Nie sądzę.
Moim zdaniem, to nie jest kwestia koloru skóry, rasy, narodowości, tylko pochodzenia, zwyczajów wyniesionych z domu, nawyków, i innych czynników socjo-kulturowych, składających się na ludzką egzystencję.

Myślę, że statystycznie spotkałam więcej agresywnych Murzynów niż np. Chińczyków. Żaden Chińczyk mi w życiu nie proponował seksu bez ogródek (ani z :)), nie obejmował mnie wysiadając z metra, nie skopał mnie w autobusie, nie wlazł mi do ogródka przez płot uciekając przed policją, nie nawrzeszczał na mnie w czasie próby wejścia do autobusu, podczas gdy on sam blokował przejście i ani myślał się przesunąć - niestety wszystkie te sytuacje przydarzyły mi się z Murzynami w roli głównej.
Ale czy to znaczy, że wszyscy Murzyni tacy są?
Dlatego mimo różnych negatywnych doświadczeń - staram się nie skreślać żadnego człowieka góry.

2011/09/01 16:49:06
Masz rację - z rasizmem i stereotypami, inteligentnemu człowiekowi jakoś "nie do twarzy"... W żaden sposób nie próbowałem tego kwestionować w moim komentarzu :)
Jednocześnie uważam, że zawsze należy zachować zdrowy rozsądek i równowagę, bo inaczej zamiast tolerancji mamy "polityczną poprawność" w jej karykaturalnym wydaniu.

pozdrawiam :)

2011/09/03 14:32:02
No to mamy pełną zgodę, Jonasz :)



0 comments:

Prześlij komentarz

Niepisanym prawem tego bloga jest lista komentarzy dłuższa od samego wpisu - uprasza się o podtrzymywanie tradycji:)

 
Back to top!