Searching...
środa, 24 sierpnia 2011

serce ... się kroi

Wczoraj wpadła mi w ręce nie lada gratka - darmowy Daily Mail. Nigdy go nie kupuję, ale czytać uwielbiam - bo to aż niewiarygodne, jak tendencyjnie można przedstawiać pewne fakty.

Pracowałam kiedyś raz w tygodniu jako wolontariusz w pewnej szanującej się instytucji i jednym z moich zadań było kupowanie porannej prasy dla klientów, a wg wytycznych miał być do Daily Mail lub Daily Mirror.
I wtedy też namiętnie podczytywałam te obie gazety.


Muszę przyznać, że Daily Mail - z całym tym swoim nacjonalistycznym wydźwiękiem oddaje perfekcyjnie nastroje panujące w części społeczeństwa brytyjskiego (angielskiego?) i bez pardonu i politycznego uładzania wali między oczy poglądami, pod którymi nie jeden Brown by się podpisał, acz sam lepiej nie ujął. 

Imigranci, Polacy jedzący królewskie łabędzie, murzyńscy kryminaliści, pakistańscy oszuści zasiłkowi, angielskie szkoły przepełnione Azjatami - z tej branży na pewno znadziecie coś każdego dnia.

Uwielbienie dla rodziny królewskiej (może nie personalnie, ale instytucjonalnie - choć krytyki błękitnokrwistych, jak trzeba nie unikają), blichtru, bogactwa, potęgi, umiłowanie tradycji - proszę bardzo.

Nie mogę powiedzieć, że się ze wszystkim nie zgadzam, bo często trafiają w sedno i nazywają rzeczy po imieniu.
Ale to jest tak, jak z moją narzekającą wiecznie znajomą, której zwrócono uwagę, żeby się opamiętała, bo słuchać się nie da. Ona próbowała odeprzeć zarzuty, mówiąc że tylko 'stwierdza fakty', na co usłyszała ripostę, że zbyt częste stwierdzanie faktów staje się narzekaniem :-P


Tak samo jak zbyt częste i jednostronne poruszanie pewnych tematów staje się manipulacją. (swoją drogą przeczytałam ostatnio ciekawy wpis - polecam )

Ale nie o prasie, tylko o multimilionerze Sir Richard Bransonie rzecz będzie i o jego spalonym domu.



Dom na karaibskiej wysepce się spalił, bo piorun w niego grzmotnął, huragan Irena rozdmuchał i ... parę milionów funtów w popiół się obróciło. 20 gości - w tym Kate Winslet (ach, jak ja ją lubię - to poza tematem :)) wyszło z tego bez szwanku. 
Największą stratą - po samym domu, oczywiście - były dwa notebooki pana domu, po których została stopiona masa (piszę to bez ironii, bo ja bym się załamała, gdyby mój ukochany laptopik zdematerializował w podobny sposób).

Ale w czym rzecz? 

Dom się spalił, postać znana, rozumiem, że można napisać artykuł.
Ten w Daily Mail zajmował jednak prawie całą stronę (!!!), gdyż ... zawierał tak niezbędne dla sprawy informacje jak: z kim była, z kim się rozwiodła, ile dzieci posiada i ile Oskarów zdobyła panna Winslet (tak ją nazwali - Miss Winslet :)), że na prywatnej 74-cio akrowej wyspie pana Bransona (kupionej od innego magnata po okazyjnej cenie 180 tyś. funtów, a wartej obecnie 5 milionów) bywali księżna Diana (świętej pamięci od lat 14 - ale ... temat zawsze miły sercu), Oprah Winfrey, Harrison Ford i psiapsióła córki Bransona księżna Katie Waitie Middleton-Windsor (przydomek 'waite' zyskała oczywiście z powodu wieloletnego niezdecydowania księcia Williama, który w końcu jednak stwierdził, że ją pojmie za żonę).
 

Artykuł traktował też o tym, że za głupie £1115 można wykupić tam sobie nocleg lub za £34 000 na dobę wynająć całą wyspę z domem i basenem (także jak ktoś ma chęć na oryginalne miejsce na spotkanie z przyjaciółmi, to polecam - widoki 360° full wypas).
Było jeszcze parę ociekających blichtrem i słabo ukrytą reklamą (firmy Virgin i samej posiadłości) kawałków, a nawet i humorystyczny akcent, jako że pan Branson, śpiący w innym budynku, na widok pożaru poleciał na pomoc tak jak stał, czyli tak jak spał, czyli nago.
Nie wiem, jak bym zareagowała na widok pożaru domu, gdzie są moje dzieci, ale bez przesady - majtki zakładam w 3 sekundy.


Czytałam ten artykuł i czytałam (przykuł moją uwagę tytułem o ratującej 90 letnią matkę Bransona Kate Winslet, która została okrzyknięta PRAWDZIWĄ HOLLYWOODZKĄ BOHATERKĄ, gdyż objęła staruszkę ramieniem swym i pomogła jej wyjść z objętego pożarem domu - jak zwykle, przesada w hollywoodzkim, w rzeczy samej, stylu) i zastanawiałam się nad ogromem snobizmu, nad szokującym zbytkiem, nad absurdalnością wywalenia takiej sumy na wyspę i dom w rejonie meteorologicznie bardzo niestabilnym.




Byłabym niezłą hipokrytką, gdybym nie przyznała, że miejsce jest (było/będzie?) bajeczne ...


Wiem, wiem, że zachowałam się jak typowa szara myszka rządząca się cudzymi pieniędzmi ("Gdybym ja dysponowała takimi sumami, to na pewno pomogłabym tym biednym dzieciom w Somalii" - znacie to? Łatwo się dysponuje tym, czego się nie ma :), ale ... jakoś o pogorzelcach w Londynie i ich odbudowie ich domów i sklepów spalonych w wyniku ostatnich zamieszek Daily Mail już nie pisze z takim zaangażowaniem (jeśli w ogóle).

A jak czytałam obietnice pana Bransona, wygłaszane z entuzjazmem dorównującym niemalże Warszawiakom w 1945 r., że odbuduje willę dodając jej jeszcze 'świetności', najszybciej jak się da, by ... (chlip, chlip, wzruszyłam się) zapewnić pracę wszystkim wspaniałym pracownikom, to towarzyszyło mi uczucie niepowetowanej straty.
Uczucie żalu, że z taką lekkością wyrzuca się 'w błoto' coś (te miliardy, w tym przypadku), co mogłoby się komuś przydać w bardziej szczytnym i mniej egoistycznym celu.


Uczucie, jakie miałam też (to chyba pod wpływem Kate Winslet), jak starsza pani z Tytanika wyrzuca w otchłanie morza 'The heart of the ocean' ...





środa, 24 sierpnia 2011

2011/08/25 00:40:10
A ja dzisiaj jadąc metrem (bom znów na kilka dni musiałam wpaść do Londynu) zobaczyłam, ze był artykuł o Squat-Rumunach
i tylko nie rozumiem jednego - jak wsiadałam na Heathrow do kolejki, to pan sprzątający usunął wszystkie gazety które zostawili dojeżdżający na lotnisko. Po co? Nowych do czytania nie było

2011/08/26 18:24:52
Ninga, z tymi gazetami to jest chyba tak, że takie porozwalane wizualnie robią nieciekawe wrażenie i - zgaduję - dawałoby to innym przyzwolenie na jeszcze większe brudzenie, wyrzucanie śmieci, zostawianie kubków po kawie (i tak to robią :)). A jak jest czysto, to chyba psychologicznie na niektórych to działa. Poza tym względy higieniczne chyba też mają jakieś znaczenie. Takie moje gdybanie...

2 comments:

  1. hihi .. ależ fajnie, że o tym napisałaś .. az każdym razem kiedy jestem w UK biorę do ręki DM by się pośmiać z nonsesownych stereotypów i jak trafnie zauważyłaś zobaczyć co chybił trafił połowa Brytyjczyków myśli tak naprawdę ..
    ten dziennik zatrzymał się w czasie kiedy miłościwa Wiktoria rządziła imperium gdzie słońce nie zachodziło .. no a teraz są 1 1/3 większej wysepki i kilkanaście mniejszych no i cypelek na Gibraltarze .. i jest wesoło :^)
    oczywiście wszyscy imigranci są beee i winni wszelkich boleści czy plag .. lubię sobie poczytać i utwierdzić, że nic się nie zmieniło :^))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piotrze, szczerze powiedziawszy, to obserwując to, co się dzieje w tym kraju, trochę się 'tubylcom' nie dziwię - w końcu Wyspa nie jest z gumy.
      Jednocześnie retoryka tego typu gazet jest irytująca, a oceny stronnicze i często niesprawiedliewe.

      Usuń

Niepisanym prawem tego bloga jest lista komentarzy dłuższa od samego wpisu - uprasza się o podtrzymywanie tradycji:)

 
Back to top!