Searching...
poniedziałek, 5 września 2011

Jak upłynnić zwłoki?

Temat śmierci staram się skrzętnie omijać.

Wypieram ze świadomości jak namolną muchę.
Nie analizuję, nie roztrząsam, nie wyobrażam sobie, co by było, co będzie gdyby ...
Nie składam deklaracji odnośnie narządów, kremacji, sposobu pochówku, bo nie mam na ten temat jasno sprecyzowanych poglądów.
I egoistycznie lub beztrosko (Forever young I want to be forever young) myślę sobie, że jak już umrę, to będzie mi wszystko jedno.


Owszem, parę razy próbowałam męża wciągnąć w poważne rozmowy, ale on z tych niegadatliwych.
Powiedział tylko, że jego narządy mogę oddać i on się wiecej nad tematem zastanawiać nie będzie.


"A co z kremacją?" - zapytałam znając i podzielając jego niechęć do pogrzebów, cmentarzy i całego tego nekrobiznesu.

Zamyślił się przez chwilę.

"No ale co ze zmartwychwstaniem?"

Roześmiałam się.
Nie cynicznie, bynajmniej.
Rozbroił mnie po prostu mieszanką racjonalizmu i duchowości.
"Skarbie. Jak już ktoś będzie w stanie i zada sobie tyle trudu, by całą ludzkość wzbudzić z martwych, to chyba i z prochami da sobie radę. Nawet nie wiem, jak rozproszonymi."

Ten pseudofilozoficzny argument chyba go przekonał :)


Ale to teoria. W praktyce nie wiem, jak to będzie ...

Bo gdzieś tam jednak ma człowiek zakodowane w podświadomości, że trumna, że cmentarz, że tradycja.
Choć oczywiście nie do tego stopnia, żeby mieć wykupiony grób i za życia, co roku go czyścić (jak to robi moja teściowa).
 

Bo jednak - wiem, że zupełnie absurdalnie, ma się przeświadczenie, że w tej trumnie ten ktoś jednak jest. Ot, taka antropologiczna ułuda.
A po kremacji ...


Z kremacją zetknęłem się pierwszy raz oglądając ... komedię.
Jako dziecko.
A komedia chyba nie była dla dzieci.

Poniższa scenka rodzajowa na długo zapadła mi w pamięć: rodzinka mająca przedsiebiorstwo pogrzebowe kupiła piec kremacyjny na pogrzeb babci, która jako pierwsza w historii zakładu miała zostać skremowana. Na próbę spalono najpierw świnie, która jednakże zamiast się spopielić - przez źle dobrany program - upiekła się na rumiano.
Babcię w drugim rzucie udało się skremować.
Krewni siedzą na stypie, jedzą pieczeń wieprzową (co się miała świnia zmarnować ;)) i nagle ktoś rzuca od niechcenia "Nawet smaczna ta babcia."


To musiała być angielska komedia.

Potem - już tu w Anglii, gdzie krematoria są na każdym kroku - zaczęłam tę kremację oswajać na nowo (choć tamta babcia mi się kołatała po głowie jeszcze długo).

Zaliczyłam parę pogrzebów - zakończonych kremacją właśnie (strasznie dziwne, jak dla mnie uczucie, zresztą same pogrzeby, tzw. świeckie też są godne opisania) i temat przestał mnie nękać. Odstawiłam go na boczny tor.

Aż do wczoraj, gdy weszłam na stronę Science Museum i po linkach trafiłam na artykuł o ... upłynnianiu zwłok!
Okazuje się, że powiedzenie 'Zostanie po tobie mokra plama' nabiera coraz realniejszego wymiaru.

Liquefying is new cremating - brzmi tytuł artykułu na stronie BBC.

Racje praktyczne - takie jak trzykrotnie mniejsza emisja gazów cieplarnianych, siedmiokrotnie mniejsze zużycie energii i łatwość z jaką można z resztek kostnych oddzielić amalgamat i bezpiecznie go zutylizować (16% rtęci wyparowuje w powietrze w czasie kremacji, powodując spore spustoszenie w środowisku) - przemawiają do wielu.

Na razie pierwsze urządzenie do rozpuszczania zwłok zostało zainstalowane na Florydzie, gdzie specjalnie do tego celu wprowadzono zmiany legislacyjne.
Ciało zanurza się i pod ciśnieniem podgrzewa do temperatury 180°C w roztworze wody i wodorotlenku potasu przez 3 godziny.
Rozpuszczone tkanki wylewa się wraz z roztworem do ... kanalizacji miejskiej (tak, tak, dobrze przeczytaliście!!! - municipal water system).

Nie stanowi to jakiegokolwiek zagrożenia dla środowiska, jak przekonuje biochemik, pan Sullivan, a ściek (tak, tak się wyraził - effluent) jest sterylny i nie zawiera w sobie DNA.
Pocieszające, doprawdy.


Kawałki kości są usuwane i miażdżone w specjalych maszynach.
Firma Resomation (z jej założycielem, panem Sullivanem właśnie) opatentowała już maszynę w Europie, ale niestety nie ma jeszcze pozwolenia na używanie jej na terenie Zjednoczonego Królestwa.
Dlatego też podbija na razie rynek amerykański (7 stanów wyraziło już zgodę na użycie 'rozpuszczalnikarni'.

I co? Jaka babcia lepsza? Pieczona czy w płynie?

Sorry za profanację, ale przyznam, że jak dla mnie to 'o jeden most za daleko'.

Ps. o pomyśle innej pani, tym razem ze Szwecji, która stwierdziła, że zwłoki najlepiej kompostować w ogródku, razem z innymi odpadami organicznymi, to już mi się nawet nie chce pisać.

Ps.2 Okazuje się, że pomysł z upłynnianiem wielu się podoba, choć i tak największą popularnością cieszy się zamrożenie - zwolennicy nieśmiertelności dominują :)




poniedziałek, 5 września 2011



2011/09/06 09:53:42
Ja tam nie wypieram - myślę nawet jakby częściej. Najbardziej tuż po położeniu się spać, gdy mąż już smacznie chrapie, a mnie dobija arytmia... Nie pozwalają mi zasnąć spokojnie myśli, że jakbym zeszła we śnie, to tyle spraw zostawiłam rozgrzebanych... najchętniej wstałabym i wzięła się do roboty...
Głupie to upłynnianie (ja uznaję tylko spopielenie), ale widać powszechną tendencję do nie zajmowania powierzchni po. Jak się popatrzy, ile miejsca zajmują nekropolie, to zastanowić się trzeba, co z tym fantem zrobić.

2011/09/07 00:25:00
z mojego punktu widzenia - nie widzę różnicy w jaki sposób i w jakim czasie się zutylizuję - bo przynajmniej dla mnie do tego się to wszystko sprowadza.
nie rozumiem też tego całego cmentarnego przepychu współczesnych nekropolii - obecnie rozpowszechniony wariant beton w ziemi, na wierzchu pola lastriko przemieszanego z chińskim marmurem, na których sadzi się sztuczne kwiaty i szklane znicze, do mnie nie przemawia
już chyba wole przez sitko od zlewu ...

2011/09/07 01:01:26
No więc właśnie ... jeśli chodzi o 'utylizację' mnie samej, to raczej mi wszystko jedno, ale najbliższych nie chciałabym żegnać w ten sposób.
Z 'technicznego' punktu widzenia, to tylko zbiór martwych komórek, ale czy patrzymy na człowieka tylko z 'technicznego' / biologicznego punktu widzenia?

Na pewno problem przestrzeni odgrywa tu swoją rolę i leży u podłoża poszukiwania nowych, ergonomicznych i ekologicznych (też pośrednio związanych z przestrzenią lub jej kurczeniem się) rozwiązań.
Nie zmnienia to faktu, że mentalnie trudno mi zaakceptować wersję 'przez sitko'

Nekrobiznes mnie brzydzi i przeraża swoją skalą (w Polsce wręcz niewyobrażalną, choć ... o ile wiem, to powozy zaprzężone w 4 konie nie robią jeszcze za karawany, a w Anglii taki widoczek można spotkać :))

Co do zostawienia spraw niepozamykanych, to też tak mam czasami. Obiecuję sobie wtedy, że wreszcie wszystko uporządkuję. Tylko to chyba nie jest w kontekście śmierci.
Nieee, zdecydowanie ten temat spycham w Rów Marjański mojej świadomości :)

0 comments:

Prześlij komentarz

Niepisanym prawem tego bloga jest lista komentarzy dłuższa od samego wpisu - uprasza się o podtrzymywanie tradycji:)

 
Back to top!