Chodzić po zaułkach, w których się chowało rodzicom (a potem stało się 3 godziny, czekając aż cię znajdą, umierając ze strachu, bo się okazało, że poszli inną drogą i szukali cię w zupełnie innym miejscu).
Włóczyć się po uliczkach jak za starych dobrych czasów, gdy droga ze szkoły trwała 2-3 godziny, bo trzeba było zjeść lody na Rynku lub powpatrywać się w szklane, srebrne czy bursztynowe cudeńka na wystawach licznych galerii.
Zaglądać w znajome kąty, wpadać na starych dobrych znajomych na ulicy, buszować po tylko sobie (i nielicznej garstce) znanych sklepikach, pić kawę nie spiesząc się donikąd.
Wkurzać się, że kilku fajnych miejsc już nie ma (między innymi romantycznej restauracji, gdzie taki jeden mi się oświadczył, szokując mnie i wszystkich okolicznych wokół - przy tylu świadkach musiałam się zgodzić :)).
Dziwić się wyrastającym jak grzyby po deszczu budowlom, wieżowcom, sklepom - ładnym i brzydkim, potrzebnym i zbędnym, kiczowatym i oryginalnym.
Podziwiać ciągły progres tego miasta - mocno pokręconego architektonicznie, pełnego kontrastów (jak wszystkie duże miasta), ciągle jeszcze 'odstającego' od światowych stolic, ale walczącego dzielnie by im, tym niemalże nietkniętym w czasie wojny dumnym miastom, dorównać.
Warszawa
Miejce, gdzie tak po prostu czuję się jak u siebie.
Londyn ... już też, ale to jednak nie to samo.
Moje nowe miejsce na ziemi jeszcze zdecydowanie nie ten poziom zażyłości :)
To w Warszawie (wciąż jeszcze) spędziłam największą część mojego życia.
Pierwsze kroki, pierwsza szkoła, pierwsza miłość ...
I mimo, że miałam przelotny romans z Krakowem i jeszcze jednym europejskim miastem (razem 4 lata, więc w sumie porządna zdrada), mimo, że Londyn zapiera mi dech w piersiach (jak go zwiedzam, nie jak w nim pracuję :)), to jednak Warszawa jest zdecydowanie moim MIASTEM.
Sentymenty na pożegnanie ...
Wiem, że bełkoczę się jak typowa emigrantka - jedną nogą tu, drugą tam.
To się już chyba nie zmieni.
Klasyczne rozdarcie, o którym już napisano miliony postów na forach typu Polonia.
Ale nie potrafię sobie jasno powiedzieć, skąd jestem.
Bo na pewno nie jestem Brytyjką :)
A dla moich dzieci to już tylko atrakcja turystyczna (dobre i to - mam nadzieję, że nie powiedzą kiedyś, że im się tu nawet nie chce aparatu z torebki wyciągać )
I mimo, że podśmiewam się za każdym razem z brzydoty uchwyconej przez trzaskprask'a (chyba sobie gdzieś poszedł ostatnio, a szkoda, bo komentował odlotowo), to jednak podpisuję się pod słowami Niemena rękami i nogami.
Szczególnie w wersji Cugowskiego (mój typ, zdecydowanie; PIĘKNY, PIĘKNY, PIĘKNY ... no, powiedzmy, że głos :))
sobota, 3 września 2011
Gość: hophopskip, host109-145-63-64.range109-145.btcentralplus.com
2011/09/04 18:07:21
Nastepnym razem polecam Muzeum Marii Curii Sklodowskiej na Starym Miescie. Przyda sie w przyszlosci jak dzieci w szkole zetkna sie ta postacia. W czasie Mcmillan week.
2011/09/05 01:13:00
mieszkałam w stolicy kilka lat i dobrze wspominam, pewnie tym bardziej, że tam zaczęłam chodzić z moim mężem i tam mieszkaliśmy pierwszy rok po ślubie
2011/09/06 07:52:48
@hophopskip - dzięki za sugestię, może faktycznie się wybiorę (moje dzieci już się zetknęły, co prawda, ale zawsze można się dowiedzieć czegoś nowego).
@kasia.eire - kto wie, może się parę razy minęłyśmy na ulicy :)
@kasia.eire - kto wie, może się parę razy minęłyśmy na ulicy :)
0 comments:
Prześlij komentarz
Niepisanym prawem tego bloga jest lista komentarzy dłuższa od samego wpisu - uprasza się o podtrzymywanie tradycji:)