Serwowanie sobie seansu katharsis w środku tygodnia nie jest najlepszym pomysłem. Pozazdroscilam jednak Kasi ...
A że zazdrość jest złym doradcą, to mam za swoje.
Mam podpuchnięte oczy z niewyspania (no dobrze, od gorzkich łez też, przyznaję się). Zafundowaną na własne życzenie huśtawkę emocjonalną i milion nowych przemyśleń, których nie mam czasu uporządkować.
Mój ośrodek autodestrukcji (podfunkcja: deprywacja snu) zaktywizował się wczoraj nadprogramowo, uruchamiając lawinę konsekwencji w postaci szlonej migreny, zerowej tolerancji dla otaczających mnie istot (szczególnie tych zadajacych tryliardy pytań), mocno zaburzonej zdolności koncentracji i wyrzutów sumienia (z przyczyn wielu).
Mogę się na szczęście trochę 'przewentylować' na blogu.
Tylko nie wiem, od czego zacząć. Od Jandy, Tataraku czy Iwaszkiewicza?
Pana Wajdę od razu przepraszam, ale o nim akurat nie będzie, choć jego rola w osiągnięciu efektu końcowego jest niezaprzeczalna.
To może Iwaszkiewicz.
Jeśli miałabym wybrać 'pod karą śmierci' (Pamiętacie takie zabawy z dzieciństwa?) ulubionego pisarza, to wolałabym śmierć :)
I nie dlatego wcale, że jest ich tylu, ze nie wiedzialabym, którego wytypować, ale ... czuję, że znam ich tak niewielu, iż wybór mój byłby prostacki i populistyczny ;)
Bo niestety z moim czytaniem książek jest krucho.
Nie mam w zakładkach wielu blogów 'moli książkowych', by się nie dołować za bardzo.
Kiedy ci ludzie mają czas, by czytać to wszystko?!
Ja - jak zresztą z wieloma innymi rzeczami w moim życiu - kończę na obiecankach-cacankach, na planach odkładanych na Świętego Nigdy. I wydaję spore sumy za nieoddane w porę do biblioteki książki.
Ale na Iwaszkiewicza zawsze znajdę jednak czas i jak bym miała wskazać pozycje, do których wracałam najczęściej (bo ja jestem z tych, co pewne książki i pewne filmy muszą obejrzeć nie raz), to Iwaszkiewicz jest zdecydowanie w peletonie.
I właściwie nawet nie umiem zdefiniować dlaczego.
Może zaczęło się od tego, że na regale, za drzwiami pokoju rodziców (miejscu tajemniczym i niedostępnym - jak mi się wydawało) dostrzegłam kiedyś 'Panny z Wilka' i całe dzieciństwo zastanawiałam się, dlaczego ktoś zrobił jakieś dziewczyny z wilka. Ze skóry wilka? Kusiła mnie ta książka aż do momentu, kiedy dorosłam do tego, by rozumieć 'wykradane' z biblioteczki powieści i opowiadania.
A może dlatego, że nigdy nie mogłam sobie wyobrazić bohaterów?
Bo jakoś tak nie umiałam połączyć w jedną całość tych iwaszkiewiczowskich opisów.
Najpierw pisał, że ładna, młodością tchnąca, a potem w następnych trzech zdaniach nie oszczędzał szczegółów na temat jej pomarszczonych rąk, krótkowzrocznego spojrzenia i niezgrabnego chodu.
Podobało mi się zawsze to jakieś zagmatwanie. I ta wieczna tęsknota za czymś minionym.
To się wpasowuje w moją 'filozofię'.
Też zawsze miałam wrażenie, że albo z czymś w życiu nie zdążę, albo już to przegapiłam.
Albo nie będę wiedziała, co wybrać i na końcu zostanę z niczym, z czasem przelanym między palcami, z tęsknotą za młodzieńczymi planami, pocieszając się głupawo codziennością.
'Tatarak' ściągnięty z netu przeczytałam dopiero, jak zaczęło być głośno o filmie Wajdy.
I znów wszystko mi się tam kłóciło (no, powiedzmy, że przeplatało, ale w dość nieoczekiwany sposób): życie ze śmiercią, miłość z obojętnością, echa przeszłości z teraźniejszością.
Ale pomysł, by wpleść w film motyw autobiograficzny Jandy (nie piszę tego z poufałością; Janda to marka) zaskoczył mnie niesamowicie (i tak, tu jednak głębokie ukłony w stronę pana Wajdy nie tylko za pomysł, ale za przeogromną wrażliwość).
Bo Janda w filmie jest jak zwykle fantastyczna (ten niemy krzyk, te półuśmiechy, to dziewczęce zdziwienie "Boże! Stało się coś?" i ten wzrok zamglony, rozmarzony, to jej zmieszanie, jak się wycofuje z plaży widząc Bogusia na moście z Halinką - kocham ją!).
Ale opowiadając o Edwardzie Kłosińskim ... osiągnęła mistrzostwo świata.
Niby nie gra.
Niby tylko opowiada.
Ot, takie wyjaśnienie, uporządkowanie emocji.
Właściwie to pędzi przez kolejne etapy, mówiąc szybko, akcentując w najmniej oczekiwanych miejscach, łapiąc oddech połowie, a nie na końcu zdania.
I ten głos - nie podniesiony ani razu, bez nadmiernej modulacji, ale aż wyjący z emocji. Szybka akcja, powiedziana trochę tak na marginesie ...
A jednak ... pamiętam KAŻDE SŁOWO.
***
I jeszcze to wkurzenie, że taki Tatarak będzie zawsze jednak hermetyczny, i taki choć uniwersalny to na wskroś polski, i szkoda ...
środa, 26 października 2011
2011/10/26 23:20:44
wiedziałam, że tak będzie, ale nie chciałam cię zniechęcić. W sensie nie w ogóle, ale na wczorajszy wieczór. Mogę cię tylko zapewnić, że jak dotrze do ciebie już Boska, to się ubawisz po pachy i się zbalansuje.
Masz rację - Janda to marka, wartość sama w sobie
Masz rację - Janda to marka, wartość sama w sobie
2011/10/26 23:42:17
Kasiu, ja jak się na coś zafiksuję, to nie ma mocnych!
Z drugiej strony to nie żałuję, bo nie jest to film na niedzielny, rodzinny wieczór.
A wczoraj wszyscy sobie poszli spać i dali mi święty spokój.
Dzięki za Boską - dam znać jak dojdzie :)
Z drugiej strony to nie żałuję, bo nie jest to film na niedzielny, rodzinny wieczór.
A wczoraj wszyscy sobie poszli spać i dali mi święty spokój.
Dzięki za Boską - dam znać jak dojdzie :)
0 comments:
Prześlij komentarz
Niepisanym prawem tego bloga jest lista komentarzy dłuższa od samego wpisu - uprasza się o podtrzymywanie tradycji:)