Searching...
piątek, 17 lutego 2012

w służbie śmierci

Uprzedzam lojalnie, że dwa najbliższe wpisy będą o śmierci.

Nie emocjonalne.
Nie osobiste.
Nie o Madzi z Sosnowca.

Raczej kulturowo-anegdotyczne.

Nie, nie mam obniżenia nastroju ani myśli samobójczych.
Nie fascynuję się tematem śmierci.
Wręcz od niego uciekam.

A zatem?
Obejrzałam pewien dokument i tak mnie naszło na rozważania paraegzystencjalne, że musiałam zapisać swoje refleksje - ale jeśli ktoś nie jest w nastroju, to zapraszam za jakieś dwa tygodnie :)

BBC słynie we wszechświecie ze świetnych dokumentów.
Wybór tematów, analityczne podejście do zagadnienia, przeplatane rzetelnością dziennikarską i znajomością granicy dobrego smaku dają (najczęściej) efekt znakomity.

Seria pt."Niewyjaśniona śmierć" nie jest może majstersztykiem godnym szerszego rozpropagowania.
Pierwszy odcinek - na który, jak zwykle, pyknęłam przypadkowo - wciągnął mnie jednak potężnie.
Wcale nie złożonością zagadkowych śmierci czy szokującymi obrazami, ale ... poprzez nagłe uświadomienie sobie faktu, jak wiele ludzi zaangażowanych jest w pośmiertną logistykę.
Ile ludzi i ile pieniędzy.


*****
Sędzia śledczy (koroner) Alison Thompson mieszka w zachodnim Londynie.
Jej biuro mieści się w dzielnicy Fulham. Dojazd do pracy to ok. 60 km. Pokonuje je codzinnie samochodem, mijając po drodze setki miejsc zbrodni, które odwiedziła w ramach swojej pracy. Niemalże każdy szpital, most, lotnisko, osiedle ma swoją mroczną historię, którą pani Alison pamięta z fotograficznią dokładnością.

"O tu, jest przepiękny, malowniczy park. Cóż za wspaniała sceneria!" - zachwyca się, przejeżdżając przez Uxbridge. "Niestety, wielu ludzi wybiera sobie to miejsce, by odebrać sobie swoje życie. Bo my unikamy słowa 'samobójstwo', wie pan?"
- zwraca się do operatora kamery.

"My nie jesteśmy od oceniania. Jesteśmy głosem zmarłych, którzy już się nie obronią. Naszym zadaniem jest wyjaśnić przyczyny śmierci, dać rodzinie odpowiedź i upewnić się, że wszystkie procedury przebiegły w odpowiednim porządku"
- wyjaśnia asystentka pani koroner (coroner's officer), zwana czasami Colombo.
"Żeby tylko wszystko można było wyjaśnić w przeciągu godziny, tak jak w popularnym serialu ... "
- wzdycha i w zamyśleniu prowadzi dalej (praca przy zbieraniu dowodów wymaga ciągłego przemieszczania się, stąd też część wywiadów nakręcana jest w drodze).

Zachodni Londyn jest na statystycznym szczycie, jeśli chodzi o ilość spraw rozpatrywanych przez Biuro Śledcze Jej Królewskiej Mości.
4000 zgłoszeń rocznie.
11 dziennie.

Zgony wymagające dochodzenia i dokładnego ustalenia przyczyny śmierci to nie tylko samobójstwa (ok. 1 na 7 przypadków, choć w przeszłości i co piąta osoba padała ofiarą konfliktu z samym sobą).
Wypadki śmiertelne również potrzebują głębszej analizy i ustalenia winy i bezpośredniej przyczyny śmierci (np. uraz głowy).
Bywa, że dopiero nieznośny fetor na klatce pozwala odkryć leżące od paru miesięcy zwłoki. Wtedy trzeba ustalić nie tylko, jak dana osoba umarła, ale też kiedy i ... kim w ogóle jest. A najczęściej okazuje się nią samotny właściciel kota, wychodzący z rzadka po drobne zakupy, który nawet nie ma krewnych, którzy by go pochowali.

Na średnio 150 pogrzebów organizowanych rocznie przez gminę (która przejmuje na siebie obowiązek pochówku, gdy nie ma najbliższej rodziny, mogącej się tym zająć) ok. 15-20% to pogrzeby, na których jest tylko kapelan i czterech panów z zakładu pogrzebowego, gdyż krewnych ani bliższych ani dalszych nie udało się namierzyć ...

*****
Kiedyś - tak myślę - po prostu się umierało.
Teraz trzeba sędziego śledczego i jego zastępów.
A nierzadko też detektywów, którzy prowadzą swoje równoległe dochodzenie z ramienia policji.
Dziwny jest ten świat.


Sama pani Thompson ma dziesięciu, bezpośrednio jej podlegających urzędników, od wykonywania 'brudnej roboty' (Coroner's 'eyes & ears'). I to nie w dosłownym tego słowa znaczeniu. Oni tylko zbierają dowody i oddają je w ręce specjalistów.
Zajmują się robotą papierkową, dzwonią do rodziny, organizują posiedzenia sądu, na których jest ogłaszany werdykt. Nierzadko pocieszają, wysłuchują.
W czasie dochodzenia dowiadują się często więcej o osobie zmarłego, niż ktokolwiek inny za jej życia.
Za dziesięcioma urzędnikami stoi cała rzesza 'trybików'.
Policjanci.
Detektywi.
Lekarze.
Patolodzy.
Fotografowie.
Informatycy.
Biochemicy.
Pracownicy techniczni i laboranci wszelkiej maści.
Specjaliści policyjni ustalający np. prędkość poruszania się pojazdu przed wypadkiem.
Toksykolodzy.
Pracownicy fizyczni obsługujący lodówki, myjący i malujący zmarłych a ostatnie spotkanie z rodziną.



I każdy jest równie ważny.
Nie tylko patolog, który jest w stanie wykluczyć śmierć przez zatrucie dymem z pożaru na rzecz przedawkowania leków popitych alkoholem, ale też pan, która wkłada pocięte w czasie sekcji narządy do specjalnej torby, okrywając umyte ciało całunem i kładąc głowę na podpórce "przywraca człowiekowi godność po raz ostatni".


"Nikt nie wychodzi stąd nago. Całun musi być" - pan przygotowuje akcesoria na następny dzień.
"Bo, jak wszędzie, sekret leży w porządnym przygotowaniu się do wynywanego zdania" - przekonuje pogodny pan, szorując podłogę środkiem odkażającym po dziennej 'dawce' operacji.
Pogodni są zresztą wszyscy pracownicy.
Dla nich to praca jak każda inna.


"Przy całym szacunku - dla nas to tylko 'naczynia' (shells). Nic innego." - twierdzą zgodnie.
"Codzienne oglądanie zwłok to dla mnie widok równie 'niezwykły' co oglądanie samochodów na ulicy" - podkreśla patolog.
 

"Nie można się angażować w każdą sprawę każdej śmierci, bo szybko by się zamieniło we wrak człowieka. Choć czasami wciąż trudno przejść obojętnie obok pewnych przypadków" - dodają panie z biura.
Tak było z 84-letnim panem Eduardo, który przyjechał do Londynu na pogrzeb swojego brata. Po uroczystości wyszedł z domu i przechodząc przez ulicę zderzył się z rowerzystą, który całkiem przepisowo mijał stojący na przystanku autobus. Pan Edauro nie przeżył z powodu rozległych urazów głowy, zostawiając i tak już pogrążoną w smutku rodzinę i żonę, z którą tydzień wcześniej obchodził 50-tą rocznicę ślubu.
Wnuk pana Eduardo zginął w podobnym wypadku parę lat wcześniej, także rodzina była koronerowi znana ...


zdjęcie z kamery CCTV w autobusie, na chwilę przed wypadkiem

"Jestem rannym ptaszkiem i naprawdę uwielbiam to uczucie, gdy budzik dzwoni o 5 rano. Zadaję sobie wtedy pytanie, co mnie czeka tego dnia. Naprawdę lubię tę pracę. Jest ekscytująca! Lubię jej praktyczny aspekt." - opisuje swoją pracę patolog Olaf Biedrzycki, który jest już drugim pokoleniem patologów (odziedziczył zainteresowania po ojcu).

"Oczywiście" - dodaje - "W momencie, gdy otwierasz odbytnicę i widzisz tam kupę, to cały 'glamour' umyka." - śmieje się od ucha do ucha.
"W przypadku mocno rozłożonych ciał, nawet przy 3 parach rękawiczek zapach zostaje. Trudno się go pozbyć. Z drugiej zaś strony - jaka to satysfakcja, gdy się odkryje, że wątroba zamiast w pięknym, klasycznym kasztanowym kolorze jest żółta. To klarowny znak, że przyczyną śmierci była marskość. Wspaniała wiadomość! Nie trzeba rozpoczynać dochodzenia. Sprawa zamnknięta." - zdradza więcej szczegółów swojej pracy.
"Dziś tylko 4 sekcje. Nie jest źle" - planuje swój dzień patolog, patrząc na rozmrażające się, wyjęte poprzedniego dnia z lodówek ciała.


Niektórzy zmarli 'ułatwiają życie'.
Zostawiają listy pożegnalne z dokładnymi instrukcjami. Datą psiego fryzjera i pieniędzmi na postrzyżyny, z numerem PIN i z prośbą, by ci, co zostali nie brali na siebie winy.
Wtedy przyczynę śmierci ustala się bardzo łatwo.

Inne sprawy ciągną się miesiącami, jak np. w przypadku Jill, w której domu znaleziono butelkę z cjankiem potasu. W takiej sytuacji ciało przewozi się do specjalistycznego szpitala, który ma doświadczenie w badaniu 'śmierci chemicznych'. Opary cjanku wydobywające się w czasie sekcji mogą bowiem być również szkodliwe. A że sam cjanek jest bardzo rzadko używaną trucizną, próbki bada się ... we Francji.
W Wielkiej Brytanii jest tylko 30 patologów wyspecjalizowanych w bardziej skomplikowanych przypadkach.
Tak więc rodzina Jill musi odłożyć plany pogrzebowe na jakiś czas.

A co na to rodziny pracowników kostnicy?


"Mój mąż twierdzi, że to super praca, choć sam by się jej nie podjął", twierdzi Susan.
"Mój syn" - zaczyna niepewnie Clare, druga z trzech 'techniczek' - "chyba mniej więcej wie, na czym polega moja praca, ale córka myśli, że ... wysyłam ludzi do nieba" - kończy z niewinnym uśmiechem.

Panie opowiadają, że zdarzają się czasami sytuacje wręcz komiczne, niespodziewane np. pan w damskich majtkach. Trudno więc do końca zachować atmosferę powagi.
Ale - mimo różnych poglądów na duszę i inne potencjalne zawartości, które opuściły swoje "muszelki" i odeszły do lepszego świata (lub w niebyt wg niektórch) - pozostałe tu na ziemi ciała traktowane są z szacunkiem i nazywane są zawsze per pan/pani.

Czasami praca bywa stresująca, gdy trzeba działać bardzo szybko - kiedy narządy zabierane są do przeszczepu.
Czasami wykluczenie pewnych czynników nie określa automatycznie przyczyny śmierci i sprawa ciągnie się miesiącami.
Często bardzo pomaga rozmowa z rodziną, która ma klucze do rozwiązania zagadki.

Gdy dokumentacja jest już zebrana, pani Alison Thompson przygotowuje się do ostatecznej rozprawy.
Na niektórch z nich mają miejsce liczne przesłuchania. Inne odbywają się bez świadków. Bywa, że rodzina nie jest psychicznie gotowa na rozprawę.
Wtedy werdykt jest ogłaszany 'do pustej' sali, a rodzina informowana przez telefon.

I tak co dzień.
Dzień w dzień.
Przeżywanie życia i śmierci setek obcych osób.
A potem normalne życie.
Po pracy.
W innym wymiarze.

Nie wiedziałam, że śmierć, to taki potężny i wymagający pracodawca ...



piątek, 17 lutego 2012




2012/02/17 12:19:39
"Połknęłam" na jednym oddechu. Fascynująca opowieść, Fidrygauko. Bardzo, bardzo.

2012/02/17 12:58:55
No więc właśnie. Mimo 'niemiłego' tematu jest coś wciągającego w tych historiach.

Może to chęć oswojenia śmierci?

Może totalnie zdziwienie, że są ludzie, którzy nauczyli się podchodzić do tego tak normalnie.
Bo czy taki patolog potrafi np. kochać się z żoną nie myśląc o gnijących wnętrznościach, które ciął rano?
A co myśli pani techniczka przytulając swoją córkę? Czy ma przed oczami myte, pocięte żyletką do niemożliwości, zabliźnione ręce i uda kobiety, która zadecydowała, że już dłużej nie wytrzyma ze sobą i swoimi demonami? Czy zapomina o zapachu, o sino-żółtych ciałach, o niebywałej kruchości życia?
Na pewno ci ludzie muszą mieć jakieś mechanizmy obronne.
Ktoś tę pracę musi wykonywać, więc w pewnym sensie ich podziwiam.

Poruszył mnie ten dokument.

2012/02/18 04:03:28
Świetny, wciągający wpis - też "połknąłem" na raz :-)
Ja zawsze podziwiałem sprawność i profesjonalizm zakładów pogrzebowych i zastanawiałem się w jaki sposób pracujący tam ludzie "oswoili się" z tym co robią? Czy to jest kwestia indywidualnych cech osobowości, czy też każdy z nas by tak potrafił?
pozdrawiam

2012/02/18 22:54:07
Co prawda sam nie jestem patologiem, ale miałem/mam do czynienia z między innymi patomorfologami czy typowymi patologami i szczerze mówiąc, o ile towarzystwo "lekarskie" jest rozrywkowe, to akurat przedstawiciele tych dwóch dziedzin biją wszystkich na głowę w opowiadaniu jakichś anegdot i to niekoniecznie związanych z osobami żyjącymi. Nie wiem, czy to jakaś forma obrony przed tym, z czym spotykają się w pracy - nie mówię tu tylko o samych sekcjach, ale sam fakt badania chorób, zarażonych tkanek też przecież do wesołych zajęć nie należy.

2012/02/19 18:16:46
Nie dziwię się, że temat Cię wciągnął. Rzeczywiście ciekawy. Też bardzo lubię takie dokumenty/reportaże.

2012/02/19 21:36:23
Mam nadzieję, że będzie to można niedługo obejrzeć gdzieś w zasobach sieci, bo sposób przedstawienia owego "śmiercionośnego" tematu bardzo mnie interesuje. Czy to oswaja ze śmiercią? Wydaje mi się, że nic nie jest w stanie z nią oswoić, zawsze i tak zaskoczy w najmniej oczekiwanym momencie. Można się podśmiewać z osób, które porządkują swoje sprawy pamiętając o następnej wizycie u kociego czy psiego fryzjera, ale taka postawa jest o niebo lepsza niż "po mnie choćby potop" - rodzina się "jakoś" podzieli, co kończy się często rodzinną awanturą i przecinaniem mebli na pół ;) Zostawić za sobą uregulowane sprawy spadkowe to najlepszy uczynek, jaki możemy wykonać wobec swoich bliskich. Takie mnie naszły refleksje, szczególnie, że na początku tygodnia pastwiłam się nieco nad sesją mody na cmentarzu. Może to jakaś szczególna pora roku na pisanie na ten temat? ;)

2012/02/20 00:05:42
Jonasz (i Semi :)) dzięki za miłe słowa.

Co do predyspozycji do polubienia/zaakceptowania tej pracy - wydaje mi się, że na pewno nie każdy by się do niej nadał. Ja na pewno nie, bo by mnie zżarło wieczne zastanawianie się nad losem tych ludzi i analizy dogłębne wszelkich formatów.
Poza tym, ja i bez kostnicy mam problemy z opanowywaniem własnych emocji i z nabieraniem dystansu :)

Wydaje mi się - choć pewnie strasznie upraszczam - że część ludzi traktuję tę pracę, jako coś, co się trafiło, na zasadzie: "dają pracę, to biorę". Tacy ludzie może podchodzą trochę mniej analitycznie do życia (co nie jest wadą, ba może być wręcz zbawienne).

Inni 'ewoluują' ku niej z innych zawodów, jak np. jedna z asystentek, która wcześniej pracowała w pogotowiu i miała "nerwy ze stali", stykała się z zagadnieniami z pogranicza życia i śmierci, aż pewnie pojawiło się nowe stanowisko czy możliwość jakiejś zmiany i podjęła wyzwanie.

Człowiek ma niezbadane, zaskakujące możliwości adaptacji i w tym chyba tkwi tajemnica.

2012/02/20 00:14:56
@Adam - chyba coś w tym jest, bo zaprawdę, pan Olaf Patolog z tego dokumentu 'rył' najgłośniej - wydaje mi się, że to jest jednak taki mechanizm obronny z pogranicza 'oparów absurdu', bo inaczej by się jednak nie dało normalnie funcjonować i nie dostać świra.

@Ren-ya
Moje 'wciągnięcie' to trochę na zasadzie "i chciałabym i boję się".
Temat trudny, ale ciekawość zwycięża :)
I naprawdę ciekawie zrobiony dokument.
Tak trochę na boku głównego wątku - dla mnie to kolejna okazja do obserwacji socjo-kulturowych i uświadomienie sobie po raz n-ty, że Polaków i Anglików mentalnie różni jednak bardzo wiele (mam tu np. na myśli ogólną postawę wobec innego człowieka, postrzeganie śmierci, podejście do życia).

2012/02/20 00:32:55
@Modologio - czytałam Twój wpis i chciałam się dopisać, ale tak się 'zaplątałam w sieci' w poszukiwaniu linku, który chciałam wkleić, że zapomniałam :)
Postaram się jednak nadrobić :)

Nie wiem, czy akurat ten program będzie, ale sporo dokumentów z BBC o dziwo jest dostępnych (=nie kasowanych notorycznie) na Youtube. Może jest jakiś oficjalny kanał?
Bo że jakaś stacja telewizyjna w Polsce wykupi tę serię, to wątpię - jest ona jednak dość mocno związana z tutejszą kulturą i przez to chyba dość hermetyczna.

Ja się nie podśmiewam z osób zostawiających dokładne notatki (wiem, że to nie było bezpośrednio do mnie :)) - ale takie osoby mnie jednak w pewnym stopniu bardziej 'przerażają'. Bo ja po prostu nie rozumiem jak można chcieć umrzeć. Znam teorię, wiem na czym polega depresja, mogę sobie wyobrazić desperację ...
No właśnie! Chyba jednak nie mogę. Nie wiem, jak można tak systematycznie zaplanować swoją śmierć. Zdobyć gdzieś w sieci cjanek potasu lub inne nielegalne leki i potem sukcesywnie planować dalej. Napisać listy, wywiesić kartkę na drzwiach: "Nie wchodzić. Wezwać policję." itd.

Ta dziewczyna (ta od psiego fryzjera) była jedną z czterech córek spokojnego, miłego pana. Pochodziła z kochającej rodziny, była bardzo lubiana, miała (w miarę) poukładane życie. Ale walczyła z anoreksją (co być może jednak trochę podważa powyższe stwierdzenia o miłości i poukładaniu??) i pewnego dnia doszła do wniosku, że nie da rady.
Nie wiem, jak bardzo się zmagała sama ze sobą, ale widziałam 'wywiad' z jej ojcem i ... myślę, że na jego miejscu wolałabym chyba zostać bez tych wytycznych. Mogłabym się chociaż pooszukiwać, że to się stało niechcący, że przedwkowanie, że jakaś inna przyczyna.

Nie wiem, nie wiem ...

Nigdy nie byłam w takiej sytuacji i mam nadzieję, że nigdy nie będę.

2012/02/21 09:54:37
Chętnie bym obejrzała, ale BBC online jest tylko dla UK-insiderów. Co za dyskryminacja! Niby UE a tu takie kwiatki ;-)

2012/02/25 20:39:22
nemuri_neko, ale że co, blokują wyświetlanie dla innych krajów? Spróbuj w takim razie wejść przez proxy:)

2012/02/26 22:24:56
Ano tak, Adam... nic, tylko trzeba użyć jakiegoś "hide my ass" :-)

2012/02/27 19:56:45
@Nemuri, jak też nie mogę oglądać tvn player i innych kinopleksów, więc jest po równo :)

@Adam, pro co? :)



0 comments:

Prześlij komentarz

Niepisanym prawem tego bloga jest lista komentarzy dłuższa od samego wpisu - uprasza się o podtrzymywanie tradycji:)

 
Back to top!