Searching...
wtorek, 31 lipca 2012

Piąta władza

Miewam przed oczami taką scenkę:
Wychodzi partyzant z lasu.
Sterany życiem, wygłodzony, ale z poczuciem zwycięstwa i z dumą w sercu.
Bo walczył, bo dał z siebie wszystko, bo niemalże śmierć poniósł dla idei.
Wychodzi przekonany o wykonaniu misji. O podniosłości chwili.
A tu na polanie widzi całą armię zadowolonych z siebie byczków, którzy wojny nie liznęli.
Siedzącą w słońcu i polerującą najnowszej generacji karabiny maszynowe, granatniki, moździerze, transportery opancerzone i czołgi.
I rozprawiają ile wlezie o technikach walki, o sposobach pokonania wroga, o strategiach, o jednoczeniu sił.
Inny świat.


Nie wiem, czy widziałam taką scenkę w jakimś marnym filmie, czy to wytwór mojej pokręconej wyobraźni.



Ale zacznijmy od początku.

  Początekmiał miejsce paręnaście tygodni temu, gdy wiedziona linkiem niejakiej Radomskiej (klikamy parę linijek niżej), obejrzałam sobie film pt. Blogersi.

Radomska bezczelnie (czyt. ubiegła mnie małpa, zadając bolesny cios, jakim jest dla każdego pretendującego blogera odebranie mu możliwość wysmarowania jedynej i niepowtarzalnej notki na palący temat :)) opisała to, co sama gdzieś podskórnie czułam.

Nie umiałam tego jednak nazwać, bo błąkałam się po zaułkach blogosfery, niczym leśny skrzat, niczym ów zagubiony partyzant, żyjący w przekonaniu o słuszności obranej przez siebie drogi. Ona zrobiła to z dużą dawką ironii.


Po przeczytaniu wpisu o jakże czarującym (i wymownym) tytule "Cwaniak w necie, pi**a w świecie" wszystkie podskórne nurty zaczęły się łączyć w jeden strumień.
Film o polskiej blogosferze zachęcił mnie do dalszego zgłębienia tematu, do obejrzenia parunastu innych filmików, do zajrzenia na dziesiątki blogów, o których istnieniu nie wiedziałam, lub które (celowo lub nie) ignorowałam.


Siedzę w necie parę ładnych lat.
Popełniłam kilka blogów: dwa już nieaktywne (z czego jeden z kluczykiem, więc właściwie się nie liczy), jeden blog tematyczny i jeden blog o czym popadnie.
Do tego setki postów na forach dyskusyjnych (zamierzchła przeszłość :)), uczestnictwo w konkursie Blog Roku 2011 (z marnym skutkiem :)), wędrówki po blogach i blożkach, począwszy od pamiętników, przez blogi pasjonackie, na paru opioniotwórczych blogach skończywszy.
Czytam blogi śmieszne i poważne. Wpadam na niektóre z nieukrywaną przyjemnością, na inne z przyzwyczajenia już raczej.

Czy mam przegląd przez całą blogosferę?
Nie, nie, nie!

Obracam się w 'kręgu wzajemnej adoracji' czyli zaprzyjaźnionych blogerów, zapuszczając się czasami w obce rewiry i odkrywając perełki (o czym nie omieszkam napisać 31 sierpnia).
Mam świadomość, że istnieją dalekie i obce wody terytorialne, na które (świadomie lub nie) nigdy się nie zapuszczam.


Nie, żebym dorabiała jakąś filozofię do pisania mojego bloga.
Nie, żebym się czuła ideowcem czy bojownikiem w słusznej sprawie.


Piszę, bo muszę.
Piszę, bo lubię.


A tu się nagle ktoś mi wylewa na łeb wiadro zimnej wody, że nie, że nie, nie, nie, absolutnie nieeeeee.
Że internetowy pamiętniczek czy zapiski mniej lub bardziej refleksyjne, że zabawa słowem, że ratowanie ulotnych chwil od zapomnienia czy wirtualne przyjaźnie to jakiś nieznaczący chłam.


Bo liczy się władza.

PIĄTA WŁADZA

Władza polega na tym, że (to już znacie), jak się brać blogerska rozpisze, to nie ma bata.
Obnażą, wyśmieją, nagłośnią, wypromują.
Kreują rzeczywistość.


Tak im się przynajmniej wydaje.
Tak by chcieli o sobie myśleć.


W filmie 'Blogersi' padają dość ciekawe argumenty.
Kamil Durczok twierdzi, że blogerzy już przejęli część rządu dusz, ekhm ... odbiorców, że mają wpływ na rzeczywistość, że są nierzadko dobrymi, opiniotwórczymi dziennikarzami (o ile publikują pod prawdziwym nazwiskiem, bo chowanie się za nickiem dyskwalifikuje - argument zabawny; to Banksy też nie jest prawdziwym artystą ;-P) i że zdarzało się, iż wiadomości telewizyjne były zainspirowane tym czy owym wpisem na blogu.

Przemysław Pająk nie ma wątpliwości, że jego blog Spidersweb czyta więcej osób, niż jego artykuły w Newsweeku.

Igor Janke z Salonu24 mówi o tym, że prezydent Stanów Zjednoczonych podczas podróży po Europie udzielił tylko jednego wywiadu.
Udzielił go ... platformie blogowej, bo zdawał sobie sprawę, że jest to skutecznie narzędzie.


Jacek Żakowski uważa z kolei, że mimo iż w sensie wolnościowym blogowanie oznacza progres, w sensie jakościowym jest to regres.
"Świat staje się co raz bardziej histeryczny, miotany falami emocji [...] to skutek zmiany mediów. Tradycyjne media były stabilne emocjonalnie. Przesunęliśmy się do mediów emocjonalnych: elektronika, radio, telewizja, a internet to był kolejny skok. A blogi, gdzie ludzie dają natychmiast upust swoim doraźnym emocjom, są kwintesenjcą tego. Mamy do czynienie z bardzo niebezpiecznym zakrętem jaki bierzemy jako cywilizacja.


Moje prywatne 'naukawe' badania nad antropologią internetu zaowocowały stworzeniem i scharakteryzowaniem paru kategorii Piątej Władzy, które Wam z przyjemnością, acz z roszczeniem sobie praw autorskich zaprezentuję :)

1. Kominek a potem długo, długo nic



Na Pana Kominka musiałam się kiedyś natknąć. Coś mi świta, że zaglądałam kiedyś na blog Wujka Dobra Rada, który doradzał kobietom jak być kobietami.

Osobiście nie czuję się na siłach doradzać facetom, jak być facetami, striptizerkom, jak seksownie kręcić się wokół rury, tudzież politykom jak uczynić ze mnie szczęśliwego i bogatego obywatela.
Więc tego nie robię i takie oddolne, samozwańcze zapędy w wykonaniu kogokolwiek zniechęcają mnie już na wstępie.
Kominek nie został moim ulubionym blogerem.


Kiedy zaczynałam pisać Szepty, to weszłam, a jakże, na kominek.blox.pl, by poczytać coś, co niezmiennie jest blogiem nr 1 w kategorii 'Kobiety' i plasuje się w pierwszej setce blogów Bloxa.
Okazało się, że Pan Kominek nie pisze już na nim nic od prawie dwóch lat.
Przeniósł się na swoją platformę.
Przepraszam. Na 3 platformy.
Pisanie trzech blogów wydało mi się już nieco megalomańskie.
Kominka zignorowałam więc po raz drugi.


Jednak film o piątej władzy skutecznie mnie zachęcił do zapoznania się z tą jakże osławioną, okazuje się, marką.
Nie znać Kominka vel Tomka Tomczyka - to narażać się na wirtualny ostracyzm.
Nie wiedzieć, o co chodziło w akcji z budyniem i Dr Oetkerem - to jak nieznajomość głównych pozycji kanonu literatury :)






Dowiedziałam się więc i ja.
Tomek Tomczyk w filmie 'Blogersi' jest w wersji super soft. Kominek jest nijaki, choć zdradza parę ciekawych arkanów zdobywania wirtualnej popularności, które natchnęły mnie do dalszego szperania:

"W 2006 napisałem tekst o tym, że nie smakował mi budyń. Prawda jest taka, że tej akcji nie dało się uniknąć. Ja bym nie odpuścił tego tematu, choćby nie wiem co, choćby nie wiem jak sprytni byli i jak bardzo się chcieli ze mną dogadać. Przyczyna jest bardzo prosta. Ja wtedy startowałem z nowym blogiem i potrzebowałem czegoś, co mi się pozwoli wybić."

Potem sam o sobie mówi, że "Kominka wyniosły wulgaryzmy i kontrowersje".
Teraz Kominek jest łagodny jak baranek, nie klnie, chroni swoją prywatność i jest zadowolony z utrzymywania się z pisania bloga.


"Tak naprawdę moje przekonania pozostają niezmienne. Inna jest tylko forma ich prezentowania. Kiedyś jak pisałem 'Ala ma kota', to pisałem: 'Ku*wa, Ala ma ku*wa kota, ku*wa!", a teraz piszę tylko 'Ala ma kota'.
Wzmożone pragnienie zrozumienia fenomenu Kominka zawiodło mnie do jego nowych blogów (z których jeden służy do prezentacji prawdziwego Tomka, drugi jest dla mas, które Tomek ma w pogardzie, choć nieźle z nich żyje, a trzeci to kanał telewizyjny), do paru rozmów na YouTubie, aż wreszcie do wywiadu z Kominkiem w Dużym Formacie (to, że redaktorzy Gazety podciągają niektóre moje pomysły, to już ustaliliśmy, ale że czytają moje myśli, to było dla mnie novum :))


I stwierdziłam, że ja chyba jestem naprawdę mało sprawna intelektualnie, bo za grosz nie rozumiem tego 'fenomenu' osoby, która albo jest totalnym bucem i megalomanem, albo się na takiego kreuje.

Albo i jedno i drugie: używając metody 'robienia kogoś w jajo' wykorzystuje swoją bucowatość i przerostu ego jako atut, inteligentnie używając do tego autoironii.

Bo inteligencji Panu Tomkowi odmówić nie mogę.
To przemyślnie wykoncypowany, misternie wykreowany, Samozwańczy Król Internetu.
Ba!
Cesarz.
Cesarz nowej generacji, który nie czeka, aż dziecię z tłumu krzyknie, że jest nagi.
Cesarz, który sam o sobie mówi: Jestem nagi, chcę być nagi, nikt nie jest tak nagi jak ja, ciężko na tę swoją nagość zapracowałem, latami pracowałem nad tą nagością, a teraz tę nagość prezentuję światu.
I niech wszyscy idiotyczni projektanci ubrań, styliści, kreatorzy mody mi naskoczą.
Kocham moją nagość.
Żyję ze swojej nagości.
I dobrze mi z tym.


Strategia wykreowania się na popularnego i wpływowego blogera, w myśl której należy zaczynać od rzucania ku*wami, wyzywania kobiet od pasztetów i sztucznego nakręcania konfliktów, a kończyć na jakichś Iwonkach czy Tereskach, które eliminują niewygodnych komentatorów jest odpychająca.
Choć skuteczności odmówić jej nie można.


Dobra, pomyślałam sobie. Kominek jest tylko jeden i nawet jak ma rzesze wiernych followersów (i podjaranych jego seksapilem panienek, które - podobno - są gotowe wskoczyć mistrzowi do łóżka na byle skinienie), to przecież nie on stanowi o całej blogosferze.
Obok chamstwa, łaciny i szokowania istnieją jeszcze inne sposoby na zdobycie popularności.

2. Lekko Stronniczy Media Fun czyli blogolengłidż


Kolejny trend dzięki któremu zdobywa się popularność w necie to 'have fun' czyli swobodny przepływ radosnego bredzenia.
Totalny spontan, żarty i riposty tworzone na kolanie, rechot i chichot, nakręcanie vlogów, wywiadów, mini reportaży.
Niby jest w tym jakaś misja (zorganizowanie spotkania blogerów z politykami, pomoc dzieciom z domów dziecka), niby jest jakieś przesłanie (patrz koszulka), ale przekazywane w bloglengłidżu, czyli nowomowie nowych mediów (internet, portale społecznościowe i inne social media) jest - przynajmniej dla mnie - bełkotem nie do zniesienia.
Papką, krótką formą, intelektualnym fast foodem.
To właśnie wypowiedź panów z Lekko Stronniczego dostarczyła mi 50% materiałów do mojego Ilustrowanego Słownika Blogera.
Drugą połowę zaczerpnęłam z wypowiedzi przedstawicieli grupy następnej.


3. Blogowy panteon czyli branżowi guru

Blogerzy piszący blogi tematyczne: o sprzęcie, o technologiach, o reklamie, o mass mediach i innych poważnie brzmiących kwestiach. Jako panteon powinni być może umieszczeni na czele listy, ale Kominka nie da się wyprzedzić (zapytajcie się go, na pewno potwierdzi), a fani funu mają moim zdaniem więcej followersów.
Stąd też profesjonalni recenzenci (bo jak ich inaczej nazwać?) uplasowali się dopiero na trzeciej pozycji.


Tematyka, którą opisują, jest mi obca mi kulturowo i mentalnie.
Nie wiem, jak można tworzyć bloga poświęconego opisywaniu wyższości ipada nad androidem lub budowania strategii pijarowskich.
Zapotrzebowanie na takie blogi na rynku najwyraźniej jednak jest, o czym świadczy nie tylko liczna rzesza naśladowców i komentatorów, ale też fakt, że to właśnie branżowi guru trzepią największą kasę na blogowych kampaniach reklamowych, wykorzystując swoją markę do zareklamowania marek innych firm.






I choć podziwiam gadżetowych guru za profesjonalizm i znajomość tematu, nie mogę ścierpieć ich snobistyczno-jaśniepańskiego przekonania, że blogosfera narodziła się jedynie po to, by wchłaniać i przetrawiać ich objawione teksty.

To oni uważają, że o wartości prawdziwego blogera świadczy wysokość kasy, jaką zarabia on swoim pisaniem.

To oni z przekąsem i kiepsko skrywaną pogardą mówią o 'blogach z duszą', jako o tych, które nie mają właściwie racji bytu.

To oni stworzyli i rozbudowali grupę wzajemnej adoracji, która się mądrzy na tych wszystkich Blog Forach Gdańsk i innych PROFESJONALNYCH imprezach, chwaląc się kto był ich sponsorem, a kogo kopnęli w dupę, obrażeni niewłaściwym podejściem do ich wielebnych mości.

To oni - najbardziej ze wszystkich - uważaja się za piątą władzę.

Jeśli chodzi o statystyki, to jestem wielkości dobrego pisma branżowego, to pokazuje, że jeden człowiek może mieć siłę rażenia - mówi Jacek Gadzinowski, piszący bloga o komunikacji w świecie starych i nowych mediów.
Gadżetowi guru uznają istnienie trzech typów blogów:

- blogi branżowe, ideowo jedynie słuszne,

- blogopodbne twory, z duszą lub nawet z jajami, nie warte wspominania na profesjonalnych panelach (o czytaniu ich nie wspominając)

- blogi traktowane z lekką nutką pogardy, ale tolerowane, bo niosące w sobie potężny potencjał jeśli chodzi o generowanie przychodów czyli:



4. Szafiarki, Kosmetyczki i Kulinarki

O blogach kulinarnych pisałam już parę razy. Mimo, że niektóre lubię, a nawet czerpię z nich inspirację, nie jestem w stanie ogarnąć dzikiego wylewu tego gatunku. Podobnie ma się sprawa z szafiarkami i blogami lifestylowymi, polecającymi wszystko, co wpadnie ich autorkom w ręce, w dużej mierze w postaci darmowych próbek.




Panie (bo w przeciwieństwie do grupy nr 3 to głównie panie) są również silnie przekonane o swojej misji. Może nie rozpatrują jej w kategorii rządów dusz, ale bez wątpienia wiele z nich uważa się za trendsetterki i rewolucjonistki (kuchenne), bez działalności których kula ziemska by stanęła.





5. Blogersi o Blogersach

Oddzielną kategorią są niepozorni kronikarze blogosfery.
To oni piszą blogi o blogach, organizują spotkania blogerów, opisują imprezy na których spotyka się znana śmietanka blogerska, przeprowadzają wywiady z internetowymi celebrytami, robią szum medialny i przez to są często popularni niczym Pudelek.
Powstały już nawet nowe pojęcia: blogobryci lub cewebryci :)


Z grupy tej wyłania się pewna podgrupa - piszących poradniki o pisaniu blogów.
10 przykazań dobrego blogera.
22 sposoby jak uczynić blog bardziej popularnym
39 absolutnych no-no czyli o czym nie pisać na blogu
i tego typu porady stają się co raz bardziej popularne.


Szaraki powinny je czytać i brać sobie do serca, to może jeszcze będą z nich ludzie :)




I te pięć kategorii blogerów wyznacza dziś trendy w blogosferze.
To oni polerują te swoje działa i pancerniki.
To oni - mam wrażenie - stosują odpowiednie techniki sprzedaży, by wypromować siebie i swoje strony, na których często przestaje się pojawiać cokolwiek wartościowego.
Jadą na marce, którą zdobyli sobie stosując sprytne zabiegi.


Czy rzeczywiście są piątą władzą?

Jacek Żakowski nie ma wątpliwości, że nawet jeśli, to jest to władza bardzo szemrana:
"Są podejrzani o niekompetencje, nie są redagowani, często anonimowi albo o nieustalonej tożsamości. Nie wiemy kto ich stymuluje, jakie jest źródło ich informacji. Czy to jest interes jakiejś firmy, czy oni tak naprawdę myślą, czy piszą tak dlatego że tak myślą, czy by być popularnym i zarobić na tym swoim blogu?"

A wy jesteście partyzantami piszącymi blogi z duszą, czy nowoczesną armią pretendującą do rządu dusz?

Ja nie mam wątpliwości, że mój wpis nie zatrzęsie blogosferą, nie wpłynie znacząco na cudze życie, nie rozpocznie mojej kariery jako opiniotwórczej dziennikarki.
 

Udam się w spokoju pakować walizki na jutrzejszy wyjazd i porządzę trochę na swoim podwórku :)

Miłego blogowania życzę!


wtorek, 31 lipca 2012

2012/07/31 13:30:09
Jak już gdzieś wspomniałam, masz zdumiewająco zbieżne poglądy z moimi (oczywiście nie wszystkie), a może to po prostu zdrowy rozsądek się nazywa? W każdym razie pod tym wpisem podpisuję się z aprobatą :)
Sama prowadzę bloga, a nawet trzy. Jeden na bieżąco reszta, jak mi się chce :) Ten jeden prowadzę przede wszystkim dla siebie i dla... Wrocławia, który jest moim wybranym miastem i, które zafascynowało mnie do tego stopnia, że założyłam mu bloga, żeby inni zobaczyli, jakie to fajne miasto :)
A z tych blogerów to żadna piąta władza :) większości nie znam i nie kojarzę, ani ja, ani ludzie z mojego otoczenia. Mało mnie interesuje co mają do powiedzenia i co zachwalają. Mam własny blogowy świat - przede wszystkim świat mojego miasta i robótek ręcznych. I zapewne większość blogujących i czytających ma taką własną strefę w sieci, którą wytyczają zainteresowania, potrzeby, cele wyższe :)
Blogi z mojej ulubionej listy to często całkiem przypadkowe zdobycze i efekt wędrówek poprzez linki na różnych blogach (tak trafiłam i do Ciebie:). Pokazuje to, jak bardzo życie w sieci bywa kapryśne i zależne od przypadku (pozycjonowania przez wujka Gugle). A całe to KWA (Kółko Wzajemnej Adoracji) nakręca się nawzajem (oraz przy pomocy niektórych "gazet") próbując nam wmówić, że ich znajomość jest obowiązkowa. Phi.
A szafiarki, kosmetyczki itd to już dla mnie zupełnie czarna dziura internetu :D
Z kulinarnych lubię jeden, z wypiekami (co też wchodzi w zakres jakiś moich zainteresowań) :)

2012/07/31 17:33:46
Fidrygauko, to bardzo ciekawe co napisałaś i zrobiłaś niezły research:) Każdy coś sobie załatwia upubliczniając swoje myśli, spostrzeżenia czy reklamy siebie lub innych produktów. Nie mnie to oceniać.
Ja osobiście mam tutaj - w tej tzw. "blogosferze" - np. "wolność myśli" - tak to sobie nazwałam. Tzn. oczywiście oszczędzam sobie i innym jakichś krepująco prywatnych wynurzeń i to jest dobre bo jakoś trzyma mnie w ryzach i zasadniczo nie muszę się wstydzić tego co piszę. Ale dla mnie napisanie myśli czy opisanie czegoś co mnie spotkało, porządkuje mi jakąś część życia. W ogóle bałam się tej formy pisania bardzo, ale po paru miesiącach "blogowania" w zasadzie nic złego mnie nie spotkało. Miło mi, że parę osób do mnie czasem zagląda, czasem ktoś coś skomentuje. To taki rodzaj pośredniej rozmowy, który mi odpowiada w internetowym życiu. Dość niezobowiązujący, ale jednak ważny.
Pozdrawiam.

2012/07/31 18:37:10
Podsumowanie trafne. Ale ja jestem zdania, że blogosfera w Polsce wciąż raczkuje, jej czas dopiero nadchodzi... :)

2012/07/31 19:55:01
Fidrygauko, ja nie wiem, jak Ty to zrobiłaś, ale z czeluści mojego umysłu wydobyłaś na światło dzienne to, co sądzę o Panu Kominku. Bardzo mi się podoba to, co dzisiaj napisałaś :)

Co do tego, kim jestem w blogosferze, to chciałam przypomnieć, że pod jednym z moich wpisów uznano, że żona oburzona jest marką. A skoro tak, to jestem jedyna w swoim rodzaju :D

2012/07/31 21:56:02
Ło matko! Aleś zasadziła, aż mnie przytkało!
Mogę tylko napisać, że ja tego wszystkiego nie ogarniam - jakieś dusze, kominki... Coraz bardziej mi komplikujesz blogowanie. Bloxa otwieram od pewnego czasu ze strachem...
Ani gwary blogowej, ani stosunków nie znam (o zarabianiu nie mówiąc). Pora umierać chyba..., albo co najmniej zamknąć bloga na amen! ;)))

2012/08/01 01:04:35
@ Emilya, słuchając niektórych wynurzeń i napuszonej mowy speców od blogów (przecierając jednocześnie ze zdumieniem oczy i zastanawiając się, czy ja śnię :)) nie da się tego inaczej skomentować - tak, to głos zdrowego rozsądku, którego pewnym ludziom chyba zabrakło w gonitwie za promowaniem swojego bloga i zarabianiu na nim mega (?) pieniędzy.

Wydaje mi się, że ci sławni blogerzy są generalnie mało znaniu komukolwiek poza własnym grajdołkiem i w tym kontekście właśnie śmieszy mnie fama, jaką wokół siebie robią.

Gadki o dziesiątkach tysięcy czytelników są zabawne. Wiem po sobie, jakim jestem 'namiętnym' czytelnikiem większości blogów: wchodzę i równie szybko wychodzę, po przeczytaniu pierszego zdania. I też wiem ile osób wchodzi na mojego bloga tylko w poszukiwaniu zdjęć (na pewno duuuużo więcej, niż go czyta).
A sam fakt, że blog Kominka na bloxie (na którym już nie ma żadnych treści, bo wszystko jest przeniesione na nowe platformy :)) wciaż jest w czołówce, świadczy jedynie o tym, że ludzie klikają z ciekawości, co się kryje pod tajemniczą kropką zamiast tytułu, która odkąd pamiętam jest gdzieś w ścisłej czołówce.

Ja nawet nie twierdzę, że to co robią zupełnie nie ma sensu (bo jestem fanką blogów tematycznych i podziwiam ludzi za pasję), ale mam wrażenie, że odbywa się tu jakiś niepisany podział na klasy: na blogową arystokrację i plebs (czyli nas wszystkich, piszących dla siebie, dla znajomych, dla idei ...)
I to mnie śmieszy.

W jednym się z Tobą nie zgodzę: "życie w sieci bywa kapryśne i zależne od przypadku (pozycjonowania przez wujka Gugle)" - niestety z mojego szperania po internecie wynika, że właśnie NIE jest to zależne od przypadku.
Nie jest to też co gorsza zależne od treści lepszych czy gorszych, ale właśnie od sprytnych zabiegów, pozycjonownia, obecności w social media, itp.
Czyli jednym słowem wartość merytoryczna bloga (ok. nie zawsze blog musi mieć wartość merytoryczną, ale chodzi mi generalnie o jakiś sensowny przekaz) wydaje się schodzić na drugi albo i trzeci plan, gdyż liczy się, jak sprytnie umiesz sprzedać swój produkt, a może wręcz tylko ładne pudełko, które jest w środku puste lub pełne sieczki - i to już nie jest nawet śmieszne. To mi daje do myślenia ...

Cieszę się, że do mnie trafiłaś, bo dzięki temu ja znalazłam Ciebie :)
Pozdrawiam

@ Red_adelka - zgadzam się absolutnie z motywami pisania bloga - też sobie coś porządkuję, odpowiednie daję rzeczy słowo (i pilnuję się, żeby nie zacząć mówić i pisać w 'pinglish' :)), dzięki wielu ciekawym komentarzom weryfikuję pewne poglądy, uczę się śmiać z własnych kompleksów itp.
Cenię sobie anonimowość na równi z wirtualnymi interakcjami.
Blog jest dla mnie czymś bardzo ważnym i nie ukrywam, że cieszy mnie każdy komentarz, każda nowy gość :).
Dlatego też lubię blogi innych.

Zgadzam się też, że każdy na blogu załatwia jakieś swoje interesy - daje upust emocjom, reklamuje swoje wyroby, kreuje się na kogoś lepszego niż jest.
Zupełnie mi to nie przeszkadza.
Nawet Kominek mi nie przeszkadza, bo przecież nie muszę go czytać :)
Jedyne, co mnie w tym wszystkim razi to tworzenie wokół tego otoczki hiper profesjonalizmu i wyrażanie (głównie pozawerbalne, ale jednak) pogardy dla tysięcy ludzi, którzy:
- nie chcą zarabiać na pisaniu bloga,
- nie lubią manipulacji,
- lubią się dzielić czymś za darmo,
- mają potrzebę tworzenia, kreowania swojego małego świata i potrzebują odrobiny uwagi
A nawet jak nie jest to pogarda, to pobłażanie.

A protekcjonalny ton mnie zawsze wkurza.

Pozdrawiam :)

2012/08/01 01:22:09
@ Avo_lusion, blogosfera być może wciąż raczkuje. Oby tylko poraczkowała w dobrym kierunku i dała możliwość rozwoju tym, co mają w życiu inny cel, niż tylko zarabianie pieniędzy (choć obawiam się, że prawa rynku są tu nieubłagane :)).

@ Żono, co do opini o Kominku, to musi pokrewieństwo dusz jakie tam być między nami jak nic :)
Co zaś do marki, to oczywiście że nią jesteś, dlatego też nie bałam się nazwać cię 'szaraczkiem' na potrzeby tego wpisu, wiedząc że jako 'produkt markowy' ironicznej krytyki się nie boisz!

@ Rest, jeśli mój wpis ma się przyczynić do Twojego zejścia lub chociażby zaprzestania pisania bloga, to natychmast go kasuję - daj znać :)

Obiecuję, że w najbliższym czasie o blogosferze nie będzie.
Temat chwilowo wyczerpał się/mnię :)

Wiesz, że ja mam tendencje do tryptyków, a to był już trzeci wpis z tej serii, więc na razie sobie daruję dalsze studia tudzież wynurzenia.
Tym bardziej, że i mi czacha paruje i krzyż boli od ciągłego zbierania szczęki z podłogi :)

A poza tym to znów przez Ciebie ryłam na całe metro (bo cholerka musiłam jeszcze wpaść wieczrem do pracy) i narażałam się na podejżliwe spojrzenia Londyńczyków, turystów i wolontariuszy olimpijskich ;)
("ja tego wszystkiego nie ogarniam - jakieś dusze, kominki...")

2012/08/01 08:55:29
A propos tego raczkowania blogosfery, to ja się właśnie cały czas zastanawiam, do czego niby ona ma dojść. I nie bardzo wiem. Może ten mój pogląd jest jakiś niepopularny, ale mnie się wydaje, że jest dobrze tak, jak jest. Różnym ludziom różne blogi się podobają, różni ludzie różne blogi piszą. I tyle.

2012/08/01 10:35:18
No i proszę, czyli nie tylko ja nie czaję fenomenu Kominka. Uff, bo już myślałam, żem przygłupia.
I tak se myślę.
Bo nigdy jeszcze nie powiedziałam o sobie, że jestem blogerką. Tak sobie piszę, bo sobie piszę. Inaczej bym ludzi na śmierć zagadała, abo co.
A ta cała BLOGOSFERA? Pfff. Bufonada i tyle.

2012/08/01 11:40:19
Wydaje mi się, że w każdym środowisku, nawet w tej tzw. "blogosferze":), która w soczewce jest chyba odbiciem społeczeństwa, znajdzie się jakiś polityk, jakiś społecznik, jakiś grafoman, jakiś nadęty dziennikarzyna, jakiś prawdziwy poeta i jakiś niedojrzały chłopiec, który myśli, że brzydkimi wyrazami załatwi sobie popularność i zarwie milion lasek pisząc, że są głupie i grube:). Zastanawiam się tylko czego te dziewczęta u niego szukają... Potwierdzenia, że są mądre i chude?
No, i cała reszta - czyli my Szaraczki:)

2012/08/02 15:18:03
A mnie dziala na nerwy jak ludzie traktuja blogowanie tak bardzo powaznie. Dla mnie to zabawa, no ale ja nawet zycia nie traktuje powaznie.
O matko, a co to jest Kominek???? :))))

2012/08/02 15:18:38
@ ŻO, chyba chodzi o to, by doszła do miejsca/ etapu/ stadium (?) gdzie siłę przebicia i 'siłę rażenia' mają nie tylko ci, co wiedzą jak sprzedać coś nie zawsze fajnego, ale w medialnie chwytliwym opakowaniu, ale też ludzie, którzy mają do powiedzenia coś ciekawego i naprawdę opiniotwórczego.
Ja bym sobie tego życzyła :)

@ Veni, witaj w klubie antycesarskim :)
Ja tam siebie nazywam blogerką, ale w bufonadzie w stylu ISB (Ilustrowanego Słownika Blogera) nie chcę uczestniczyć.
Hi, hi, ja też piszę, bo mam na względzie (uszy) innych :)
Taka altruistka ze mnie :))

@ Red_adelka, czy blogosfera odzwierciedla całe społeczeństwo? Nie wiem - bo część ludzi, świadomie lub nie, szerokim łukiem omija nowe formy komunikacji.
Dlatego też wydaje mi się, że statystycznie jest dużo więcej nowomowy i specyficznej stylistyki mediów społecznościowych.

Co do dziewczyn, to nie mam zielonego pojęcia. Hitem jest dla mnie jedna z takich fanek, wypowiadająca w filmie peany na cześć Kominka. Scena końcowa, już po napisach (więc może nie wszyscy dotrali :)) jest genialna i jest kwintesencją, tego co niektórzy fani myślą o Kominku: "Dla mnie cokolwiek Kominek napisze zawsze to jest prawda"

A z dogmatami się nie dyskutuje ;-P

2012/08/02 15:35:18
Stardust, ludzie traktują to śmiertelnie poważnie, bo na tych zarabiją, lub chcą zarabiać pieniądze, a wręcz z tego żyć. I w sumie jestem to w stanie zrozumieć.
Ja traktuję blogowanie jako przyjemność, to nad niektórymi wpisami muszę się trochę natrudzić (chociażby znaleźć zdjęcia czy zrobić research blogosfery :-)))) - rozumiem więc chęć sprzedwania swoich wartości intelektualnych.
Szczególnie jak ktoś chce to kupić :)

Tylko na Boga, po co ta megalomania, po co ten mentorski ton?!
To tak jakbym ja uważała się za lepszą od innych, bo muszę co rano wstać do pracy, ubrać się, dojechać do pracy i z niej wrócić. Phew.
Jeden dojeżdża dłużej, inny krócej, jeden pociągiem, inny służbowym samochodem, umie wynegocjować zwrot kosztów podróży, a inny jeszcze 'dopłaca do interesu' - ale czy to świadczy o jakości wykonywanej przez nich pracy?

Wiele rzeczy dotyczących mojej pracy i w ogóle życia na Wyspach miało związek z informacjami, które zaczerpnęłam od anonimowych, dzielących się za darmo, dobrych, przychylnych, poznanych wirtualnie ludzi.
Nie raz sama dzwoniłam do 'moich forumek', jak jeszcze udzielałam się intensywnie na forach, tłumacząc im co i jak, a nie robiąc z siebie wielkiego eksperta, co to wszystkie rozumy pozjadał.

2012/08/30 00:55:51
Bardzo trafne obserwacje :)
Niestety teraz znów będę mieć deficyt czasu, bo będę kopać w Twoim archiwum - zapowiada się ciekawie.

2012/08/30 11:41:28
@ Zakurzona, ja też mam ciągle braki w czytaniu co raz to odkrywanych blogów :)
I mam nadzieję, że mój stosunek do kotów nie przeszkodzi Ci w lekturze (bo wiesz, ja u Ciebie też się muszę przełamywać :)) Staram się skupiać na zdjęciach Warszawy - bo jak chyba kiedyś pisałam, musiałyśmy być kiedyś sąsiadkami, gdyż Twoje rewiry są mi dobrze znane :))



wtorek, 31 lipca 2012

4 comments:

  1. 200% partyzantki i szaraka się kłania. Piszę bo lubię, bo muszę uwolnić, bo gęby nie mam do kogo w ludzkim języku rozewrzeć, bo nie mam czasu każdemu z osobna opowiadać, to na bloga odeślę, no i trochę, bo jakaś nisza w tym temacie akurat jest, dzięki czemu czuję się chociaż trochę mniej nudna :-).
    A poza tym to wytrawny tekst (jak zwykle :-)) - uporządkowałaś nim moje myśli i refleksje, wyjątkowo w tym temacie niezorganizowane :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mamo Ammara, ja też z klasycznych partyzantów i szaraków :)
      Faktem jest, że przez ponad rok czasu (od napisania tego tekstu, teraz go tylko przeniosłam), trochę mi poglądy przeewoluowały.
      Tzn. zrozumiałam, że jest wyraźny podział na osoby blogujące hobbistycznie i na osoby chcące zarabiać na blogach. Ja tego drugiego robić za bardzo nie umiem. Czy bym chciała? Raczej nie. A może inaczej - chciałabym może kiedyś zarabiać na pisaniu/szkoleniu, ale nie zahaczałoby to raczej o tzw. 'lifestyle' ani sprzedawanie siebie, jako marki.
      Wiec w pewnym sensie bardziej przychylnym okiem patrzę na profesjonalizację blogosfery i jak czasami czytam blogi z drugiej strony lustra (bo przecież nie będę kłamać, że nie zdarza mi się nigdy zajrzeć do Kominka), to się już tak nie oburzam i nie gorszę :)))
      Zresztą Kominek w swojej książce (której recezji nie mogę dokończyć od roku) wyraźnie o tym mówi, że nie ma nic do 'blogów z duszą', tylko że jego przekaz po prostu nie jest do nich (=do nas) kierowany. I w sumie wszystko jasne!

      Usuń
    2. Ot co, właśnie chodzi mi o sprzedawanie siebie jako marki albo kreowanie bloga, napędzanego jakimiś durnymi treściami, po to tylko by zarobić - blog jako środek, a nie cel. Nie żebym jakoś potępiała strasznie, bo widzę wokół siebie poważniejsze tematy wymagające rozważań czy potępienia (że wojna na przykład, bo nie to, że chodzę i potępiam :-)), ale nie potrafiłabym.
      A, że poglądy ewoluują to i u mnie fakty. Długo się broniłam (że co to, to nie ja;-)), ale jeśli ktoś (np. biura podróży) proponuje banerek tematyczny lub podlinkowanie w tekście, to, uznałam, że grosz (którym nie śmierdzim) jakiś bez wielkiego wysiłku wpadnie (umówmy się, że nie jest to fortuna, szczególnie, że od wpływów płacę podatki :-)) i - w przeciwieństwie do wszystkich innych źródeł mojego zarobkowania - najmniej wymaga nakładu pracy. Z drugiej strony, jak dobrze wiemy, pisanie tekstów i komentarzy jest bardzo czasochłonne i w tym kontekście trzeba się nieźle napracować, by ściągnąć do siebie (mimowolnie w mym przypadku) jednego, dwóch czy trzech reklamodawców lub wydawców - choćby dla tej książki jednej, dwóch czy czterech, które mi tu wyślą, a których tak bardzo mi brakuje :-). Natomiast konsekwentnie odmawiam reklamowania tego, co z moim blogiem kompletnie się nie kojarzy albo sprzeczne jest z moimi poglądami - nie chcę śmieciowiska za żadną kasę, z ideałami mi się to kłóci i już :-).

      Usuń
    3. Ja zupełnie nie mam nic do zarabiania na blogu, szczególnie jak to jest połączone z tym, co lubię i łączy się w jedną całość z tematyką bloga. Tylko właśnie nie podoba mi się postawa pogardy dla 'szprotek', charakterystyczna dla pewnych kręgów. Nie każdy musi być wpływowym blogerem, być dobrze sprzedającą się marką i autorytetem w świecie mediów społecznościowych, tak samo jak nie każdy musi być prawnikiem czy lekarzem.
      Naukowcy, ideowcy czy społecznicy też są potrzebni :)))
      I cała masa tych 'pośrodku'.

      Usuń

Niepisanym prawem tego bloga jest lista komentarzy dłuższa od samego wpisu - uprasza się o podtrzymywanie tradycji:)

 
Back to top!