Searching...
niedziela, 4 listopada 2012

Ile kosztuje babski wieczór

Dzwoni P.
Tonem nieznoszącym sprzeciwu acz posiłkując się urokiem osobistym zarządza, co następuje:

Za tydzień stawić się trzeba w miejscowości L. bo K., żona P.ma urodziny i szykuje się party-niespodzianka. 




Impreza ma się odbyć tylko w babskim gronie, co ma stworzyć odpowiedni klimat swobodnego rozmawiania o najnowszych środkach do pielęgnacji włosów, zachwycania się papierem do pakowania o zapachu olejku różanego czy promocjach w Zarze, ale też oderwać Matki Zabiegane od pieleszy i ognisk domowych.


Mężom należy oznajmić (tonem nieznoszącym sprzeciwu, rzecz jasna, posiłkując się urokiem osobistym), że sobota będzie ich wymarzonym dniem integracji ze spłodzonym potomstwem.

Ubrać się należy warstwowo, obficie używając swetrów wełnianych, szalików, czapek i rękawiczek.

Chęci przybycia nie należy potwierdzać (bo odmowa nie jest jedną z możliwych opcji).
O szczegóły nie należy, pod żadnym pozorem, wypytywać K. :))


Co więc robi Matka Zabiegana? *
Matka Zabiegana (MZ) najpierw dusi w sobie zazdrość.
Nieeee, nie o te urodziny przecież (których nie lubi obchodzić), ale o tę NIESPODZIANKĘ.
O chęć jej zrobienia.
O pomysł.
Wszak niespodzianki MZ lubi i to bardzo.
Wprost proporcjonalnie do częstotliwości serwowania ich przez OMMZ (Osobistego Męża Matki Zabieganej) - czyli nigdy.
Nie licząc niespodzianek w stylu:
kochanietylkoniekrzyczniemówiłemcialemammandatdozapłacenia


Potem w ramach ćwiczenia się w pozytywnym myśleniu MZ robi sobie na cito listę zalet OMMZ i przekonuje samą siebie, że niespodzianka niespodzianką, ale przecież nowy zlew się sam w kuchni nie założył (zwalniając spory kawał blatu) i że pralnia się sama nie wyposażyła w nowe szafki.
No i dzieci też się sama na basen nie wzięły.


Jak tylko balans zaczyna wychodzić na plus, MZ wykonuje telefon i głosem nieznoszacym sprzeciwu (darując sobie urok osobisty, który po tylu latach i tak się zdewaluował) oznajmia mu plany na następną sobotę.
 

OMMZ mruczy w słuchawkę (tonem trudnym do rozszyfrowania - jest to bardzo bezpieczna metoda; nigdy nie możesz go później oskarżyć, że zaprzeczył lub potwierdził, bo i tak zarzuci ci błędną interpretację).

Biorąc 'Yhy' za dobrą monetę, MZ zaczyna rozmyślać nad prezentem dla K. (osoby przecudnej, o uśmiechu promiennym, śmiechu zaraźliwym, głosie zdumiewającym, znanej jednakże głównie z pobieżnych spotkań w większym gronie).
Jako że MZ nienawidzi dawania w prezencie pieniędzy, myśli wędrują w kierunku jakiegoś fajnego sklepu z kosmetykami lub innego 'Pierdółkowa', gdzie można dobrać coś w guście odpowiadającym Jubilatce.
Wytwarzanie ręczne wykracza poza możliwości MZ.

Rozważania przerwane są (na przestrzeni czasowej) feriami dzieci i koniecznością zorganizowania im zadań, wizytą sąsiadki i zastępu kolegów (dzieci, rzecz jasna), złapaniem pierwszego jesiennego wirusa, dywagacjami okołohalloweenowymi oraz próbą bycia perfekcyjną panią domu.

Nadchodzi sobota.
MZ z nosem jak dynia, z ranami smarkanymi wokół nosa i z warg (niczym Fantomas - od klimatów halloweenowych jednak trudno jest uciec :)), ze złamanym paznokciem w kolorze wściekły karmin i z brakiem nastroju szykuje się na przyjazd koleżanki, która ma robić za osobistego szofera (urodziny są w miejscowości odległej o 60 km).

OMMZ w wigilię wyjścia, wbrew spolegliwemu 'yhy', zdążył już:
- naobiecywać dzieciom, że pojadą do M.,
- odwołać tę wizytę po godzinie,
- oznajmić wszystkim, że on musi do pracy ('tylko na chwileczkę; wyjdę o ósmej, to o jedenastej będę z powrotem'), 

- przyrzec, że pójdzie z nimi do sklepu kupić zabawki za pieniądze od dziadka po to tylko, by przearanżować wizytę na Świętego Nigdy,
- zniknąć z domu i zostawić MZ z całym bajzlem, z rozgoryczonym potomstwem, z katarem, ze złamanym paznokciem i bez prezentu.


MZ zastanawia się co zrobić najpierw: pędzić kupić prezent, pędzić po obiecane zabawki (bo wycie Rozczarowanych rozbrzmiewa już od rana), smażyć kotlety (bo wiadomo, że OMMZ nie wróci na 11, więc trzeba by zrobić awaryjny obiad = kotlet z makaronem + kukurydza z puszki; gdzieś tu kiedyś coś było o blogu antykulinarnym, nie?).
Czy zająć się ułamanym pazurem.
Braki w manikjurze (szczególnie na palcu wskazującym) potrafią bowiem sukcesywnie popsuć radość z imprezy.


Plan jest opracowany: najpierw kawa!
Potem sklep z zabawkami.
Mityczne 'pieniądze od dziadka' muszą się wreszcie zamienić na wymarzoną lalkę i klocki Lego.
('pieniądze od dziadka' to pewna suma pieniędzy, która przelicza jest według jakiegoś wyjątkowo złodziejskiego kursu i - co dziwne - nigdy nie maleje, mimo kupowanych już wcześniej przedmiotów z tejże puli. 'Pieniądze od dziadka' to nowoczesny argument przetargowy w dyskusjach typu: Kup!-Nie Kupię! Na stanowcze i ostateczne 'Nie kupię!' pada argument: "To ja siobie siama kupie zia piniondze od dziadka!").


Kupno zabawek motywowane jest poczuciem winy, bo matka wybywa, a ojca nie ma. Trzeba więc znaleźć środek zapobiegawczy weekendowym kłótniom i przepychankom.
MZ próbuje jeszcze racjonalizować, że faktycznie zabawki w całości widziane były w jej domu bardzo, bardzo dawno temu ...

Wybór nie trwa długo - słodka Dolly i Lego Star Wars są już dawno na liście przedmiotów pożądanych. Należy tylko odszukać numer w katalogu i zapłacić.
 

Że ile?!
Siedem funtów za parę rękawczek, opaskę, bransoletkę i torebkę ze skaju w rozmiarach 3,5x3 ???
Może to pudełko tyle warte?
Nie ma czasu na negocjacje.

Paznokieć czeka. Prezentu nie ma.
A prywatny kierowca już jest w drodze.


Rachunek opiewa na 57 funtów.
MZ ma wyrzuty sumienia. Nie może się tylko zdecydować, z jakiego powodu: bo kupuje zabawki z poczucia winy, bo wydaje 'pieniądze dziadka' ze sporym naruszeniem domowego budżetu, czy że hołduje tragicznym gustom najmłodszej:


Wyrzuty zagłuszone są jednak bardzo szybko (MZ ma wprawę).
Dzieci wysłane są do domu z najstarszym, który już buja w kosmosie, w najnowszym pojeździe Star Wars.


Zrobienie pazura zajmuje 10 min.
MZ dmuchając na lakier pędzi więc kupować prezent (Koleżanka dzwoni, że będzie za pół godziny).


MZ wie już, że nie będzie w stanie kupić sensownego prezentu.
Decyduje się więc na Gift Card.
Za ile?
Tyle za mało, tyle za dużo, albo może nie, może ... cholera jasna, za tyle to MZ sobie samej mogłaby coś ... (no, ale kochaj bliźniego, jak siebie samego, itd. :))).



Płaci.
Eeee, chyba jednak za mało.
Dokupuje bombonierkę, bo tak łyso jakoś samą kopertę.


Pędzi, łapie w ostatniej chwili autobus.
Chowając bilet zauważa, że w bocznej kieszonce są klucze od domu.
Tak, właśnie te, które miała dać dzieciom.
 

Dzieci stoją.
Najmłodsza we łzach.
Boże, dziecko traumy dostało czekając na trawniku pod domem przez pół godziny!
Ale nie!
To nie brak matki, to brak ... lalki!!!!


Jak to lalki? To na co MZ wydała te dwadzieścia funtów? Na 2 pudła: jedno z rękawiczkami, a drugie z ... kamizelką ze sztucznego futerka i butami ugg w rozmiarze 3x3,5 !!!
Pudło było tak duże, że MZ nie przyszło do głowy, że to nie lalka, a jedynie parę szmat.
Uroki kupowania z katalogu, a nie z wystawy (w Polsce chyba jeszcze nie ma tego typu sklepów?)


Najmłodsza szlocha.

MZ (spocona, głodna i zła - OMMZ właśnie dzwonił; nie jest jeszcze nawet w połowie wykonywanego zadania) błaga najstarszego, by pędził z powrotem, lalkę kupować.
Lalka ... 30 funtów. Cena adekwatna do ubranek :))


MZ tłucze kotlety wyobrażając sobie, że pod tłuczkiem leży ta cholerna Dolly...




Koleżana zastaje MZ śmierdzącą spalonym olejem, wciskającą się w kolejną warstwę bawełnianych podkoszulek i klnącą na cały świat.

OMMZ nieobecny.
"Nie złość się" - uspokaja Koleżanka - "A może twój mąż tak ucieka w pracę, bo go niewystarczająco chwalisz?" - zamyśla się.

MZ bierze głęboki oddech, kosmetyczkę w rękę a niezapakowany prezent w siatkę.

Potem jest już milej.
W drodze wysłuchuje dalszych wykładów na temat istotnej roli chwalenia męża w budowaniu szczęścia małżeńskiego. Później tematy schodzą na picie wody i spożywanie witaminowych suplementów (koleżanka się zdrowo prowadzi, w przeciwieństwie do MZ).

Spacer w pięknym parku, zwiedzanie zabytkowego dworku i obiad w pubie, który słynie z ... łazienki, zdobywającej co roku nagrody za oryginalność i styl (no jedzenie też mają dobre :))
Śmiechu co niemiara, rozmowy o najnowszych produktach do pielęgnacji włosów, pachnący papier, prezenty, promocje z Zary i ... te nerwowe zerkanie na telefony z pytaniem w oczach: dzwonić czy nie, przeżyją beze mnie czy nie.


Tylko jedna MZ się wyłamała. Telefonu używała jedynie do robienia zdjęć :)

Ile kosztuje babski wieczór?
Grubo ponad 100 funtów i dużo, dużo nerwów ...

Za to wrażenia BEZCENNE!


widoki przecudnej urody - angielska jesień to mieszanka żółci, rudości, czerwieni i zieleni, która pozostaje miejscami przez całą zimę, aż do lutego ... gdy pojawiają się pierwsze żonkile
Niespodzianka polegała na tym, że za każdym z drzew w tej alejce chowała się jedna z nas, wyskakując na co raz bardziej zaskoczoną (pomysłem P. i naszym gremialnym przybyciem) K.

 lasy - dzięki bluszczom - też częściowo zimozielone



barwy angielskiej jesieni i te kwitnące w listopadzie kwiateczki mnie rozbrajają

 

Polesden Lacey - dworek należący do National Trust - 'statystował' w niejednym filmie :))



Pierdółkowo lokalne czyli pamiąteczki i rośliniarnia - nieodzowne elementy (obok kafeterii) każdego zabytku National Trust


od razu widać, że nie zrobione moją komórką (zapożyczone od DailyMail :))



Edwardiański 'kącik blogera' :)

a na koniec zwiedzania ... whiskey i cygaro :)



doroczne dyplomy za ... najoryginalniejszą toaletę :)


toaleta jest przeogromna, ma nawet ... poczekalnię z biblioteczką :)



kominki i galerię obrazów na ścianach 


holenderskie umywalki i bieżącą wodę uruchamianą ... przyciskiem na podłodze


dywany na podłogach nie są moim ulubionym elementem wystroju toalet, ale tu jeszcze ujdą :)

 
_____________________________________________________________________
* Przyznaję, że nie przepadam (eufemizm) za pisaniem o sobie w osobie trzeciej, ale w końcu czasami można zrobić odstępstwo od reguły, szczególnie, gdy chęć utożsamiania się z bohaterką jest znikoma.




niedziela, 4 listopada 2013




2012/11/04 23:21:15
To było straszne! Przynajmniej dla mnie. I to nawet nie ze względu na koszt materialny. Jak gdzieś idę (sama czy nie), to muszę być do tego prawie perfekcyjnie przygotowana. Łącznie z ułożeniem ciuchów i biżuterii do włożenia. I zawsze tak miałam. A miałam też kiedyś dzieci. I krótko liczyłam na męża (bo jemu zawsze coś wypadało w ostatniej chwili). Faktem jest, że moje dzieci były bardzo zdyscyplinowane i wiedziały, że jak jest chwila sprężenia a jestem sama, to muszą na baczność.
Teraz, jak wychodzę na babski wieczór (spotykamy się z koleżankami z maturalnej) to jest na luzie. No, ale teraz to już zupełnie co innego.
 
2012/11/04 23:44:46
Łaaaadnie tam :)
Ja jeszcze jestem za mała chyba, żeby mnie babskie wieczory kręciły :/ I nie wiem, czy kiedykolwiek dorosnę do rozmów o pachnącym papierze z przeceny w Zarze ;)
Gunt, że summa summarum się udała imprezka ;)
 
2012/11/05 07:00:06
no proszę jaka fajna inicjatywa ;)) kibelek bardzo interesujący, paznokieć okropnie złośliwy (czy one muszą nam zawsze to robić?), ale najbardziej mnie zafrapował fundusz dziadkowy. Może powieś na lodówce bilans funduszu, żeby nie było niespodzianek a dziatwa się przy okazji nauczy podstaw rachunkowości ;))))))))))
Urocze miejsce bajdełej ;)
 
2012/11/05 10:30:06
Urokliwe pejzarze i dworki.
U mnie w ramach jesiennych kolorow pojawily sie rudosci na glowie:)
 
2012/11/05 11:32:31
Koszt jest mało istotny, jeśli korzyści są odpowiednie:) Chętnie spędziłabym popołudnie w TAKICH okolicznościach i w sympatycznym babskim towarzystwie. Pal sześć z nerwami i funtami... Nerwy z łatwością regenerują się humorem, a fundusze, jak od czasu do czasu, przejdą małe trzęsienie ziemi, to zwykle na dobre im to wychodzi:)
 
2012/11/05 15:54:52
Zrób bilans strat i zysków ;) Wyjdzie pewnie że nie takie koszty straszne... A miejsce spotkania - piękne!
 
2012/11/05 21:21:49
ładne miejsce na niespodziankę, której też zazdroszczę; toaleta też niczego sobie ;) podejrzewam, że wielkości całego mojego mieszkania ;p
rozumiem brak chęci do utożsamiania się z bohaterką opowieści, ale imprezę możesz zaliczyć do udanych, prawda?
 
2012/11/06 07:14:29
Świetny tekst!! A ten pejzaż pierwszy mnie zachwycił totalnie... :)
 
2012/11/06 08:34:01
Hej, nie mam internetu :(
Na komórce pisałabym odpowiedzi prze pół dnia :(
Odezwę się, jak tylko mój nowy dostawca, który się deklarował, że wszystko pójdzie gładko, raczy mi w ogóle przysłać router :(
 
Gość: sukienka_w_kropki, host-46-186-50-245.dynamic.mm.pl
2012/11/06 11:00:46
Ten wpis kosztował mnie co nie miara nerwów, dopiero na koniec odetchnęłam z ulgą, że dotarłaś i mimo wszystko ( 100 funtów...) impreza się udała. Czasem wspominam podobny okres w moim życiu i nieco mi skóra cierpnie ale z drugiej strony były też piękne chwile, których mi brakuje teraz, kiedy moje dzieci są dorosłe. Ale dzisiaj chyba bym tego nie zdzierżyła. Na szczęście człowiek ma niesamowite zdolności przystosowawcze bez nich by chyba nie przetrwał tych wszystkich atrakcji. Pozdrawiam!
 
2012/11/06 11:40:41
Nie przeliczaj wrażeń na pieniądze, zdjęcia mówią że było warto
I wierz mi, kupowanie lal i ubranek dla lal wychodzi taniej, niż kupowanie ubranek dla dojrzewającej córki, która chce wyglądać jak lala
 
2012/11/07 11:10:56
Ło kurczę jakie piękne miejsce :)
 
2012/11/13 21:28:12
@ Rest, ja też lubię być perfekcyjnie przygotowana, ale niestety czasami nie mam wyboru :(
Moje dzieci też są generalnie zdyscyplinowane, ale właśnie przez to zdyscyplinowanie ... co raz częściej zostawiamy ich samych i uważam, że to trochę nie fair (o innych względach nie wspomnę) więc w pewnym sensie akcja z zabawkami była tym motywowana (szczególnie, że tato im OBIECAŁ!!!)

@ Veni, przyznam szczerze, że ja akurat zupełnie nie mam melodii do takich typowych babskich imprez. Lubię pogadać sobie z facetami :)), a poza tym ani ciuchy, ani kosmetyki ani inne 'typowo' babskie tematy mnie nie kręcą. Ale ... to były urodziny K. a ona takie rzeczy uwielbia, więc zrobiłyśmy to dla niej. No i też z podziwu dla P. :))
A poza tym możliwość wyrwania się gdzieś jest naprawdę błoga.
Gdyby tylko wszystko poszło zgodnie z planem ...
Ale i tak było super!

@ Berberysie, paznokcie jak i inne przedmioty martwe są bardzo złośliwe. Nie wiedziałaś o tym?
Co do księgowości, to dobry pomysł. Ja mam sporo takich, tylko nie mam kiedy wcielić w życie, ale jak widać, będę musiała :)

@ Duo.na - pasowałabyś więc do angielskiego pejzażu :)
Muszę wygooglać, jak wygląda jesień w Chinach, ale chyba pod względem kolorystycznym inaczej

@ Ren-ya, oczywiście dzisiaj pamiętam już tylko pozytywne aspekty, ale wtedy, jak pisałam 'na świeżo', to mnie trochę wkurzała niesłowność mojego ślubnego, choć z drugiej strony wiem, że on to zrobił, bo jest solidny i słowny - choć często na koszt rodziny. Pewnie go za mało chwalę ;-P

@ Fristerinn, masz rację - bilans na plus! Miejsce faktycznie urocze (zdjęcia z komórki tego nie oddają)
 
2012/11/13 21:48:10
@ Aotahi, łazienka jest potężna, zdecydowanie większa od mojego domu, więc pewnie od Twojego mieszkania też :))
Impreza była w sumie fajna, ale co się nawkurzałam przed, to moje. Po moim mężu oczywiście to spłynęło jak po kaczce. Ale to kosmita, bez systemu nerwowego :))

@ Avo-lusion, dzięki :)
Widoczki były naprawdę przepiękne - zdjęcia tego nie oddają.
Uwielbiam kolory angielskiej jesieni, właśnie tę miesznkę z zielenią.

@ Sukienko, przepraszam, nie było to moim celem, żeby przerzucać stres na Czytelników :)) Co do zdolności przystosowawczych, to oczywiście masz rację - człowiek sam siebie zaskakuje na każdym kroku.
No ale w danej chwili wydaje ci się, że zaraz cię coś trafi na miejscu.
Oczywiście dziś już dawno zapomniałam o stresie, a zdjęcia i miłe wspomnienia zostały :))

@ Ninga, masz całkowitą rację z ciuszkami dla dorastającej córki. To jeszcze przede mną, ale już mam tego małą próbkę.
A co do przeliczania, to oczywiście nie przeliczam wrażeń na pieniądze, tylko ... żałuję tych niepotrzebnie wydanych pieniędzy - w pośpiechu i bez planowania (bo można było naprawdę uniknąć pewnych wydatków). No ale było, minęło. W sumie uważam, że 'gift card' nie jest taki zły - dziewczyna kupi sobie, co jej się samej będzie podobało.

@ Milexica, miejsce naprawdę urokliwe. Przyjeżdżaj! :))

0 comments:

Prześlij komentarz

Niepisanym prawem tego bloga jest lista komentarzy dłuższa od samego wpisu - uprasza się o podtrzymywanie tradycji:)

 
Back to top!