Piękna okazja, żeby coś napisać na ten, bądź co bądź, bliski memu sercu temat.
Zbierałam się z tym wpisem już przed olimpiadą, gdy obejrzałam arcy-ciekawy (choć nieco propagandowy w wymowie :))) dokument to tajemnym życiu metra.
Niestety ... nie wiedziałam, że akurat dziś przypada ten szacowny jubileusz.
A aż się prosiło, żeby z szacunku choć parę słów naskrobać.
Bo mimo, że wszyscy na nie psioczą, że się duszą w jego mrocznych korytarzach, że ceny biletów nieprzyzwoicie uszczuplają domowe budżety londyńczyków, to nie można mu odmówić sprawności i kondycji godnej dwudziestolatka, nie mówiąc już o potężnym przędsięwzięciu logistycznym jakim jest codzienne zarządzanie tym dwustupięćdziesięciostacjowym molochem.
Wpis jubileuszowy będzie więc musiał trochę podojrzewać na twardym dysku mojego laptopa.
Może zdążę coś napisać przed kolejną okrągłą rocznicą :))
Wszystkiego dobrego Wiecznie Młodniejący Staruszku!
środa, 9 stycznia 2013
2013/01/09 19:45:05
Uwielbiam londyńskie metro. Serio.
Drogie trochę te przejażdżki mają, ale ten klimat wart jest ceny ;) Pomijając sprawność, splątanie i parę innych aspektów :)
Drogie trochę te przejażdżki mają, ale ten klimat wart jest ceny ;) Pomijając sprawność, splątanie i parę innych aspektów :)
2013/01/09 23:02:26
Wiedziałam, że można na Ciebie
liczysz i kto jak kto, ale Fidrygauka metrem podróżująca o rocznicy
nadmieni. Czekam na jubileuszowy wpis z utęsknieniem :)
2013/01/10 00:49:13
Drogi staruszku!
Życzę ci żeby twój młodszy, warszawski braciszek w końcu do mnie dotarł...za mojego życia, znaczy się.
(A teraz się obśmieję)
Życzę ci żeby twój młodszy, warszawski braciszek w końcu do mnie dotarł...za mojego życia, znaczy się.
(A teraz się obśmieję)
2013/01/10 10:17:31
Wciąż Cię czytam i jak to jest w moim zwyczaju sporadycznie komentuję...
Pomyślałam sobie, że z Twoją płodną weną twórczą powinnaś napisać książkę... Juz widze jej tytuł i okładkę... "Polka w angielskim metrze" (że trywialnie???) czy coś takiego.... Oczywiście byłby to takie właśnie myśli/opowiesci/ anegdoty jakie opisujesz na blogu...
Myślę, że M. Gretkowska nie powstydziłaby się Twojej narracji i tego wciągającego stylu (absolutnie nie oskarżam Cię o bycie feministka, ale jakoś mi tak czasem przypominasz jej pisanie :0 ).
Szkoda, że nie jestem milionerką i nie mogę sama wydawać takich rzeczy.. ale życzę Ci żeby taki ktoś Ci przeczytał. Myślę, że jak zacznie to pomysł wpadnie mu bez większego wysiłku..
To tak w ramach spóźnionych życzeń noworocznych...
Pomyślałam sobie, że z Twoją płodną weną twórczą powinnaś napisać książkę... Juz widze jej tytuł i okładkę... "Polka w angielskim metrze" (że trywialnie???) czy coś takiego.... Oczywiście byłby to takie właśnie myśli/opowiesci/ anegdoty jakie opisujesz na blogu...
Myślę, że M. Gretkowska nie powstydziłaby się Twojej narracji i tego wciągającego stylu (absolutnie nie oskarżam Cię o bycie feministka, ale jakoś mi tak czasem przypominasz jej pisanie :0 ).
Szkoda, że nie jestem milionerką i nie mogę sama wydawać takich rzeczy.. ale życzę Ci żeby taki ktoś Ci przeczytał. Myślę, że jak zacznie to pomysł wpadnie mu bez większego wysiłku..
To tak w ramach spóźnionych życzeń noworocznych...
2013/01/11 14:37:02
@ Veni, ja też wbrew pozorom lubię
'londyńską tubę'. Jest to świetny środek transportu oraz miejsce
obserwacji socjologicznych :)
Po obejrzeniu wspomnianego dokumentu (który postaram się choć w zarysie streścić, bo warto) przestałam właściwie narzekać na jakiekolwiek uniedogodnienia, mając świadomość, ile pracy jest włożone w jego zarządzanie.
@ Ewo, właśnie chyba nie za bardzo można na mnie liczyć - jak widzisz, nawaliłam z wpisem jubileuszowym. Ale postaram się wkrótce nadrobić. Szczególnie, że czekasz z utęsknieniem (to mnie moblilizuje :))
@ Inwentaryzacjo, rozumiem, że mieszkasz gdzieś w okolicach planowanej stacji końcowej 'drugiej nitki' :))
Myślę, że spokojnie się doczekasz 'młodszego braciszka'. Tylko nie patrz na okoliczności. Patrz oczami wiary!
@ Pani M. - a mi jak zwykle jest niezmiernie miło, że wciąż wpadasz i wciąż komentujesz (choćby sporadycznie).
Nigdy nie wiem, co mam odpowiedzieć na takie komentarze, bo mnie niezmiennie 'zatyka' wiara ludzi w mój talent. I nie wiem, gdzie mam oczy podziać (choć oczywiście mi bardzo miło). To nie jest tak, że uważam się za totalne beztalencie. Wiem, że umiem 'gawędzić', bo już mi to sporo osób powiedziało. Poza tym myślę, że niektóre historie, które mi się wydarzyły są naprawdę śmieszne i warte podzielenia się z ogółem - co też robię :)))
Nie myślę jednak, żeby to był od razu materiał na książkę. Wątpię, czy przy moim poziomie autokrytycyzmu taka myśl by mi w ogóle przeszła przez głowę.
Pamiętam, jak całkiem niedawno przeczytałam, że na spotkanie autorskie ze Zbigniewem Wodeckim nie przyszła ANI JEDNA OSOBA. No, może pan Wodecki nie jest jakimś tam znowu wziętym pisarzem, ale musiało to chyba być upokarzające doświadczenie :)))
Co i raz czytam na różnych blogach, że blogerzy wydają książki i ... podziwiam ich za odwagę. Ja bym się bała, że książka wydana, pieniądze wydane, a tu się sprzedało 100 egzemplarzy :)))
Zresztą nie wyobrażam sobie, żeby ktoś, kto może wejść na bloga i poczytać sobie za darmo chciał kupować książkę. Miałam już nawet propozycję z jakiegoś portalu (choć nie była ona skierowana tylko do mnie - taki ogólnobloxowy spam), gdzie można publikować swoje teksty, za które czytelnicy muszą płacić jakieś symboliczne sumy. I zastanawiałam się, czy ktoś w ogóle by na coś takiego poszedł??? Ale widać ludzie się nie czają i publikują swoje teksty na potęgę. No cóż, i na tej niwie trzeba się umieć wypromować. A to zawsze było jednym z moich najsłabszych punktów.
A jeśli chodzi o same kwestie finansowe, to nie jest to wcale takie drogie przedsięwzięcie, żeby wydać e-booka lub książkę w miękkiej oprawie. Teraz powstają jak grzyby po deszczu wydawnictwa, w tkórych możesz sam wydać książkę (o jednym dowiedziałam się przy okazji książki Kominka - recenzja wciąż czeka, hi, hi).
Chciałam kiedyś wydać mój stary blog, w parunastu egzemplarzach dla rodziny na pamiątkę, ale to się okazało nieopłacalne. Natomiast już przy nakładzie 200-300 tysięcy egzemplarzy mogłoby się opłacić
Przy założeniu, że ktoś to kupi ... :)
Acha, stylu pani Gretkowskiej nie znam (trochę się do niej zniechęciłam przez parę czynników), ale może się zapoznam :)))
Dzięki jeszcze raz za życzenia.
Pozdrawiam serdecznie i Tobie też wszystkiego dobrego.
Po obejrzeniu wspomnianego dokumentu (który postaram się choć w zarysie streścić, bo warto) przestałam właściwie narzekać na jakiekolwiek uniedogodnienia, mając świadomość, ile pracy jest włożone w jego zarządzanie.
@ Ewo, właśnie chyba nie za bardzo można na mnie liczyć - jak widzisz, nawaliłam z wpisem jubileuszowym. Ale postaram się wkrótce nadrobić. Szczególnie, że czekasz z utęsknieniem (to mnie moblilizuje :))
@ Inwentaryzacjo, rozumiem, że mieszkasz gdzieś w okolicach planowanej stacji końcowej 'drugiej nitki' :))
Myślę, że spokojnie się doczekasz 'młodszego braciszka'. Tylko nie patrz na okoliczności. Patrz oczami wiary!
@ Pani M. - a mi jak zwykle jest niezmiernie miło, że wciąż wpadasz i wciąż komentujesz (choćby sporadycznie).
Nigdy nie wiem, co mam odpowiedzieć na takie komentarze, bo mnie niezmiennie 'zatyka' wiara ludzi w mój talent. I nie wiem, gdzie mam oczy podziać (choć oczywiście mi bardzo miło). To nie jest tak, że uważam się za totalne beztalencie. Wiem, że umiem 'gawędzić', bo już mi to sporo osób powiedziało. Poza tym myślę, że niektóre historie, które mi się wydarzyły są naprawdę śmieszne i warte podzielenia się z ogółem - co też robię :)))
Nie myślę jednak, żeby to był od razu materiał na książkę. Wątpię, czy przy moim poziomie autokrytycyzmu taka myśl by mi w ogóle przeszła przez głowę.
Pamiętam, jak całkiem niedawno przeczytałam, że na spotkanie autorskie ze Zbigniewem Wodeckim nie przyszła ANI JEDNA OSOBA. No, może pan Wodecki nie jest jakimś tam znowu wziętym pisarzem, ale musiało to chyba być upokarzające doświadczenie :)))
Co i raz czytam na różnych blogach, że blogerzy wydają książki i ... podziwiam ich za odwagę. Ja bym się bała, że książka wydana, pieniądze wydane, a tu się sprzedało 100 egzemplarzy :)))
Zresztą nie wyobrażam sobie, żeby ktoś, kto może wejść na bloga i poczytać sobie za darmo chciał kupować książkę. Miałam już nawet propozycję z jakiegoś portalu (choć nie była ona skierowana tylko do mnie - taki ogólnobloxowy spam), gdzie można publikować swoje teksty, za które czytelnicy muszą płacić jakieś symboliczne sumy. I zastanawiałam się, czy ktoś w ogóle by na coś takiego poszedł??? Ale widać ludzie się nie czają i publikują swoje teksty na potęgę. No cóż, i na tej niwie trzeba się umieć wypromować. A to zawsze było jednym z moich najsłabszych punktów.
A jeśli chodzi o same kwestie finansowe, to nie jest to wcale takie drogie przedsięwzięcie, żeby wydać e-booka lub książkę w miękkiej oprawie. Teraz powstają jak grzyby po deszczu wydawnictwa, w tkórych możesz sam wydać książkę (o jednym dowiedziałam się przy okazji książki Kominka - recenzja wciąż czeka, hi, hi).
Chciałam kiedyś wydać mój stary blog, w parunastu egzemplarzach dla rodziny na pamiątkę, ale to się okazało nieopłacalne. Natomiast już przy nakładzie 200-300 tysięcy egzemplarzy mogłoby się opłacić
Przy założeniu, że ktoś to kupi ... :)
Acha, stylu pani Gretkowskiej nie znam (trochę się do niej zniechęciłam przez parę czynników), ale może się zapoznam :)))
Dzięki jeszcze raz za życzenia.
Pozdrawiam serdecznie i Tobie też wszystkiego dobrego.
0 comments:
Prześlij komentarz
Niepisanym prawem tego bloga jest lista komentarzy dłuższa od samego wpisu - uprasza się o podtrzymywanie tradycji:)