Znałam ich twarze na pamięć.
Zadziwiająco niewybijające się z tłumu.
Jeden miał wąsy, drugi był wygolony jak na odpust.
Ten trzeci miał twarz handlarza tureckimi sweterkami, a czwarty i paru następnych wyglądało na byłych cinkciarzy. Prawie zawsze nosili skórzane kurki z milionem kieszonek, ówczesny hit z Bazaru Europa, na Stadionie Tysiąclecia. Do tego dekatyzowane dżinsy lub tanie spodnie garniturowe z syntetyku, a na nogach czarne pantofle ze skaju.
Jedyne, co ich wyróżniało, to rozlatane oczka.
Wsiadali do 9-tki na Rondzie Dmowskiego, a już przy placu Zawiszy, po trzech przystankach, wysiadali z łupami.
Czasami ktoś się zorientował, że nie ma portfela i zaczynał z rozpaczą i niedowierzaniem macać kieszenie lub wybebeszać torebkę.
Zdarzało się, że nawet poczuł dziwny dotyk w okolicach pośladków, ale zanim się odwrócił, zanim złapał za rękę, próbując ocalić ostatnią pensję i dokumenty, wąsik już zwrócony był w inną stronę, oczka nieruchomiały, wpatrując się tory tramwajowe, a świeżo skradziony portfel zgrabnie wędrował do kolejnego, strategicznie ustawionego posiadacza skórzanej, tureckiej kurtki.
Zadziwiająco niewybijające się z tłumu.
Jeden miał wąsy, drugi był wygolony jak na odpust.
Ten trzeci miał twarz handlarza tureckimi sweterkami, a czwarty i paru następnych wyglądało na byłych cinkciarzy. Prawie zawsze nosili skórzane kurki z milionem kieszonek, ówczesny hit z Bazaru Europa, na Stadionie Tysiąclecia. Do tego dekatyzowane dżinsy lub tanie spodnie garniturowe z syntetyku, a na nogach czarne pantofle ze skaju.
Jedyne, co ich wyróżniało, to rozlatane oczka.
Wsiadali do 9-tki na Rondzie Dmowskiego, a już przy placu Zawiszy, po trzech przystankach, wysiadali z łupami.
Czasami ktoś się zorientował, że nie ma portfela i zaczynał z rozpaczą i niedowierzaniem macać kieszenie lub wybebeszać torebkę.
Zdarzało się, że nawet poczuł dziwny dotyk w okolicach pośladków, ale zanim się odwrócił, zanim złapał za rękę, próbując ocalić ostatnią pensję i dokumenty, wąsik już zwrócony był w inną stronę, oczka nieruchomiały, wpatrując się tory tramwajowe, a świeżo skradziony portfel zgrabnie wędrował do kolejnego, strategicznie ustawionego posiadacza skórzanej, tureckiej kurtki.
Jeździłyśmy tą 'dziewiątką' z jednych zajęć na drugie, spotykając tę samą ekipę przynajmniej raz na tydzień. Swojego czasu - w myśl zasady, że w grupie siła - uważałyśmy nawet za niezłą zabawę wykrzykiwanie na cały wagon, że "ludzie, uważajcie na torebki, bo w tramwaju grasują kieszonkowcy".
Czasami ograniczałyśmy się jedynie do nieruchomego, przenikliwego wgapiania się w nich, do śledzenia każdego ich ruchu.
Bawiły nas ich wkurzone miny, a groźby na wychodne (bo zmywali się wtedy na ogół na najbliższym przystanku), że nam potną buzie żyletkami, spływały po nas, jak po kaczce. Ot, brawura dwudziestolatek, które myślą, że cały świat stoi przed nimi otworem i byle złodziejaszek nie będzie im podskakiwał.
Nienawidziłam tej ich bezczelności, tej pewności, że mimo ostrzeżeń, mimo gazet trąbiących o zjawisku, programów telewizyjnych ujawniających sprytne metody doliniarzy, zawsze znajdzie się jakaś ciapa, która da się z łatwością skroić.
Nigdy nie dałam się okraść.
Zawsze pilnowałam swoich torebek, plecaków, dokumentów. Sprawdzałam niemalże obsesyjnie, czy nie staję się łatwym łupem.
Nienawidzę złodziei jak mało czego w życiu. Przy całej mojej łagodności :))), średniowieczna wersja obcinania uszu i rąk wciąż wydaje mi się kusząco sprawiedliwa.
A jednak w końcu i mnie okradziono.
W wyrafinowany i trudny do uwierzenia sposób.
***
Instytut Anglistyki mieścił się w starej kamienicy, na rogu Nowego Światu i Książęcej. Daleko mu było do nowoczesności niektórych wydziałów. Pomieszczenia, niegdyś najzwyklejsze mieszkania, były mikrusowe jak na potrzeby upchania całkiem licznych grup studentów, a na korytarzach z ledwością mogły mijać się dwie osoby. Do zaawansowanej wiekiem windy wsiadało się z modlitwą na ustach, albo mknęło się po stromych kamiennych schodach, zaglądając po drodze w studnię podwórka oraz w okna innych 'pracowni'.
Kamienica przy ulicy Nowy Świat - tu mieści się warszawski wydział anglistyki :)))
Na miejscu dostępne były dwie biblioteki - ta wydziału anglistyki i ta należąca do Kolegium Nauczycielskiego, o profilu - jak sama nazwa wskazuje - dydaktyczno-metodycznym. Spędzałam tam sporo czasu nie tylko na czytaniu na chybcika mądrości pedagogicznych, potrzebnych do zaliczenia, ale też, wykorzystując 'okienka' korzystałam z dobrodziejstw darmowego internetu i pisałam namiętne maile do Walentego, który już wtedy był w Anglii.
Opis topograficzny budynku pojawia się tu nie bez przyczyny.
Trafić do obu bibliotek nie było bowiem łatwo. Trzeba było być dobrze zaznajomionym z meandrami korytarzy, by dotrzeć we właściwie miejsce. Nie była to ogólnie dostępna biblioteka, z milionem użytkowników dziennie, jak nowy BUW.
Biblioteka składała się z dwóch małych salek, z paroma stolikami na krzyż, z rzędem czterech komputerów (do których była wieczna kolejka) i z panią bibliotekarką - nadrzędnym Cerberem, który dbał o zachowanie ciszy absolutnej.
Każdy miał na koncie przynajmniej jedną porządna burę, za używanie chociażby teatralnego szeptu w Świątyni Wiedzy.
Po zameldowaniu się przy biurku Cerberzycy i wylegitymowaniu się, można było liczyć na merytoryczną i fachową pomoc. Pani bowiem, wbrew pozornej surowości była bowiem równie oddaną, co sympatyczną kapłanką i znakomicie znała swój fach oraz te same od lat wymogi wykładowców :)). Za uśmiech i podanie tytułu SZEPTEM (to zawsze topiło jej serce), można było zdobyć nawet 'niewypożyczalne' egzemplarze, przeznaczone li i jedynie do pracy na miejscu, by nielegalnie skopiować je w sąsiadującym z wydziałem Xeroxie.
Każdy miał na koncie przynajmniej jedną porządna burę, za używanie chociażby teatralnego szeptu w Świątyni Wiedzy.
Po zameldowaniu się przy biurku Cerberzycy i wylegitymowaniu się, można było liczyć na merytoryczną i fachową pomoc. Pani bowiem, wbrew pozornej surowości była bowiem równie oddaną, co sympatyczną kapłanką i znakomicie znała swój fach oraz te same od lat wymogi wykładowców :)). Za uśmiech i podanie tytułu SZEPTEM (to zawsze topiło jej serce), można było zdobyć nawet 'niewypożyczalne' egzemplarze, przeznaczone li i jedynie do pracy na miejscu, by nielegalnie skopiować je w sąsiadującym z wydziałem Xeroxie.
Tamtego dnia pół naszej grupy kisiło się przy stolikach, przygotowując się do kolokwium z dydaktyki nauczania angielskiego, czy z innego, równie fascynującego przedmiotu. Wertowaliśmy mądre księgi, w poszukiwaniu odpowiedzi na 1001 pytań. Robiliśmy zestawienia, porównania, analizy, marząc jednocześnie o tym, by znaleźć się jak najszybciej w domu i zająć czymś o niebo bardziej fascynującym.
Wyszłam jako jedna z ostatnich. Nie spieszyłam się tak bardzo, bo miałam jechać na przedstawienie do przedszkola (pamiętam, pierwsze w moim życiu przedstawienie z okazji Dnia Matki, adresowane do mnie, na którym się oczywiście zryczałam jak bóbr, na widok mojego prawie trzylatka wręczającego mi własnoręcznie wykonane korale z korka :)))
Przed wyjściem z budynku stała Ola. Minęłabym ją pewnie bez zwracania większej uwagi, rzucając 'cześć' na odchodne, ale ... Ola zachowywała się dziwnie. Wyglądała tak, jakby się miała popłakać. Spytałam, czy na kogoś czeka i czy coś się stało. Odpowiedziała mi, że miała właśnie jechać do domu, lecz nie ma za co. Była pewna, że miała w portfelu stówę, ale stówa wyparowała! To były jej jedyne pieniądze.
Natychmiast sięgnęłam do torebki, by poratować dziewczynę swoją ostatnią pięćdziesiątką (koniec miesiąca był :))). W portmonetce jej jednak nie było. Wiem, że ją miałam! Sprawdzałam rano, bo miałam wracać do domu pociągiem i sam miesięczny mi nie wystarczał.
Pamiętam, że niebieszczyła się tam samotnie, w przegródce na banknoty.
Wybebeszyłam wszystko, przejrzałam każdy zakamarek. Z co raz większym niedowierzaniem wertowałam torebkę, czując się jak na 'magic show'.
Pamiętam, że niebieszczyła się tam samotnie, w przegródce na banknoty.
Wybebeszyłam wszystko, przejrzałam każdy zakamarek. Z co raz większym niedowierzaniem wertowałam torebkę, czując się jak na 'magic show'.
Wszystko inne było na swoim miejscu, a pieniądze się zdematerializowały!
To było zbyt podejrzane, tym bardziej że ... Ola siedziała koło mnie w bibliotece.
To było zbyt podejrzane, tym bardziej że ... Ola siedziała koło mnie w bibliotece.
I nagle przyszło olśnienie.
Zostałyśmy okradzione!
Przez ... tego okularnika, który robił tyle zamieszania wokół siebie.
Najpierw nie mógł sobie znaleźć miejsca, potem przewieszał ciągle mu spadającą kurtkę przez krzesło. Coś tam czytał, wyciągał non stop jakieś zeszyty z leżącej na podłodze torby. Na koniec okazało się, że mimo ostentacyjnego przeszukania czeluści swojego plecaka, nie ma długopisu. Zagadywał więc do każdego, prosząc od pożyczenie mu długopisu. Robił przy tym tyle zamieszania i rabanu, że każdy w skrytości myślał sobie "Oh! Shut up, man! Seriously, what a nerd!"
W końcu zlitowała się nad nim Cerberzyca, umęczona notorycznym zaburzaniem spokoju czytelników.
Okularnik nie omieszkał podziękować jej parę razy, wyrażając głośno swoją niezmierną wdzięczność. Potem coś tam czytał, ale wiercił się, jakby miał owsiki w tyłku.
Zostałyśmy okradzione!
Przez ... tego okularnika, który robił tyle zamieszania wokół siebie.
Najpierw nie mógł sobie znaleźć miejsca, potem przewieszał ciągle mu spadającą kurtkę przez krzesło. Coś tam czytał, wyciągał non stop jakieś zeszyty z leżącej na podłodze torby. Na koniec okazało się, że mimo ostentacyjnego przeszukania czeluści swojego plecaka, nie ma długopisu. Zagadywał więc do każdego, prosząc od pożyczenie mu długopisu. Robił przy tym tyle zamieszania i rabanu, że każdy w skrytości myślał sobie "Oh! Shut up, man! Seriously, what a nerd!"
W końcu zlitowała się nad nim Cerberzyca, umęczona notorycznym zaburzaniem spokoju czytelników.
Okularnik nie omieszkał podziękować jej parę razy, wyrażając głośno swoją niezmierną wdzięczność. Potem coś tam czytał, ale wiercił się, jakby miał owsiki w tyłku.
Przypomniała mi się scena z jakiegoś filmu, bodajże z Dustinem Hoffmanem. Grany przez niego bohater był szpiegiem. Miał przewieźć przez granicę jakieś ważne dokumenty czy przedmiot (słowo daję, zupełnie nie kojarzę szczegółów tego filmu, nawet tytułu, ale ta scenka wyjątkowo zapadła mi w pamięć). Nie było to jednak zbyt możliwe, gdyż kontrola na lotnisku była tak skrupulatna, że nie było szans, by się przecisnąć niezauważonym - szczególnie, że służby lotniska były ostrzeżone o całej akcji i szukały wśród pasażerów podejrzanego agenta służb specjalnych.
Dustin (albo jakiś inny Al Pacino) postanowił więc zastosować specyficzną strategię. Wraz z towarzyszącą mu kobietą przebrali się za starszych turystów. Turystów nie dość że nieporadnych i sprawiających wrażenie, że to ich pierwszy w życiu lot, to jeszcze nierozgarniętych, roztargnionych i do tego mocno ze sobą skłóconych. Zanim przeszli przez bramki, narobili takiego rabanu, twierdząc, że zgubili bilety, że zapomnieli ważnych dokumentów, tyle razy przeglądali swoje torby i ubrania, złoszcząc się przy tym na siebie i wyzywając się niewybrednie na cały regulator, że wzbudzili zainteresowanie całego lotniska. Pozostali pasażerowie, mieli niezły ubaw, oglądając darmowy występ 'klaunów'. Ludzie zatrzymywali się ciekawi dalszego ciągu małżeńskich połajanek.
Tylko celnikom nie było to smak. Oni przecież mieli za zadanie przechwycić tajnego agenta, a ten cały cyrk utrudniał im pracę i rozpraszał.
W rezultacie, zmęczeni tym całym zamieszaniem, przepuścili ich bez żadnego sprawdzania, błogosławiąc na drogę i ciesząc się, że mają ich wreszcie z głowy.
Dustin (albo jakiś inny Al Pacino) postanowił więc zastosować specyficzną strategię. Wraz z towarzyszącą mu kobietą przebrali się za starszych turystów. Turystów nie dość że nieporadnych i sprawiających wrażenie, że to ich pierwszy w życiu lot, to jeszcze nierozgarniętych, roztargnionych i do tego mocno ze sobą skłóconych. Zanim przeszli przez bramki, narobili takiego rabanu, twierdząc, że zgubili bilety, że zapomnieli ważnych dokumentów, tyle razy przeglądali swoje torby i ubrania, złoszcząc się przy tym na siebie i wyzywając się niewybrednie na cały regulator, że wzbudzili zainteresowanie całego lotniska. Pozostali pasażerowie, mieli niezły ubaw, oglądając darmowy występ 'klaunów'. Ludzie zatrzymywali się ciekawi dalszego ciągu małżeńskich połajanek.
Tylko celnikom nie było to smak. Oni przecież mieli za zadanie przechwycić tajnego agenta, a ten cały cyrk utrudniał im pracę i rozpraszał.
W rezultacie, zmęczeni tym całym zamieszaniem, przepuścili ich bez żadnego sprawdzania, błogosławiąc na drogę i ciesząc się, że mają ich wreszcie z głowy.
Taką też strategię zastosował 'nasz okularnik'.
Robiąc wokół siebie niemiłosierne zamieszanie, udając że grzebie w swoim plecaku, plądrował nasze, grzecznie stojące przy krzesłach torebki, zabierając tylko pieniądze, zostawiawszy łaskawie (lub raczej dla niepoznaki) portfele z resztą cennej zawartości.
Robiąc wokół siebie niemiłosierne zamieszanie, udając że grzebie w swoim plecaku, plądrował nasze, grzecznie stojące przy krzesłach torebki, zabierając tylko pieniądze, zostawiawszy łaskawie (lub raczej dla niepoznaki) portfele z resztą cennej zawartości.
Złapałam go parę tygodni później. Usiadł między mną a jakimś chłopakiem, mimo że było jeszcze sporo wolnych miejsc, gdzie nie musiałby być tak ściśnięty, ponownie robiąc wokół siebie zamieszanie i raban. Przewieszał kurtkę, przestawiał plecak, wiercił się i kręcił irytując wszystkich wokół.
Zaczęłam wgapiać się w niego nieruchomym wzrokiem.
To go trochę zaalarmowało i speszyło. Wyszedł więc na pięć minut.
To mi wystarczyło, by zaalarmować Cerberzycę.
Gdy wrócił, zapytałam go wprost, czy jest studentem tego wydziału i czy może się wylegitymować.
Zaatakowany, natychmiast odpowiedział atakiem. Krzyczał, że nie mam prawa mówić do niego w ten sposób i że każdy ma prawo przychodzić do publicznej biblioteki.
Zaczęłam wgapiać się w niego nieruchomym wzrokiem.
To go trochę zaalarmowało i speszyło. Wyszedł więc na pięć minut.
To mi wystarczyło, by zaalarmować Cerberzycę.
Gdy wrócił, zapytałam go wprost, czy jest studentem tego wydziału i czy może się wylegitymować.
Zaatakowany, natychmiast odpowiedział atakiem. Krzyczał, że nie mam prawa mówić do niego w ten sposób i że każdy ma prawo przychodzić do publicznej biblioteki.
"Ale nikt nie ma prawa okradać innych, udając że robi zamieszanie i szuka czegoś w torbie!" - wydarłam się, nie zważając na świątynną ciszę.
Okularnik zastygł, zczerwieniał i już miął wykrzykiwać kolejną mowę obronną, gdy Cerberzyca kazała mu pójść z nią do Dziekanatu.
Szybko zabrał swoją kurtkę i plecak.
Po otworzeniu drzwi zaczął zwiewać tak, że ani stateczna Cerberzyca, ani ja w zaawansowanej ciąży nie byłybyśmy w stanie go złapać, tym bardziej w wąskich korytarzykach secesyjnej kamienicy.
Okularnik zastygł, zczerwieniał i już miął wykrzykiwać kolejną mowę obronną, gdy Cerberzyca kazała mu pójść z nią do Dziekanatu.
Szybko zabrał swoją kurtkę i plecak.
Po otworzeniu drzwi zaczął zwiewać tak, że ani stateczna Cerberzyca, ani ja w zaawansowanej ciąży nie byłybyśmy w stanie go złapać, tym bardziej w wąskich korytarzykach secesyjnej kamienicy.
Myślę, że przynajmniej przez jakiś czas przestał się tam pojawiać.
Pewnie zmienił wydział :)
Pewnie zmienił wydział :)
***
Historia ta wydarzyła mi się ponad dziesięć lat temu.
Dlaczego więc przypomniała mi się właśnie teraz?
Dlaczego więc przypomniała mi się właśnie teraz?
W poniedziałek jechałam po raz pierwszy do nowej pracy.
Stałam na nieznanym mi dworcu.
Obserwowałam nowe twarze, słuchałam tych samych ogłoszeń o konieczności zgłaszania porzuconych bagaży pracownikom stacji i o zakazie palenia i zastanawiałam się dlaczego na moim bilecie napisano, że zabieram w podróż dwie nogi.
Stałam na nieznanym mi dworcu.
Obserwowałam nowe twarze, słuchałam tych samych ogłoszeń o konieczności zgłaszania porzuconych bagaży pracownikom stacji i o zakazie palenia i zastanawiałam się dlaczego na moim bilecie napisano, że zabieram w podróż dwie nogi.
Zajęło mi to chwilę (zatrzymałam się na pierszej frazie, nie patrząc na dół biletu), żeby załapać, że 'suma nóg w podróży', to nic innego, jak liczba przesiadek :))
Anglicy mają niewątpliwie potrzebę dość sporej 'przestrzeni osobistej'. Dystans między czekającymi na pociąg czy autobus jest w miarę możliwości na tyle solidny, by nie odczuwać zmysłowo drugiej osoby (z pominięcięm zmysłu wzroku, rzecz jasna :)))
Może nie tak duży jak w Finlandii...
Swojego czasu to zdjęcie obiegło internet - czy jest prawdziwe (= reprezentacyjne :))), nie wiem.
Podjechał pociąg.
Nagle moją uwagę przykuł młody chłopak, z plecakiem i z kurtką przewieszoną przez bark.
Podczas gdy wszyscy pasażerowie, mimo porannego pośpiechu, ustawili się grzecznie w kolejce przed drzwiami pociągu, on stanął wyjątkowo blisko pewnej kobiety i przy wsiadaniu dziwnie na nią napierał, po to tylko by stanąć zaraz przy wejściu.
Nie chodziło mu więc na pewno o znalezienie miejsca siedzącego.
Weszłam tuż za nim, patrząc się mu wprost w oczy i nie spuszczając wzroku przez dobre 30 sekund.
"Co się gapisz?" - wycedził przez zęby ... po polsku.
"Bo nienawidzę złodziei" - chciałam powiedzieć.
Chciałam, ale mnie zatkało z powodu jego bezczelności i mojej bezbłędnej diagnozy.
Chłopak wysiadł, zanim zdążyły się zamknąć drzwi.
Nie wiem, czy zdążył skroić tę Bogu ducha winną panią.
Ja natomiast, zamiast skupić się na nowej pracy, znowu zaczęłam fantazjować o obcinanych uszach ...
sobota, 8 czerwca 2013
Fidrygauko, nikt mnie jeszcze nigdy nie okradł i pilnuję, by to się nie wydarzyło, choć nie mam chyba takiego oka jak Ty. Myślałaś kiedyś o karierze w policji? :)Jestem bardzo przywiązana do swojej własności, podejrzewam, że bycie okradzionym to koszmarna trauma...
OdpowiedzUsuńNie chcę być czepialska, ale nie pasuje mi jakoś Fidrygauko czcionka wpisu: krojem i grubością... :(
Żono, witaj w nowym miejscu :)
UsuńBycie okradzionym to jedno z najbardziej traumatycznych uczuć. Można je porównać do ... stracenia wszystkich danych z laptopa :)
Na szczęście poza tą jedną kradzieżą nie przytrafiło mi się nic podobnego, ale kiedyś włamano się do domu moich rodziców i wiem, że to stres na parę miesięcy, a trauma czasami i na dłużej.
Co do czcionki, to sama nie wiem ... też nie jestem nią zachwycona.
Taka o jeden mniejsza wydaje mi się zbyt mała zobacz w innych wpisach i powiedz, co myślisz.
Np. tutaj
http://szeptywmetrze.blogspot.co.uk/2011/11/wesoo-byo-na-moim-pogrzebie.html
A tu inna czcionka (niesty wybór nie jest powalający).
Może faktycznie ta wygląda lepiej?
Lepsze odstępy między liniami?
http://szeptywmetrze.blogspot.co.uk/2011/06/it-has-all-gone.html
A o pracy w policji raczej nie myślałam :)
UsuńDziękuję bardzo! To zdecydowanie nie dla mnie!
jestem chyba neoluddytka, bo calkiem czuje sie zagubiona w tych kafelkach, ale, ze o tresc chodzi, no i udalo mi sie znalezc komentarze wiec wiernie odwiedzam na nowym, pozdrawiam goraco :)
OdpowiedzUsuńArtdeco, witaj w mych progach.
UsuńHe, he, naprawdę uważasz, że zmiany są aż tak rewolucyjne i dziwaczne, że nie dasz rady ich ogarnąć?
Wierzę w Ciebie! Dałaś radę już za pierwszym podejściem, a poza tym okazuje się, że nie jesteś pierwszą osobą, która pisze na bloxie, a ma swój profil na blogspocie - czyli nie wszystko jest dla Ciebie tak zupełnie nowe :)
Rękach chyba, rękach. Uszu bym nie obcinała, bo znalazłabym dla nich wykwintna torturę - słuchanie wte i wewte utworu Kelly Family An Angel.
OdpowiedzUsuń"I wish i had your pair of wings
Had them last night in my dreams
I was chasing butterflies
Till the sunrise broke my eyes" i tak do wypęku:)
He, he, z obciętymi małżowinami też by mogli słuchać. Ten Angel faktycznie przesłodzony na maxa, ale osobiście znam bardziej torturującą muzyczkę :)
UsuńFidrygauko, mnie się podoba właśnie taka, jaka jest w tym wpisie o Gemmie, choć podejrzewam, że dla niektórych może być faktycznie mała. Tak się jeszcze zastanawiam, czy próbowałaś tak, żeby czcionka była taka sama (albo o jeden rozmiar większa) jak ta, która jest w lewej kolumnie w zajawkach popularnych postów?
OdpowiedzUsuńPoszperałam trochę w ustawieniach i zmieniłam - teraz, jak widzę, jest lepiej :)
UsuńŻono, z jednej strony na bloxie też miałam małą czcionkę i jakoś 'się czytało'. Problem polega na tym, że różnica między małą czcionką (jak w 'Gemmie' a dużą, jak tym poście to właśnie różnica tylko jednego punktu (czy jak to zwał).
OdpowiedzUsuńUdało mi się (metodą prób i błędów) zwiększyć nieco odległości między wierszami.
Czy teraz jest lepiej?
Sama nie wiem, czy się zdecydować na miejszą czcionkę, czy zostawić tę większą, ale nieco rozciągniętą?
Rodzaj czcionki też jest ograniczony (pewnie da się pogrzebać w html-u, ale ja się aż tak nie znam).
Duży jest ten jeden punkt :D Może ja się czepiam po prostu i za dobry wzrok mam? :)
UsuńNie czepiasz się, w końcu to Wam ma się dobrze czytać :))
UsuńWydaje mi się, że z tymi większymi przerwami jest lepiej.
Jakoś się boję wrócić do tego małego fontu (choć z drugiej strony komentarze są pisane małym).
Sama nie wiem :)))
No właśnie, mnie tam komentarze dobrze się czyta... :)
UsuńNa razie zostanę przy tym dużym. Może uda mi się pogrzebał w html-u szablonu i zmienić czcionę podstawową.
UsuńJak się zgłosi jeszcze ktoś z 'za dobrym wzrokiem', to dam sprawę do ponownego rozpatrzenia :)
Ps. Widzę, że się dałaś namówić na Bloglovin ;)
Ano dałam. Na razie go oswajam, ale faktycznie, muszę przyznać, użyteczne narzędzie :) A skąd wiesz, że się dałam namówić??? Bo aż tak go jeszcze nie poznałam, żeby to wiedzieć...
UsuńHmm, pewnie się domyśliłaś po ikonce, która znalazła się na moim blogu... O ja głupiutka :)
UsuńHe, he, wcale nie jesteś taka 'głupiutka', bo akurat ikonki nie zauważyłam (pojawiała się poniżej komentarzy :))).
UsuńPo prostu dostałam maila, z powiadomieniem o nowym 'followerze' (nie wiem, czy to się da wyłączyć i obserwować innych anonimowo, bo nie dostawałam tych powiadomień od innych (pozostałych czterech, he, he) osób, a o Tobie akurat dostałam. I stąd wiem :)
Jak jadę "moim" tramwajem to co jakiś czas sympatyczny głos ostrzega "uwaga na kieszonkowców". Złapałem się na tym, że po tym komunikacie odruchowo sprawdzam czy nadal mam portfel i telefon. Gdyby w pobliżu był jakiś kieszonkowiec, to od razu wiedziałby,w której kieszeni ma szukać ;-)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
ps. obawy o brak czytelników na nowej stronie były jak widać nieuzasadnione :-)
p.s.2 czy mój mail dotarł szczęśliwie?
Nie wiedziałam, że teraz są takie nowoczesne tramwaje :)
UsuńFakt, w Warszawie są takie odlotowe, które też o wszystkim mówią, ale o kieszonkowcach nie słyszałam.
A idę o zakład, że i tak nadal ludzie dają się okradać :(
Mail dotarł. Odpisałam :)
W moim powiatowym mieście, te "gadające" tramwaje, to jeden z nielicznych powiewów "wielkiego świata" ;-)
UsuńJak widać, ten 'wielki świat' ma wiele cieni, lepiej więc pozostać w świetle tych nielicznych blasków :)
UsuńTo mówiałam ja, osoba, która uciekła z Londynu do małego miasteczka :)
Kobieto uważaj na siebie! :)
OdpowiedzUsuńMikasiu, będę uważać na siebie i swoje klamoty. Nie będę szukać guza, a i twarz pocieta żyletką mi nie potrzebna ;)
UsuńPozdrawiam
Jestem pełna podziwu dla Twojej spostrzegawczości! Doskonała historia:)
OdpowiedzUsuńJa tylko raz zostałam okradziona i tak się składa, że stało się to właśnie w Warszawie. No cóż... małomiasteczkowa turystka okazała się wyjątkowo łatwym łupem... Poza tym, z własnego gapiostwa dwa razy zdarzyło mi się zgubić portfel. Za każdym razem go odzyskałam. Ale to już wydarzało się w małych, turystycznych miejscowościach:)
Ren-ya, w innym przypadku może nie byłabym tak spostrzegawcza, ale facet mi podpadł na całego. Żałuję, że nie udało się go złapać, ale i tak pewnie nic byśmy mu oficjalnie nie udowodniły (mimo, że teoretycznie sam się swoją ucieczką przyznał).
UsuńNiestety Wa-wa roi się od złodziejaszków :(
Jeszcze niedawno nie potrafiłabym zrobić tego, co zrobiła Pani w bibliotece. Teraz staję się coraz bardziej asertywna (czlowiek trochę popracuje, to zaraz mu odwagi przybywa).
OdpowiedzUsuńMoje dzieck ozostało okradzione w styczniu w... żłobku. Ukradziono mu wóz strażacki, oryginalny z Anglii, markowany Strażakiem Samem. Rozpaczy nie było, to jeszcze nie ten wiek. Powiesiliśmy kartkę ze zdjęciem zaginionego. Ktoś podrzucił do jego szafki figurkę Boba Budowniczego. Wyciągnęliśmy ją, znów figurka wylądowała w naszej szafce. I tak kilka razy. A młody nadal pamięta, co stało się z jego wozem Venus.
Obrzydliwe, okraść dziecko...
Synergia, sorry że przeoczyłam Twój komentarz.
UsuńMasz rację, okradanie dziecka jest wyjątkowo podłe, a co gorsza (jeśli to zrobił rodzic, a raczej tak, lub przynajmniej to zaaprobował), to jest jeszcze bardziej wkurzające, bo to uczenie takich, a nie innych wzorów.
Pogubiłam się u Ciebie. Muszę się odnależć na Twojej stronie:)
OdpowiedzUsuńJezdziłam też czasami tramwajem numer 9. Fajne to były czasy:) Studiowałam mimo, mieszkania w stolicy w innym mieście, tak dla odcięcia pępowiny. W mieście, w którym jeżdzą trolejbusy. Pewnego dnia jadąc na uczelnie zatłoczonym trojelbusem wkładając rękę do torebki po coś tam natknęłam się na obcą. Rękę ! Wrzasnęłam jak oparzona, co jak co, ale się nie spodziewałam męskiej ręki w swojej torebce. I takie było spotkanie moje z kieszonkowcem. Oczywiście wydarłam się na maksa, ze kieszonkwiec ! Bylo to tyle lat temu a ja ciągle pamiętam to okropne uczucie i dotyk zimnej ręki......
Lui, dasz sobie radę :)))
UsuńAaa proszę, więc chodziłyśmy tymi samymi ścieżkami :)
Brrr, historia z łapą niezafajna. Też bym się wydarła. Mało tego, kiedyś się wydarłam, co prawda nie na kieszonkowca, ale na 'macanta', którego rękę poczułam bynajmniej nie w torebce. Po krzyku nastąpiła seria z piąchy. Ze mną jednak nie można zadzierać! ;)
"Co się gapisz?" - wycedził przez zęby ... po polsku.
OdpowiedzUsuń"Bo nienawidzę złodziei" - chciałam powiedzieć.
no szkoda wielka, żeś nie powiedziała! dla lepszego świata, prosto w twarz...
(dzięki za maila :-) test to jest! Tym razem IE. Ciekawam)
@ Nemuri, cieszę się, że się wreszcie udało z komentarzami i witam w skromnych progach mojego nowego bloga :)
OdpowiedzUsuńCo do ratowania świata ... miałam jednak ten 1% wątpliwości, że może się mylę. Niestety, osobnik swoją wysiadką tylko potwierdził, że miałam rację, ale wtedy już było za późno :(
podziwiam Twoje nerwy i odwagę . .oby wiecej ludzi nie bało się konfrontacji z kieszkonowcami .. nie miałem pojęcia, że anglistyka mieściłą się na rogu placu 3 krzyży (bo to chyba to miejsce na zdjęciu)?
OdpowiedzUsuńserdeczne pozdrowienia
Piotrze, jak widać odwaga nieco stępiała z wiekiem :(
UsuńA wydział anglistyki i kolegium nauczycielskie jest właśnie przy placu Trzech Krzyży (oficjalny adres ul. Nowy Świat 4:)))
Tzn. był tam paręnaście lat temu, ale chyba wciąż się to nie zmieniło.
i tak podziwiam :^)) tak to róg Nowego Światu i Książęcej ..w mojej głowie Nowy Świat jest tylko po drugiej stronie Ronda CDG :^)) jakoś ta strona 'nie pasuje' mi w głowie ale być może straciła charkter wraz z wybudowaniem Domu Parti (tzn teraz nie mam pojęcia co tam jest i chyba zawsze będzie dla mnie Domem Partii0 :^))
Usuńserdeczne pozdrowienia :^) .. wybrałaś fajny szablon na blogspot .. sporo zastanawiałem się czy wybrać wordpress czy blogspot .. wordpress ma ciekawsze szablony i wygląda klasycznie pięknie ale nie mogłem znaleźć hosting service, który by mi 'leżał' .. no i wybrałem blosgpot choć widzę w nim wiele ograniczeń ale działa bez zarzutu do tej pory :^)
Piotrze, ta część Nowego Światu też mi była nieznana i trochę pobłądziłam w dniu składania papierów :)
UsuńNo to przecież wiadomo, że Dom Partii, a co innego? :-P
Ja też próbowałam z wordpressem, ale jakoś mi nie podpasował. Wiele fajnych szblonów jest płatnych, a ja wolałabym najpierw wypróbować, oswoić się itp. Jak kobieta :)))
Cieszę się, że Ci się u mnie podoba, tym bardziej, że parę osób sobie ponarzekało na te kafelki ;)
Blogspot jak na razie mnie nie zawiódł
Fidrygalko, tez stoje i sie gapie, bo za cholere nie umiem sie tutaj u ciebie polapac, co jest jak i kiedy, i który ostatni wpis, i gdzie wogóle komentowac. Tak wiec wybralam artykul "co sie gapisz" ;)
OdpowiedzUsuńSpirytku, witaj!
UsuńPierwsze koty za płoty :)))
Jak widzę, z komentarzem dałaś sobie perfekcyjnie radę.
Co do kolejności to kafelek w lewym górnym rogu jest 'najświeższy', potem kolejny wpis w środku, następny po prawej i potem skok w rząd w dół (wiem, że kafelki nie są regularne, ale wierzę, że dasz radę :))
Poza tym, jak najedziesz na niebieską literkę [i] na górze każdego wpisu, to 'wyjeżdża' menu z datą i innymi informacjami.
Powodzenia!
Dziekuje bardzo za te informacje turystyczna przy jezdzie po twoim nowym blogu, Fidrygauko! :)
UsuńWidzę, że czujesz się już prawie jak u siebie ;)
UsuńA powiedzenia o 'rozpirzaniu' nie znałam. Ciekawe, ciekawe ...
Mnie, niestety okradziono chyba ze 3 czy 4 razy. i to mimo tego, że pilnowałam się po pierwszej kradzieży baaardzo. Zawsze, kiedy słyszę o takich historiach , krew mnie zalewa i jestem jak najbardziej za solidną karą dla złodziei.
OdpowiedzUsuńA wiesz, że nawet tu, w Irlandii ktoś nam wszedł do mieszkania, zabrał odłożone pieniądze i nie wiedzieliśmy o tym przez kilka dni!!!! nie było śladów grzebania, nie było niczego widać! dodam tylko, że mieszkaliśmy na piętrze, w apartamentowcu i mieszkanie zamykane było na dwa zamki; potem, na spokojnie, stwierdziłam, ze pamiętam gościa, który był zawsze w naszej okolicy, a potem zniknął... pewnie obserwował, potrafił nieźle otwierać zamki i dość dobrze maskować ślady.
pozdrawiam
Anka
Aniu, twoja historia jest chyba jeszcze bardziej nieprawdopodobna i bezczelna!
UsuńWłamanie do domu jest chyba jeszcze bardziej traumatyczne, bo ktoś niepostrzeżenie wchodzi na Twoje terytorium.
Ja bym się czuła naprawdę zagrożona i zestresowana.
Złodzieje, to jeden z najgorszych gatunków ludzi. Niżej 'na drabinie' są chyba już tylko chamy, na których nie ma żadnego lekarstwa :(
Pozdrawiam i witam na mym nowym blogu :)
Jak ci chate kto rozpirzy, to pamietaj, ten najblirzy- czy jakos tak....
UsuńFidrygauko: jak wygląda twarz handlarza tureckimi sweterkami? Kiedyś przed laty kupiłem jakiś na targowisku, ale ani płci, ani ryła sprzedawcy nie pamiętam... :)
OdpowiedzUsuńHe, he, no wiesz, to taka figura stylistyczna, ale jak bym miała zdefiniować, to małe rozbiegane oczka, z cwanym błyskiem, twarz ogorzała od ciągłego stania na dworze, bez uśmiechu, bez wyrazu, przeciętna, mina obrażony (że oglądasz, a nie kupujesz, w tym przypadku, że się gapisz, zamiast dać się okraść :)))
UsuńTak się szczęśliwie zdarzyło że mnie jeszcze (odpukać) nikt nie skroił. Ale ja o zdjęciu z przystanku chciałam, bo to obraz wycięty rodem ze Szwecji:))) Nikt się nie odzywa, nie patrzy na współpasażera... Najgorzej jak autobus jest załadowany i trzeba usiąść z obcym heheh, taki bliski kontakt!
OdpowiedzUsuńTak, pamiętam te szwedzkie autobusy, puściutkie, jak na polskie standardy i Szwedów siedzących na oddzielnych krzesełkach.
UsuńW Anglii to samo. Usiadłam kiedyś koło babki, mimo że były inne miejsca wolne (ale w głębi wagonu i wiedziałam, że na następnej stacji mnie ktoś 'przyblokuje', a ponieważ wysiadałam na obrzeżach Londynu, a nie w centum, chciałam uniknąć przepychania.
Pani z fukaniem i gromami w oczach przesiadła się na wolne miejsce, po to tylko, żeby przejechać na nim 5 minut do następnej stacji, gdzie została 'obsiądnięta' ze wszystkich stron przez tłum pasażerów :)
Coś o tym wiem. Ja miałam 16 lat, kiedy poszukiwany listem gończym za morderstwo obcokrajowiec włamał nam się do domu (nie udało mu się nic ukraść, gdyż do zamożnych nie należymy) i na szczęście nie wszedł na górę( mam dom dwupiętrowy). Gdyby wszedł pewnie moglibyśmy nie ujść z życiem. Miałam problemy ze snem następne 5 miesięcy i traumę do końca życia (tym bardziej,że całe dzieciństwo śnił mi się jeden i ten sam sen, że jacyś bandyci wchodzą do domu i nas okradają- jak widać sen okazał się proroczy). Mrozi mnie do dziś.
OdpowiedzUsuńHej, to naprawdę musiało być traumatyczne przeżycie, szczególnie jak się dowiedzieliście, kim był włamywacz. Ja się czuję 'zagrożona', jak mi sąsiedzi przez płot zaglądają (celowo wkładają głowę i się gapią), bo już jest to wejściem na moje terytorium, a co dopiero mówić o takiej akcji, jak Ty przeżyłaś :(
Usuń