Searching...
poniedziałek, 13 stycznia 2014

O dyni, kalafiorze, BBC i chłopcu do bicia

O dramatycznej burzy wywołanej wypowiedzią pana Camerona, dowiedziałam się od mojej mamy, jako, że jakoś nie było mi ostatnio po drodze z prasą angielskojęzyczną, a telewizora nie mam na stanie. Nie posiadam też konta na twitterze, gdzie - jak ptaszki ćwierkają - pan minister Radek Sikorski bronił zawzięcie honoru Polaków.
Ze szczególnym uwzględnieniem tych wyemigrowanych -  bo wiadomo, że napływ świeżej gotówki od obywateli, którzy jednocześnie nie przyczyniają się do zużywania i tak już sfatygowanych dróg, nie domagają się miejsc w przedszkolach, nie wykłócają się o sześciolatki (albowiem muszą do szkoły posyłać już pociechy o dwa lata młodsze), wypięli się na NFZ i nawet więzienia wyspiarskie są im milsze niż rodzime, jest zawsze miły duszy polityka, który przecież sam z własnej kieszeni nie będzie łatał dziury budżetowej.


Mama telefonicznie załamywała ręce, że 'ale zobacz, co za świnia ten Cameron, no i co wy teraz zrobicie?!'
Nie jestem pewna, czy oburzenie mamy wynikało z czystego patriotyzmu (Nie będzie Anglik pluł nam w twarz, czy jak to tam leciało), czy raczej z przerażenia, że gdyby angielski premier posunął się dalej w swoim szale i nakazał natychmiastową i bezdyskusyjną eksmisję Polaków z Wysp Szczęśliwych, zmuszeni bylibyśmy w pierwszym porywie zwalić się jej na głowę z całą menażerią :)


Zapewnienia, że przecież my 'burżuje', raczej przyczyniamy się do utrzymania rzeszy bezrobotnych i azylantów, odbijając sobie jedynie 188 funtów miesięcznie pod postacią Child Benefit*, uspokoiły nieco wzburzone emocje mojej rodzicielki.

Trzymając słuchawkę przy uchu wyszukiwałam w necie doniesień na temat planów eksterminacji Polaków poprzez odcięcie im strumienia zasiłków. Zaczęłam od wersji najbardziej jadowitej - tej z Daily Mail - licząc na jasne postawienie sprawy.
Pobieżna lektura pierwszego-lepszego artykułu utwierdziła mnie w tym, co podejrzewałam:
Cameron miał rację i ... jaja!
Jaja, żeby powiedzieć, że w łazience na pięterku cieknie kran.
To straszne, ile wody się marnuje! I kto za to zapłaci?!



Zapomniał jednak dodać taki drobny szczegół, iż ... w piwnicy pękła rura i woda zalała już nie tylko fundamenty i spiżarenkę, ale też niebezpiecznie podchodzi pod podłogę wymuskanego salonu.




*****

Po przeżyciu na Wyspach Szczęśliwych dekady z haczkiem, a także po intensywnej terapii blogowej stwierdzam z dumą, że coraz częściej osiągam stan wewnętrznej harmonii, który można by śmiało nazwać 'a-wisi-mi-to-kalafiorem'. Forma dokonana nie ma jeszcze racji bytu, albowiem nie wszystko mi całkowicie obwisło, jednak co raz częściej zauważam, że kalafior jest bliższy memu sercu niż dynia (która gulą kompleksów w gardle zalega).

Coraz mniej irytuje mnie imperialistyczna maniera rodowitych potomków Henryka VIII-go, a rozmowy o polskich sprzątaczkach nie podnoszą mi już ciśnienia.
Wyrobiłam już sobie swoje koleiny, którymi poruszam się codziennie i o ile nie zbaczam w niebezpieczne rewiry - jest dobrze.
Ba! Nawet mogę się pozachwycać widoczkami.
Jak muszę, to popuszczam wirtualny wentyl bezpieczeństwa, przelewam żółć na klawiaturę i robi mi się lepiej.

I, co najważniejsze, trzymam się zasady mistrza:

Róbmy swoje,
Pewne jest to jedno, że
Róbmy swoje,
Bo dopóki nam się chce,
Drobiazgów parę się uchowa:
Kultura, sztuka, wolność słowa, dlatego
Róbmy swoje,
Róbmy swoje,
Może to coś da? Kto wie?...



*****

(Uwaga! Powoli zbliżam się do sedna)

BBC kocham miłością oportunisty. 
To taka stacja, która ma wszystko poukładane i dopięte na guzik politycznej poprawności.
Redaktor z redaktorką (płci i kolorów różnych) układając usteczka w ciup, serwują publice
owiniętą w bibułkę wysuszoną bułkę informacji, na talerzu zachowawczego obiektywizmu.
'Za' i 'przeciw', ułożone na wadze opinii mają masę wymierzoną tak idealnie, że języczek ani nie drgnie.  

Dopóki ... nie zachce im się z głupia frant udowodnić jakiejś (pro-rządowej) tezy.

Oto całkiem świeżutki przykład.
Na fali narastającej paniki imigracyjnej (otwarcie rynku pracy dla Rumunii i Bułgarii) powstał film: "The truth about immigration".



Nick Robinson, dziennikarz polityczny, próbuje w przykładny i wyważony sposób przeanalizować problem emigracji i jej wpływu na politykę państwa.
Temat, którego niegdyś unikano jak ognia, dziś powraca ze wzmożoną siłą, albowiem ani politycy, ani społeczeństwo nie jest sobie w stanie poradzić z nieokiełznaną falą napływu taniej siły roboczej z Europy Wschodniej.
Falą na skalę, jakiej nie przewidział ani Tony Blair, gdy podpisywał unijne traktaty, ani mało który przedstawiciel każdej ze stron sceny politycznej.


Film zaczyna się niczym klasyczny 'James Bond'.
Na początku scena 'pościgu'... policji
za bezdomnymi, śpiącymi w tunelach imigrantami ze Słowacji czy Litwy, którzy do kraju rodzinnego wracać nie zamierzają. Wolą londyńskie ulice.
Potem prowadzący wdrapuje się po linie na statek uderzająco podobny do Titanika (przypadek? sugestia?) ze słowami, że co prawda Wielka Brytania ma długowieczną tradycję przygarniania przybyszów, to obecna fala uderzeniowa przypomina raczej tsunami, niż łagodność letniego przypływu.

Następnie na ambonę wkraczają czołowi gracze sceny politycznej (szczerze powiedziawszy Judith Dench jako M. była bardziej autentyczna) i grzmią ile wlezie, że Houston mamy problem (oj, chyba mi się filmy pomieszały :))

Ci wciąż rozgrywający przemawiają bardzo zachowawczo (mieląc nic nie znaczące banały).
"Immigration is high and I wanted a cut. We need to cap on migration and make sure that people who do come here work hard and play by the rules." - mówi konserwatywny premier David Cameron [1]
Ed Miliband, lider Partii Pracy zgodnie potwierdza:

"Britain must control its borders. The capacity of our economy to absorb the newcomers was greater than the capacity of some communities to adapt." [2]
Ci, którzy mieli już swoje pięć minut, wypominają rządowi błędy dużo bardziej dosadnie:
They have deliberately embarked on a policy of mass migration into this country without asking the people of their consent and without telling them it was going to happen. Was it a miscalculation? Addictions were catastrophic and they were wrong by a factor of ten. There were more predictions of another invasion by Romanians and Bulgarians, but it is yet to materialise." - grzmi Lord Howard, były poseł Torysów. [3]

A potem zaczyna się już gonienie zajączka...

"Cała prawda o imigracji" przedstawiona w 'dokumencie' pana Robinsona skupia się na paru chodliwych, populistycznych frazesach.
Niby próbuje on obiektywnie pokazać zalety napływu taniej siły roboczej, niby stara się ukoić stargane angielskie nerwy, niby pretenduje do roli łagodzącego nastroje mediatora (np. krojąc na jakimś festynie tradycyjne angielskie 'steak pies' czyli mięso zapiekane w kruchym cieście przekonuje, że wbrew przewidywaniom tłuszczy, imigranci stanowią zaledwie 13% społeczeństwa), to jednak argumenty te brzmią nieszczerze i zupełnie nieprzekonująco.




To tak, jakby przedstawić opinii publicznej fakty**, że w szpitalach są karaluchy, można się zarazić rota wirusem, co dziesiąty pacjent umiera, raz na pięćdziesiąt operacji chirurg nieopatrznie zaszywa jakiś przedmiot w ciele pacjenta, a sprawy o odszkodowania za błędy lekarskie ciągną się latami, a potem ich przekonywać ludzi, że pobyt w szpitalu, to najlepsze, co by się mogło im w życiu przytrafić.
*****

A teraz zaproponuję Wam taki mały eksperymencik (nieoryginalny; z internetowej inspiracji):
Jakie pierwsze skojarzenie nasuwa się wam na myśl na hasło 'Proud to be Black'?
Czyż nie kojarzy się ono z walką o wyzwolenie z niewolnictwa, o prawa mniejszości (nooo, chyba już nie statystycznej :)), z Martinem Lutrem Kingiem, Nelsonem Mandelą i Barakiem Obamą?

A teraz zamiana ról.
Hasło brzmi: 'Proud to be white'.
I co?
Czyż na scenę nie wchodzi przypadkiem Ku Klux Klan, popychany przez Hitlera i hordę łysych kiboli?


Tak, wiem że pewne stereotypy są uwarunkowane historycznie, ale ta 'orwellowska równość' zaczyna mnie męczyć.


Podobnie ma się sprawa z wycieraniem sobie gęby Polakami.
'Czarnych' (i nie o kolor skóry tym razem chodzi) azylantów, muzułmanów, mieszkańców byłych kolonii brytyjskich, nielegalnych emigrantów z Brazylii lub Chin, czy nawet bladych jak dzieci młynarza rodowitych Anglików siedzących od pokoleń na benefitach tknąć nie można, bo raban, jaki by się podniósł po choćby minimalnej uwadze na temat jednej z tych grup społecznych, byłby trudny do opanowania.


'Biali' Polacy (i od czasu do czasu dorzuceni na doczepkę Rumuni i Bułgarzy) są zatem świetnym kozłem ofiarnym.
Katolicyzmem ani tym bardziej komunizmem się nie zasłaniają, a nawet jeśli liczebnie są jedną z największych (i zdecydowanie najszybciej rosnących) grup społecznych na Wyspach, to nie są zwartą i jednolitą grupą etniczną, ale rozproszonymi skupiskami ludzi zajmującymi się swoimi własnymi interesami.
 

Nie będę tu wchodzić w jakieś głębsze rozważania historyczne (bo ekspert ze mnie żaden), ale coś mi się wydaje, że nastawienie typu "Polacy, chodzi tylko o to, żeby gdzieś w końcu mogli żyć" odgrywa tu też sporą rolę.

Bohaterami filmu Robinsona są Polacy, którzy pracują w fabrykach, Polacy-tani rzemieślnicy będący błogosławieństwem przemysłu budowlanego i prywatnego rynku nieruchomości, ale przekleństwem angielskich stolarzy, murarzy i elektryków, którym rynkowo (!) zaniżone ceny usług odbierają chęć do życia pracy.
Bo przecież nie dentyści, anestezjolodzy czy informatycy!


Gdzieś między nogami pałętają się polskie dzieci, co to po angielsku ani me, ani be ani kukuryku.
A za nimi gonią (a jakże) polskie asystentki nauczycieli, zatrudniane przez szkoły do pomocy (I znowuż te skradzione miejsca pracy).



Jest i Rumun z krzywymi zębami zbierający truskawki, i potargany dukający Bułgar, skądinąd księgowy, który przyjechał do Anglii, by zadowolić się pensją minimalną wraz z 160 000 jego ziomków, którzy zadomowili się w królestwie Elżbiety II długo przed 1 stycznia 2013 r.
I wszyscy tylko przeliczają ile razy więcej mogą zarobić tu niż w ojczyznach.


I jeszcze słowaccy Cyganie zaśmiecający ulice Sheffield na potęgę (nie tylko odpadkami i starymi meblami, ale też samymi sobą - przesiadując na każdym rogu i hałasując do późnych godzin nocnych).


 
Żaden z tych bohaterów nie mówi po angielsku, albo mówi trudnym do zrozumienia 'łamańcem'.
Mało który jawi się jako prawowity członek społeczeństwa, zintegrowany, ambitny, rokujący szansę na dalsze wrastanie w brytyjską tkankę.


Wśród wypowiadających się na temat emigracji są także: czarnoskóry mówiący nienaganną angielszczyzną(!) członek komitetu do spraw równości, zacni przedstawiciele społeczności muzułmańskiej, którzy podkreślają, że oni owszem, też przyjechali do tego kraju, ale nie po to by wyrzucać śmieci na ulice, ale by ciężko pracować, oraz Hindusi, którzy (w czasie festiwalu kultury indyjskiej) zapewniają, że będąc trzecim pokoleniem emigrantów nie czują problemu. Oni wszak są Brytyjczykami, więc ... zły adres, panie Robinson!


I to mnie najbardziej w tym filmie irytowało: manipulowanie obrazem!***
 

Nie, nie słowem - tu miał miejsce pokaz bbc-owskiego mistrzostwa.
Okrągłe argumenty, wachlarz faktów, wypowiedzi ludzi różnego pokroju.


A kamera uparcie robiła zbliżenie na ten 'cieknący kranik'.
Zardzewiały jakiś, wiszący smutno nad poobijaną umywalką, drążący dziurę w mózgu uporczywym dźwiękiem kropel.


Przez chwilę migał gdzieś ten potop w piwnicy, by za chwilę znowu dyskusja toczyła się w kierunku strat, spowodowanych przez ciurkającą instalację, przez tych tanich hydraulików, przez mało wymagających i mało ciekawych zapychaczy Wyspy.

Tani, powyciągany dres przeciwko garniturowi.
Sezonowy robotnik 'porywający się z motyką' na niezależnego pracownika administracyjnego wyższego szczebla.
Niezintegrowany, olewający dobro lokalnej społeczności mameluk, przegrywający w klasyfikacji generalnej z przedstawicielem mniejszości religijnej (równie niezintegrowanej, ale za to dobrze zorganizowanej i mającej siłę przebicia wprost proporcjonalną do wyrzutów sumienia byłych kolonizatorów).  


A to wszystko skontrastowane migawkami z ... raju (niemalże) utraconego.
Z polowań, z wystaw pokazowych buhajów, z jazdy konnej, z angielskiej wsi sielskiej, anielskiej.




Pan Robinson starał się jak mógł. Balansował jak linoskoczek, podkreślał, że nie ma czegoś takiego, jak dobra i zła emigracja, dodając na usprawiedliwienie, że dojrzała debata na ten temat jest chyba niemożliwa ("a grown-up debate about emigration has proved almost impossible").

Nieprzypadkowo jednak (moim skromnym zdaniem) przywołał do głosu i Margaret Thatcher czy Enoch'a Powell'a, parlamentarzystę z ramienia Torysów (czy ja coś pisałam o udowadnianiu pro-rządowych tez?), wygłaszającego 45 lat temu przemowę, która przeszła do historii jako 'rivers of blood speech'.
Powell nazywa w niej Brytyjczyków szalonymi, gdyż zgodzili się na przyjęcie rocznie 50 000 imigrantów.
Liczby - w kontekście współczesnych niedoszacowań - śmiesznej.


 

Te same nastroje społeczne zaczynają bowiem pobrzękiwać i dziś.

77% społeczeństwa (nie wiem, na jaką skalę były zakrojone te 'badania') chce ograniczenia, a 56% znacznych cięć imigracyjnych limitów i bardziej efektywnego kontrolowania napływu ludności na Wyspy.
 
Pozostaje pytanie, czy opinie osób biorących udział w sondażu, podszyte strachem i stereotypami, biorą się aby na pewno z ... 'całej prawdy o imigracji'.

*****


Dzisiejszy wpis, to był (nomen omen :)) awers.
W następnym wpisie postaram się napisać coś o drugiej stronie monety, czyli o rzeczywistych i pozornych zaletach imigracji.

A jakby ktoś miał ochotę, to poniżej rzeczony dokument.





_________________________________________________________________

* Child Benefit, to zasiłek, który przysługuje osobom wychowującym dzieci (chciałoby się rzec, że przysługuje dzieciom mieszkającym w Wielkiej Brytanii, ale okazuje się, iż tu się właśnie zaczynają schody :)))
Wynosi on £20 na tydzień na pierwsze dziecko i
£13 na każde następne.
Przysługuje on zarówno samotnej matce z trójką dzieci (każde z innego ojca) jak i Kate Middleton. Z tą tylko różnicą, że ta ostatnia raczej nie będzie się o niego ubiegać (przysługuje on wszyskim, ale trzeba wypełnić odpowiedni wniosek).


** te podane przeze mnie oczywiście bezczelnie zmyśliłam na poczekaniu 

***  o nadużywaniu obrazu, jako 'broni masowego rażenia' pisałam też tu:

[1] Imigracja jest bardzo wysoka i chciałbym dokonać cięć. Musimy ustalić górną granicę i dopilnować tego, by ludzie, którzy tu przyjeżdżają, ciężko pracowali i przestrzegali panujących tu zasad.

[2] Brytania musi kontrolować swoje granice. Otwartość naszej gospodarki, by wchłonąć nowoprzybywających była większa, niż otwartość niektórych społeczności na zaadoptowanie się.

[3] Oni [politycy odpowiedzialni za wstąpienie UK do Unii] celowo zaaplikowali całemu krajowi politykę masowej migracji, bez pytania się ludzi o zgodę i bez poinformowania ich, co wydarzy się później.
Czy obliczenia były złe? Sumy były katastroficzne i okazało się, że pomylili się o 10 razy. A wiele przepowiedni dotyczących najazdu Rumunów i Bułgarów dopiero się zmaterializuje.




poniedziałek, 13 stycznia 2014

36 comments:

  1. Sama nie śledzę szczególnie tego tematu, ale jakoś tak przypadkiem doszły mnie słuchy o wypowiedziach Camerona i polskim oburzeniu. Owszem, moje narodowo uczucia zostały nieco urażone, ale w gruncie rzeczy temat mnie nie dotyczy. Rozumiem motywacje emigrantów i nie oceniam ich decyzji, ale osobiście wolę nasze kwaśne mleko z ziemniakami, niż cudze frykasy;) Cenię sobie poczucie, że jestem u siebie. Ale też przeszła mi przez głowę myśl: ciekawe, jak nasze społeczeństwo i władze zareagowałyby, gdyby to Polska stała się celem tak dużej emigracji...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ren-ya, zgadzam się absolutnie co do WIELKIEGO pytania z ostatniego zdania Twojego komentarza i o tym będzie mój najstępny tekst (ekhm, jeśli kolejna obiecanka nie stanie się cacanką :)).
      Akurat ta wypowiedź Camerona mnie nie dotknęła, (bo rzeczywiście problem dziur zasiłkowych istnieje, z czego nasi rodacy skrzętnie korzystają), a z oburzonej reakcji polskiego establishmentu się śmiałam (wszak wiadomo, że nie o emigrantów im chodziło, a o kasę), ale ...
      Wkurza mnie, że jeśli - mówiąc obrazowo - zaprasza się na party całą rzeszę ludzi, to chyba trochę głupio tak nagle przyczepić się do jednej grupy, szczególnie gdy zasuwają oni na równi z gospodarzem, sprzątają, gotują i obsługują nie tylko rodzinę, ale też i pozostałych gości, z których część posadziła dupska na sofach i nie dość, że nic nie robi, tylko każe sobie wkładać jedzenie w paszcze, to jeszcze ... wcale się dobrze nie bawi, tylko narzeka w swoim języku, jak im to źle i że gospodyni ma za krótką sukienkę. I jeszcze żąda tłumacza, żeby przekazał gospodyni tę uwagę`.
      Owszem, nie twierdzę, że nie jest to irytujące, że ci sprzątający ;) wynoszą z przyjęcia kanapki, żeby nakarmić swoich domowników, ale w końcu nikt nie powiedział, że jedzenie nie jest na wynos.

      A co do kwaśnego mleka z ziemniakami, to ... sprzedają je u nas w polskich delikatesach (to oczywiście żart, wiem że miałaś na myśli coś innego :)))

      Usuń
    2. To fakt, wywoływanie z tej wielkiej fali emigracji jedynie Polaków jest bardzo wkurzające. I przekonuje mnie Twoja interpretacja tego faktu. Ale też w Polaków na Wyspach łatwiej uderzyć, bo chyba nawet oni sami specjalnie się tym nie przejmują - słyszałam opinię Polki tam mieszkającej, że to jest takie sobie gadanie przed wyborami;)

      Usuń
    3. Otóż to, otóż to! I to jest kolejne wielkie pytanie, powracające nie raz - jaką my Polacy mamy postawę. Z jednej strony oburzamy się święcie, listy do ambasad i premierów ślemy, podajemy do sądu reżyserów i ich niewygodne filmy, ale ... nie stanowimy silnej, zjednoczonej grupy, która ma jakąś siłę przebicia, tylko kładziemy uszka po sobie i stajemy się łatwym celem polityków.
      Owszem, to jest 'takie tam sobie gadanie polityków przed wyborami', ale równie dobrze mogliby obrać sobie za cel grupy, które doją budżet dużo bardziej namiętnie.
      A jednak tego nie zrobili.
      Pytanie tylko dlaczego.
      I jaką to nam wystawia laurkę ...

      Usuń
  2. Wypowiedzi Camerona bardzo mnie zbulwersowały. Pewnie, może w niektórych sprawach ma chłop odrobinę racji, ale... nie wspomina o tym jak bardzo Polacy ożywili jego gospodarkę. Rozmawiałam z "moją" angielką na ten temat. Ona uważa, że przeciętny Brytyjczyk wcale nie podziela poglądów Camerona a poza tym w Anglii jest bardzo dziwna sytuacja z tymi benefitami. Ktos kto rzetelnie pracuje musi się bardzo starać o jako takie wsparcie a ona zna mnóstwo leniów (Brytyjczykow) którym sie po prostu należy. Podobno dlatego opuściła swój kraj...
    Jestem bardzo ciekawa tej kolejnej części, którą zapowiadasz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wypowiedzi Camerona mnie zbulwersowały, ale nie ta o zasiłkach (ale np. ta, że "musimy przywrócić dobry poziom szkolnictwa" tuż po tym, jak przez dziesięć minut gadał o fabrykach przepełnionych Polakami, o Polakach zalewających rynek pracy itp. - bo to takie typowe polityczne gadki przedwyborcze, a jak pisałam, Polacy się nawet porządnie nie oburzą.
      Ja Camerona w pewnym sensie podziwiam, że przynajmniej próbuje posprzątać bajzel, który narobili socjaliści, ale niestety nie da się (sorry za obrazowe stwierdzenie) sprzątnąć gówna przez bibułkę, ani usunąć grzyb ze ścian wacikiem do ucha i do tego złościć się jeszcze, że ten cały brud w mieszkaniu to przez kurz na parapecie.
      Ps. Postaram się nie zawieść Twoich oczekiwań ;)

      Usuń
  3. Ty mój miszczu felietonu - dzięki!

    OdpowiedzUsuń
  4. Już wczoraj doszły mnie słuchy z radia, że ma się temu zjawisku przyjrzeć bliżej Unia, bo skoro płacicie podatki, to dlaczego macie być pozbawieni słusznie przysługujących benefitów.
    A w powiedzeniu o kalafiorze, u mnie występuje jeszcze określenie "zwiędły" : wisi mi to zwiędłym kalafiorem ;)
    Dokładnie: róbmy swoje! To też jest moja dewiza ;):))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak, mój kalafior też już więdnie na potęgę :)))
      A jeśli chodzi o zabieranie benefitów, to nikt ich nikomu nie będzie zabierał (bo to wszystko zaszło już za daleko), ale faktycznie kontrola wydatków by się przydała (teraz wiele wycieka luką prawną i tyle).

      Usuń
  5. @FidrygaUka - "..nie stanowimy silnej, zjednoczonej grupy, która ma jakąś siłę przebicia." To samo w Australii, ale według mnie to dobrze o Polakach świadczy. To oznacza, że chcą grać na obcym boisku jak równy z równym i nie potrzebują dodatkowego poparcia zorganizowanej grupy narodowej. Silne, zjednoczone grupy - to istniało wśród polskiej emigracji powojennej - inna sprawa, że ta grupa żadnej siły przebicia nie miała. Później, gdy przybywali tu imigranci znający angielski i przygotowani zawodowo, nie czuli oni potrzeby organizowania sie w żadne grupy. To samo dotyczy tutaj Holendrów, Francuzów, Niemców.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pharlapie, przyznam, że nie patrzyłam na to z tej strony.
      Z jednej strony faktycznie masz rację, że to czyni nas równorzędnych i równouprawnionych graczy, ale w praktyce to różnie bywa.
      Emigracja do Australii (szczególnie, gdy bierze się pod uwagę obwarowania tamtejszego systemu - Border Force, to kolejny dokument na który sobie ostrzę moje blogowe ząbki; obejrzałam chyba wszystkie dostępne w sieci odcinki i muszę przyznać, że ci z Australii ostro pogrywają :))) nie wzbudza aż takich emocji, jak ta do Anglii.

      My tu jesteśmy łatwym celem (vel kiełbasą wyboczą, z polskiego sklepu, hi, hi) oraz przyjemnym tematem do kpin ze strony zarówno Anglików, jak i wielu rodaków, którzy 'zmywaków' nie cierpią bardziej niż Ruskich, Żydów i Szwabów razem wziętych.

      Usuń
  6. Polacy unosza sie honorem w kazdym mozliwym przypadku, czy jest powod, czy go nie ma. Kompleks jakis? Taka jest prawda, ze czesc emigrantow czerpie zamiast dawac. Maja pretensje, ze chca odebrac zasilek na dziecko, ktore nie mieszka na wyspach, a w Polsce. Przeciez to logiczne, ze zasilek jest dla mieszkancow, niech sprowadza dzieci, a dostana.
    Ostatnio slyszalam glosy oburzenia, ze Niemcy chca wprowadzic oplaty za autostrady. No, do cholery! Kto to mowi? U siebie placa, w innych krajach placa, a Niemcom odmawiaja prawa do kasowania? Za cos trzeba te rozjezdzane autostrady remontowac i utrzymywac.
    Mam wrazenie, ze cwaniactwo w czerpaniu korzysci bez dawania czegos w zamian to polska cecha narodowa, a kiedy im sie tego odmawia, stroja fochy i zarzucaja wrogosc krajowi.
    Ja piernicze, od momentu otworzenia niedawno granic dla pewnych nacji, przestepczosc wzrosla znacznie, zwlaszcza kradzieze z wlamaniem. Politycy bawia sie w uprzejmosci, a jesli ktorys nazwie rzecz po imieniu, nozyce sie odzywaja.
    Niech wreszcie przestana pchac kosciolowi w zadek te miliardy, to sie poprawi i wystarczy na potrzebniejsze sprawy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anno Mario, ale jak sprowadzą te dzieci, to system więcej na nie wyda, niż gdy dzieci są na miejscu... Bo szkoła, dowóz do szkoły, opieka zdrowotna, dopłaty do mieszkania - z dziećmi o nie łatwiej. Także teksty Camerona to typowa populistyczna zagrywka. Poza tym pieniądze są dla rodzica na dziecko, nie dla dziecka - jeśli rodzic płaci podatki, to dlaczego ma nie dostawać wsparcia na dziecko, na które łoży?

      UK bazuje na imigrantach jako sile roboczej od baardzo dawna. A za swoją imperialną przeszłość jest tez nieco światu winne, że tak powiem.

      Usuń
    2. Jak dlugo jeszcze Angole maja pokutowac za kolonializm? Jak dlugo Niemcy za wojny swiatowe? I tak praktycznie cala Europa jest na ich utrzymaniu. Zasilek na dziecko powinien sluzyc na utrzymanie dziecka wlasnie w tym kraju, w ktorym jest placony, tak jest w Niemczech. Nie ma tak, zeby rodzic pracowal sobie w jednym kraju, beztrosko, bez balastu i obowiazkow rodzinnych, a ktos mu dziecko wychowywal gdzie indziej. Masz dziecko przy sobie, dostajesz na nie zasilek, nie ma dziecka, nie ma zasilku - to przeciez logiczne. To nie jest pomoc, ktora sie prawnie nalezy, bo samo posiadanie dziecka nie zobowiazuje obcego panstwa do lozenia na nie. Placenie podatkow nie jest jeszcze kryterium do otrzymywania dodatkow socjalnych.

      Usuń
    3. @ Anna Maria P. - z tym, że Polacy czują się obrażeni o byle co to się nawet zgodzę, ale niestety obrywa nam się często i równo, jako grupie, czy jesteśmy złodziejami samochodów czy nie. I to trochę wkurza (przynajmniej mnie, choć osobiście różne reakcje typu listy do ministerstwa czy demonstracje 'w obronie honoru' uważam za śmieszne i za szczyt aktywności uznaję pisanie o tym na blogu :))).

      Zgdzam się też co do tego, że postawa 'Angole muszą płacić za swój kolonializm' jest bezmyślna. Nie zmienia to faktu, że niestety jednak płacą za to dość wysoką cenę.
      Moje zdanie na temat zasiłków zmieniło się diametralnie: od postawy 'dają to brać', do totalnej niechęci do tego systemu, który na zawsze niszczy psychikę biorcy, robiąc z niego biernego misia, żądającego więcej, wiecznie niezadowolonego acz niewiele dającego w zamian.
      Jednak moje pytanie w tym konkretnym kontekście (nie da się poruszyć tu wszyskich aspektów emigracji i do tego w różnych krajach) brzmi, czy w porządku jest czepianie się jednej grupy narodowej i obarczanie jej odpowiedzialnością za część problemów kraju, skoro umożliwiło się im tę pracę (bo zauważ, że w tym wpisie niewiele jest mowy o zasiłkach, ale o zabieraniu miejsc pracy przez Polaków).
      Tak samo jak umożliwiło się tę pracę i dostęp do systemu opieki społecznej obywatelom wielu państw.
      I tylko o to mi chodzi.
      O te, szyte bardzo cieniutką nitką, oskarżenia, sączące się to tu, to tam.
      Przy jednoczesnym (celowym i politycznie perfekcyjnie rozgrywanym) pomijaniu grup 'drażliwych'.
      Pozdrawiam,

      Usuń
    4. @Aniprywatnie,
      Myślę, że zapis o tym, że zasiłek może być też wypłacany na dzieci mieszkające za granicą dotyczył pierwotnie żołnierzy i dyplomatów stacjonujących poza granicami (choć wiele zamożnych osób i tak się o niego nie ubiega). Niestety teraz ta luka prawna została wykorzystana.
      Myślę, że nie jest to do końca tak, że na dziecko żyjące w kraju państwo będzie musiało więcej wydać. O ile rodzina nie będzie siedzieć na zasiłku dla bezrobotnych (i tu znów pojawia sie temat, dlaczego tak łatwo go dostać???!!!!), to przecież państwo nie będzie płacić ani za dojazd do szkoły, ani za mieszkanie (teraz co raz bardziej zaniżają pułap przychodów, więc dodatek do mieszkania można dostać albo będąc bardzo biednym, albo ... bardzo sprytnym). Ponadto, jeśli mieszkasz z rodziną w kraju, to też nakręcasz tutejszą gospodarkę (wydajesz na mieszkanie, jedzenie, ubrania, rozrywkę, tutaj). Pracujący tatuś, mieszkający w pokoiku za 50 funtów tygodniowo z trzema innymi tatusiami i żywiący się produktami Tesco value, pracujący jak wół 7/7 i wysyłający do Polski większość zarobionych pieniędzy plus zasiłek na dziecko/dzieci naprawdę nie przyczynia się w żaden sposób ani do rozwoju tutejszej gospodarki, ani do budowania społeczeństwa obywatelskiego, co zawsze było dumą Anglii.

      Co nie zmienia faktu, że gadki Camerona to oczywiście populistyczna zagrywka na maksa i dlatego się na nie zżymam, że wybrał sobie tylko Polaków.
      Ale ... w kwestii zasiłków na dzieci mieszkające poza WB zgadzam się z nim całkowicie/
      Jeśli jest tak, że 25000 polskich dzieci mieszkających poza granicami WB otrzymuje ten zasiłek, to kwota ta sięga ... 26 mln funtów rocznie! (25000x20 funtów na dziecko na tydzieńx52 tygodnie, zakładając, że dostają ją tylko pierwsze dzieci, bo na kolejne dziecko wynosi on już tylko 13 funtów). Niby niewielka suma dla budżetu państwa, ale jak mówią: ziarnko do ziarnka, uzbiera się miarka, albo grosz do grosza i będzie kokosza, albo ... 'take care of the pennies and the pounds will take care of themselves' :)))
      Pozdrawiam

      Usuń
    5. Zgadzam sie, ze Cameron to dupek, bo przyczepil sie wylacznie do jednej nacji, podczas gdy wiele ich czyni podobnie. Jednak jezdzenie po tych innych niezgodne byloby z poprawnoscia polityczna, padlo wiec na Polakow, dla mnie przypadek.
      Co do pozostalych moich madrosci, nie zmieniam zdania. Twarda jastem jak skala :)))

      Usuń
    6. Anno Mario P.,
      Niemcy z wywolaniem I WS nie maja nic wspólnego, Oni dolaczyli si ejedynie sojusznico do niej, jak teraz Polacy do Afganistanu ;) Tak na marginesie, bo uzylas pluralu ;)

      Usuń
  7. A o co się tu właściwie obrażać? Przecież to prawda. Uczepił się menelstwa i nierobów bo przecież nie polskich lekarzy, adwokatów czy inżynierów którzy "naprawiają" kraj. Niech Unia reaguje i posprząta nie tylko na wyspach ale w całej EU. W Szwecji pomimo tego że tak głośno i dobitnie (toż to czysty rasizm i dyskryminacja) się o tym nie mówi, sprawa wygląda bardzo podobnie. Polacy ulubili sobie szczególnie duże miasta bo tam i na żebry się człowiek wybierze i kraść jest gdzie... W jednym worze z Rumunami (którzy notabene robią grandę o "upodlenie" w mediach), Somalijczykami i innymi świetnie prosperującymi na bezrobociu nacjami.

    Niech robią porządek i wywalą tych co trzeba, a normalnie funkcjonujących zostawią w spokoju. Chciałoby się napisać że spływa to po mnie jak po kaczce, ale do końca tak nie jest, bo kiedy słyszę że w naszej okolicy giną nagminnie rowery bo Polacy.... to jest mi po prostu WSTYD. Wstyd za taki naród kombinatorów, żebraków, złodziei, leni którzy w "pogoni" za pieniądzem wyjechali cwaniakować za granicę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Karolino, nie ma się co obrażać. Po prostu zauważam fakt, że przedstawianie faktów może być bardzo nieobiektywne, jeśli zrobi się to w inteligentny sposób. Gdyby to była oficjalna nagonka, to nikt by tego nie wziął poważnie (wręcz odezwałyby się głosy oburzenia).
      Ale zarówno Cameron jak i Robinson zrobili to bardzo delikatnie, w białych rękawiczkach.
      Zauważ, że oni właśnie NIE uczepili się menelstwa i nierobów (sorry, ale film jest już niedostępny, tak jak przypuszczałam), tylko ludzi pracujących, twierdząc, że chętnych do pracy najechało zbyt wiele.
      Tylko do kogo te pretensje???
      Zgadzam się, że trzeba zrobić porządek, ale dlaczego wymienia się tylko Polaków i (rzadziej) obywateli wschodniej Europy, pomijając 'angielski wrzód na dupie', czyli przybyszów z krajów postkolonialnych, oraz muzułmanów (w celu uniknięcia zamieszek)?

      A co do wstydu, to ... też się niestety wstydzę nie raz, biorąc na siebie winy całego narodu nadwiślańskiego, choć już mi się nie raz tu na blogu za to oberwało (bo niby wstydzić się można tylko za siebie).

      Usuń
  8. Ciekawa analiza. Szkoda, że za subtelna, by przeciętny widz mógł ją przyswoić sobie. Chętnie się zapoznam z Twoimi innymi wpisami dotyczącymi tematu.
    We Francji straszakiem jest "polski hydraulik". Ale stawką nie są benefity, tylko... konkurencja. Bo polski hydraulik pracuje świetnie, to prawie wszyscy znajomi wiedzą, a za pracę żąda mało, w przeciwieństwie do tego francuskiego. I nawet przy dyskusjach o Rumunach i Bułgarach "polski hydraulik" dostaje po uszach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czaro, bardzo się cieszę, że dostrzegłaś te subtelności. Bo właśnie o te subtelności, o te ledwo widzialne aluzyjki, o przekaz niemalże podprogowy (wszak nie od dziś wiadomo, że obraz przemawia wielokrotnie mocniej, niż słowa).
      Co nie zmienia faktu, ze problem emigracji, benefitów, konkurencji jest złożony i wielopłaszczyznowy i na pewno nie ja będę tą osobą, która znajdzie rozwiązanie tej kwesti, he, he, he :)

      Usuń
  9. przedstawicielem mniejszości religijnej (równie niezintegrowanej, ale za to dobrze zorganizowanej i mającej siłę przebicia wprost proporcjonalną do wyrzutów sumienia byłych kolonizatorów) - och, jak Ty zręcznie chwytasz problem w słowa.
    Przedstawianie tylko wycinka rzeczywistości jest fałszowaniem rzeczywistości - w Polsce dzieje się tak nagminnie.
    Natomiast pewne wątpliwości mam odnośnie do "jestem dumny, że jestem czarny" i "jestem dumny, że jestem biały". Niestety, to pierwsze hasło nie powstałoby bez drugiego, o czym powinno się pamiętać. DZIŚ oba hasła powinny budzić trzeźwą reakcję zdziwienia, że ktoś chce być dumny z koloru, jakim go Bozia obdarzyła :)


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tą dumą z bycia czarnym czy białym to oczywiście taka trochę prowokacja.
      Zgdadzam się - z czego tu być dumnym, skoro się do tego nie przyczyniliśmy.
      Oczywiście, w 'byciu czarnym', chodzi o zupełnie co innego i wcale mnie nie dziwi taki, a nie inny wydźwięk tych obu sformułowań. Chciałam jednak pokazać, że można się zapędzić w polityczne poprawności i w jej imię udowadniać dowolną tezę.
      Inny przykład, to: można, a nawet wypada śmiało podkreślać, że jest się Irlandczykiem, Walijczykiem czy Szkotem, ale że jest się Anglikiem?! O, co to, to nie! Tu możesz być tylko 'proud to be BRITISH!' Podkreślanie swojej angielskości wypada tylko zwolennikom parti nacjonalistycznych. Dlaczego?

      Usuń
    2. Są dobre powody, zaszłości historyczne. Ci co się wybijają na wolność, równość i solidarność głośno o tym krzyczą, że JUŻ! UDAŁO SIĘ! A ci co mają na sumieniu te historyczne zaszłości muszą udawać pokornych. Jak nie będą udawać, to te mniejszości gotowe się zjednoczyć i przejąć przywództwo, ALE BY BYŁO.

      To samo mamy w kraju. Hasło "Jestem dumny z bycia Polakiem" brzmi zdecydowanie prawicowo. I to samo można tu powiedzieć, co do Brytoli-nie-Angoli: – Jesteś dumny z tego kim się przypadkowo urodziłeś?

      No i zagwozdka. Z czego da się być dumnym bez obciążania sobie sumienia i zachlapywania kartoteki? Z bycia kobietą? Heteroseksualnym białym mężczyzną albo odwrotnie (homoseksualną czarną kobietą)? Z wygrania miliona na loterii?

      Niby ogólnie wiadomo, że dumnym dobrze być z dokonań, ale łatwiej z narodowości.

      Usuń
    3. Almetyno, nie wiem dlaczego przegapiłam Twój komentarz. Przepraszam.
      To jest dobry postulat - zebyśmy byli dumni z naszych dokonań, a nie narodowości :)
      A co do zaproszenia do BBC, to ja bym na pewno się do czegoś takiego nie nadała. Bo albo bym siedziała i bała się odezwać, albo by mi puściły nerwy i zapomniałabym o jakiejkolwiek politycznej poprawności :)
      Więc może jednak wyślemy Annę z Walii :)

      Usuń
  10. Przeczytałam z przyjemnością, cieszę się, że ktoś za mnie tak ładnie odwalił felietonik w temacie i jeszcze uprzejmie wrzucił moje własne odczucia w kwestii 'wisi mi to kalafiorem'. Jednakże, gdyby nam tak całkiem wisiało kalafiorem, to czy w ogóle byśmy czuły potrzebę pisania o zagadnieniu?
    Mnie, mimo generalnie kalafiora, od czasu do czasu wkurza fakt, że cała pseudodebata o emigracji tak naprawdę odbywa się za naszymi plecami. Nie widzę polskich ekspertów zapraszanych do studia, nie widzę cytatów z wypowiedzi organizacji polonijnych, nie widzę 'listów do redakcji'; jest trochę tak, jakbyśmy byli przedmiotem a nie podmiotem dyskusji. Nie istniejemy jako ludzie, tylko jako problem.

    BBC lubię, ale ich serwisy informacyjne są beznadziejnie zaściankowe i traktują widza trochę jakby miał niedowład umysłowy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj walijska sąsiadko :)
      Z tym kalafiorem to ... wciąż jeszcze mi rośnie, więc do całkowitego zwisu trochę mu jeszcze brakuje. Na razie muszę sobie radzić z wyhodowanymi dyniami :)))
      Poza tym piszę o niesolidności BBC, a to że padło na Polaków, to czysty przypadek ;-P
      Czytałam b. ciekawy wpis na jakimś angielskim blogu - nie mogę go teraz znaleźć - gdzie facet zjechał tendencyjność tego właśnie filmu, niemalże nie poruszając kwestii Polaków (choć też stwierdził, że nie oni są główną przyczyną problemów z imigracją!).

      A co do organizacji polonijnych, to rzeczywiście jakoś sobie nie wyobrażam, żeby komuś mogło przyjść zaproszenie ich przedstawicieli, chociaż ... może to i dobrze, bo 'my' byśmy prawdopodobnie zaczęli całą dyskusję od dywizjonu 303 :))

      Pozdrawiam

      Usuń
    2. Powinni zaprosić Was obie na debatę, moglibyśmy być spokojni o to, że powiecie do sensu, skoro do sensu piszecie. Tylko czy zniósłby to ichni p.r.?
      W sumie rozczarowuje, że BBC jest bardziej tendencyjne niż zwykło się sądzić.

      Usuń
  11. Świetna notka Fidrygauko .. emigracja temat niełatwy nigdzie .. często temat zastępczy zamiast spoglądania na prawdzie w oczy .. tu w Stanach co raz jakiś (najczęsciej konswerwatywny) polityk pomstuje że imigranci to czy tamto a potem okazuję się, że jada w restauracji gdzie cała kuchnia to nielegalni kucharze :^))) (autentycznie mója córka pracuje w restauracji gdzie mówiąc dobrze po hiszpańsku dobrze porozumiewa się z wszystkimi w kuchni :^) jego ogród jest pod pieczę nielegalnie zatrudnionych odgorników itd ... zupełna hipokryzja ...

    jestem utopistą .. nie wierzę w żadne granice .. ludzie i tak znajdą sposób aby je ominąć :^)
    bardzo ciepło pozdrawiam i bardzo dziękuję za piękny komentarz u peregrino .. uwielbiam Twój styl pisania .. a wiesz łączy on już humor angielski z 'naszym' :^))

    OdpowiedzUsuń
  12. pomyślałem jeszcze, że jednak w przypadku Wielkiej Brytanii to może jednak zaboleć co nie co .. trudno mi sobie wyobrazić by prezydent w Stanach skupił się na jednej nacji w takich gadkach

    "W bitwie o Anglię najpierw w składzie, a potem u boku RAF, walczyły 4 polskie dywizjony: 2 bombowe (300 i 301), 2 myśliwskie (302 i 303) oraz 81 polskich pilotów w dywizjonach brytyjskich, w sumie 144 polskich pilotów (poległo 29), co stanowiło 5% ogółu pilotów RAF biorących udział w bitwie. Polacy zestrzelili około 170 samolotów niemieckich, uszkodzili 36, co stanowiło około 12%[17] strat Luftwaffe. Dywizjon 303 był najlepszą jednostką lotniczą, biorącą udział w bitwie o Anglię – zgłosił zestrzelenie 126 maszyn Luftwaffe."...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Piotrze, zgadzam się, że temat niełatwy i śliski, tym bardziej, że w pewnych krajach niedługo można będzie powiedzieć: 'Wszyscy jesteśmy emigrantami" :)))
      Obłuda i zagrywki polityków to 'temat na poemat'.
      A co do świata bez granic, to ... sama nie wiem. Z jedej strony zgdzam się z Tobą, że ludzie i tak znajdą drogę, by je ominąć, ale też widzę, że tendencje separatystyczne nie biorą się znikąd, że potrzeba identyfikacji narodowej (jak chociażby ostatnio dość głośno dyskutowane odłączenie się Śląska od Polski) jest bardzo silna. A niestety podejrzewam, iż za tymi ekonomicznymi gadkami stoi zagrożone poczucie 'angielskości' (Co rozumiem!)

      Jeśli chodzi o udział Polaków w bitwie o Anglię, to zobacz, jak uczą się o tym młodzi poddani królowej: tańczący foxtrota Stanislał i obraz ogólnej sielaneczki ...
      http://www.youtube.com/watch?v=ueFATmD68sg

      I jak zwykle pięknie dziękuję za moc komplementów ('angielski humor' powiadasz? Hmmm ...)

      Usuń
    2. tak zgadzam sie, że ludzie chcą bardziej lokalnej bliższej im demokracji .. kiedy wspomniałem ' bez granic' miałem na myśli wizy/zakazy/nakazy i całą tą beznadziejną biurokrację ... po prostu ludzka migracja była od zarania dziejów, jest, i będzie to tak jakby się chciało zatrzymać wodę w rzece ..(czasem można na jakiś czas zanim się tama nie zawali) :^) .... z drugiej strony jest naturalna tendencja do rządów autonomicznych i lokalnej dezycji czy to będzie Katalonia, czy Szkocja czy Śląsk .. jest to oczywiście wielki dylemat demokracji i różne kraje demokratyczne szukają różnych rozwiązań ... według mnie autonomia powinna być szanowana bo jeśli nie będzie to po prostu animozje będą tylko rosnąć .. np w sprawie Ślaska nie wiem dlaczego komuś miałby przeszkadzać rejon autonomiczny znany gdzie indziej w Hiszpanii czy Niemczech czy UK

      bardzo ciepło pozdrawiam :^) ...hihi fajnie z tym angielskim humorem .. ja go dobrze pamiętam z Richmond z rozmów z sąsiadami Anglikami taki troszkę właśnie autoironiczny z dystansem do siebie na pewno.. podobał mi się :^)

      Usuń
    3. jeśli znajdziesz chwilkę bardzo polecam Ci ten film i książkę :
      http://www.youtube.com/watch?v=-dDXIX-y6aY

      Usuń
    4. Film jest bardzo ciekawy, ale ... no właśnie, jednak są te genetyczne modyfikacje poszczególnych gałęzi genealogicznego DNA (po nich wyśledzili trasę wędrówki pierwszych ludzi - choć przyznam szczerze, że niektóre argumenty mnie aż tak mocno nie przekonują).
      Czyżby więc jednak genetyka miała dużo większe znaczenie, niż chcemy sądzić???

      A dlaczego komuś miałaby przeszkadzać autonomiczny Śląsk? Myślę, że to nic innego, jak myślenie w kategoriach status quo. To po prostu jest łatwiejsze. Nic nie zmieniać ...

      Usuń

Niepisanym prawem tego bloga jest lista komentarzy dłuższa od samego wpisu - uprasza się o podtrzymywanie tradycji:)

 
Back to top!