Searching...
sobota, 22 sierpnia 2015

Jak często mój mąż chodzi ze mną do łóżka?

Ujmując sprawę czysto technicznie - jako czynność CHODZENIA do łóżka (tj. odklejenie się od sofy, wdrapanie się po schodach na piętro i wtulenie się w Józka*) - to nie przypominam sobie, by się nam kiedykolwiek zdarzyło zrobić to razem. Najczęściej z winy sofy, która z niebywałą konsekwencją zawsze któreś z nas uwiedzie swoją usłużną miękkością :)
Takich widoczków w naszym domu nie uświadczycie.



Dlaczego?
Nie lubię boazerii :)

A co, jeśli chodzi o znaczenie metaforyczne, spytacie.
No wiecie co?!
Spodziewałam się nieco więcej taktu po moich Czytelnikach!
Ja sekretów mojej alkowy strzegę niczym lwica i wypraszam sobie takie pytania!

Że co? Że sama zaczęłam?
Ach tak! Tytuł!
Tytuł przewrotnie nawiązuje do sławnego hasła: "Nie czytasz? Nie idę z tobą do łóżka!"
Gdyby bowiem - idąc tropem tej akcji - mierzyć częstotliwość 'chodzenia do łóżka' liczbą przeczytanych książek, przyjmując (nomen omen) stosunek wprost proporcjonalny, to odpowiedź na moje tytułowe pytanie brzmiałaby:
Czytam zbyt mało książek :)


Nie, poważnie. W głowie mi tylko książki. Przysięgam! (Zresztą Walenty - na szczęście - nie kieruje się w życiu sloganami).

A zatem książki ...
Te wszystkie nieprzeczytane, których lekturze obiecałam sobie solennie oddać się na urlopie macierzyńskim, kiedy to wiadomo, że NIC się nie robi, tylko się SIEDZI w domu z dzieckiem. C'nie?
 

Ale zaraz! Chwileczkę! To już?!
Że niby mój ostatni(!) w życiu urlop macierzyński właśnie się za tydzień kończy?
Chyba jakieś mole książkowe dorwały się do kalendarza i wyżarły parę miesięcy.
A gdyby tak wymyślić hasło: "Czytasz? Przedłużamy ci 100% płatny macierzyński!"
Kto jest za?

A tu jeszcze świeżutki pomysł rumuńskich radnych. Czytający w autobusach będą mieli darmowy przejazd!
Kto jest za?
(A teraz pytanie egzystencjalne: Co lepiej wypromuje modę na czytanie: 'useksualnienie' go czy darmowe bilety? He, he, he, chyba znam odpowiedź :)))



W ostatnich podrygach 'wolności', walcząc dzielnie z syndromem 'baby brain'** i udając przed samą sobą, że w ogóle się nie stresuję, próbuję zrobić książkowy rachunek sumienia. W innych dziedzinach i tak nie mam co liczyć na rozgrzeszenie.

I jest źle. Jest gorzej, niż się chcę sama przed sobą przyznać.
Liczba książek wzrosła drastycznie jedynie na półce 'Chcę przeczytać'.
W życiu jednak liczy się nie tylko ilość, ale JAKOŚĆ.
I na tej JAKości się skupmy, czyli - uwaga, przerywam strumień swobodnego bredzenia i przechodzę do sedna - opowiadam na pytania z wyzwania, do którego wezwały mnie 5000lib (aka 'Breweria' :)) i Żona Oburzona.

Bardzo się cieszę, że nie jest to wyzwanie czytelnicze w stylu 'Wymień 100 książek z motywem zdrady, które przeczytałaś w ostatnim miesiącu', ale jakże mało stresujące pytania o pozycje i gadżety.
Bibliofilskie, rzecz jasna!



1. Czy masz ulubione miejsce do czytania w domu?
Trzy ulubione*** miejsca do czytania: fotel, wanna, łóżko (Widzicie, to zdjęcie powyżej nie było takie zupełnie przypadkowe :)).
Niestety ... nie ma ich w moim domu.
To znaczy, owszem, wannę i łóżko posiadam, ale wanna jest tak koszmarnie niewygodna, z milionem wypukłości (i nie, nie są to elementy jacuzzi), że nie da się w niej leżeć.
A w sypialni nie mam lampki nocnej, bo jeden jedyny kontakt jest w takim miejscu, że kabel musiałby iść przez cały pokój (ewentualnie po suficie, ale nie udało mi się jeszcze namówić męża na taką przeróbkę).
Uroki  angielskiego budownictwa!
Namiastką fotela jest sofa, która znajduje się w salonie i najczęściej jest okupowana (Patrz: pytanie nr 5)




2. Zakładka czy świstek papieru?
Mimo, iż zdarza mi się nawet czasami kupować i rozdawać zakładki, to sama ich raczej nie używam. Zawsze wiem, gdzie skończyłam.
A zakładki gubiłabym na potęgę.


3. Umiesz przerwać lekturę w dowolnym miejscu, czy musisz doczytać do końca strony/rozdziału?
Przy czwórce dzieci to nie jest wybitnie trudna umiejętność :)


4. Czy jesz lub pijesz przy czytaniu?
Tak. Co dwie przyjemności, to nie jedna.
Ale nie jakieś tam chlapiące spaghetti z sosem pomidorowym czy inny barszczyk.


5. Wielozadaniowość. Muzyka, telewizja w trakcie lektury?
Jestem jednokanałowa. Multitasking tylko pod presją. Przy czytaniu się nie sprawdza.


6. Jedna książka na raz czy kilka?
W danym momencie tylko jedna :)
Ale na tzw. 'tapecie' mam zawsze kilka (A bo to ja mam przez cały dzień jeden nastrój? :))
Najczęściej część z nich jest po polsku (Ależ to prosty język! :)), a część po angielsku.




7. Czytasz w domu, czy wszędzie?
'Wszędzie', to jestem najczęściej albo w pracy, albo prowadzę samochód, albo robię zakupy.
Więc najczęściej (nie)czytam w domu (Patrz: pytanie nr 1 & 5).
To jest jedyny aspekt dojazdów do pracy w Londynie, za którym tęsknię, bo choć trzęsło, tłukło i ściskało, to jednak zawsze kawałek miejsca się znalazł, by przycupnąć i otworzyć książkę.


8. Czytasz głośno, czy po cichu?
Głośno? A cóż by to była za strata czasu i energii! Sprawdziłam. Po 'uczytaniu' jednej strony bajki na głos ogarnia mnie atak ziewania nie do opanowania.
I boli mnie szczęka.
Aczkolwiek ... dokumenty, umowy, przepisy, instrukcje i inne takie wymagające wzmożonego wysiłku intelektualnego :), szczególnie po angielsku, czytam głośno (Najczęściej w  stylu: byzuzysyzłazyłużłżłżł .... NO SOONER THAN F-I-V-E  D-A-Y-S BEFORE THE END OF THE MONTH byzuuzysyłżułłśsldyłyżyłu ... AND THEN REPORT IT TO THE POLICE - Nie wiem, co na to lingwiści i neurologopedzi, ale w moim przypadku to działa; wspomaga zrozumienie, znaczy się).


9. Zerkasz w nieprzeczytane części książki? Przeskakujesz strony?

Nigdy!
Co gorsza, mam jeszcze taki nawyk, że zawsze doczytuję książę do końca, a czasami to by się przydało tak polecieć tylko po tytułach rozdziałów :))

10. Łamiesz grzbiet książki, czy wolisz, żeby pozostał jak nowy?
Wolę, żeby pozostał jak nowy, ale niestety często się nie da go oszczędzić.
Nie mam do książek stosunku nabożnego, jednak takiej profanacji bym się nie dopuściła:



11. Piszesz w książkach?
Nigdy!
Choć w podręcznikach i książkach 'branżowych', które są moją własnością, tak.
Ostatnio wolę jednak samoprzylepne karteczki.


12. Nietypowy bibliofilski gadżet? Wymarzone miejsce na książki?
To pytanie to już moja samowolka inwencja.
Mi się marzy 'latający fotel' oraz szafka na książki dla dzieci (w kolejności jak zapisano :))
Oba poza moim zasięgiem ... metrażowym.


Widokiem w gratisie też nie pogardzę :)
 
Bo 'niepoukładanie' jest tu celowym zabiegiem stylistycznym :)

Rękawicę rzucam Karolinie, Renyi, Pimposhce, Monice, Oli oraz Mamie Ammara.

__________________________________________________________

* Takie pieszczotliwe określenie naszego materaca. Kto czytał, ten wie :)

** 'Baby brain' to podobno zjawisko występujące w ciąży. Takie (po)hormonalne roztrzepanie. Niestety jak na razie mnie jeszcze nie opuściło.
Ostatnio umówiłam się na spotkanie ze znajomymi z pracy(!). Na spotkanie się spóźniłam i to sporo, gdyż musiałam się wrócić w połowie drogi (ok. 15 km), ponieważ zapomniałam - bagatela - wózka.
Następnie, tuż po rozpoczęciu błogiego spaceru wzdłuż rzeki Tamizy stwierdziłam, że zgubiłam telefon (kontakty, kontaktami, ale zdjęcia, filmy Młodej, no i cały ten ambaras z kupowaniem nowego - o mało nie zemdlałam). Odłączyłam się więc od grupy (która - przypominam - zebrała się głównie po to, by ocenić, czy macierzyństwo mi służy) i wyruszyłam na obchód mijanych miejsc. Miasteczko bogatych ludzi, a nuż-widelec ktoś znalazł i zostawił w pobliskim pubie czy lodziarni, łudziłam się. Doszedłszy do końca naszej uprzedniej marszruty, chcąc nie chcąc,
z nosem w kwintę, zawróciłam.
A że słońce świeciło Młodej w twarz, rozłożyłam daszek wózka, gdzie spokojnie (w zagłębieniu) leżał sobie mój telefon. Nie muszę chyba dodawać, że tam sprawdzałam ...



*** Czytanie w kibelku - Proszę bardzo, objaśniam tym uczestnikom wyzwania, którzy nie mogą tego zrozumieć :)
Otóż jednym z moich nielicznych sukcesów wychowawczych jest nauczenie dzieci, żeby nie przeszkadzały mi, gdy udaję się do owego przybytku skupienia.
Panuje tam więc względna cisza i swoboda. I nikomu nic do tego ile razy i na jak długo matka chodzi w to ustronne i jak na angielskie warunki dość przestronne miejsce.
A czy siedzi faktycznie NA kibelku, czy W kibelku (w łazience, znaczy się :)), to już nikt w to nie wnika. Aczkolwiek ulubionym miejscem ten przybytek nie jest. Ot, codzienna mentalna konieczność.
I nie - uprzedzając pytanie - nie wiem dlaczego bezdzietni, mieszkający w pojedynkę kawalerowie czytają w kiblu.
Może optymalizują wykorzystanie czasu? :)






A pamiętacie toaletę z biblioteczką, która zdobywała liczne nagrody?


sobota, 22 sierpnia 2015

23 comments:

  1. Przyjmuję! A co, honorowa jestem:-) I czytać też lubię. Bułka z masłem:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, szable w dłoń! To znaczy pióra. Tfu ... klawiaturę (by wypadało powiedzieć :))
      Dziękuję!

      Usuń
  2. Nie do wiary! Otóż! Nie było mnie Fidrygałko u Ciebie dłuuuugo, za długo zdecydowanie, tj. czasami otwarłam nowego posta, po czym coś odwróciło moją uwagę i ... ehh no i nie przeczytałam, aktualizacja przeglądarki zamknęła karty, a może sama coś zamknęłam, zapomniałam, uleciało. Dzisiaj (! tak właśnie dzisiaj), postanowiłam, że wchodzę i czytam wszystkie zaległości. I cooo? Po pierwsze OMG najserdeczniej gratuluję! Aż mnie zalał pot i rumieniec na te wieści i to nie od temperatury panującej. Po drugie - weszła po pół roku, nadrabiać, i co widzi? Rzuconą sobie rękawicę?! To ściąganie kogoś myślami po prostu musi działać, bo zadziałało jak widać. Ściskam mocno poczwórną Mamę (pełna podziwu, nabożnego, naprawdę! jesteś wspaniała!) i wyzwanie oczywiście podejmuję, ba - wręcz czuję się zaszczycona :-).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Say no more, say no more! Ja też mam potężne braki w śledzeniu blogów, komentowaniu, w czytaniu książek i w ogóle w życiu.
      Gratulacje przyjmuję z przyjemnością, aczkolwiek prawdziwe będą mi się należeć jak przeżyję zaadoptowanie się mojej Młodej w przedszkolu, a później moje w pracy (co będzie trudne - czuję to przez skórę :))
      Cieszę się, że napisałaś 'wspaniała', a nie np. 'wielka', bo ten ostatni epitet (nie wiedzieć czemu) jakoś ostatnio nie sprawia mi przyjemności :)))
      Mimo mojego dość racjonalnego podejścia do życia, muszę przyznać że z tą telepatią coś jest na rzeczy :)
      W takim razie czekam na wpis i obiecuję nadrabiać braki na Twoim blogu.
      Uściski.

      Usuń
  3. Fidrygauko ofkors. Z wrażenia byk mi się wkradł. Przepraszam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fidryałką się nie przejmuj - właściwie to jest właśnie mój nick, ale pisany przez 'u', żeby uniknąć robienia ze mnie 'fidrygaLki', co by się działo z braku polskich znaków diakrytycznych (wybrałam więc wersję fonetyczną :)))

      Usuń
    2. He, he, dopiero teraz dostrzegłam, że sama się sypnęłam w swoim nicku :))

      Usuń
    3. hahaha, ile razy ja się sypnęłam, i ile razy jeszcze to zrobię, ale nie przyszło mi do głowy, żeby się spytać.

      Usuń
    4. Melduję, że niniejszym przystępuję do zadania (co nie znaczy, że uda mi się je wykonać na przestrzeni tejże doby, bo doba niby z gumy, ale obowiązki mnożą się przez pączkowanie ;-)) i, że znam, owszem uf :-), słowo "fidrygałka" i nawet wiem co oznacza (miszcz! ;-)), jednak wiem też, że zowiesz się 'Fidrygauką' (choć nie wiedziałam dlaczego - teraz już wiem :-) ) i błędów w cudzym nicku (choćby się kłócił z zasadami ortografii) popełniać nie należy (no, miszcz!). Oczywiście uśmiałam się, gdy zobaczyłam, że sama się w swoim nicku sypnęłaś wyjaśniając zasadę jego pisowni :-)))).
      PS. mam nadzieję, że przetrwałaś jakoś dzielnie pierwszy tydzień w pracy i, że nie było tak strasznie jak się strachałaś? Uściski wspierające wysyłam!
      PSS. Z zasady nikomu nie mówię, że jest "wielki" - tak na wszelki wypadek, gdyby akurat był przeczulony (niewiedzieć czemu), bo sama - choć akurat chwilowo noszę 38 (chwilowo podkreślam ;-)) - nie raz na słowo "jesteś wielka" reagowałam nerwowo ;-).

      Usuń
    5. melduję tylko, że zrobione :)
      http://jordaniaokiempolki.blogspot.com/2015/09/nie-co-jak.html

      Usuń
  4. Szafka na książki dla dzieci jest cudowna! Oczyma wyobraźni już widziałam ją u nas. A potem oczyma własnymi spojrzałam na te uginające się półki z Tupciami Chrupciami, Elmerami, Zuziami, Grimmami i całą resztą... Musiałabym sprawić dziewczynkom cały las na książki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No fakt, wszystkie by się nie zmieściły, ale może chociaż te Najmłodszej :)
      Ty masz inną rozpiętość wiekową - większość lektur, jak podejrzewam, służy lub już niedługo będzie służyć wszystkim królowym.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  5. Ja, nieuleczalny mól książkowy czytam wszędzie i kibelek jest jak najbardziej miejscem do dokończenia akapitu lub rozpoczęcia nowego ... no dobre miejsce na czytanie. Moim malutkim dzieciom czytałam na dobranoc swoje lektury modulując głos na usypiający, nawet jeśli akcja była szaleńcza. Wygląda że nic im złego nie zrobiłam, bo wyrosły po tych lekturach na całkiem znakomite osoby.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli mam być zupełnie szczera, to ... często wyręczałam się bajkami muzycznymi :)
      Skoro ktoś już tę książkę przeczytał, zinterpretował i nagrał, to ... ja mogę iść i czytać sobie po cichu swoją, co nie? Nie wiem, może się wpisuję w nurt matek-zołz? :)))
      Choć Twoja metoda też nie jest zła!
      Pozdrawiam.

      Usuń
  6. Bardzo mi się dobrze czytało! I ile razy ćwiczyłam mięśnie twarzy w uśmiechu. Nie powiem, ale mogę napisać, wiele mamy wspólnego.
    Świetna inicjatywa z ostatnim pytaniem!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i cieszę się, że sobie trochę poćwiczyłaś :)
      Też mi się wydaje, że nie jesteśmy na przeciwnych biegunach (skal przeróżnych).

      Usuń
    2. Możesz pociągnąć wątek, w ten sposób, żeby trochę czcionki się z niego wysypało? Co masz na myśli (a co na myśli to i na czcionce, pamiętaj :D) pisząc o biegunach--- i to przeciwnych?

      Usuń
  7. A ja jestem junk reader, czytam wszystko co mi wpadnie w oko. Męczarnia. Teraz trochę mi lżej bo doszłam do momentu, w którym trzeba było postarać się o okulary. I wreszcie przestałam czytać namiętnie etykiety szamponów i odżywek pod prysznicem...ufff....ulga:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam tendencję odwrotną. Raczej nie czytam etykietek, choć czasami by się przydało.
      A pod prysznicem śpiewam :)

      Usuń
  8. Przyjmuje, choc chwile pewnie mi zajmie odpisanie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę :) Take your time. To w końcu tylko zabawa.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  9. Dziękuję za nawiązanie do "sławnego" hasła: "Nie czytasz? Nie idę z tobą do łóżka!", oby wystarczyło mi zapału na napisanie wreszcie o tym :-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Melduje sie i naprawiam niedopatrzenie:) Recenzje ksiazki chetnie przeczytam, jak sie juz kiedys pojawi;) Co do czytnikow, moj sie wlasnie troche pospul (sama najprawdopodobniej mu w tym pomoglam), i zmuszona bylam zabrac jedna lekka ksiazke na urlop, dosc ze tylko jedna, to jeszcze musialam kartki odwracac, trzymac je bo wiatr wial, przyciskac zeby sie nie zamykala... no samo zlo:)

    OdpowiedzUsuń

Niepisanym prawem tego bloga jest lista komentarzy dłuższa od samego wpisu - uprasza się o podtrzymywanie tradycji:)

 
Back to top!