Searching...
niedziela, 1 stycznia 2012

Nowy Rok w 5D

Nowy Rok, Nowy Rok ...

Z jednej strony obśmiewane postanowienia noworoczne (procentowo niewielu z nas udaje się dobrnąć z dietą, rzucaniem palenia czy ćwiczeniami na mięśnie brzucha dalej niż do połowy lutego), a z drugiej mniej lub bardziej uświadomione (nazwane, zdefiniowane, ujawnione) nadzieje na coś lepszego.

Ja, w mojej racjonalistycznej głowie, nie wierzę oczywiście w magiczną godzinę W.
Nie wierzę, że od dzisiaj właśnie będę lepszym człowiekiem, bardziej oddaną matką, milszą żoną, wydajniejszym pracownikiem ...

Nie wierzę, że wypucowane na święta mieszkanko długo zachowa swoje 'dziewictwo' (niepokalanie brudem, znaczy się), że góry nieposkładanego prania nie będą zalegały na naszym 'queen size' łóżku (oj, po świętach to pewnie materac 'king size' byłby lepszy), że raporty będą się pisały na czas i rachunki będą (po zapłaceniu, rzecz jasna) lądowały w odpowiednich segregatorach, a nie na stosie do przejrzenia na Świętego Nigdy.
Nie wierzę, bo wiara jest pewnością tego czego się spodziewamy, przeświadczeniem o tym, czego nie widzimy. W kwestii noworocznych zmian moja wiara jest chyba mniejsza niż ziarnko gorczycy.

Ale ...

MAM NADZIEJĘ !!!
Mam skromną nadzieję, że może uda mi się ruszyć choć małym paluszkiem i ruszyć z posad góry niemożliwości, które piętrzą się przede mną.
Mam nadzieję, że zrobię choć jeden kroczek w kierunku realizacji moich marzeń.
Mam nadzieję, że nie będę już powtarzać wszystkich moich błędów z 2011 roku.

I dlatego właśnie lubię Nowy Rok.

Za grubą kreskę.

Za nadzieję.

Za refleksje.

Nasze wczorajszo-dzisiejsze świętowanie było bardzo skromne. Tak skromne, że moje najmłodsze dziecię się o godzinie 00:15 naburmuszyło okropnie, prychając, że co to za 'celebration', tylko jedzenie i siedzenie, a ona by chciała dostać prezenty i w ogóle zrobić coś fajnego. Nie zdążyła już zdefiniować co, bo z żalu usnęła wtulona w moje ramię.

Nasi 'stali partnerzy sylewestrowi' albo się rozjechali po świecie, albo się wyprowadzili zbyt daleko, by mogli 1 stycznia bezproblemowo wrócić do swoich domów, albo się porozmnażali i nie mieli ochoty bawić się w podróże z wózkami, tonami pieluch i zupek w słoiczkach.

Dlatego też pierwszy raz od niepamiętnych czasów byliśmy sami, w naszym nie takim znowu skromnym gronie.
Tylko my i junk food (a co tam, od paru puszek coli na rok jeszcze nikt nie umarł :))
I wbrew żalom małolaty (która do czasu, gdy czipsy były na stole wyglądała na całkiem szczęśliwą) super spędziliśmy czas.

Najpierw obejrzeliśmy ... film z naszego ślubu.
Może nie jest to typowo noworoczna rozrywka, ale właśnie udało nam się przegrać kasetę VHS (ktoś jeszcze pamięta taki zabytek?) na DVD i tak nas naszło.
Pierwszy raz po ponad piętnastu latach zobaczyliśmy siebie w akcji sprzed lat.
Młodych, pięknych i zakochanych.
Teraz to już tylko zakochanie zostało :))
Ale dobre i to.
Śmiechu było, co niemiara. I okrzyków zdziwienia (tak, tak dzieci, wasza mama kiedyś naprawdę nosiła ubrania w innym rozmiarze niż teraz, a tato nie miał peruki - to były JEGO WŁASNE WŁOSY :))

Potem każdy mówił, co fajnego mu się wydarzyło w starym roku i o czym marzy w nowym.

I muszę przyznać, że moje dzieci po raz kolejny mnie totalnie zaskoczyły.
I tym, co wywarło na nich największe wrażenie (coś, co ja umieściłabym gdzieś na końcu mojej listy, w kategorii: banalne - dla nich to jednak miało znaczenie; daje mi to do myślenia) i to, o czym marzą.

Z najbardziej nietypowych mogę wymienić: nauczyć się czytać i pisać po polsku (a jednak!) oraz ... wynalezienie techniki 5D :)
Potem obdzwoniliśmy znajomych w Polsce (jedynym zgrzytem było ... obudzenie teściowej :)), wysłaliśmy tony sms'ów i zaczęliśmy odliczanie z BBC One online.
Pokaz sztucznych ogni w Londynie był niesamowity i pomyśleliśmy, że za rok może obejrzymy go na żywo...




Nowy Rok zaczynam więc skromnie. Bez napuszonych słów. Bez wielkich oczekiwań. Bez rozległych planów.  

Ale z lekką nutką optymizmu - czego i wam wszystkim życzę.



niedziela, 1 stycznia 2012


2012/01/01 23:57:36
Wszystkiego najlepszego noworocznego - Fidrygauko! Aby było lepiej, mądrzej i zdrowiej! Serdeczne uściski!
 
2012/01/02 00:36:32
Pomyślności w Nowym 2012!
Pozdrawiam :)
 
2012/01/02 01:43:38
Wszystkiego naj :-) i czasu na blogowanie :-)
 
2012/01/02 09:34:08
A'propos Twojego naburmuszonego dziecięcia, to przypomniało mi się, jak kilka lat temu nasze dziecię spędzało z nami Sylwestra. Nasmażyliśmy sobie oponek, wypożyczyliśmy filmy, gadałyśmy z córką na różne, różniste tematy, zajadałyśmy się słodyczami i oglądałyśmy babsko-młodzieżowe filmy. Było super! I naprawdę wydawało mi się wszyscy razem przyjemnie spędzamy ze sobą czas do momentu, gdy kładąca się już spać córka, nagle się rozbeczała i stwierdziła, że to NAJGORSZY Sylwester w jej życiu!
Bo z rodzicami, a nie z przyjaciółmi.
My natomiast (znaczy ja i mąż) nadal lubimy spędzać Sylwestra we własnym i bezdzietnym już teraz towarzystwie:)
A Nowy Rok lubię dokładnie z tych samych powodów.
Najlepszego!
 
2012/01/02 14:05:15
Dzięki za życzenia!

@Rest - życzenia bardzo trafione, bom głupot narobiła trochę w zeszłym roku :)

@Viki - witam ponownie w blogosferze; domyślam się że od listopada/grudnia jesteś bardziej zajęta ;) ale mam nadzieję, że nie zaniechasz blogowania!

@Żono, paradoksalnie, podczas świąt miałam więcej czasu ale poświęciłam go na aktywności pozainternetowe. Od jutra wracam do moich podróży, więc będę miała więcej czasu 'do zabicia' :) i postaram się pisać częściej (choć się trochę rozleniwiwszy ostatnio).

@Renya - moja mała jest jeszcze w wieku, że na Sylwestra z koleżankami się nie kwalifikuje (chyba że w opcji koleżanki na górze, rodzice na dole :))
A w ogóle to ta dzisiejsza młodzież taka zepsuta! :)
Pozdrawiam
 
2012/01/02 17:10:57
uwielbiam sztuczne ognie! ale jak sobie człowiek pomyśli, ile to pieniędzy z kasy miasta idzie w powietrze...
 
2012/01/03 00:54:15
@Mukla - przyznaję, że po przeczytaniu twoje komentarza z ciekawości poszukałam, ile ta impreza kosztowała i ... oniemiałam!
Na same petardy wydano 274.000 (a i tak podobno zaoszczędzono 70 tyś. skracając pokaz o 2 minuty !!!).
Cała zaś impreza (policja, straż pożarna, organizacja itp.) kosztowała ...
1.9 miliona funtów czyli ponad 10 milionów PLN

Ale nie bój się - Boris Johnson szybko uzupełni dziurę budżetową. Nie na darmo transport miejski podrożał od wczoraj o 5,6% a pociągi (część opłat idzie do budżetu Londynu, bo tu przecież są główne stacje dowożące takich żuczków jak ja z okolic) o 8%.


0 comments:

Prześlij komentarz

Niepisanym prawem tego bloga jest lista komentarzy dłuższa od samego wpisu - uprasza się o podtrzymywanie tradycji:)

 
Back to top!