Searching...
sobota, 12 kwietnia 2014

Jezus na podłodze, a dziecko w wannie

Ostatnio jakoś mało u mnie o tym podtytułowym oswajaniu angielskiej rzeczywistości.
Osobiście się jakoś zrobiło.
Manifestacyjno-deklaracyjnie.
Refleksyjnie i rozprawkowo.


Chwilowo tak będzie, bo ten blog taki mój terapeutyczny raptularz.
Nie żadne tam 'lifestylowe' badziewie, gdzie Wielka Blogerka z Przerośniętym Ego oznajmia światu prawdy objawione.
Raczej miejsce, gdzie więcej wątpliwości, niż gotowych recept.
Ale z drzwiami otwartymi na ciekawe dyskusje co bardzo, bardzo sobie cenę i za co Was niezmiernie lubię :)



***

Postanowiłam (w konsekwencji moich okołojęzykowych rozważań) pozbierać w jednym miejscu wszystkie zabawne powiedzonka moich dzieci. A właściwie te najśmieszniejsze, najbardziej kreatywne.
Kiedy nie pracowałam, zapisywałam je dość regularnie (niestety sporo się zgubiło gdzieś w zakamarkach starego komputera).
Teraz wrzucam coś od czasu do czasu na facebooka, ale wiem, że niewiele ludzi tam zagląda.

A poza tym tam wszystko znika w zalewie zdjęć, wirali i statusów.
Część z nich będzie niektórym z Was znana.
Innym być może wyda się to nudne, tym bardziej, że niektóre powiedzonka są śmieszne tylko w danym kontekście, ale chcę mieć je pozbierane w jednym miejscu, więc z góry przepraszam :)


***
Słowotwórstwo

Łączenie zasad gramatycznych i semantycznych obu języków owocują pięknymi tworami, które czasami wchodzą na stałe w nasz domowy kanon powiedzonek.


Tak było z 'fridizami', czyli filmami trójwymiarowymi, które po angielsku nazywają się 3D (przybliżona wymowa: fri-di). A że dziecię oglądało filmów dwa, musiało więc użyć liczby mnogiej. Dodało więc angielskie 's' i jakby tego było mało, polskie 'y' (film-filmy) i tak powstały fri-di-z-y ('s' się udźwięczniło).

Najświeższy i jeden najpiękniejszych przykładów, jak uroczo może się mieszać gramatyka polska z angielską, to natomiast 'dziureczki'.
Otóż, w naszym domu mówimy często o znajomych rodzinach nazywając od od imienia ojca (takie patrialchalne nawyki :)). Czyli np. W niedzielę idziemy do Tymonów.
Czasami używamy też nazwiska, ale zamiast powiedzić jak pan Bóg przykazał: "Przychodzą dziś do nas Mazurowie czy Perliccy", mówimy 'Mazury' czy 'Perliczki' :).
I ostatnio moje dziewczę stworzyło - w oparciu o tę 'lokalną' zasadę - słowo 'dziureczki', czyli ... dzieci Jurka.
Córka Jurka (wymawianego przez Anglików jako 'Dżiurek') zaprosiła moją małą na urodziny, o czym mnie ta z radością poinformowała w drodze ze szkoły:

- [..] no wiesz mamo, zaproszenie, na urodziny, na pizzę do Frankie & Benny's - trajkotało z przejęciem dziecię.
- Kto cię zaprosił? - matka włączyła mózg do rozmowy.
- No mówię ci, że 'dziureczki'!
- Jakie znowu dziureczki? -
matka jako żywo nie wiedziała, o czym mowa.
- No wiesz, tak jak mówisz Tymony, czy Mazury...
- ????
- No, to oni są Sylwia i Piotrek Dziureczki! -
doprecyzowało zniecierpliwione moim powolnym kojarzeniem faktów dziecię.
Jeden 'Dżiurek, Dwa Dżiurki, a małe Dżiurki to Dżiureczki.
Przecież to logiczne! Nie?




Takie przykłady można mnożyć.
Spędzanie pieniędzy, traktowanie się, czy inwizybalne przedmioty.
Właściwie nie ma dnia bez nowych słowotwórczych wybryków.
Miejsca na serwerze by zabrakło, by to wszystko opisać.


Coś dzwoni, ale nie wiadomo w którym kościele

Czyli słowka w poprawnej formie zaryły się gdzieś tam w płatach czołowych, ale użycie minęło się trochę z oryginalnym przeznaczeniem.

Moje dzieci generalnie jedzą wszystko i z apetytem.
Przechodziłam jednak etap, że pierworodnemu jedzenie obrzydło, a każdy pretekst był dobry, żeby się wykręcić od konsumpcji.
Z tego okresu pochodzą dwa poniższe dialogi:


- Zjesz jogurt? - pyta zatroskana matka.
- Może później. Bo na razie jestem taki mniej apetyczny.
- odpowiedział Młody.
♥♥♥

- Maaaamooo, muszę jeść ten soooos? - krzyczy Młody z kuchni, memłając w talerzu.
- A co? Nie smakuje ci? Przecież wcześniej taki jadłeś ze smakiem! - przeprowadza dochodzenie matka.
- Ale teraz już nie lubię wołowizny!
♥♥♥

[Przed spaniem. Czterolatek ogląda bajkę. Zgadzam się, by obejrzał jeszcze jedną, bo mam trochę więcej czasu, by wykąpać młodszą młodzież].
- Dobrze, możesz włączyć jeszcze jedne 'Domisie'.
- Oooooo! Dzięki! Jesteś szlachetna! 
 
♥♥♥


Nie lubię rosołu.
Jedyny, jaki jestem w stanie przełknąć to taki mojego autorstwa (z przepisu mojego dziadka), gotowany na różnych rodzajach mięs, na kapuście włoskiej, przypiekanej cebulce i suszonych grzybach. Esencjonalny, aromatyczny, lekk słodkawy od tony warzyw i nietłusty.
Rozkoszuję się więc nim w święta, ale widzę, że moje dzieci coś nie bardzo.

- Nie smakuje wam?!
- Eeee, yyyy, noooo ...
- Nie smakuje wam najpyszniejszy rosół świata?!
- Ekhm, no wiesz mamo, jak by ci tu powiedzieć ...
W końcu najmłodsza próbuje ratować sytuację:
- Trochę smakuje jak ... z pudrem?!
Zwykłe nielubienie mojej zupy mogę jeszcze przeboleć, ale porównanie jej do zupy Z PROSZKU, to już istna profanacja!






'Zrobić komuś dzień'*, czyli Moi Mali Tłumacze

Kolejne cudne manowce, na które można całkiem łatwo zejść, to tzw. kalki językowe, czyli dosłowne tłumaczenie z angielskiego na polski (lub tłumaczenie nieadekwatne w danym kontekście), co nie zawsze przynosi pożądane efekty, ale często ... poprawia humor słuchaczom.
Oto niektóre z nich:

Tło sytuacyjne: sezon na zimne wiatry, pooblizywane usta i popękane wargi rozpoczęty. Dziewczę dostało więc wazelinkę o zapachu truskawek do smarowania. Rozkoszuje się jej zapachem, podtykając pod nos też i mi, ze słowami:
- Mamiś, popachniołaś?
- Mów do mnie po polsku, dziewczę.
- Oj, przepraszam; 'popachniłaś'
- Polski!
- Pośmierdziałaś???!!!
Przypisy: smell (ang.) - pachnieć, śmierdzieć, wąchać; do tego ostatniego znaczenia już nie dotarła :)




♥♥♥
Najstarszy nie jest już taki gadatliwy, a i z polskim zaznajmiony najlepiej. Jednak i jemu zdarzają się lapsusiki.
Pewnego marcowego dnia, po bezśniegowej zimie nieoczekiwanie spadł grad i troche go przegrzmocił, w drodze ze szkoły, co mi zrelacjonował słowami:
Mamo, wiesz że dzisiaj padały, padały, no jak to się nazywa, nooo ... graty!



♥♥♥


"Mamo, a czy ty oglądałaś kiedyś film 'Paszcze'? :)))





♥♥♥
Wygląda na to, że moja najmłodsza uwielbia się kąpać. Szczególnie, gdy musi się zmierzyć z jakimiś obowiazkami. Wtedy nagle się jej przypomina, że musi iść do łazienki. Krzyczy wtedy do mnie z góry: "Mamo! Jestem w wannie!" - mając oczywiście na myśli bathroom, czyli łazienkę, w której też jest wanna.
Mam nadzieję, że nie korzysta z niej kilka razy dziennie, bo przyjdzie zbankrutować przez rachunki za wodę i gaz.



Polska język, trudna język

[w czasie zabawy w zadawanie śmiesznych pytań; mama już odpowiedziała i teraz jest jej kolej, by zadać pytanie Najmłodszej, ale coś odciągnęło jej uwagę]

Najmłodsza: No, twoja kolej, zadaj pytanie do mnie.
Ja: Mi!
N: Jak to tobie?! Nie tobie, tylko do mnie!
J: Nie 'DO' ciebie, tylko TOBIE.
N: 'Nie "TOBIE!". Przecież ty już odpiowiadałaś na pytanie. Musisz teraz zadać pytanie 'do mnie'.
J: "Zadaj MI pytanie!"
N (mocno zniecierpliwiona): Dlaczego znowu tobie?
J: Nie mówi się zadać pytanie 'do kogoś', tylko zadać pytanie KOMUŚ. Więc ja zadaję pytanie tobie, a ty mówisz: "Zadaj mi pytanie."
J: Nie wiem, o co ci chodzi ...

[matka zadaje pytanie porzucając sny o poprawności gramatycznej córki]
 
[w czasie rozgrywek planszowych]
- Ok. to kto teraz wybiora grę?
- Mówi się 'wybierze'.
- Acha! No, to dobra, to teraz ty wybierzaj grę.
- Mówi się 'wybierz'.
- Acha! Ale ja nie wiem, jaką mam wybierzyć ...
No powiedzcie sami, czy język polski nie jest podstępny?
Także w kwestii wymowy :)






Potyczki z gramatyką

Na tym poletku, o dziwo, aż tak wiele przekrętów nie ma.
Jakieś tam mało istotne odpowiadanie za pomocą słówek posiłkowych w stylu: Nie, ja nie! (No, I do not) zamiast pięknego, staropolskiego i jakże prostego w swojej wymowie 'Nie'.
Rjebjata twardo trzyma się też zasady pojedynczego przeczenia grożąc mi od czasu do czasu: Nie będę jeść, dopóki zrobisz mi kakao!


Tylko czasami jedzą talerze ("Mamo, to jest talerz którego będę jeść z." :)) 



 

Dialogi na cztery nogi

Jest jeszcze cała masa dialogów, całkiem poprawnych stylistycznie, ale o zabarwieniu mocno kabaretowym.
Voilà:

Potrzebuję poranną dawkę poczucia czegoś miękkiego i delikatnego.
Wołam więc dziecię, przytulam mocno, całuję, mówię, że kocham, a ona na to krzyczy:
 
Mamo, zabiję się!
Rety! - myślę - a wydawało mi się, że i ona lubi te nasze codzienne czułości. 
- Mamo, zaaaa-biii-ję się! Maaa-mooo!!! - Mała szarpie się i wyrywa. 
- Co ty gadasz?! - złoszczę się, bo co jak co ale żarty o śmierci mnie niespecjalnie śmieszą 
- No, zabiję się w grze!
- wyjaśnia i grzeje co sił w małych nóżkach, by dokończyć arcyważne pykanie na tablecie, od którego ją tak brutalnie oderwałam.
Wniosek: Zakaz całowania w czasie grania!




 
♥♥♥

[w samochodzie, w drodze powrotnej skądśtam]

Syn: Mamo, mamo, ma-mo, maaaaamoooo ...
/Matka milczy wypruta po całym dniu pytań, w nadziei, że syn się zniechęci i zamilknie./
Syn: Maaaaa-moooo!!!
Ojciec (z odsieczą): Powiedz to mi.
Syn: Tatooooo!
Ojciec: Co?
Syn: Tato, chcę coś mamie powiedzieć!

[Kurtyna]




To zmęczenie ogarnia mnie nie tylko w efekcie licznych pytań, ale też na myśl o produkowanych codzienni łamańcach językowych moich dzieci.
Czasami z nimi walczę, choc coraz częściej po prostu wrzucam na luz.
Tym bardziej, że wszędzie się czai dywersja :)









Mam tylko nadzieję, że poznawany w takim trudzie i znoju język polski nie znajdzie sobie takiego zastosowania :))







 Marzia Gaggioli




A Jezus?
W czasie ostatnich świąt Najmłodszą żywo zajmowała kwestia, czy Jezus chodził do szkoły, jak był na podłodze.
Na ziemi, znaczy się :) 


_______________________________________________________________

* You've made my day - Sprawiłeś mi radość! lub Oddałeś mi wspaniałą przysługę. (dosłownie: Zrobiłeś mój dzień :)))





sobota, 12 kwietnia 2014

26 comments:

  1. Ha ha! Piekne. Paszcze - genialne

    OdpowiedzUsuń
  2. Znam to, oj znam. Dwujezyczne dzieci to material na gruba ksiege powiedzonek.
    Moje tez czasem przesmiesznie gadaly, np. die deska, der pan lub inne w tym stylu. Najstarsza pisala list do babci, w ktorym chwalila sie, ze ma wielu "nowyh koleguff".
    Najlepsza byla srednia z ADHD, moja mama nie mogla sobia dac z nia rady, kiedy spedzala z nimi urlop w Polsce. Wreszcie rozzloszczona, zagrozila, ze wezwie policje. Pomoglo na chwile. Kiedy wracaly pociagiem, srednia co chwile dopytywala sie, kiedy przekrocza granice, zeby byc juz w "Mienczech". Wreszcie doczekala sie i zaraz oznajmila mojej mamie: Teraz to ty musisz byc grzeczna, bo zawolam nasza polizei.
    Na kury mowila kakurydy, co chyba mialo zawierac przy okazji dzwieki wydawane przez koguty.
    Najstarsza rysowala ludzika, takiego najprostszego z kolek i kresek, ale jedna noga zostala narysowana gdzies z boku, nie polaczona z korpusem. Na pytanie dlaczego tak, odparla: No nie widzisz, ze ma noge zlamana?
    Przyjemnego weekendu! :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje dzieci ADHD nie mają, a też babcie sobie średnio radzą :)
      Ale z drugiej strony co się dziwić. Widząc kogoś 2-3 razy na rok trudno jest zbudować sobie autorytet. Swoją drogą to naprawdę charakterna ta Twoja córka :)))
      'Kakurydy' są przecudnej urody :)
      Dziękuję i Tobie również pogodnego, spokojnego weekendu :)

      Usuń
  3. Zdjecie Knorra mnie przerazilo.
    Jak mozna oczekiwac od dzieci emigrantow zeby mowily poprawnie jak tu sie takie cuda dzieja:)))
    Polski jest trudnym jezykiem zwlaszcza w porownaniu z angielskim, wiec nie ma sie co dziwic dzieciom, ze maja problem.
    Ja juz zapomnialam wiekszosc takich rozmowek z moim Juniorem... tak na szybko pamietam tylko ze zawsze "przynosil kolegow do domu" a oni jego "inwentowali na urodziny":)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Knorr nie tyle mnie przeraził, co wkurzył - co to za ohyda!
      No ale zawsze można to jakoś obejść, nie kupując zupek w proszku :)))
      Ja też wiele powiedzonek zapominam zapisać i w rezultacie przepadają na zawsze.
      Ale chcę mieć 'skatalogowane' przynajmniej niektóre i mam zamiar ten post regularnie uzupełniać :).
      Tak, moi też przynoszą kolegów do domu, jeżdżą na autobusie i chodzą do szkoły znajomymi Z!
      A mimo to wciąż ich podziwiam za inwencję twórczą :)

      Usuń
  4. ' to smell' zrobiło mi dzień, defo. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy sobie musi od czasu do czasu pośmierdzieć :)

      Usuń
  5. Cudny post, uśmiałam się :D
    Ale jecznicę ze szczypiorkiem przyćmiła ta pani w różach, z wysiłkiem dobrnęłam do końca...KOCHAJ MNIE NIE NA ZAWSZE?!
    A to jest pastisz? Czy ona tak naprawdę? Pytam całkiem serio ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Monia, to nie jest pastisz, tylko samozwańcza, nad wyraz płodna, gwiazda internetu, Włoszka, która śpiewa w różnych językach. Podobno w różnych krajach szuka sobie przyjaciół, którzy pomagają jej napisać piosenki fonetcznie - i stąd taki a nie inny rezultat, wspierany jarmarcznym gustem i discopolową estetyką.
      Albo jak kto woli to nowa idolka hipsterów :)
      http://patrykchilewicz.natemat.pl/28491,marzia-gaggioli-reinkarnacja-aldony-orlowskiej

      Usuń
    2. Mnie siem to wef głowa nie mieści!!!!!
      Jakich czasów przyszło mi dożyć! Jest ciekawiej, niż sądziłam :D
      Na końcu okaże się, że to mężczyzna, zobaczysz!

      Usuń
    3. Kto wie, kto wie ... aczkolwiek ci, co w chwili obecnej robią w teledyskach za mężczyz też są dla mnie fascynującymi postaciami drugiego planu. Układ choreograficzny w ich wykonaniu to czysta poezja!

      Usuń
  6. Mój ulubiony temat, jak powszechnie wiadomo :)
    Język polski jest BARDZO trudny. Nawet dla tubylców, a co dopiero dla kogoś, kto przebywa na obczyźnie. Zwłaszcza przy niewielkiej styczności (jak Twoje dzieci).
    I tak jest super, bo chcą mówić po polsku. Dzieci mojej szkolnej koleżanki, która mieszka w Niemczech, nie chcą. I koniec. Nie podlega dyskusji.

    PS U Was funkcjonują takie "krzyżówki" i u nas też, choć wszyscy na miejscu. Mówi się np. "wymejdałaś mi dzień". Lubię takie słowne zabawy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też lubię, ale z umiarem, bo stąd już szybka droga do 'pinglisz', a tego chcę za wszelką cenę unikać. Kategorycznie odmawiam kupowania moim dzieciom 'łotera'! :)
      Nadmienię jeszcze, że moje dzieci nienawidzą, jak się śmiejemy z ich potyczek słownych - myślą, że się z nich nabijamy i się obrażają. A wytłumaczenie im, co nas tak naprawdę rozśmieszyło, czasami przerasta nasze możliwości i ... pokłady cierpliwości :))

      Usuń
  7. Prosze wiecej takich postow, usmialam sie niesamowice. Dziureczki! Nie wiem co straszniejsze Knorr czy pani, ktorej wydaje sie ze spiewa?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moniko, zapewniam Cię, że moje dzieci się postarają, byś jeszcze nie raz mogła się pośmiać.
      'Dziureczki' są naprawdę przeurocze i od tamtej pory nie mówimy o nich inaczej, niż właśnie per 'Dziureczki' :)
      Pani która śpiewa, to jednak swojego rodzaju rozrywka - jak się patrzę na nią, to mi się gęba nieustannie cieszy :)

      Usuń
  8. Szlachetna matko...popłakałam się ze śmiechu, przy rozmowie o "do mnie" turlałam się. Przychodzi Jasiek, czytam mu a on: "ale co???"...Bombowe masz dzieci!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, dzięki :)
      A co do tłumaczenia dowcipów i różnego typu niuansów językowych, to też mam w zanadrzu parę histrori, jak to próbowałam np. opowiedzieć dowcip po polsku i potem go (w obliczu zupełnego braku reakcji) tłumaczyć :)))
      Niestety, pewne rzeczy pozostaną już na zawsze nieuchwytne (po obu stronach).

      Usuń
  9. Pytają się mnie w domu:co ty się tak śmiejesz? I co mam powiedzieć że Fidrygaukę czytam? Każdy jeden tekst lepszy od poprzedniego, ubawiłam się pomimo że część już wcześniej czytałam. Za każdym razem boskie. A przy tym z zadawaniem pytań "do mnie" się najzwyczajniej zbeksałam :))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Karolino, nie widzę przeszkód! Możesz śmiało mówić, że czytasz mój blog. Naprawdę się nie obrażę ;)
      Mój mąż już zna całkiem sporo moich wirtualnych znajomych, bo też się rechoczę do ekranu i potem się muszę tłumaczy kto, gdzie, kogo i dlaczego :)
      A ten tekst z zadawaniem pytań powstał ... wczoraj! Dosłownie w godzinę po opublikowaniu tego tekstu. Nie mogłam sobie pozwolić, żeby go pominąć i szybciutko dopisałam.
      Także jak widzisz, 'świeże bułeczki' będą dostarczane na bieżąco!

      Usuń
  10. Wspaniały zbiór:) Uwielbiam wszelkie łamańce słowne, potknięcia, przejęzyczenia, literówki w tekstach. To tak, jakby słowo dostawało nowe życie. :))) Knorr mi nie przeszkadza...turlaj dropsa - szarpaj nudla!
    (przepraszam...) Już Mickiewicz, przecież " Szponami, krzywemi dzioby Szarpajmy jadło na sztuki! Chociażbyś trzymał już w gębie, I tam ja szponę zagłębię ; Dostanę aż do watroby.", "Szarpajmy jadło na sztuki, a kiedy jadła nie stanie, szarpajmy ciało na sztuki"!
    Przyznam się, bez bicia, że będąc w UK i rozmawiając z Polakami, wykręcam nasz język aż do granic wytrzymałości. Bawi mnie to :/ nooo...bawi:)
    Marzia - cudowna, jak ja mogłam o niej zapomnieć!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pieprzu, no fakt, możnaby na to spojrzeć i z tej strony: Knorr jako szerzyciel polskiej kultury :)
      Ja też uwielbiam takie przejęzyczenia i żałuję, bo naprawdę było ich dużo, dużo więcej. Niestety odeszły w niebyt.
      Cóż, nie da się zapisać całego życia :))))

      A Marzia ma w sobie jakiś magnetyzm. Trudno od niej oderwać wzrok. A refrenik 'Kochanie moje, nie, nie, nie opuszczaj mnie teraz' śpiewam regularnie mojej córce, modyfikując nieco pozostałe słowa, w zależności od potrzeby chwili :)))

      Usuń
  11. aaaa, dziureczki wygrywają konkurs :D Cudne :D
    Moje młodsze stale serwuje "popachnieć", starszy nie może zapamiętać, że "zwłaszcza" i "zależy" mają inne znaczenie, u obu psy hauczały, ewentualnie hauczyły :) Polski jest po prostu powyginany gramatycznie do granic wytrzymałości ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, 'dziureczki' są naprawę słodkie, a łamańce językowe występują niezależnie od szerokości geograficznej, na której używany jest ten nasz piękny polski powyginaniec
      Ciekawe, co na ten temat myśli sama Bożena ;-)

      Usuń
  12. nie tylko dzieciakom się przytrafia, moją przyjaciółką do mnie jakiś czase temu : - przekrośmy tę ulicę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My też się często tak bawimy słowami (zabawa, albo celowe skracanie/zangielszczanie) - choć ja walczę ze 'spędzaniem' pieniędzy i bardzo rażącymi przypadkami pinglish :)
      A dzieci to tworzą zupełnie nieświadomie :)

      Usuń

Niepisanym prawem tego bloga jest lista komentarzy dłuższa od samego wpisu - uprasza się o podtrzymywanie tradycji:)

 
Back to top!