Searching...
środa, 31 sierpnia 2011

Kopernik w ciąży

Zawsze jak jestem na wakacjach w Polsce mam dylemat - gdzie iść z dziećmi. Jestem chyba trochę zepsuta Londynem, bo w Warszawie zawsze mam problem. Pewnie jacyś Warszawiacy mnie zlinczują, ale uwierzcie mi - rodowitej Warszawiance, z wielkim sentymentem do tego miasta - nie jest łatwo.

Może coś się zmieniło od ostatnich paru lat, a ja o tym nie wiem, ale jak wpadam na chwilę w czasie wakacji letnich, to naprawdę muszę się nagimnastykować, żeby zorganizować coś ciekawego.

Wiem, że dzieciom niewiele trzeba i niektóre rzeczy powielane namiętnie co roku się nie nudzą - 30-te piętro Pałacu Kultury, Muzeum Powstania Warszawskiego (domena dziadka), Muzeum Kolejnictwa (domena dziadka), fontanna na patio przy budynku Metropolitan, Starówka i basen otwarty na Szczęśliwicach to stałe punkty programu.

A potem brak już mi pomysłów. Teatry pozamykane, do Łazienek trzeba przyjść z grubo nadzianym portfelem, jak się chce choć po kulce lodów zjeść, przechadzka po Krakowskim Przedmieściu nie stanowi żadnej atrakcji (choć w zeszłym roku obrońcy krzyża wzbudzili pewne zainteresowanie i lawinę pytań). Kino nie jest dużo tańsze niż w Lądku, a cena przejazdów transportem miejskim dla nieposiadacza biletu miesięcznego zachęca tylko i wyłącznie do siedzenia w domu (lub spacerków w pobliskim lesie :))

O takim luksusie, jak spotkanie się w większym gronie na kawce, tak by można było zabrać dzieci (jakaś sensowna kawiarenka w parku, jakiś plac zabaw większy, jakieś centrum rozrywki, toalety w pobliżu) to już tylko pomarzyć można.

Jak macie jakieś namiary, to chętnie rozpatrzę wszelkie rekomendacje.

Czasami uda się natrafić na jakiś fajny festyn (np. koniec Lata w Mieście), ale jest to trudne do zgrania ze wszystkimi wizytami u babć, cioć i krewnych, tych poza stolicą także.

W tym roku doszła jednak fajna atrakcja - o której słów kilka.

CENTRUM NAUKI 'KOPERNIK'


powyższe zdjęcia ze strony 77foto
 
Na wstępie powiem, że ogólne wrażenia bardzo pozytywne. Nareszcie jest takie miejsce, gdzie nie trzeba chodzić w dziwnych kapciach, gdzie można wszystkiego dotykać, a nawet jest to wskazane i gdzie panie portierki nie patrzą się na ciebie z miną Miss Trunchbull (kto oglądał Matyldę, ten wie :)), ale mniej więcej wyglądało to tak:


Badacze, odkrywcy, szperacze, dociekliwi, technicy, chemicy, biolodzy, artyści - każdy znajdzie dla siebie coś ciekawego.

Jak nie prawo ciążenia, to obserwowanie napięcia powierzchniowego olbrzymich balonów mydlanych.
Jak nie malowanie portretu przy pomocy układu luster i soczewek, to kopanie dołu w wodzie.
Jak nie układanki logiczne, to skakanie po powierzchni księżyca, wykopki archeologiczne, kręcenie własnego filmu animowanego, granie na niewidzialnych strunach harfy, rozmowy z robotem, rozpalanie ogniska, budowanie mostu bez gwoździ, badanie gęstości płynów, doświadczanie trzęsienia ziemi, udawanie chomika, zabawy w wodzie (turbiny, zaworki, tamy - jedno z moich naukowców utknęło tam na dobre i mowy nie było o dalszym zwiedzaniu) i całe mnóstwo innych atrakcji.


Naprawdę nudzić się tam nie powinien nikt (choć podsłuchałam parę wyszeptanych słów krytyki, że nudy, że chodźmy już, że stracone pieniądze itp. - ale to były tzw. przypadki nieuleczalne).
Pełną listę eksponatów na wystawie interaktywnej można sobie przeczytać TU




Wszystko jest podpisane (ale przyznaję, że czasami trzeba się moooocno wczytywać, żeby zrozumieć - najlepiej obserwować poprzedników :)). Są niby też animatorzy, których można się zapytać o wyjaśnienie bardziej skomplikowanych kwestii, ale to gatunek endemiczny :).

Na jeden raz nie da się wszystkiego zobaczyć (dotknąć, zeksplorować), bo oprócz stałej wystawy są ekspozycje zmienne, warsztaty, planetarium (wszystko za dodatkową opłatą), a do tego tłumy są niemiłosierne i właściwie do każdego 'eksponatu' trzeba czekać na swoją kolejkę.

Ale nie jest to bynajmniej nudne, gdyż w tym czasie można przeprowadzać bardzo ciekawe obserwacje psychologiczno-socjologiczne postaw rodzicielskich.

Oto moja - w naprędce sporządzona - typologia:

1. 'Mentor' - czyli na czym to ja się nie znam! Fizykę mam w małym palcu, chemia to pryszcz, z genetyką i optyką jestem za pan brat. I udowodnię to tłumacząc wszystko głosem znawcy, oczywiście na tyle doniosłym, by gawiedź wokół słyszała, jaki jestem mądry.


2. 'Matka geniusza' - to z kolei postawa mamuś, które tłumaczą wszystko swoim ledwie chodzącym dzieciom językiem encyklopedycznym, pieją z zachwytu że ich Hieronimek lub inna Marcjanna nacisnęli przycisk, poturlali piłeczkę, dmuchnęli na bańkę mydlaną. Zniechęcają do taplania się w wodzie na rzecz podnoszenia się na platformie przy pomocy jednego lub dwóch bloczków w celu zaobserwowania różnicy, co przychodzi łatwiej.


3. 'Piotruś Pan' - czyli weź się dziecko odsuń, bo tatuś (vel mamusia) się chce pobawić,


4. 'Juliusz Cezar' - czyli przybyłem, zobaczyłem, zaliczyłem (w wolnym tłumaczeniu) - tych rodziców można rozpoznać po wydzierających się rozpaczliwie dzieciach, którym przerwano zabawę w najlepszym momencie, bo tatusiowie spieszą się, by zaliczyć następny punkt programu, a znudzone lekko mamusie, w butach na obcasach takich, że chodzenie w nich przeczy wszelkim prawom fizyki, spódniczkach mini i innych akcesoriach utrudniających jakiekolwiek zaangażowanie, rozglądają się wokół szukając odpowiedzi na pytanie, kto wzbudza większe zainteresowanie płci brzydkiej - one czy to żelastwo wokół.


5. 'Fotoreporter' czyli dwa aparaty przewieszone przez ramię i kamera do dokumentowania każdej najmniejszej śrubki - oj będzie co na fejsa wrzucać!


6. 'Belferka' czyli nie odejdziesz mi od tej piramidki synu, dopóki jej nie ułożysz! ("Jak już, cholera jasna, zabuliłam taką kasę, to się przynajmniej czegoś naucz matole!")


7. I oczywiście cała reszta :)




piramida z kul (elementy stanowiły pojedyncze kule jak też 2-4 połączone ze sobą w różnych płaszczyznach, także ułożenie wymagało - zgodnie z zamierzeniem twórców - uwolnienia myślenia, przestrzennego głównie :))

Ja bym siebie określiła jako mieszankę nr 3 i 5, ale niestety nie pobawiłam się zanadto, gdyż trzeba było niezłej gotowości bojowej i zaangażowania wszystkich zmysłów, by nie zgubić jakiegoś potomka (w razie czego mieliśmy ustalony awaryjny punkt spotkań przy robocie), a ciekawych zdjęć nie udało mi się zrobić, bo tam albo ktoś wchodził w kadr, albo było za ciemno, albo za jasno (lampa odbijała się od metalu, wody, szkła itp), albo coś się ruszało, itp. Genernie wolałam nakręcać mini filmiki :)



Jak wykopać dołek w wodzie?

słuchanie radia za pomocą przewodnictwa kostnego

 
armatka powietrzna (przy pomocy strumienia powietrza należy utrzymać piłkę w górze)

A wracając do samego centrum, to nie jedno jest pewne: mimo iż jest to właściwie tylko namiastka Science Museum (na którym się niewątpliwie wzorowali jego twórcy) Centrum Kopernika jest to czymś bardzo nowatorskiego na polskim gruncie.

Przedstawiam Państwu mojego syna :)

Super miejsce. Warte zobaczenia.
Niestety jest kilka 'ale', które nieco zacierają dobre wrażenie:

Bilety - aby je zdobyć trzeba stać w kolejce przez ok. 4 godziny, z czego tylko ostatnią godzinę można miłosiernie spędzić w klimatyzowanym wnętrzu - pozostałe 3 na otwartej przestrzeni; w dzikim upale, urywającej głowę wichurze lub ulewnym deszczu (nie wiem, jak było zimą :))

Choć i wtedy niektórzy nie marnują czasu, tylko rozpoczynają bacznie obserwować świat wokół.


"Mamo, a dlaczego mój cień wisi w powietrzu?"

Bilety roczne - najbardziej chyba opłacalne (przynajmniej dla mieszkańców Warszawy i okolic), jako że po odstaniu tych czterech godzin nie pozostaje już zbyt wiele czasu i sił witalnych, by na spokojnie porozkoszować się cudami techniki. Niestety z zupełnie niezrozumiałych dla mnie powodów nie można kupić ich przez internet, co ułatwiłoby życie i tym kupującym i tym stojącym (mniejsza konkurencja :).
Restauracja - mikrusowa, jak na taki 'przerób', a dodatkowo zaplanowana bezmyślnie - kolejka stoi tak, że blokuje wyjście z kuchni i co chwila komuś się obrwa wózkiem z tacami lub drzwiami. Ponadto nie widać menu. Jest tuż nad serwującymi kucharzami, co oznacza, że można je dopiero przeczytać (przy odrobinie dobrych chęci, dobrym wzroku i sporym wygięciu w tył), jak się dotrze do pewnego punktu. W praktyce oznacza to, że, trzeba się zdecydować niemalże w chwili zobaczenia potraw - moje dzieci np. chciały makaron z ryżem, bo to akurat było w zasięgu ich wzroku)
Sklep 'Wiem' - jeszcze mniejszy, ale to nie stanowi większego problemu, gdyż po spłukaniu się na bilety i po zerknięciu na ceny większość odwiedzających omija go szerokim łukiem :)
Generalnie jednak trzymam kciuki za dalszy rozwój Centrum. Naukowy i logistyczny :).
A co do tytułu wpisu - to taka wskazówka dla tych, którzy nie chcą stać w kolejce: zaprzyjaźnijcie się/ przekupcie/ zaszantażujcie kobietę w widocznej ciąży - ona może podejść do kasy BEZ KOLEJKI !!!
Kula poruszająca się miarowym ruchem i zbijająca co i raz metalowe pałeczki - dowód na to, że Ziemia się kręci (ale akurat tego motywu nie zajarzyłam - tzn. nie przekonało mnie :))
Z DZIEĆMI CZY BEZ - BEZSPRZECZNIE POLECAM :)

3 comments:

  1. Powiem szczerze, że to Centrum Kopernika zachęca mnie bardziej niż londyńskie SM. Byłam w tym drugim kilka razy - nadal uważam, że tam to tylko z namiotem i zestawem konserw - ale jakoś za dużo tam czytania, a za mało interakcji z obiektami.
    Dopuszczam jednakmyśl, że to moja wina - polazłam bez namiotu...

    Jak się kopie dołek w wodzie?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łooj, jaka ja zdolna jestem - dopiero zauważyłam, że skomentowałam sobie beztrosko post z 2011 roku. Nawet nie wiem, jak on mi pod rękę wpadł. No to... w ten głupi dziób!

      Usuń
    2. Bardzo mi miło, że ten wpis doczekał się pierwszego komentarza po prawie 3 latach :)
      Nigdzie nie jest napisane, że trzeba komentować tylko bierzące wpisy :)
      Dostaję powiadomienia o każdym komentarzu (gorzej z czasem na odpowiadanie na nie).
      Co do Science Museum to fakt, jest przeogromne. Jeszcze nigdy nie udało się nam zobaczyć wszystkiego na raz.
      A Kopernik ... jest młodszy i ma duże szanse 'zagiąć' starszego kolegę - nie powierzchniowo, ale interakcyjnie (tak jak warszawskie metro jest dużo lepsze od londyńskiego; a że krótsze i mniej rozbudowane? Phi - to tylko detal :)))
      Z tego co wiem, organizacyjnie już jest dużo lepiej, po przejściu pierwszej fali odwiedzających. Ale nadal nie można kupić biletów online.

      A dołek w wodzie kopie się ... kręcąc naczyniem z wodą. Z faktycznym kopaniem nie ma to oczywiście nic wspólnego, ale hasło przyciąga uwagę - jak widać :)

      Usuń

Niepisanym prawem tego bloga jest lista komentarzy dłuższa od samego wpisu - uprasza się o podtrzymywanie tradycji:)

 
Back to top!