Searching...
sobota, 17 września 2011

Spieniony Zawrót Głowy

Już się kiedyś przyznałam, że mój angielski nie powala na łopatki, choć oczywiście radzę sobie w mowie i piśmie (ostatnio niestety coraz bardziej w piśmie - tony papierów i raportów mnie otaczają).
Zdarzają się jednak takie artykuły, że przebrnąć nie mogę.

I nie mówię np. o recenzji Nieznośnej Lekkości Bytu, którą ostatnio wygrzebałam w Guardianie (akurat BBC puszczało ten film, więc byłam ciekawa, jak temat odebrali ci z zachodu :)) - przefilozofowanej tak, że gdybym ją przeczytała przed filmem, nigdy bym się nie zabrała ani za książkę, ani za film.

Nie mówię o artykułach z The Economist, bo ich po prostu nie czytam :)

Nie mówię też o niezrozumieniu wynikającym z niedowierzania.

Czasami wpadają mi w oko artykuły, które są takim bełkotem, że nie wiedomo jak to ugryźć.
A ten, który za chwilę opiszę, ugryźć akurat chciałam, bo mnie zafrapowało zdjęcie, mające - jak się sami za chwilę przekonacie - z gryzieniem nieco współnego.

Na wstępie mała próbka słownictwa, jakim operuje pan redaktor: opalizujący, enfant terrible, alchemik, puszył się, byronicznie wyglądający (que?), drżenie, które miało wkrótce potrząsnąć całym światem, mise en place (wstawki francuskie :)), spherificaition (jak to w ogóle przetłumaczyć - 'ukulanie' czyli nadawanie kształtu kuli?), zostało zbękarcone przez marnych imitatorów, i tak dalej w ten deseń,

Zgadliście o czym jest ten artykuł?

O ... jedzeniu! To przecież oczywiste! :)

A dokładnie o molekularnej gastronomii*.


Cokolwiek to ustrojstwo może znaczyć. A pewnie znaczy coś ważnego, skoro w artykule cytowany jest jakiś badacz jedzenia (food scientist).

Ale nie dajcie się zwieść!
To nie jest rozprawka naukowa, tylko notatka prasowa, z której - jak mgliście zrozumiałam - chodzi o to, że pewien pan (ten infant terrrible o byronicznym wyglądzie), znany w kręgach snobistycznej grupy smakoszy, zamyka swoją ę-ą-fę-fą restaurację nad Adriatykiem, przy zatoce Costa Brava, niedaleko Barcelony.


Pan Ferran Adria - bo o nim mowa - swoimi nowatorskim pomysłami spowodował, że przeciętna restauracja od 1994 zaczęła się przeobrażać w owiane famą, godne bywania miejsce.
W latach świetności restauracja miewała średnio milion rezerwacji rocznie (co daje 2740 rezerwacji na dzień. Ktoś tu przekonfabulował, czy ekskluzywna restauracja rzeczywiście może mieć taki dzienny przerób?).
Ja widać zatem snobistyczna grupka smakoszy, ochrzczona rozkosznie 'foodies', nie była taka znowu mała :)


Temat jest ważki dla porannych czytelników Metra, a jakże!
Wielu Anglików ma letnie posiadłości w Hiszpanii i jest to dla nich niepowetowana strata.
Tak ważna, że w rozmowie z dwoma innym londyńskimi restauratorami, komentującymi ten fakt pada dramatyczne pytanie:


WHAT DOES THE FUTURE HOLD FOR DINING?

No bo cóż może jeszcze być wymyślone po konstelacjach takich jak czekolada, banan i curry czy meduzy z zielonymi migdałami?!

Panowie kucharze na razie pozostają bez odpowiedzi, a przyszłość gastronomii widzą czarno.

(Panowie - niech świat mody natchnie was nadzieją. Niby już wszystko było, a co i rusz jakiś mistrz zaskoczy.)

ElBulli, restauracja zdobywająca tytuł najlepszej na świecie 5 razy z rzędu i szczycąca się trzema gwiazdkami Michellina została ostatecznie zamknięta w lipcu tego roku, goszcząc ostatnich pięćdziesięciu szczęśliwców.
Pożegnalny obiad, nazwany - z lekką dozą profanacji - 'Ostatnią Wieczerzą' składał się z ... 49 dań, takich jak 'golden egg' czy 'icy quinoa of duck fois-gras' (a wygoolglajcie se sami).**
Szkoda, że nie z pięćdziesięciu dla równego rachunku.
Nieee, to by było zbyt banalne :)),


Ja najbardziej nie mogę odżałować (Nie wiem, czy będę mogła spać dziś w nocy.), że nie mogłam spróbować tej potrawy (przepraszam, ale nie wiem, do jakiej kategorii ją przypisać; do deserów chyba)



air of honey with flowers and pistachio nuts
Aż ślinka (bez skojarzeń proszę) leci, nie?

Nie wszystko jeszcze stracone!

Pan Adria nie zamknął bowiem swojej restauracji bez przyczyny.
Alchemik ów, geniusz i ikona eksperymentalnego kucharzenia (tytułomania jak za Ceausescu) zamierza bowiem teraz otworzyć Creative Center for Cooking - centrum dla maniaków, z bazą pomysłów, mającą za główny cel poszerzanie granic eksperymentalnego gotowania.

Prawda objawiona, że 'kreatywność to nie kopiowanie' pcha pana Ferrana na co raz to nowe grunty.
 

Ale może jeszcze gdzieś kiedyś uda wam się spróbować jego zupę :)



Nie wiem dlaczego, ale mi nasuwa się na myśl bajka "Nowe szaty cesarza"...


parę przykładowych potraw i wyjaśnienie, czym jest ... spherification :)

 a tu mini reportaż o restauracji
 
__________________________________________________________________
* Jeśli molekuła to najmniejsza część związku chemicznego lub pierwiastka, a gastronomia to działalność produkcyjno-usługowa obejmująca prowadzenie restauracji lub sztuka przyrządzania potraw, to czym jest molekularna gastronomia???
Serio, niech jakiś językoznawca lub logik mi to wytłumaczy, bo ja nie chwytam.

** Dokładna lista potraw tutaj
Mnie najbardziej zafrapowały:
- flowers paper (sprasowana wata cukrowa z płatkami róży)
- liquid croqueta (krokiet w płynie?)
- smoked mousse (mus o zapachu tytoniu - autentycznie!)
- game meat cappucino (kawa z pianką o zapachu dziczyzny?)
- hare loin with its own blood (polędwiczka zajęcza duszona we krwi, bleeeee).



sobota, 17 września 2011

0 comments:

Prześlij komentarz

Niepisanym prawem tego bloga jest lista komentarzy dłuższa od samego wpisu - uprasza się o podtrzymywanie tradycji:)

 
Back to top!